Rozdział 7
Let the adventure begin.
86 lat później
Gandalf Szary nie po raz pierwszy miał za sobą kilka nieprzespanych nocy. Teoretycznie powinien być teraz w drodze do Isengardu, gdzie wyczekiwał go Saruman. Nie mógł jednak zostawić Froda bez wcześniejszego zabezpieczenia jego misji. Oczywiście miał nadzieje, że wszystko okażę się zbędna, ale byłby wysoce lekkomyślny, gdyby postawił bezpieczeństwo Pierścienia na jedną kartę. Tym zabezpieczeniem była jedna osoba. Co gorsza przez dłuższy czas nie miał pojęcia gdzie ją znaleźć. Kilka dni temu natrafił jednak na obiecujący trop i właśnie podążał jego śladem. Słońce jeszcze nie wstało, szarość poranka panoszyła się w najlepsze pośród krzewów. Zauważył, skuloną figurkę pod drzewem. Prawą rękę opierała na rękojeści miecza, szare oczy spod kaptura świeciły jasno, bystro wpatrzone w czarodzieja. Gandalf ściągnął wodzę i z uśmiechem pełnym ulgi wypisanym na twarzy zwinnie zsunął się z konia.
- Rad jestem, że cię widzę. Długo cię szukałem. – oznajmił
- To chyba dobrze. – odparła chłodno - Co takiego chcesz mi przekazć??
- To ważne. – usiadł obok niej, opierając się o pień drzewa – Mam niewiele czasu, więc nie opowiem wszystkiego dokładnie.
- Zamieniam się w słuch.
- Potrzebuję twojej pomocy.
- Cóż za niespodzianka. – zakpiła –Jak to jest, że zazwyczaj mnie ignorujecie, ale wystarczy, że wydarzy się coś o was przerasta, a przychodzicie do mnie z podkulonym ogonem i prosicie o pomoc? – mówiła obojętnie, jakby do siebie
- Zanim powiesz coś więcej pozwól, że dokończę. – wzruszyła ramionami – Chodzi o Jedyny Pierścień. – momentalnie zesztywniała
- Co z nim?
- Znalazłem go, już wcześnie coś podejrzewałem, ale teraz wiem na pewno.
- Jak? Gdzie? Kiedy?
- Pierścień jest w Shire, u hobbita, Froda Bagginsa.
- Chcesz powiedzieć, że najpotężniejszy przedmiot w Sródziemiu jest w rękach bezbronnego niziołka? – warknęła –Jak to się stało?
-Słyszałaś o wyprawie trzynastu krasnoludów do Ereboru?
- Oczywiście, trudno było przegapić. Armie orków zrobiłaby mniej hałasu. – odparła z drwiną
- Sądzę, że zrobiłem wszystko jak należy by wyprawa pozostała w sekrecie. – Gandalf wydawał się nieco urażony, elfka parsknęła
- Tak, zwłaszcza bitwa była bardzo cichym zakończeniem całej akcji. – zauważyła z ironią
- Cóż, na tym etapie dyskrecja nie była już konieczna. Ale do rzeczy. – staruszek streścił jej historię Bilba, o znalezieniu i o wielokrotnym korzystaniu z Pierścienia. Opisał też ostatni wybryk pana Bagginsa i przekazanie skarbu Frodowi oraz o planie wysłania go do Rivendell. Na koniec musiał przejść do drugiej nieprzyjemnej nowiny. – Dziewięciu wyruszyło, przebyło rzekę i kierują się na zachód. Nie wiem gdzie teraz są, ale jedno jest pewne szukają Jedynego i wiedzą kto go ma. Nie wiem tylko czy znaleźli już Shire, ale to kwestia czasu. – Silwen patrzyła na niego, poruszona.
- Skąd się dowiedzieli?
- To długa historia, a my musimy się spieszyć.
- A zatem czego ode mnie oczekujesz?
- Miałem się spotkać z Frodem, w Bree, ,,Pod Rozbrykanym Kucykiem", ale sprawy się pokomplikowały, muszę się dostać do Isengardu i nie zdążę na spotkanie. Proszę abyś udała się tam i broniła tych hobbitów za wszelką cenę.
- Hobbitów? Wspominałeś o jednym.
- Wysłałem z nim wiernego przyjaciela, nie wykluczam też, że dołączy do niego jeszcze ktoś. - kiwnęła głową – Wysłałem też jednego ze Strażników, Aragorna, zwą go Obieżyświatem. Ufam mu, ale różne rzeczy przytrafiają się na drogach. Zrobisz to? – w jego oczach zawarte było nieme błaganie. Zawahała się, z Mithrandirem łączyły ją specyficzne relacje, ale tu chodziło o coś więcej.
- Zrobię. - zdecydowała
- Jestem ci wdzięczny.
- Miło słyszeć. Kiedy mam się ich spodziewać?
- Nie wiem dokładnie, może dziesięć dni. Kazałem wysłać list do Froda, przykazałem mu się spieszyć. Ale kto wie kiedy list rzeczywiście zostanie wysłany lub ile zajmie droga hobbitom?Frodo przedstawi się pod nazwiskiem Underhill. Czas na mnie. – stwierdził, wstał
- Doprowadzę ich całych do Imladris, przysięgam.
- Wiem. Powodzenia.
- Powodzenia. – powiedziała cicho
Następne tygodnie spędziła na uważnym penetrowaniu szlaków między Shire a Bree. Wielokrotnie przeklinając Gandalfa, który fatalnie się pomylił. Zbyt wielka ufność pokładał bowiem w pamięci Butterbura. Frodo nie otrzymał listu, postanowił, więc zorganizować wszystko we własnym tempie i poczekać do swoich urodzin. W końcu zaobserwowała hobbita niemal kropkę w kropkę podobnego do postaci opisanej przez Mithrandira. Wyprzedziła ich i nie po raz pierwszy zawitała Pod Kucykiem. W izbie było jeszcze pusto, zamówiła potrawkę oraz wino i usiadła w najbardziej ocienionym stoliku jaki znalazła. Upływały godziny, zaczęło się robić coraz ciemniej. Goście napływali do gospody, w większości miejscowi chcący się napić po ciężkim dniu pracy i pogawędzić ze znajomymi. Główna izba była oddzielona od przedsionka wahadłowymi drzwiami w, których nieustannie pojawiał się lub znikał Butterbur. W pewnej chwili pojawił się tam wysoki mężczyzna, Aragorn. Silwen ulżyło, nie jej będzie teraz dane męczyć się z czwórką hobbitów. Pozwoli jej to podziałać na innym froncie.
W końcu, gdy Silwen zaczęła się zastanawiać czy przypadkiem hobbici nie zawitają tu dopiero jutro lub co gorsza znaleźli się w niebezpieczeństwie, drzwi znów się rozwarły, a do środka wtarabaniła się trójka niziołków. Z pewnością była to właśnie ta trójka, którą elfka widziała na trakcie, ale wtedy było ich czterech. Na razie nie mogła się niczego dowiedzieć, starała się tylko pozostać niewidoczną. Barliman Butterbur przedstawił hobbitów, a następnie przeszedł do gości. Uważnie też śledziła ruchy Strażnika, nie widział jej, to było pewne. Za to nie spuszczał oka z Froda. Na chwilę pozwoliła sobie na zatopienie się w myślach, a gdy się ocknęła z przerażeniem stwierdziła, że młody pan Baggins znajduję się w centrum uwagi. Na szczęście siostrzeniec Bilba zaczął śpiewać jakąś hobbicką piosnkę, której elfka nigdy nie słyszała. Frodo radził sobie całkiem nieźle i po zakończeniu, na prośbę zebranych zabrał się do odśpiewywania jej jeszcze raz. Przy jednej z linijek podskoczył, ale przy lądowaniu niefortunnie poślizgnął się i runął na podłogę. Coś błysnęło i w następnej chwili hobbit rozpłynął się w powietrzu. Silwen cała się spięła, gotowa do ataku, ale Obieżyświat ją uprzedził. Na chwilę i jego elfka straciła z oczu, ale chwilę później zarejestrowała ich obu rozmawiających kącie. W sali panował rwetes, aż nadbiegł sam gospodarz. Silwen rozejrzawszy, zorientowała się, że wielu gości ulotniło się chyłkiem lub jawnie, rzucając trójce przyjaciół wrogie spojrzenia. Po kilku słowach wyrzutu z ust Butterbura, oni również poszli na górę, za nimi jak cień sunął Aragorn.
Gospodarz został, jak mu się zdawało, sam. Wzdychając raz po raz zabrał się do uprzątnięcia sali. Nucił przy tym jakąś skoczna melodię. Silwen odczekała chwilę i zerwała się gwałtownie, przez co wystraszony człowiek omal nie upuścił kufli.
- Wybacz, nie zauważyłem cię. Już zamykam, tak więc jeśli nie masz noclegu. – wskazał głową na drzwi.
Ona odrzuciła kaptur, Brliman aż się wzdrygnął. Podeszła do niego przybierając łagodny, ale stanowczy wyraz twarzy.
- Posłuchaj – zaczęła miękko – ta trójka hobbitów jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jeśli nie będą ostrożni, zginął. – twarz gospodarza pobladła – Wcześniej była ich czwórka. Muszę wiedzieć co się stało z ostatnim. Wystarczy, że powie, że jest bezpieczny, ale jeśli wyszedł – jej oczy zabłysły – musisz mi o tym powiedzieć.
- Nie m-mogę. – wybełkotał – Nie znam cię.
- Chyba nie rozumiesz, jeśli jest na zewnątrz może już nie żyć. A jeśli żyje jest w straszliwym niebezpieczeństwie, mogę mu pomóc. Ale muszę wiedzieć.
- Pan Merry, on poszedł od razu na górę, ale chciał też się przejść. Mógł już wrócić. – dodał
- Dziękuję. – odparła – Możliwe, że uratowałeś mu życie. – wcisnęła mu do ręki srebrny grosz – Nie mów im, że mnie widziałeś. – dodała, Barliman zrobił podejrzliwą minę – Mithrandir, to imię mówi ci coś? Nie, oczywiście, że nie. Gandalf, Gandalf Szary, czarodziej. Był tu?
- Tak. – przyznał – Będzie trzy miesiące temu.
- Dobrze, też go znam. W jego imieniu zachowaj nasze spotkanie dla siebie. – to mówiąc szybkim krokiem skierowała się ku drzwiom.
Na dworze było czuć deszczem, ciemne chmury zasnuły niebo, ukrywając gwiazdy i księżyc. Ulice były puste, ale w większości okien paliły się świece. Co jakiś dochodziły ją pijackie śmiechy. Przyklękła w błotnistej uliczce, ale jeśli hobbit zostawił jakieś ślady to zostały zadeptane. Wciągnęła głęboko powietrze, czuła jakąś mroczna siłę. W otaczającej jej ciemności doznawała bliskości czegoś złego i potężnego. Był to kolejny raz, kiedy żałowała, że nie nauczyła się rzucać czarów jak matka i siostra. Zdała się na instynkt zagłębiła się w jedną z uliczek. Stąpała cicho, przemykając pośród budynków. Na ziemi leżała sakiewka z Bucklandu. Przystanęła przy rogu ulicy i ostrożnie wyjrzała. Schowany w cieniu latarni stał Merry, wzrok miał utkwiony w oświetlony plac przed nim. Elfka poszła w jego ślady. W miejscu gdzie nie padało już światło, bardzo powolutku czołgała się postać. Silwen przeszył dreszcz, od razu ja poznała. Gdy Nazgul zniknął hobbit odważył się wychylić z cienie. W ostatniej chwili kobieta złapała go za kołnierz, zakrywając mu usta dłonią. Merry szarpał się i miotał dopóki nie zrzuciła kaptura i pokazała swoje szpiczaste uszy.
- Tin. ( cicho) – wyszeptała, gdy Bradybuck usłyszał czysty język elfów, uspokoił się – Chcę ci pomóc, zaprowadzę cię do gospody. Musisz być cicho. – hobbit skinął głową, uniosła dłoń
Gestem dała mu znak by szedł za nią. Bezszelestnie krążyli między domami. Jej ręką nieustannie spoczywała na rękojeści miecza. Gdy uznała, że są dostatecznie daleko, przystanęła i zlustrowała niziołka wzrokiem. Był blady i lekko dygotał.
- Nic ci nie jest? – pokręcił głową
- Czy... Czy to byli oni? Czarni Jeźdźcy?
- Co o nich wiesz? – oblizał wargi
- Niewiele. Spotkaliśmy ich kilka razy. Nie wiedzieliśmy kim są, ale tchnęła od nich groza. – wzdrygnął się – Ukrywaliśmy się przed nimi.
- Mądrze postąpiliście. Musisz już iść. Przyjaciele pewno martwią się o ciebie. Powiedz im co widziałeś.
Poprowadziła go drogą ku gospodzie.
- Jestem ci wdzięczny. – odezwał się Merry –Gdyby nie ty... - zadrżał – Kim jesteś?
- Nikim ważnym. - machnęła ręką - Wyświadcz mi przysługę i nie mów reszcie, że mnie spotkałeś.
- Ale, dlaczego? – spytał zdziwiony
- Tak będzie lepiej. Idź już. - w rzeczywistości, chodziło oto, że znacznie łatwiej będzie jej dbać o ich bezpieczeństwo podczas podróży, jeśli pozostanie w ukryciu
Brandybuck oderwał się od ściany budynku naprzeciwko gospody. Nerwowo rozglądając się przeszedł te kilka metrów. Zapukał, drzwi otworzyły się, a hobbit został wciągnięty do środka. Teraz bezpieczeństwo czwórki hobbitów było w rękach Strażnika. Aragorn wiedział jakie zagrożenie stanowią Upiory. Jej rola polegała na czymś innym. Przekradła się do stajni i przyszykowała wierzchowca. Przeprowadziła go w ślepy zaułek, szepcąc uspokajające słówka do ucha. Dobyła miecza, uśmiechając się ponuro. Czas na polowanie. Wbrew wszystkiemu, na swój sposób cieszył się. Nareszcie miała cel.
Hej. Nareszcie wchodzimy w wydarzenia z Władcy Pierścieni. W następnym rozdziale zrobimy kolejny przeskok do przeszłości Silwen. Gwiazdkujcie i komentujcie, to daje największą motywacje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro