Rozdział 19
Fangorn był jednym z niewielu miejsc w Śródziemiu, które nie podlegają zmianom, jakby czas stanął tam w miejscu. Lubiła tu bywać, bo jak żadne inne miejsce przypominał jej Doriath. Daleko mu było do pełnego złotych liści i światła Lórien lub do dusznych i z powitych grozą obszarów Mrocznej Puszczy. Fangorn. Ostatnia pamiątka po wielkim lesie, porastającym niegdyś cały Eriador.
- Hrrrrm, hmmm - usłyszała znajome pomruki - Pani Silwen, widzieć Cię z powrotem tak szybko to wielki zaszczyt, hmmm - uśmiechnęła się pod nosem, Drzewiec był jedyną osobą, która bez względu na miniony czas witała ją ,, miło widzieć cię tak prędko" lub czymś podobnym. Niektóre rzeczy pozostają niezmienne.
- Fangornie, miło Cię widzieć, choć dla mnie ten czas nie płynął tak szybko.
- Czas obchodzi się nami łaskawiej, niż z wami, Pierworodnymi, ale i dla was jest łaskawy niż dla ludzi. Oni przychodzą i odchodzą, nim ja zdołam się spostrzec. Ale i elfowie odchodzą, dawno, nawet wedle mojej rachuby, nie przechadzali się po moich lasach. – w jego głosie rozbrzmiało rozrzewnienie - A jakiś czas temu, niedaleko mnie osiedli się ludzie, oni również tu nie zachodzą, zresztą to może lepiej.
- Oni osiedli się tu pięćset lat temu – przypomniała.
- Pięćset lat temu. A czym jest pięćset lat?
- Dla mnie wycinkiem czasu, jednym z wielu w moim długim życiu. Dla nich wszystkim, czasem w którym od zwykłego górskiego plemienia stali się potężnym narodem, którym są teraz.
- Barrarum, tak. Możliwe – popatrzył na nią przenikliwie, oczami, które przypominały studnie. – Silwen Thingolion, ostatnim razem, gdy tu byłaś miałaś dla mnie prośbę. Przypuszczam, że teraz też nie przyszłaś bezinteresownie.
- Nie. Kiedyś, wiele lat temu przywiozłam ci coś na przechowanie. Przyszłam to odzyskać.
- Hrrrrrym, mogłem się domyślić. Jednak nie bądźmy pochopni, moje dziecko, przemyśl wszystko – Silwen była pewna, że gdyby sam Iluvatar zstąpił na ziemię, przed Drzewcem zostałby powitany, jego nieśmiertelnym ,,nie bądźmy pochopni".
- Czas nadszedł, niedługo wszystko się rozstrzygnie i choć nie wierzę, by zło kiedykolwiek miało zostać pokonane, to przyszłe miesiące przyniosą wielkie zmiany, niezależnie od wyniku.
- Widziałem koniec dwóch Er i początek trzech, pamiętam Erę Drzew, choć nigdy ich nie widziałem. Hmmm byłem świadkiem narodzin i upadków wielkich potęg tego świata i zawsze towarzyszyło im rozstrzygnięcie, wielkie zmiany, koniec zła, a jednak zło istnieje. Tej walki nie możemy wygrać, tylko przegrać.
- Ale walczyć musimy. Nie mogę się pochwalić takimi rzeczami, które ty widziałeś, nie jestem najstarszą elfką, ale swoje widziałam. Jeśli Sauron zatryumfuje, to trudy ostatnich tysięcy lat pójdą na marne, dlatego nie możemy się poddać. Nawet jest całkowity sukces nigdy nie jest nam pisany – las tak na nią działał, pełna cynizmu elfka znikała, zastąpione przez pełną nadziei postać, osobę gotową walczyć o lepsze jutro. – Winnam już iść, wybacz. Pamiętam miejsce.
- A więc żegnaj, pani Silwen.
- Namarie (żegnaj)
Rozeszli się, Sil w trochę szybszym tempie, niż ent. Pół dnia zajęło jej dotarcie do wytyczonego miejsca. Było zarośnięte, znacznie bardziej niż zapamiętała. Trochę trwało zanim odnalazła właściwe miejsce. Kilka stóp na nią wznosiły się jakby skalane schody. Elfka wspięła się na nie i zaczęło wodzić po nimi szczupłymi palcami, w końcu natrafiła na to, czego szukała. Delikatnie odsłoniła szary kamień, odgarniając bluszcz. Odsunęła ciężką płytę, a z powstałej szczeliny wyjęła długie zawiniątko. Pogłaskała je czule, szepcząc słowa w ojczystej mowie. Zeskoczyła z występu.
- Myślę, że zasłużyliśmy na wypoczynek Verstich – mruknęła, głaszcząc wierzchowca po szyi.
Rozsiodłała go i przywiązała na długiej linie do drzewa, tak na wszelki wypadek. Ostatnie czego potrzebowała to spłoszonego konia. Rozpaliła niewielkie ognisko, dbając by ogień się nie rozrósł i tak zdawało jej się, że słyszy pełen dezaprobaty pomruki drzew. Zasnęła po raz pierwszy od dawna spokojnie, wiedząc, że żaden wróg nie ośmieli się wejść w środek Fangornu.
* * *
Ogrody Menegroth były przepiękne, jak zwykle o tej porze roku. Wszystko kwitło, nad ścieżkami unosiła się woń kwiatów, nie była ona odurzająca ani przyprawiająca o zawrót głowy, jak to bywało, gdy gospodyni pragnęła upchać do ogrodów wszystkie rodzaje kwiatów jakie znała. Tylko lekka, będąca miłym towarzyszem do porannych spacerów. Silwen właśnie postanowiła z niego skorzystać. Wczoraj odbyła się uczta z okazji jej pięćdziesiątych urodzin, wiek w którym wkracza się w dorosłość. Więc nic dziwnego, że Thingol pragnął, by Sil wróciła. To była jej pierwsza wizyta w domu, odkąd wyjechała do Gondolinu, jako siedemnastoletni brzdąc, nic dziwnego, że była podniecona wizją powrotu. Teraz jednak przypomniała sobie to ssące poczucie rozczarowania, gdy przyjechała i uświadomiła sobie, że nie patrzy na to jak na dom. Niby znajome korytarze, ale gdy przyszło jej zasnąć w dawnej komnacie czuła się nieswojo, obco i to bolało. Bo nie potrafiła na nowo wsiąknąć w tutejsze życie. Nie kojarzyła większości strażników, choć jako dziecko znała ich wszystkich. Trzydzieści trzy lata dla elfa nie powinno być wiele, więc dlaczego wszystko się zmieniło? Gdy pytała ojca, okazało się, że większość strażników opuściła stolicę i przeniosła się do jednostek przy granicy. I ten zawód i poczucie wykluczenia, gdy szła korytarzem w towarzystwie siostry, uśmiechy z jaką ja pozdrawiali, ją też oczywiście, ale ten uśmiech był inny. To był uśmiech którym witano nieznanych gości, ale ona nie była tu przecież gościem. Nawet osoby, które znała obchodziły się z nią z dystansem, choćby jej była piastunka. Sil chciała się do niej przytulic, ale ona wykonała tylko ceremonialny ukłon i wypowiedziała słowa, które się zwykle przy taki okazjach mówi. Powód zrozumiała dopiero, gdy zobaczyła swój portrecik z dzieciństwa. I nie chodziło tylko o wygląd. Prawda, włosy miała niegdyś trochę ciemniejsze, a twarz bardziej okrągła, ale to nie wygląd stał na przeszkodzie. Służba kojarzyła ją, jako wiecznie roześmianego, biegającego boso w za dużej, męskiej koszuli dzieciaka, nie jako dostojną księżniczkę, która teraz się stała. Nie znała tutejszych ludzie, nie znała zbyt dobrze nawet własnej rodziny, bo była z nią za krótko. Usłyszała szelest i z alejki obok wyszedł sam Thingol.
- Ojcze – dygnęła.
- Silwen – siknął głową. – Zastanawiałem się, czy cię tu znajdę.
- Szukałeś mnie? Dlaczego?
- Bez powodu, chcę spędzić z tobą jeszcze trochę czasu nim wyjedziesz.
- No tak.
- Nie smuć się, nie długo znów przyjedziesz.
- Nie, nie przyjadę. Jak Turgon będzie w dobrym humorze to może za kilkadziesiąt lat – w jej głosie zabrzmiało rozgoryczenie, które Thingol wyczuł. – Dlaczego mnie odesłałeś?
- Przejdźmy się.
- Z przyjemnością – zaczęli iść
- Wiem, że masz mi to za złe, ale to było dla twojego dobra.
- To samo powiedziałeś mi trzydzieści lat temu w dzień wyjazdu. Naprawdę do tej pory nie wymyśliłeś lepszej wymówki? – zakpiła.
-To nie wymówka.
- Oczywiście - parsknęła.
- Sil...
- Co? Przecież się zgodziłam.
- Posłuchaj, niedługo przed twoim urodzeniem zło przybyło do Śródziemia, twoja matka otoczyła nas czarami, które chronią nas do dziś, ale wiedzieliśmy, że to nie będzie trwać wiecznie, więc gdy się urodziłaś pragnęliśmy znaleźć ci jakieś bezpieczne miejsce. Padło na Gondolin. Staraliśmy się nie rozgłaszać twoich narodzin, a wyjazd trzymać w sekrecie. Dla twojego rodzeństwa było za późno, Daeron jest moim dziedzicem, nie może żyć z dala od ludu, a uroda Luthien jest znana. Decyzja o odesłaniu cię była trudna, ale właściwa.
- Nie żałuję, że tam pojechałam. Poznałam Turgona, Idril, Glorfindela, ale i tak fakt, że jestem tu obca boli.
- Wiem, moje dziecko, ale nie jesteś, tu jest Twoja rodzina i tu jest twój drugi dom – elf objął ją. – Zawsze.
Witajcie, tylko z około 24 godzinnym opóźnienie. Byłam dzisiaj na Avengersach i trudno przyzwyczaić się do myśli, że to już ostatni z tym składem.
Generalnie dzięki FlowerLandcaster123 dowiedził się mniej więcej jaki wiek elficki odzwierciedla ludzki, dziękuję. Odwieczna zagadka rozwiązana.
Mam nadzieje, że Wam się podobało i do zobaczenia za tydzień. Dawajcie gwiazdki i piszcie komentarze. Przesyłam Wam falę dobrej energii. ❤❤❤
1,54 tys. wyświetleń?! Jesteś niesamowici. Motywuje mnie to tylko do dalszej, wytężonej pracy. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro