Rozdział 18
Za trzy godziny miało świtać, idealny moment by się wymknąć. Było tuż po zmianie wart, a wyminięcie na wpół śpiących jeszcze strażników nie stanowiło dla niej zbyt dużego wyzwania. Była w połowie drogi do stajni, gdy ktoś chrząknął za jej plecami. Wyprężyła się jak struna i obróciła. Kilka kroków stał Eomer z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
- Doskonała noc na przechadzkę - zagaił.
- Zaiste - odparła, ze stoickim spokojem mierząc wzrokiem Rohirrima.
- Tutejsze, nocne powietrze ponoć służy na zdrowie.
- A więc obydwoje będziemy bardzo zdrowi. Czy masz do mnie jakąś pilną sprawę? Jeśli nie to pozwól mi ruszyć w swoją stronę.
- Mógłbym to zrobić, gdybym miał pewność, że zastosujesz się do poleceń mego kuzyna.
- Wątpisz w moje posłuszeństwo?
- Zdecydowanie - Silwen uniosła wyżej lewy kącik, marszcząc przy tym bliznę, nadało to jej twarzy lekko upiorny wygląd.
- To co teraz zrobisz?
- Teoretycznie powinienem wezwać żołnierzy by zaprowadzili cię to lochu, a rankiem stawiono by cię przed królem.
- Teoretycznie?
- Tak, przynajmniej na razie, jeśli powiesz mi dokąd się tak śpieszysz - zmrużyła oczy, myśląc przez chwilę.
- Do Fangornu - odparła w końcu krótko. Eomer zachłysnął się powietrzem z wrażenia.
- A czegoż u licha tam szukasz, zguby chyba jedynie?
- To już nie twój interes, ale mam tam starego przyjaciela.
- Lubię cię Silwen, naprawdę i dam ci radę. Wróć do swojej sypialni i pojedź do granicy. Do Fangornu można się dostać i bez wkraczania na nasz teren.
- Albo pozwolisz mi odjechać.
- Dlaczego ci tak na tym zależy? Mogą cię złapać, a Rohirrimowie nie słyną z cierpliwości.
- Zależy mi na czasie, a i tak nadłożyłam sporo drogi jadąc tutaj. Więc puścisz mnie?
- Nie chcę sprzeciwiać się Theodredowi.
- Ale? - przekrzywił głowę.
- Ale chcę zobaczyć minę Gadziego Języka, gdy się dowie. Pomogę ci. Poza tym beze mnie nic nie wskórasz przy bramie - wzruszyła ramionami, obrzucając Eomera zagadkowym spojrzeniem. - Wiedziałaś?!- parsknął - Jak?
- Zauważyła twój cień, gdy się wymykałam na zewnątrz.
- Skąd wiedziałaś, że to ja?
- Każdy inny podniósł by raban - mężczyzna zaśmiał się krótko. - Nie jestem tylko pewna czy przypadkiem mnie zauważyłaś, czy czatowałeś przy mojej komnacie.
Syn Eomunda zaczerwienił się lekko. Nie potrafił kłamać, ale prawda nie brzmiała najlepiej.
- Czatowałeś - domyśliła się. - Dlaczego?
- Przeczucie, a teraz chodź.
Doszli do stajni, konie nawet nie zwróciły na nie uwagi.
- Dziękuję, dużo ryzykujesz.
- Na straży stoją moi ludzie, nie zdradzą mnie. Wiem to.
- Bardzo im ufasz.
- Powierzyłbym im własne życie.
Przekradli się bramy, a żołnierze bez słowa otworzyli jedno skrzydło, przepuszczając elfkę. Na pożegnanie skinęła jeszcze Eomerowi i pogoniła konia. Czas odwiedzić przyjaciela.
* * *
Maedhros był bardzo zmęczony i niewyobrażalnie szczęśliwy. Mimo że ostatnie tygodnie były ciężkie, a on dostawał coraz więcej niepokojących raportów, czuł się lepiej niż kiedykolwiek. Oboje ustali, że ich związek ma na razie pozostać tajemnicą, wobec czego spotykali się po zmierzchu, w odludnych miejscach i spędzali ze sobą niemal całe noce. Silwen odbijała to sobie, śpiąc często w dzień, ale on nie mógł sobie pozwolić na taki luksus. Wszedł do swojej komnaty, gdzie zastał Maglora siedzącego na fotelu i brzdąkającego coś na swoim instrumencie. Ten nawet nie zauważył przybycie brata, skupiony na swojej czynności. Dopiero gdy Maedhros zamknął drzwi i kaszlnął, Maglro podniósł wzrok. Założył nogę na nogę i skierował twarde spojrzenie na rudego elfa.
- Powiesz mi w końcu co się dzieje?
- Nie rozumiem o czym mówisz - Maglor wywrócił oczami.
- Zakochałeś się w Silwen i to z wzajemnością, chociaż chyba tylko Eru wie co ona w tobie widzi.
- Nie przesadzaj - prychnął Maedhros. - Poza tym nadal nie do końca wiem o czym mówisz.
- Nie dam się nabrać na twoje wymówki i nie jestem ślepy.
- A więc masz przywidzenia, bracie. To pewnie z przemęczenia, idź się połóż.
- Połóż? - parsknął - Powiedz mi, kiedy ostatnio spałeś, co? Nie udawaj, chodzisz wyczerpany. Ale nie o to mi chodzi, już dawno przestałem bawić się w niańkę. Kochasz Silwen, wiem to, więc z łaski swojej nie zaprzeczaj, bo to się zaczyna robić denerwujące. Chodzi tylko o to byś przemyślał, z kim tak w zasadzie się zakochałeś.
- Masz coś przeciwko niej?
- Wręcz przeciwnie, lubię ją. Poza tym ma na ciebie zbawienny wpływ. Ale, na Eru, ona jest córką jednego z najpotężniejszych elfów w Beleriandzie. Wątpię by Thingol, był tym zachwycony.
- Jestem dziedzicem Feanora, więc nie jestem taką złą partią.
- Obawiam się, że w tym cały sęk, że jesteś pierworodnym naszego ojca, elfa, który odpowiadał za bratobójstwo w Alqualonde, miejsca gdzie mieszkała jego krewna. Nie sądzę, by pałał do nas miłością.
- Nie jestem z tego dumny - Maedhros nachmurzył się - Myślisz, że nie zgodzi się na ślub?
- Nie wiem, nie znam Thingola zbyt dobrze. Ale co jeśli każę jej wybierać? Jak myślisz, kogo wybierze?
- Ja nigdy...
- Się nad tym nie zastanawiałem, domyślam się. Pomogę ci, obojętnie co uznasz za słuszne - położył mu dłoń na ramieniu. - Prześpij się, zajmę się wszystkim.
- Maglor?
- Co?
- Co mam zrobić? - Maglor uśmiechnął się ponuro.
- Zazwyczaj, gdy nie wiem co zrobić, wyobrażam sobie co zrobiłby nasz ojciec i robię coś dokładnie przeciwnego.
Wyszedł, a Maedhros miał mętlik w głowie.
* * *
Leżeli we dwójkę na łóżku,w komnacie Maedhrosa. Silwen opierała głowę o jego lewy bark, Maedhros podniósł prawą dłoń i w zapomnieniu dotknął jej nagiego brzucha. Pisnęła lekko, gdy zimny metal spotkał się z jej skórą. Chwyciła ją i delikatnie rozwiązała rzemienie, zdjęła ją i dopiero wtedy położyła kikut na brzuchu, mrucząc błogo.
- Lepiej? - spytał ją lekko rozbawiony Maedhros.
- Znacznie - odparła z westchnieniem. - Maedhros, boję się, boję, że zginiemy, że nie zdążymy. A jeśli wojna nigdy się nie skończy, jeśli przegramy?
- Nie przegramy - odparł z przekonaniem, które nawet go zdziwiło. - A wojna zawsze się kończy, a przed nami jest cała wieczność.
Elfka nie odpowiedziała, nie chciała wybiegać myślami tak daleko. Bała się, że to wszystko uleci, bo czy wieczne szczęście jest w ogóle możliwe? Z drugiej strony jej rodzice byli idealnym przykładem takiego szczęścia.
Maedhros patrzył spod przymrużonych powiek na Sil. Kochał ją, ale od rozmowy z Maglorem wątpliwości go nie opuszczały. Zwłaszcza, że dość się w swoim życiu napatrzył na nieszczęśliwą miłość Feanora i Nerdaneli. Widział jak przywiązanie jego matki do męża niszczy ją od środka. Nerdana kochała jego ojca, kochała swoje dzieci, ale Maehros wciąż pamiętał samotne nocy, podczas których słyszał szloch matki oraz odgłosy z kuźni ojca. Widział jak oddala się ona od rodziny do tego stopnia, że to on i Maglor sprawowali pieczę nad swoim rodzeństwem, a Amrod i Amras ledwo mogli ją sobie przypomnieć. Kochał ją, ale nie mógł wyzbyć się uczucia, że żałuję że tych dwoje się kiedykolwiek spotkało. Wiedział, że ich miłość na początku była żarliwa i zdawała się wieczna oraz że on czuł do Sil dokładnie to samo. I tego bał się najbardziej. Bał się, że był zbyt podobny do jego ojca, bał się, że to wszystko skończy się w ten sam sposób.
Jednak Eru miał dla nich inne plany.
Witajcie, witajcie. Wybaczcie wszelkie błędy, ale literki mi się ruszają i wolę już tego nie tykać. Ale generalnie jak czytałam sobie ostatnio stare rozdziały zauważyłam literówki, przecinki i powtórzenia. Więc mam plan to sobie popoprawiać, nie zmieniam żadnych, więc nie ma potrzeby tego czytać jeszcze raz. Uprzedzam tylko, bo może wam się pokazać, że aktualizuje rozdziały. Nie mam pomysłu co dalej pisać, bo mózg mi odmawia już współpracy, więc tylko życzę wam dobrej nocy/dnia, zależy.
O, jeszcze mam dla dwa fajne komiksy.
Kocham je. I tak by nie było wątpliwości, one nie są moje, znalazłam je na pintereście.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro