Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

The light perceives the very heart of the darkness. 

Haldir

Drużyna rozpierzchła się na zboczu drogi. Niziołki ukryci w leszczynie, Aragorn schował się wraz z Frodem w wysokiej kępie drzew. Silwen tuż przy trakcie, stanęła za drzewem, z odsłoniętym mieczem w ręce. Gdy odgłos kopyt przybliżał się, przystawiła ucho do ziemi. Na jej twarzy zagościł spokój i ulga. Wybiegła ze swej kryjówki, ignorując rozpaczliwe krzyki hobbitów. Właśnie w tej chwili jeździec wyłonił się zza zakrętu. Smukły, z jasnymi włosy, dosiadał siwego rumaka. Elfka usłyszała szelest, Obieżyświat zbiegał ze zbocza z uśmiechem na twarzy. Przybysz przystanął, zeskoczył z konia i zaczął biec w stronę dwójki na drodze.

- Ai na vedui Dunadan! Mea govannen! Silwen! Nin hun in mea! (mniej więcej: Kogo widzę nareszcie, Dunedajnie! Radosne spotkanie! Silwen! Moje serce raduje się) - krzyknął na ich widok

Silwen jedynie skinęła głową, ale Obieżyświat uściskał się serdecznie z elfem. Hobbici pozbyli się wszelkich wątpliwości co to tożsamości jeźdźca i teraz wychylali z zaciekawieniem głowy. Glorfindel zaczął szybko mówić do Aragorna i Silwen. Człowiek przywołał niziołków gestem, ci wyskoczyli z zarośli. Frodo wsparty na ramieniu Sama pokuśtykał w kierunku elfów. 

- Przedstawiam wam Glorfindela, mieszka w domu Elronda. - dostojnik skinął lekko na przywitanie

- Witaj, nareszcie się spotykamy. - zwrócił się do Froda - Wysłano mnie z Rivendell, abym cię odszukał. Obawialiśmy się, że coś złego może ci się przytrafić po drodze.

- A więc Gandalf dotarł do Rivendell. - zawołał radośnie Powiernik

- Nie W każdym razie nie było go tam, gdy ja wyruszałem, czyli 9 dni temu. - opowiedział im o krokach jakie powziął władca Imladris i o tym jak ich odnalazł. Nim skończył opowieść cienie się wydłużyły, a słońce zmieniło położenie. Frodo poczuł nagłą słabość, a ból narastał w miarę jak niknęły ostatnie promienie słońca. - A teraz żwawo, w drogę. Nie ma czasu na rozmowy, pójdziemy gościńcem. Za nami jest pięciu i lękam się, że pozostali zdołali zając już bród. Dalej, nie zwlekajmy.

W tym momencie Frodo poczuł falę bólu i zimna, która ogarnęła jego ciało. Przed oczami pojawiły się ciemne plamy. Zachwiał się i gwałtownie ścisnął ramię Sama. 

- Mój pan jest chory i ranny. Nie może iść dalej, potrzebuje odpoczynku. - oznajmił wierny sługa, gniewnie patrząc na Glorfindela

Obieżyświat opowiedział mu o wydarzeniu na Amon Sul oraz o przeklętym sztylecie. Pokazał ją Gorfindelowi, elf wzdrygnął się lekko, dotykając jej, cień przemknął przez jego twarz. Silwen milczała.

- Straszne zaklęcia wypisane są na tej rękojeści, choć pewnie nie widoczne dla was.  Zachowaj ją Aragornie, aż dotrzemy na dwór Elronda, lecz strzeż się jej i jak najmniej dotykaj. Niestety nie potrafię leczyć ran zadanych tą bronią. Zrobię co mogę, ale tym usilniej nalegam na pośpiech.

Dotknął ramienia Froda, na chwilę wykrzywił twarz w wyrazie niepokoju. Natomiast hobbit jak błogosławione ciepło rozlewa się w jego ręce, pod dotykiem palców elfa. Świat dookoła pojaśniał i stał się bardziej przejrzysty, a nadzieja na nowo wstąpiła w jego serce.

- Wsiądziesz na mego konia. - zdecydował Glorfindel - Chód ma lekki i łagodny, a w razie niebezpieczeństw pobiegnie z tobą taki cwałem, że go Czarne Rumaki nie doścignął.

- Nie pobiegnie, bo nie dosiądę go. - odparł twardo Frodo - Nie zostawię przyjaciół na pastwę wrogów, podczas gdy ja będę bezpiecznie siedział na koniu. 

- Wydaje mi się, mój szlachetny hobbicie, że jedynym zagrożeniem jest woja obecność tutaj. Nam nic nie zagrozi, Nazgule zajmą się tobą i nas zostawią. O to się nie martw. - uśmiechnął się złotowłosy elf,  z tym argumentem Frodo musiał się zgodzić.

Silwen w tym czasie przyprowadziła własnego wierzchowca, sprawdzając czy wszystkie tobołki są dobrze przymocowane.

- A ty? - Glorfindel zwrócił się do niej

- Nie jestem tu dłużej potrzebna. Spróbuję się zająć tą czwórką Upiorów przy brodzie. Zyskacie czas. - złotowłosy skinął głową, wciąż w jego myślach pozostała tą zagubioną dziewczynką, która zupełnie sama znalazła się w Gondolinie, ale teraz przestał mieć nadzieje, że jego słowa zmienią jej decyzje. Podszedł do nie bliżej.

- Kawałek ostrza utkwił w jego ranie, prawda? - zapytał cicho, skinęła głową - Tego się obawiałem. Wie?

- Nie, i tak boi się wystarczająco mocno. - elf przytaknął

- Bądź ostrożna. - poprosił

- Zawsze jestem. - odparła, wskoczyła na konia, oczy wszystkich skierowały się na nią

- Odjeżdżasz. Spotkamy się jeszcze? - zapytał Frodo. Coś ciągnęło go do tej elfki, mimo że nie przebywał zbyt długo w jej towarzystwie wydała my się potwornie smutna i samotna. Maskowała to oschłością i chłodem, jednak po tych nielicznych nocach jakie z nimi spędziła, wywnioskował bardzo wiele. 

- Nie wiem. - wzruszyła ramionami - Liheren. (que. powodzenia)

Ścisnęła konia łydką, poganiając o galopu i zniknęła w gęstwinie leśnej.

*  *  *

Przewracała się z boku na bok, nie mogąc spać. Coś jej przeszkadzało. Minęły trzy dni odkąd pojawiła się na Himring. Maglora widywała jedynie na posiłkach, gdzie zastępował gospodarza, Maedhrosa zaledwie raz, gdy przemknął korytarzem. W ciągu dni siedział albo na naradach, albo u siebie, ślęczał przy biurku. Zdążyła całkiem nieźle poznać to miejsce, mimo iż forteca była wielka. 

Rozdrażniona, zrzuciła z siebie górę koców i skór, pod którymi przyszło jej spać. Naciągnęła buty i nasunęła wełnianą opończę, w celu przespacerowania się po korytarzu. Zamyślona, pozwoliła by nogi same ją prowadziły i dopiero w połowie drogi zrozumiała, że kieruję się na najwyższą wieżę w warowni. Przeszła po spiralnych schodach i wychynęła na zewnątrz. Nie było wiatru, wręcz przeciwnie, ciężka mgła opatuliła krajobraz, niczym najlepsza kołderka. Jednak było potwornie zimno. Owinęła się szczelnie, żałując, że nie wzięła ze sobą grubego płaszcza. Podeszła do omszałego murku i oparła dłonie na kamieniu. Wciągnęła głęboko zine powietrze. 

- Co ty tu robisz? - dobiegł jej uszy melodyjny głos, podskoczyła obejrzała się. Skrzywiła się nieznacznie na widok rudowłosego księcia. Przyjrzała mu się dobrze. Nie wyglądał najlepiej. Ciemne wory pod oczami i blada skóra twarzy sugerowały zmęczenie Nie licząc, jednak tego Silwen podobała się jego twarz. Surowe rysy, wystające kości policzkowe, ale to oczy przykuwały najbardziej. Stalowo szare, niedostępne, a przede wszystkim stare, za nimi skrywały się lata smutku i cierpienia.Stał tak przed nią chłodny i wyniosły, z grubym płaszczem na ramionach.

- Wybacz, wasza książęca mość, nie chciałam przeszkadzać. - powiedziała z ironią, teraz to on się skrzywił

- Zostań. - odparł jednak - i mów mi po imieniu. - dodał 

- Jak sobie życzysz. - stanęli obok siebie w milczeniu - To dobre miejsce do myślenia. - rzuciła melancholijnie, przytaknął - Rzadko tu kogoś widuje, to pewnie dlatego, że jeszcze nigdy nie przyszłam tu o trzeciej nad ranem. - uśmiechnęła się, ucichli

- Nie długo dam ci kilku elfów, którzy cię odeskortują do Doriathu. - powiedział nagle, Silwen uniosła brwi

- Odeślesz kilku wojowników by zaprowadzić do domu ,,zbyt pewną siebie księżniczkę, która pałęta się tam gdzie nie trzeba"? - zacytowała, Maedhros zmieszał się na to

- Przepraszam, nie powinienem był to do ciebie mówić. Mój brat ma racje mówiąc, że nie znam się na poetyckim języku. Ale byłem rozdrażniony i nie myślałem trzeźwo. 

- Przeprosiny przyjęte. - odparła z perfidnym wyrazem twarzy

- Twój ojciec pewnie się martwo o ciebie. - wrócił do poprzedniego tematu książę - Im wcześniej ta wrócisz tym lepiej. - Silwen westchnęła, o jej zniknięciu z Menegroth wiedziała tylko rodzina i tamtejsza służba, o miejscu obecnego przebywania jeszcze mnie. Thingol wyraził się jasno, iż ma to pozostać tajemnicą.

- Nie rób tego.- poprosiła, tym razem to brwi Maedhrosa powędrowały do góry

- Nie rozumiem. Dlaczego?

- Bo... mój ojciec nie wie o moim zniknięciu. - powiedziała w końcu, na to książę parsknął śmiechem

- Wybacz śmiałość, ale wasz pałac chyba nie jest na tyle duży, że Thingol nie zauważył zniknięcia własnej córki przez kilka tygodni. - rzuciła mu przeciągłe spojrzenie

- Nie w tym rzecz. Ja, nie mieszkam tam od lat. Ojciec wysłał mnie do Gondolinu. To miała być tajemnica.

- W takim razie, poślę cię do Gondolinu, albo raczej w jego pobliże. - odparł syn Feanora, nadal nie rozumiejąc w czym problem

- Nie. - zaprotestowała

- Co? Tam też nie zauważyli twojego zniknięcia? - spytał, tracąc cierpliwość, Silwen spiorunowała go wściekłym spojrzeniem

- Opuściłam to miasto w gniewie, byłam głupia. - zwiesiła głowę i zagryzła dolną wargę - Turgon, zagroził, że mnie więcej nie wpuści, ale ja się tym nie przejęłam i wyjechałam. - Maedhros spojrzał na nią ze współczuciem

-  Nie znam Turgona bardzo dobrze, ale nie jest mściwy. Pozwoli ci wrócić.

- Wiem, ale nie jestem na to gotowa, jeszcze nie. - książę pokiwał głową

- W takim razie możesz tu zostać. 

- Hannon le. (dziękuję) - 

Zamilkli.

- Jak tam jest? - spytała nieoczekiwanie Silwen, wskazując mniej więcej  na zachód.

- Wspaniale. - uśmiechnął się w zamyśleniu - Wszyscy byliśmy głupi opuszczając to miejsce. Ale teraz już nic na to nie poradzimy.

Nagle zrobiło się jeszcze zimniej. Silwen zadrżała i otuliła się szczelniej opończą, która nie wystarczała, by odgrodzić ją lodowatego powietrza. Maedhros widząc to zdjął własny płaszcz i zarzucił jej go na ramiona. 

- A ty?

- I tak już wracam. - odparł - Niedługo świta, a powinienem chociaż udawać wypoczętego. - uśmiechnął się i zniknął za drzwiami.

Silwen owinęła się w tkaninę, tak że od nosa w dół była zakryta. Płaszcz pachniał mieszanką piżmu i dymu z ogniska, wyczuła też tam zapach krwi, potu i końskiej sierści, nie przeszkadzało jej to jednak. W tym momencie powiał nagły wiatr, mgła rozstąpiła się trochę, a gdzieś w oddali błysnął księżyc.

* * * 

Słyszała za sobą coraz bardziej słabnący tętent kopyt. Przynajmniej choć trochę udało jej się odciągnąć Upiory. Spojrzała w tył, odwracając głowę. Gdy znów skierowała wzrok na drogę, tuż na wysokości jej twarzy pojawiła się gruba gałąź.


Wiem, że trochę późno, ale jeszcze w piątek. To dlatego, że dopiero dzisiaj zajęłam się tym rozdziałem i trochę to zajęło. Nie jestem z nie w 100% zadowolona, ale mogło być gorzej. Starałam się by ta scena z płaszczem nie wyszła kiczowato, ale nie wiem czy wyszło. Jeśli się podobało to gwiazdkujcie i komentujcie (komentować możecie nawet jeśli się nie podobało). Dobranoc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro