Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Things that were, things that are and same things have not yet come to pass.

Śledziła pojedynczą grupkę orków, która odłączyła się od reszty. Choć bardzo ją korciło, nie wdawała się z nimi w żadną walkę. Po części, bo tak jej dyktował zdrowy rozsądek, a po część, bo obiecała Haldirowi postępować według jego wskazówek. Miała tylko obserwować. Sprawnie przeszła na kolejne drzewo, z zamiarem bezszelestnego ukrycia się krzakach. Uwiesiła się na lewej ręce, co okazało się jednak, fatalnym błędem. Ramię na wskroś przeszył nagły i ostry ból. Zaskoczona, odruchowo puściła się korzenia. Wylądowała co prawda na dwóch nogach, lecz narobiła przy tym niepożądanego rumoru. Szczęśliwie grupka kreatur odeszła kawałek, nie licząc jednego nieszczęśnika. Ten odwrócił się, chcąc sprawdzić źródło hałasu. Silwen chwyciła łuk i błyskawicznym ruchem nałożywszy strzałę, napięła cięciwę. Jednak kolejny skurcz w lewej ręce oraz chwilowe rozkojarzenie nie pozwoliły jej dobrze wycelować.  Zamiast zdjąć orka czystym strzałem w głowę, bełt utkwił w jego nodze. Minęła sekunda nim maszkara padła bez życia z kolejną strzałą. W między czasie, jednak jego krzyk zaalarmował pozostałych. Silwen zaklęła siarczyście, chowając łuk i wyjmując miecz. Plan Haldira szlag trafił.

Rumil był zaniepokojony. Silwen miała jedynie zrobić rozeznanie, w miarę możliwości, unikając ofiar. Brat położył mu dłoń na ramieniu. W tym momencie ciemna sylwetka pojawiła się za ich plecami. Orophin i Rumil odruchowo sięgnęli po broń.

- To tylko ja - odezwała się Sil. W ręku trzymała Nimril, na którym można było dostrzec czarne kropelki. Bracia zmierzyli ją krytycznymi spojrzeniami. 

- Nie miałaś wdawać się w walkę - zauważył Orophin. - Coś się stało?

- Zauważyli mnie - burknęła. - Chodźmy, Haldir dał nam trzy godziny. Nie będzie zadowolony, gdy się spóźnimy - dwójka elfów wymieniła znaczące spojrzenia. 

W normalnych okolicznościach Sil w nosie miałaby niezadowolenie Haldira, jak i jego cały plan, ponieważ sama wymyśliła o wiele lepszy. Jednak to Haldir był przywódcą Orophina i Rumila, więc jeśli nie chciałaby się mierzyć z wrogiem sama, musiała go słuchać. Co zresztą on przyjmował z wielkim zadowoleniem. Poza tym chciała zmienić temat. Nie powinna była dać się zauważyć, a już zwłaszcza nie powinna była pozwolić by ból przejął nad nią kontrolę i naraziła na niebezpieczeństwo całą Drużynę i strażników. Pokręciła głową, potrzebuje pomocy.

Nastał świt, słodki i delikatny, a przy tym cudownie znajomy. Drużyna zbierała się odejścia, gdy elfka wyłoniła się zza drzew. Gimli aż podskoczył na tak niespodziewane przybycie. Potok Nimrodel wił się pomiędzy mallornami, odbijając promyki słońca. Ruszyli pod przewodnictwem Haldir i Rumila, podczas, gdy Orophin został na straży. 

- Leaw manadh a tiriale le ethir min nif  ned Nim Hiril. (Powodzenia i uważaj co mówisz  przy Białej Pani ) - pożegnał ich, to ostatnie mówiąc ciszej i obdarzając Sil rozbawionym spojrzeniem, ta spiorunowała go wzrokiem. 

- Co powiedział? - zapytał Pippi, gdy już się oddalili, a elf zniknął w koronie drzewa. Córka Thingola uśmiechnęła się krzywo.

- Życzył nam powodzenia - odparła tylko.

Gdy przeprawili się przez Celebrant, gdzie pożegnali Rumila, który wrócił do brata. Haldir dał znak do postoju. Objaśnił jak się sprawy mają i nie owijając w bawełną powiadomił Gimlego o konieczności zasłonienia mu oczu. Na to oburzony krasnolud, zaczął protestować. Sprawy zaszły już tak daleko, że syn Gloina chwycił topór, ale elfowie, nie licząc Legolasa i Silwen, za łuki i sprzeczka mogłaby się skończyć krwawo, gdyby nie Aragorn. 

- Słuchajcie! - zażądał. - Jeśli chcecie bym dalej przewodził Drużynie, zrobicie co wam radzę. Dla krasnoluda zbyt przykre jest takie wyróżnienie. Wszyscy damy sobie oczy zawiązać, nawet Legolas. Tak będzie lepiej. Chociaż marsz się przez to opóźni i nie zobaczymy nic ciekawego - krasnolud zaśmiał się, gorzko.

- Będziemy wyglądać jak stado głupców. Czy Haldir powiedzie nas na sznurze, jak bandę ślepych żebraków, co na spółkę mają tylko jednego psa, ale zgadzam się, jeśli Legolas i Silwen również dostaną opaskę na oczy.

Legolas jednak zaoponował. Sil tylko przewróciła oczami. Jej tam było wszystko jedno, jeden raz mniej czy więcej, podziwiania drogi do Calas Galadhon, nie robiło jej różnicy. W dodatku ręka bolała coraz dotkliwiej, więc nie miała ochoty na dalsze słuchanie tej sprzeczki. I całym sercem popierała Aragorna, gdy ten z powrotem interweniował. Ostateczny skutek był, iż elfowie po kolei wiązali przepaski członkom Drużyny. Jeden z nich podszedł do niej z wyciągniętą chustką. Nagle poczuła przypływ irracjonalnego strachu. Utraciwszy kontrolę nad ruchami i mimiką, instynktownie cofnęła się, wykrzywiając twarz w grymasie strachu i unosząc rękę do sztyletu. Z Drużyny jedynie Aragorn i Frodo to zauważyli, reszta bowiem miała już zasłonięte oczy. Silwen natychmiast się opanowała, pozwalając by elf zawiązał jej materiał. 

Szli gęsiego, każdy z ręką na ramieniu osoby go wyprzedzającej. Gdy ktoś, Silwen przeczuwała, że Aragorn, bowiem tylko on dorównywał jej wzrostem, położył jej dłoń na ramieniu, odruchowo napięła mięśnie, zagryzając wargi. Pierwszy szedł Haldir, a pochód zamykali pozostali elfowie. Mimo, braku wzroku Silwen miała wyraźny obraz ścieżki w głowie. Cały czas była spięta, spodziewając się, w zasadzie sama nie wiedziała czego. Lata niewoli wśród orków zostawiła u niej trwały ślad, nawet jeśli było to tak dawno temu. Powoli zaczął zapadać zmierzch, a razem z nim nadszedł odział elfów, kierujący się ku północnej granicy z wieściami od Pani Galadrieli. Na jej pozwolenie wszystkim, bez wyjątku, ściągnięto opaski i odtąd mogli maszerować szybciej i ze znacznie większą przyjemnością. 

Po krótkim odpoczynku, tak jak słońce w końcu dociera o celu, tak i oni ostatecznie dotarli do stolicy Galadhrimów, wspaniałego Calas Galadhon. Dotarli do pałacu, skąd rozpoczęli długą i żmudną wspinaczkę. Pokonując ostatnie stopnie, weszli do owalnej sali otaczającej pień mallorna. Na przeciw nim siedzieli władcy tego królestwa, powstali jednak na przybycie gości. Obydwoje równie wysocy i smukli, jak na elfów przystało. Złote włosy Galadrieli okalał piękną twarz, która zawierała w sobie zarówno niezwykłe i jak charakterystyczne dla Noldorów cechy. Nic nie świadczyło o jej wieku, z wyjątkiem oczu, które z kolei wydawały się mądre, ale i stare, przepełnione wspomnieniami z lepszych lat. Caleborn, nie ustępował urodą swej małżonce, jego włosy były jednak srebrne, a oczy pozbawione pewnego blasku cechującego tych, co przebywali w Błogosławionym Królestwie. Lecz jego postawa, nie mniej dostojna od postawy Pani Światła emanowała mądrością i wiedzą, jaką tylko najstarsi potrafią pojąć, bowiem śmiertelnikom nie starczyłoby na to życia. 

Mąż Galadrieli witał wszystkich dwornie i wskazywał miejsca. Jego żona zaś nie odzywała się, jedynie uważnie wodząc spojrzeniem za każdym członkiem, dopóki ten nie spoczął. Jego przyjazny uśmiech nie zbladł ani na chwilę i nawet, gdy ujrzał Silwen nie dał po sobie znać, że go to zaskoczyło. Choć w rzeczywistości, gdy mu o tym doniesiono, nie posiadał się ze zdziwienia. Silwen zaciskała lewą dłoń, która teraz wręcz promieniowała bólem. Nie zwracała uwagi na to, co mówią dokoła niej, póki nie uczuła jak coś lub raczej ktoś, próbuje dostać się do jej umysłu. Przysłoniła swoje zwątpienie, strach smutki i ból. Nie znosiła gdy ktoś wdzierał się do jej myśli. W ogóle nie podobała jej się idea, by ktokolwiek grzebał w jej głowie. A fakt, iż robiła to Galadriala niewiele pomagał. Spojrzała jej w oczy, córka Finarfina posłała jej smutny uśmiech. Elfka odetchnęła głęboko, po czym pozwoliła Pani Światła do niej przemówić. Choć Biała Pani nie sformułowała tego, choć nie padło ani jedno słowo, Sil doskonale wiedziała o co jest zapytywana. Zagryzła dolną wargę. Odsłoniła przed nią potrzebę pomocy, nie formowała tego w słowa. Galadriela nadal miała na twarzy łagodny, pełen dobroci uśmiech, jednak elfka dostrzegła zdziwienie, które jedynie na krótko zagościło na jej twarzy. Skinęła delikatnie głową i przeniosła z powrotem wzrok na innych. 

Drużyna posnęła, Sil wymknęła się z namiotu. Odszukała Panią Lórien, która spacerowała w białej sukni pośród drzew, sprawiając raczej wrażenie jakiejś istoty pozaziemskiej. Zatrzymała się jednak, gdy elfka stanęła za nią.

- Czego więc twe serce potrzebuje? - zadała pytanie, wciąż odwrócona tyłem do białowłosej. 

- To nie serce jest w potrzebie a ciało - odparła, na to Galadriela obróciła się i spojrzała na nią uważnie. Pokiwała głową, ponownie posyłając jej smutny uśmiech, identyczny jak ten w pałacu. Silwen nie lubiła, gdy Biała Pani spoglądała na nią w ten sposób. Czuła się, wtedy jakby ponownie była tą małą dziewczynką, którą Galadriela raczyła opowieściami o szerokim świecie. 

- Skoro tak mówisz. Ale wiedz, że to twoja dusza najbardziej łaknie uzdrowienia, toteż...

- Doskonale wiem czego moja dusza łaknie, ale bez zdrowego ciała ona sama nie zajdzie daleko - prychnęła Sil. - Potrafisz mi pomóc?

- A zatem, cóż tobie potrzeba?

- Moja ręka - wskazała na lewą - coś się stało - odwinęła rękaw, pokazując przedramię. Blizna wprawdzie się otworzyła, ale poczerniała, żyły równie ciemne, stały się widoczne. Pani Światła delikatnie ujęła to w swoje ręce. Miejsca, które jej palce dotknęły, zostały na chwilę uwolnione od bólu. 

- To nie jest zwyczajna blizna i to nie stało  się w zwyczajnych okolicznościach - zawyrokowała.

- Tyle sama wiedziałam.

- Powiedz mi proszę, w jakich okolicznościach zostałaś nią naznaczona - Silwen skrzywiła się, ale ostatecznie skinęła głową.

- Upadek Gondolinu, walczyłam z balrogiem, z Gothmogiem - nawet po tak długim czasie, imię to wzbudzało strach w elfach i rzucało cień na ich serca. Uśmiech Pani Lórien zbladł.

- Chodź.

* *

Silwen westchnęła z frustracji, żadne sposoby nie działały. 

- To potężna magia - odezwała się Galadriela - a ja dysponuję tylko jedną, która mogłaby się z nią równać - elfka kiwnęła głową, od początku była świadoma, iż to może być jedyna opcja.

- Zwierciadło - dokończyła.

- Tak, choć i to nie jest pewne. Zwierciadło służy do pokazywania, nie do uzdrawiania.

- Wiem, ale muszę spróbować. 

Stanęła przed misą, tafla wody była nietknięta, nie zbrukana nawet jedną zmarszczką. Białowłosa uniosła jeszcze wzrok na Królową Galadhrimów.

- Ty też będziesz widzieć?

- Tylko tak ci pomogę - elfka skinęła głową i z powrotem się pochyliła.

Złotowłosa dziewczyna stała na przeciwko niej, z kojącym uśmiechem na twarzy. Za nią cumował biały statek. 

- Nie zapomnij o mnie - poprosiła druga elfka.

- Nigdy - potwierdziła tamta - nigdy, Sil - Idril sięgnęła do karku i odpięła biały łańcuszek, po czym zapięła go na szyi przyjaciółki. 

- Ten symbol wyszyjesz na błękitnych żaglach, a ja wyjdę ci na przeciw i znów się spotkamy na białym piasku, przy krzyku mew i szumu morskich fal. Ale obiecaj, że się zjawisz.

- Obiecuję - przytaknęła, powiał wiatr od morza, niosąc ze sobą morską bryzę. Córka Turgona obejrzała się za siebie.

- Wzywa mnie, ciebie też wezwie, wtedy będziesz wiedziała.

Obraz się zmieniał.

Rudowłosy elf stał, pochylony nad stolikiem. Z wyrazem wściekłości i rozpaczy w jednym. Przed nim leżał gęsto zapisany list, na ziemi, zrzucony ze stolika tkwił kielich, w którym było widać kilka kropel wina, reszta wsiąkała w podłoże, tworząc kałużę błota. Silwen jeszcze raz przeniosła spojrzenie na twarz mężczyzny. Po jego policzku płynęła jedna łza.

Dość, dość. Pokaż mi coś innego - rozkazała Silwen. Scena, jak na zwołanie, rozpłynęła się.

Kobieta o niespotykanej urodzie, spacerowała po alejkach, dookoła towarzyszyło jej śpiewanie słowików. Czarne włosy wiły się i kręciły. Jednakże błękitne oczy były bezgraniczne smutne, jedyne świadectwo przebytych trosk i cierpień.

- Nana ( mama) - szepnęła

Meliana odwróciła się, wtedy też Sil dostrzegła inne zmiany, bardziej subtelne. Cera stała się blado szara, a wokół oczu pojawiły się cienie i delikatne zmarszczki, tak niespotykane u Majara. Wzrok pani Doriathu błądził wokoło niej, nie odnajdują jednak nikogo, iskierki nadziei zgasły, a ona sama zapatrzyła się w gwiazdy.

Wszystko zaszło mgłą, z której wyłonił się coś nowego.

Wymizerowana postać kuliła się w kącie celi. Brudne włosy kosmykami, były różnej długości, nie sposób było teraz odgadnąć ich koloru. Twarzy w ogóle nie było widać, częściowo skryta w cieniu. Łachmany, które ją przykrywały, trudno było porównać z jakimkolwiek innym strojem. Zbutwiałe i poplamione od krwi, więcej było w nim dziur niż samego materiału. Rozległ się trzask rygla i drzwi otworzyły się głośno. Pomieszczenie zalał fala światła, które padło również na samą figurkę. Ta skuliła się jeszcze bardziej, odruchowo próbując uciec od tego co nieuniknione. Do lochu weszły dwie inne postacie, pokraczne, o wykrzywionych w okrutnym uśmiechu twarzach. Niższy trzymał w ręku skrawek brudnego materiału. Drugi podszedł do osoby i siłą zmusił ją do klęknięcia. Pierwszy podążył za towarzyszem o zawiązał więźniowi  tkaninę na oczach.

Silwen odeszła o krok od Zwierciadła, mrugając oczami. Pani Światła patrzyła na nią z łagodnością, białowłosa odwzajemniła spojrzenie, po czym skierowała je na swoją rękę. 

- Czy teraz możesz mi pomóc? - zapytała z wyraźną irytacją. Córka Finarfina skinęła głową.

Gdy Drużyna zbudziła się o świcie Silwen już nie było.


Witajcie. Kilkanaście minut przed północą, ale mamy jeszcze piątek. To już ostatni rozdział z Lórien, spodziewałam się, że będzie ich mniej.Wiem, że obiecała pod tym rozdziałem zrobić nominację, ale wtedy mogę się wyrobić,więc obiecuję jutro wstawić jako osobny rozdział. Dobranoc i w sumie do jutra. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro