Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Welcome in Lothlórien.

Zatrzymali się, dysząc ciężko, w dolinie. Nad Morią unosiła się smużka dymu, złowieszcze dźwięki bębnów powoli cichły. Silwen potoczyła wzrokiem po Drużynie. Na wszystkich twarzach żal po stracie przyjaciela odcisnął swe piętno. Pozbawieni nadziei na pomyślne zakończenie misji, bo przecie niepodobna zwyczajnie się odwrócić i iść dalej. Jednakże, jakiż mieli wybór? Wraz z nocą orkowie z Morii ruszą za nimi w pościg, by pomścić swojego przywódcę. 

- Musimy ruszać - odezwała się, zakłócając melancholijną ciszę. Skoro nikt inny nie chcę tego powiedzieć, ona musi. - Gdy zapadnie zmrok tę dolinę zapełnią orkowie, żądni naszej krwi. Jeśli wówczas nie będziemy w bezpiecznym miejscu, równie dobrze jakbyśmy sami wydali na siebie wyrok śmierci.

- Bezpieczne miejsce? A gdzie to jest? - mruknął sceptycznie Boromir

- Lasy Lothlórien - uzupełnił Aragorn. - Silwen ma rację, nie możemy zwlekać. Drużyno, wiem, że jest wam ciężko, ale gdyby Gandalf mógł nam coś teraz przekazać z pewnością rozkazałby nam ruszać bez zwłoki. 

- Ale nie może! - warknął rozdrażniony Gondorczyk. - I czyja to wina? Sama powiedziałaś, że masz szansę pokonać to monstrum - zwrócił się do elfki, ze złością. - Jednak tego nie zrobiłaś, chciałaś, aby zginął.

- Boromirze, gniew cię zaślepia - chciał załagodzić Legolas, ale człowiek zignorował go.

- Ty powinnaś z nim walczyć, a wtedy Gandalf byłby tu z nami. A zamiast tego panoszysz się tutaj i wydajesz rozkazy, jakbyś sądziła, że jesteś od nas lepsza. A tak naprawdę jesteś tylko zarozumiałą elfką, która rzuca słowa na wiatr. - Silwen słuchając syna Denethora, musiała się powstrzymywać by nie rzucić w niego czymś ciężkim. Zachowywała jednak kamienny wyraz twarzy.

- Boromirze! - krzyknął Obieżyświat, elfka rzuciła mu uspokajające spojrzenie, po czym skierowała na rycerza lodowate spojrzenie.

- Posłuchaj mnie Boromirze -wy cedziła - z dobrego serca radzę ci, abyś teraz bardzo ostrożnie dobierał słowa, bo moja cierpliwość zaczyna się kończyć, a wierz mi tego nie chcesz. Rozumiem, jednakże twoje rozgoryczenie i tylko dlatego nie wylądowałeś jeszcze z nożem na gardle.

- Już się boję - zadrwił. 

- A teraz - powiedziała, ignorując rycerza - wyjaśnijmy sobie to i owo. Mithrandir nie był głupcem, wiedział, że ryzykuje wiele stając do tej walki. Ale wiedział też, że to jego obowiązek, jego i tylko jego. Nie jestem nim, lecz wiem czego by chciał i wiem, że nie jest to łatwe. Przeprowadziłam was przez Morię i poprowadzę do Lórien, ale radzę wam to zrozumieć, bo powiem to tylko raz. To wy potrzebujecie mnie, nie ja was.

Po jej słowach zapanowała cisza. Boromi skulił się, wstydząc się swojego wybuchu.

- Dalej, na przód. Strwoniliśmy już zbyt wiele czasu - oznajmił  Aragorn.

Frodo wsparty o Sama wstał, krzywiąc się. Upadł jednak z jękiem.

- Mój pan nie może iść, jest zmęczony, potrzeba mu odpoczynku - odezwał się wierny hobbit. Silwen podeszła do nich, dotknęła boku Froda. 

- Nie masz nic złamanego - rzekła z ulgą. - A odpoczynek to luksus na, który nie możemy sobie pozwolić - wyprostowała się gwałtownie, jakby sobie coś przypomniała. - Idźcie na razie beze mnie. Dogonię was.

Z tymi słowami zniknęła pośród drzew. Drużyna ruszyła, z początku ociężale, jednak po chwili osiągnęła zadowalające tempo. Przebyli jedną staje, gdy Silwen z powrotem ukazała się ich oczom, tym razem konno.

- Trochę trwało nim go znalazłam - oświadczyła, zeskakując z grzbietu. - Frodo i Sam, pojedziecie na nim - szepnęła w ucho wierzchowca kilka słów. - Gdybyśmy jednak zostali dogonieni przez wroga, Verstich poniesie was bezpiecznie do Lórien. 

Frodo rad znalazł się na grzbiecie rumaka. Sam, który pierwszy raz dosiadł tak wielkiego stworzenia, złapał się kurczowo pleców swojego pana. 

- Ruszajmy - oznajmił Aragorn.

Silwen zamykała pochód, z niepokojem zerkając na słońce. Legolas zrównał z nią kroku,a zaraz za nim Gimli. Silwen spojrzała na niego z lekką niechęcią. Minęły tysiąclecia, a ona nadal nie mogła przebaczyć krasnoludom zabicia jej ojca. Doskonale wiedziała, że nie ma prawa obwiniać za to dzisiejsze rody, a już tym bardziej Gimlego, ale nie zawsze się udawało. 

- Silwen - odezwał się niespodziewanie Legolas - to nie był pierwszy raz, gdy spotkałaś - wzdrygnął się lekko - balroga. Prawda? - zacisnęła usta w wąską kreskę.

- Skąd ta myśl? 

-  Gdy go zobaczyłaś, bałaś się jak każdy z nas, ale inaczej. My wszyscy, oprócz Mithrandira, baliśmy się nieznanego. O balrogach słyszałem jedynie z opowieści mojego ojca. Ale ty wiedziałaś czego się spodziewać i właśnie dlatego ogarnął cię strach.

- To nie był mój pierwszy raz, ale mam nadzieję, że ostatni - przymknęła oczy. Lewe ramię dokuczało jej coraz mocniej od wyjścia z Khazad-dumu. 

- Co to w ogóle jest balrog? - spytała Gimli, Legolas nie kwapił się do odpowiedzi, więc Sil odparła:

- Tysiące lat temu, a może jeszcze dawniej, nim przebudzili się elfowie, ogniste duchy zbuntowały się i, nie licząc Arieny, przeszły na stronę Melkora, którego później zwano Morgothem. Byli to jego najsilniejsi sprzymierzeńcy i najwięcej wyrządzili w Śródziemiu szkód. Pokonać ich może jedynie ten kto, przewyższa ich duchem, co jest niezwykle trudne, bowiem Majarowie zaraz po samym Eru i Valarach  są najpotężniejsi na Świecie.

- W takim razie, skoro są tacy potężni, to dlaczego Sauron ich nie wykorzysta - dopytywał się krasnolud.

-* Gdyż Sauron sam jest Majarem i ma za mało mocy, by zapanować nad nimi. Gdyby ich uwolnił w Śródziemiu zapanował by kompletny chaos, którego Sauron nie mógłby w stanie opanować. A nie na tym mu zależy. 

- Ale ty walczyłaś już, kiedyś z nimi. Dlatego powiedziałaś, że ty możesz się z nim mierzyć - drążył Legolas.

- To było dawno temu - ucięła. - A poza tym to nie czas i miejsce na takie rozmowy. Pójdę na zwiad. Nie czekajcie - mruknęła i ponownie rozpłynęła przy ścieżce.

Spotkała się z nimi dopiero w lasach Lórien, przy rzece Nimrodel. Wszystko było dokładnie tak jak zapamiętała. Drzewa Złotego Lasu nawet zimą zachowują liście, które tworzą złoty baldachim, wsparty na szarych kolumnach. Zastanawiała się dlaczego Haldri, który bardzo skwapliwie wykonywał obowiązki strażnika granicznego, tym razem pozwolił obcym na tak daleki przemarsz. Drużyna przystanęła, z zamiarem rozbicia obozowiska. Legolas, który czuł się jak u siebie w domu, podciągnął się na gałęzi jednego z mallornów. Dokładnie tego, na którym Sil dostrzegła przyczajonych Haldira, Rumila i Orophina. Któryś z nich krzyknął ostrym tonem, przestraszony elf zeskoczył i przykazał Drużynie milczeć. Silwen, jednak nie zamierzała go słuchać. 

- Haldir, Rumil, Orophin, niben tirnen. (Haldir, Rumil, Orophin, ładna straż.) - zadrwiła, trzy sylwetki zsunęły się po szarym pniu.

- Arwen (księżniczko) - cała trójka pochyliła głowy.

 - Im al na'n arwen (Nie jestem księżniczką) - sprzeciwiła się - Daro u. (już nie) - Haldir westchnął, jednak natychmiast znów przybrał kamienny wraz twarzy.

- Legolas Thranduilion, Aragorn o Dunedain. - przywitał, elf i człowiek odkłonili się

- Mówcie tak, by wszyscy rozumieli - zniecierpliwił się Gimli, Haldir obdarzył go przelotnym spojrzeniem

- An pedim, min said. (pomówmy, na osobności) - zwrócił się do Sil - Legolasie, tolil ah ammen a ah perian. ( Legolasie, pójdziesz z nami oraz z niziołkiem) - to mówiąc trójka strażników zwinnie wspięła się po drzewie i zniknęła w koronie mallorna. 

- Co on powiedział? - spytał Pippin

- Frodo, Silwen i ja mamy z nimi iść porozmawiać - odparł Legolas. - Poczekajcie tu - udał się w ślady strażników, Silwen wspięła się za nim. Po chwili z góry spadła sznurowa drabinka, dzięki, której Frodo, również mógł zawitać w gałęziach drzewa. 

Podczas, gdy Haldir, już we Wspólnej Mowie, rozmawiał z Legolasem i Frodem, Silwen wymieniała po cichu informacje z Rumilem i Orophinem. 

- Man caril si? ( Co ty tu robisz) - spytał Rumil

- Elian mellyn. ( pomagam przyjaciołom) - odparła niedbale

- Mellyn? (przyjaciołom) - parsknął Orophin 

Al darin taen (nie zostaję długo) - zignorowała Orophina.

- Hiril Galadriela al natha gelir ah... ( Pani Galadriela nie będzie zadowolona z...) -  Rumil 

- Hiril Galadriela na al nin bereth. (pani Galadriela nie jest moją królową) - przerwała mu ostro, Orophin i Rumil westchnęli jednocześnie.

- Nathar prestai. ( będą kłopoty) - mruknął Orophin, Silwen już chciała rzucić jakąś ripostę, gdy odezwał się się Haldir.

- Silwen - dowódca skończył rozmawiać z hobbitem i Legolasem i teraz dał jej sygnał, że ona również powinna kończyć, dwóch członków Drużyny przyglądało jej się.

- Cenile. (do zobaczenia) - szepnęła jeszcze do Rumila i Orophina i zeszła wraz z Legolasem, zostawiając Froda samego wśród elfów. 


*Nie znalazłam za wiele na ten temat, więc to tylko moja teoria. Ale wydaję mi się, że nawet ma sens. Może ktoś z Was wie coś więcej.

Cześć, oto ostatni rozdział w 2018. Przyznam, że w Święta tak mi ta regularność nawaliła, taka ironia losu.Strasznie przepraszam Was za to i postaram się to naprawić. 

Życzę Wam wesołego Nowego Roku i superowego Sylwestra. Nie jest Nas na razie zbyt dużo, ale wszystko się powolutku rozrasta i oby nie przestało. Dziękuję Wam wszystkim za gwiazdki i przemiłe oraz często zabawne komentarze. Cieszę się, że razem ze mną chcecie przeżywać przygody Silwen. Dużo to dla mnie znaczy. To taka refleksja na koniec roku. 

Do następnego piątku.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro