Rozdział 12 - Bellamy
W życiu nie czułem czegoś takiego, jak w tamtej chwili.
Clarke zawsze sprawiała wrażenie silnej i niezależnej kobiety. Starała się nie okazywać słabości, nigdy nie widziałem, aby płakała. Wszystkie uczucia dusiła w sobie, a jedynie część dało się odczytać z jej twarzy. W tamtym jednak momencie była najbardziej słodką i kruchą osóbką, jaką kiedykolwiek widziałem. Nie była już niezwyciężoną Wanhedą, ale zwykłą Clarke, która potrzebowała kogoś, kto byłby w stanie podnieść ją na duchu.
Napatoczyłem się ja.
Swoim zachowaniem i tym, jak się we mnie wtuliła, jasno dała mi do zrozumienia, że to właśnie mnie potrzebuje. Gdy położyła głowę na moim torsie, a jej delikatne, malutkie palce dotknęły mojej klatki piersiowej, ledwo wstrzymałem westchnienie. W pewnym sensie dodało mi to odwagi, ponieważ nawet nie wiem kiedy moje dłonie błądziły po jej nagim brzuchu oraz plecach. Byłem pewien, że mnie odepchnie i powie, że przekroczyłem jakąś niewidzialną granicę między nami, jednak tak się nie stało. Zamiast tego westchnęła i przytuliła się do mnie jeszcze mocniej, jakby właśnie tego potrzebowała.
Potrzebowała takiej bliskości, jakiej nie mógł dać jej jedynie przyjaciel, a ktoś więcej.
Co wtedy czułem? Sam nie wiem. Na pewno dziwny uścisk w brzuchu i przyjemne dreszcze, które rozlały się po całym moich ciele. Jeszcze nigdy dotyk żadnej dziewczyny nie wywołał we mnie takich uczuć. Przez cały ten czas próbowałem udawać rozluźnionego, choć tak naprawdę w głębi mojej głowy stado Ziemian siekało kapustę. Nie potrafiłem opanować swojego ciała, za to w myślach przywaliłem sobie w twarz, ponieważ moje serce przyspieszało za każdym razem, gdy dziewczyna nawet minimalnie zmieniała swoją pozycję. Ponieważ leżała na moim torsie, na pewno bardzo dobrze słyszała bicie mojego serca i jego przyspieszanie w tych właśnie momentach.
Ogarnij się, Blake! Ona tak na ciebie nie reaguje, daj sobie spokój!
Gdy Clarke wreszcie zasnęła – poznałem to po jej miarowym oddechu oraz tym, że jej lewa noga przerzucona przeze mnie luźno zwisała poza łóżkiem – lekko się rozluźniłem. Odwróciłem nieco głowę, aby móc wreszcie spojrzeć na dziewczynę i zacząłem przyglądać się jej z delikatnym uśmiechem na ustach, którego po prostu nie mogłem powstrzymać.
Śliczne jasne włosy, których kosmyki owijałem sobie wokół palca. Delikatne, naturalnie zaróżowione powieki, pod którymi kryły się te piękne niebieskie oczy. Szczupłe ręce owinięte wokół mnie. Koszulka na ramiączkach odsłaniająca połowę pleców oraz brzuch. Jedna noga spleciona z moimi, aby móc ją ogrzać, natomiast druga owijająca się wokół mojego biodra.
Westchnąłem i podciągnąłem kołdrę wyżej, aby móc okryć dziewczynę. Dokładnie opatuliłem ją pierzyną, przez co widoczna była jedynie jej głowa oraz kawałek ramienia. Nie przeszkadzało mi to jednak, ponieważ mógłbym wpatrywać się w jej twarz godzinami, nie nudząc się tym. W pewnym momencie podniosłem dłoń i pogłaskałem Clarke po policzku, na którym widniała blizna zrobiona jej przez Nię. Poczułem niesamowitą radość, że kobieta, która wtrąciła ją do lochów i przez którą musiała wytrzymać tam kilka godzin, już nie żyje.
Spojrzałem na blondynkę po raz ostatni, po czym odchyliłem głowę i z uśmiechem cisnącym mi się na usta zamknąłem oczy. Czułem się spokojny, ale przede wszystkim szczęśliwy, że Clarke sama poprosiła mnie o zostanie ze sobą. A ja tego pragnąłem. I choć mogłem udawać, że od czasu naszej pierwszej poważnej rozmowy, kiedy to chciałem odejść z obozu, nic się nie zmieniało, to było inaczej.
W końcu zrozumiałem, że zakochałem się w Clarke.
Gdy rano się obudziłem, czułem się szczęśliwy jak nigdy. Nie wiedziałem co spowodowało we mnie takie odczucia, dopóki nie poczułem jakiegoś ruchu obok siebie i cichego westchnięcia.
Nie pamiętam, abym wieczorem sprowadzał kogoś do swojego pokoju.
Otworzyłem oczy i rozglądnąłem się dookoła. Pomieszczenie było odrobinę większe od mojego pokoju i wyglądało nieco inaczej. Drzwi znajdowały się po prawej stronie, zamiast po lewej, natomiast ułożenie mebli bardzo różniło się od mojego.
To nie mój pokój!
Podniosłem nieco głowę i spojrzałem na dziewczynę leżącą obok mnie. Kołdra zsunęła się nam niemal do samych nóg, przez co mogłem zobaczyć jej krótkie spodenki odsłaniające smukłe nogi owinięte wokół mnie czy kawałek pleców widoczny spod podwiniętej koszulki. Do tego dochodziły jej dłonie, które oplotła wokół mnie oraz twarz zwrócona w moją stronę, przez co jej usta dotykały mojej klatki piersiowej. Do tego te piękne jasne włosy rozlewające się falami po całej poduszce.
Clarke.
Dopiero gdy zorientowałem się kto leży obok mnie, przypomniałem sobie wcześniejszą noc. Prośba o zostanie na noc. Przytulenie się do siebie nawzajem. Jej delikatne ciało tak blisko mnie i przyjemne dreszcze, które mnie przechodziły pod wpływem jej dotyku.
Zorientowanie się, że zakochałem się w swojej najlepszej przyjaciółce.
Opadłem na poduszkę i westchnąłem ciężko. Gdy przypomniałem sobie wszystkie te wydarzenia, poczułem przyjemny ucisk w brzuchu oraz rumieniec rozlewający się po całej mojej twarzy oraz szyi. Moje serce ponownie przyspieszyło i tym razem, czegokolwiek bym nie robił, nie mogło zwolnić. Podobnie zresztą było z moim spazmatycznym oddechem.
Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że po raz pierwszy zachowywałem się w taki sposób. Nieraz spałem z wieloma dziewczynami, na których mi w ogóle nie zależało. Pociągały mnie jedynie w sposób fizyczny i były „na jedną noc", natomiast potem nasze drogi się rozchodziły. Nawet podczas spania z nimi nie doświadczałem czegoś takiego, jak podczas leżenia obok blondynki. Jeśli chodziło o Clarke, samo dotykanie jej, przytulanie czy nawet patrzenie na to jak śpi wydawało mi się czymś niesamowitym. Nie mogłem przestać tego robić, oderwać się od niej.
Przejechałem dłonią po jej jasnych włosach, jednocześnie odgarniając jej z policzka kosmyk, który zasłaniał mi jej twarz. Dziewczyna westchnęła przez sen i mruknęła się niezrozumiale, po czym wręcz wepchnęła twarz w zagłębienie pod moją brodą i zasnęła ponownie. Cóż, to by było na tyle, jeśli chodzi o podziwianie jej, gdy śpi.
Owinąłem rękę wokół niej i pociągnąłem jej koszulkę w dół, tym samym zasłaniając odkryte ciało, po czym spojrzałem na zegarek mieszczący się na stoliku nocnym. Gdy zobaczyłem, że dochodzi jedenasta, miałem zamiar zerwać się i pobiec na patrol. Doszedłem jednak do wniosku, że skoro dzień wcześniej byłem na całodniowej misji, której celem było wyeliminowanie Nii, powinni mi odpuścić to jedno popołudnie i pozwolić się wyspać. Wprawdzie zamiast spać, cieszyłem się chwilą, ale kto tam wie co ja robię?
Leżałem spokojnie, jednocześnie głaskając Clarke po włosach oraz plecach, kiedy nagle drzwi do pokoju dziewczyny otworzyły się z hukiem. Szybko złapałem kołdrę i naciągnąłem ją na nas oboje, aby jakoś zasłonić nasze półnagie ciała, jednak osoba stojąca w progu widziała już wystarczająco wiele.
- Ohohohoho! – zaśmiała się Octavia. – Tego, to ja się nie spodziewałam. Wprawdzie miałam nadzieję cię tu znaleźć, ale nie w tej...pozycji – wykrztusiła.
- Mogłaś chociaż zapukać – syknąłem. – Czego chcesz?
- Ziemianin, który został w nocy szpiegować Azgedę, przyniósł właśnie list od Roana, który przekazał mu go zaraz po tym, jak Ludzie Lodu zorientowali się, że był jakiś atak – oznajmiła. – Będziemy czekać na ciebie i Clarke u Abby. Wiem, że chętnie jeszcze byście trochę pobaraszkowali...
- O. – warknąłem, upominając ją, jednak ona kontynuowała jakby nic nie słysząc.
- ...ale lepiej przyjdzie za dziesięć minut. I spokojnie, nic nie powiem matce Clarke. Tę działkę już zostawiam wam.
Puściła mi jeszcze oczko, po czym wyszła z pokoju.
W tej samej chwili Clarke jęknęła coś nieartykułowanego i podniosła się na łokciu, przez co zaraz poczułem nieprzyjemne zimno rozlewające się po moim torsie w miejscu, gdzie jeszcze chwilę wcześniej leżała. Dziewczyna spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek, później przeniosła wzrok na drzwi, a potem ponownie na mnie.
- Co się stało? – stęknęła. – Ktoś tu był?
- Octavia – odparłem, odgarniając jej z twarzy włosy wpadające do oczu. – Mamy przyjść do biura twojej matki.
- Jeszcze pięć minut – mruknęła, po czym ponownie opadła na mnie i mocno wtuliła się w mój tors, ignorując całą resztę. – Jesteś taki przyjemnie ciepły...
Zaśmiałem się i pogłaskałem ją po głowie. Nie chciałem się stamtąd nigdzie ruszać, ponieważ było mi niesamowicie wygodnie, ale z drugiej strony chciałem dowiedzieć się, co miał nam do powiedzenia Roan.
- Sam nie mam najmniejszej ochoty wstawać, ale kiedyś będzie trzeba to zrobić – westchnąłem i chciałem się ruszyć, jednak blondynka owinęła się wokół mnie nogami, a palce dobrze wczepiła w mój tors. – Clarke? Mogłabyś mnie puścić?
Dziewczyna podniosła się i spojrzała na mnie spod byka. W końcu jednak westchnęła i posłuchała mnie. Poczułem lekkie ukłucie w sercu, ponieważ do samego końca miałem nadzieję, że postanowi olać to, co reszta miała nam do powiedzenia i będę musiał z nią zostać. Swoją drogą bardzo by mi to odpowiadało, ale postąpiła inaczej. Zresztą, czego miałem się spodziewać? W końcu to ja ją do tego namówiłem, czyż nie?
Wstałem i przeciągnąłem się. Zauważyłem, że Clarke przez ten czas wpatrywała się w mój goły tors, jednak gdy na nią spojrzałem, momentalnie odwróciła wzrok udając, że ściana naprzeciwko niej jest bardzo interesująca. Uśmiechnąłem się do siebie, ale nie skomentowałem tego. Zaraz pewnie oblałaby się rumieńcem i zaczęła wszystkiemu zaprzeczać. Tobie już kompletnie odwaliło, Bellamy! Masz jakieś przywidzenia. Tak by było!
- Ubierz się i za dziesięć minut widzimy się w biurze kanclerza – powiedziałem, po czym wyszedłem z jej pokoju.
Ponieważ mój pokój znajdował się naprzeciwko jej, nie musiałem błądzić bez koszulki przez pół Arki. Od razu jednak, gdy znalazłem się w swoich czterech ścianach, zamknąłem drzwi i oparłem się o nie. Przygryzłem wargę starając się powstrzymać uśmiech i wzniosłem oczy ku niebo, dokładnie przewijając sobie w myślach niczym film ostatnie kilka godzin spędzone z blondynką. Nie musiałem wreszcie udawać, że jej bliskość w ogóle mnie nie ruszyła. Mogłem po prostu stać tam i uśmiechać się jak głupi.
Ogarnąłem się dopiero wtedy, gdy przypomniałem sobie, dlaczego wróciłem do pokoju zamiast nadal cieszyć się bliskością Clarke. Ściągnąłem szybko spodnie od piżamy, po czym zmieniłem bieliznę i nałożyłem czarne bojówki, niebieską koszulkę oraz swoje ulubione masywne buty, którymi jeszcze dzień wcześniej rzucałem w Murphy'ego. Ponieważ wydawało się być ciepło, odpuściłem sobie ubieranie kurtki, a założyłem jedynie kaburę na broń wijącą się wokół moich bioder. Przeczesałem jeszcze włosy palcami, po czym ruszyłem w stronę biura Abby.
Starsza Griffin, Kane, moja siostra oraz Clarke już tam byli. Tym razem dziewczyna miała na sobie szarą bawełnianą koszulkę na ramiączkach oraz granatowe, wąskie spodnie. Grzywkę postanowiła spiąć na czubku głowy, natomiast resztę włosów zostawiła rozpuszczoną.
Podszedłem do niej.
- Szczerze mówiąc, wolałem cię w tamtych szortach i kusej bluzce – mruknąłem jej do ucha, łapiąc brzeg jej bluzki.
- Odwal się – syknęła, strącając moją dłoń. Zarumienia się nieznacznie, na co zaśmiałem się.
- Tak tylko mówię.
Octavia gwizdnęła cicho, dlatego spojrzałem w jej stronę. Moja siostra popatrzyła na mnie z głupim uśmieszkiem na ustach, po czym poruszyła sugestywnie brwiami, ruchem oczu wskazując na Clarke, zajętą rozmową ze swoją matką. Spojrzałem na nią jak na idiotkę, na co ona jedynie wzruszyła ramionami i posłała mi całusa w powietrzu. Postanowiłem ją zignorować, ale ona nie odpuściła.
Podeszła do mnie.
- A więc ty i Clarke...? – zaczęła, patrząc na mnie wyczekująco.
- To nie było to, co myślisz – wyjaśniłem pospieszne. Wolałem, aby nie zaczęła rozpowiadać jakiś głupich plotek na nasz temat. – Po prostu Clarke miała w nocy koszmary i poprosiła mnie, abym z nią został.
- Dlatego właśnie byłeś bez koszulki, a ona jedynie w piżamie, która niewiele zasłaniała?
- Usłyszałem w nocy jej krzyk, dlatego właśnie pobiegłem do jej pokoju w tym, w czym byłem.
- A jak wyjaśnisz jej nogę owiniętą wokół ciebie i to, że ty...
- O mój Boże! – przerwałem jej. – Nie masz lepszych tematów do rozmów?
- ...trzymałeś rękę pod jej koszulką? – kontynuowała. – Wprawdzie jedynie na plecach, ale jednak. Swoją drogą nieźle wyglądała w tym stroju, nie sądzisz, braciszku?
Nie odpowiedziałem.
- Uuuu, nie zaprzeczasz. To coś znaczy – szepnęła, po czym oddaliła się. – Będę cię obserwować.
Wywróciłem oczami i westchnąłem. Dokładnie w tym samym momencie Clarke zaprzestała dyskusji z matką i stanęła obok mnie, natomiast Abby zaczęła nam czytać list.
Roan pisał o tym, że już jakąś godzinę po naszej ucieczce zorientowano się o śmierci Nii. Doszli do tego, że ktoś musiał pomóc Trikru i Skaikru w dostaniu się do Azgedy, więc automatycznie od razu stracono strażników pilnujących tamtej nocy tuneli. Nie chciano ich nawet słuchać – Roan jako nowy król od razu skazał ich na śmierć. Gorzej jednak było z ludźmi, którzy pragnęli zemsty za morderstwo królowej. Cały czas wykłócali się z Roanem, że nie można tak po prostu zostawić tej sprawy w spokoju, jednak on zakazał im podważania jego decyzji pod groźbą oskarżenia o znieważenie. Wtedy przestali o tym mówić, jednak nadal byli rządni krwi.
- Nie zmienia to jednak faktu, że będziemy musieli niezwykle uważać – podsumował Kane.
- A to niby dlaczego? – zapytałem, splatając ręce na klatce piersiowej. – Roan jasno dał nam do zrozumienia, że udało mu się z nimi uporać.
- Ponieważ niektórzy Ludzie Lodu mimo wszystko nie zgadzają się z jego wolą – odpowiedziała Abby. – Pisał, że pięcioosobowa grupa uciekła z Azgedy, do tego połowa jest po ich stronie i w razie potrzeby staną razem do walki, a ponieważ Ziemian jest zbyt dużo, mogą szukać zemsty właśnie u nas. Będziemy musieli zwiększyć częstotliwość patroli, natomiast do lasu wysyłać tylko dobrze przeszkolone i doświadczone osoby. Nie ma już mowy o samoistnych wypadach po za obóz czy kręceniu się w nocy blisko ogrodzenia.
Poczułem, jak mięśnie mojej twarzy tężeją i mimowolnie spojrzałem w stronę Clarke. Dziewczyna również na mnie patrzyła z przerażoną miną.
Zacząłem się zastanawiać, czy cały ten plan zabicia Nii był dobrym pomysłem.
No halo halo xd
Jak widzicie, Bellamy wreszcie zorientował się w swoich uczuciach do Clarke *brawa*. Nie oznacza to jednak, że wszystko będzie szło zgodnie z planem i nasz Król postanowi wyznać Clarke swe uczucia. Co to, to nie. Muszę coś trochę pokomplikować xd
Ogólnie nigdy tego nie mówiłam, ale bardzo wam dziękuję <3 Za to, że tu jesteście, że komentujecie i motywujecie mnie do dalszego pisania. Gdy zaczynałam swoją przygodę z Wattpadem spodziewałam się może kilku gwiazdek pod rozdziałem i maksymalnie z dziesięć komentarzy. Nawet nie wiecie jak bardzo jestem wam wdzięczna za wszystko :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro