Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21 - Clarke


    Gdy Bellamy wyszedł z pokoju, miałam ochotę krzyczeć.

     Przed nim udawałam spokojną i obojętną, choć w środku wszystko wywracało mi się na drugą stronę. Byłam tak szczęśliwa, jak jeszcze nigdy wcześniej. Nie musiałam już ukrywać swoich uczuć i powstrzymywać się od przytulania czy całowania chłopaka, ponieważ posunęliśmy się już krok do przodu. Może nawet dwa kroki.

     Gdy tylko pomyślałam o tym, do czego mogło dojść poprzedniej nocy, gdyby nie krzyk Monty'ego, coś mnie ściskało w żołądku. Wprawdzie Bellamy mnie do niczego nie zmuszał i sama zachowywałam się tak, jakbym tego chciała, jednak za nic w świecie nie mogłam się powstrzymać. Nie mogłam nic zrobić z tym, jak moje ciało reagowało na jego dotyk. Ściągnięcie mu koszulki oraz próba pozbycia się spodni to było coś, o czym nawet nie myślałam. Zrobiłam to podświadomie. Mimo to wiedziałam, że nie żałowałabym, gdyby doszło do czegoś więcej.

     Przeleżałam jeszcze około godziny, wdychając zapach chłopaka z jego prześcieradła. W końcu jednak doszłam do wniosku, że muszę wstać i pójść coś zjeść, ponieważ byłam cholernie głodna. Do tego, gdy nie było obok mnie Bellamy'ego, leżenie na jego łóżku nie miało najmniejszego sensu.

     Po krótkim zastanowieniu, podniosłam się i wróciłam do swojego pokoju po ubrania. Tam zmieniłam piżamę na obcisłe szare spodnie, białą koszulkę oraz cienką kurtkę. Założyłam jeszcze wysokie buty charakterystyczne dla wszystkich mieszkańców Arkadii, po czym ruszyłam do stołówki.

     - Jak tam, Clarke? – usłyszałam obok siebie głos Murphy'ego, gdy byłam akurat w połowie posiłku.

     - W porządku – odpowiedziałam, posyłając mu jeden z moich promiennych uśmiechów. Chłopak przysiadł się do mojego stolika, cały czas patrząc się na mnie z szyderczym uśmieszkiem.

     - Co ty dzisiaj w takim dobrym humorze? – zapytał podejrzliwie. – Tak się składa, że przed jakąś godziną widziałem naszego kochanego pana Blake'a z podobnym uśmiechem na ustach. Czy nie macie mi może czegoś do powiedzenia?

     Szlag by to! Wszystko po nas widać.

     - Nie, dlaczego? – odrzekłam niewinnie. – Czy ty mi przypadkiem czegoś nie sugerujesz, John?

     - Nie, oczywiście, że nie. Po prostu zastanawia mnie wasz dobry humor oraz ślady czyichś ust na twojej szyi, Clarke – powiedział, po czym dotknął malinek, które poprzedniej nocy zrobił mi Bellamy. Poczułam, że się rumienię.

     Murphy chciał coś jeszcze powiedzieć, jednak w tej samej chwili dosiadła się do nas Raven.

     - Dlaczego nic mi nie powiedziałaś?! – krzyknęła.

     - Na temat czego?

     - Raczej kogo! Chodzisz z Bellamym'm, ty spierdolino umysłowa, i nic mi nie powiedziałaś?

     - Skąd wy w ogóle macie takie informacje? – zapytałam spokojnie, kontynuując jedzenie swojego posiłku.

     - Bellamy cały czas łazi z uśmiechem większym niż jego ego i pomaga wszystkim naokoło, z kolei ty nie wyglądasz lepiej. Nawet jak jesz, to nie możesz przestać się cieszyć. Do tego dochodzą te malinki na twojej szyi.

     Instynktownie zgarnęłam rozpuszczone włosy na ramiona, aby zasłonić ślady, które zostawił mi na skórze Bellamy, choć i tak było już za późno. Nasza dwójka plotkar już widziała to, co chciała zobaczyć.

     - Nawet nie zaprzeczasz! – krzyknęła zaskoczona Raven. – Ja wiedziałam, że z Bellamy'ego to niezły ogier. Pokazał ci to i owo i już nie możecie bez siebie żyć.

     - „To i owo"? –zapytałam. – Co masz dokładnie na myśli?

     - No wiesz, głównie magiczne usta i seksowne ciało. Ale jego...Jak on to powiedział...Wyjątkowo długi ładunek? Myślę, że to też zrobiło swoje.

     Murphy, słysząc to określenie, zaczął się głośno i niepohamowanie śmiać. Zaraz wszystkie osoby zgromadzone na stołówce zwróciły oczy w naszą stronę, jednak to nie powstrzymywało chłopaka. Mówiłam mu, żeby się uciszył, jednak nie reagował.

     - Serio Bellamy tak powiedział? – wydusił z siebie, na co Raven kiwnęła głową. – Nie no, zaraz się zleję. Cóż za taktowny chłopak, nie ma co. Gdyby żył sto lat wcześniej, to na pewno zrobiłby karierę w branży porno z takimi tekstami.

     - Ale trzeba przyznać, że nieźle to wymyślił, nie? – zaśmiała się ciemnowłosa.

     - Nieźle? Moim zdaniem to było epickie. Muszę mu pogratulować pomysłu i zapytać, czy zostanie moim mentorem, bo ten tekst z długim ładunkiem to jakieś mistrzostwo. Idę go poszukać – oznajmił, po czym wstał od stołu i ruszył na zewnątrz. Raven próbowała coś powiedzieć, jednak wyprzedziłam ją.

     - Jeszcze jedno słowo, to jak wsadzę ci jakiś drewniany kij tam, gdzie słońce nie dochodzi, to ci drzewo z dupy wyrośnie.

     Dziewczyna udała, że zasuwa sobie usta i wyrzuca kluczyk za siebie, po czym puściła mi oczko i wróciła do swoich obowiązków. Gdybym tylko wiedziała, że zwykła malinka lub uśmiech na twarzy może zrobić taką aferę, to w życiu nie wychodziłabym z pokoju. Zresztą, Bellamy'ego też bym nie puściła.




     Moja zmiana w szpitalu zaczęła się po południu, więc akurat wtedy, gdy Bellamy kończył swój patrol. Udało nam się jedynie spotkać przez przypadek na korytarzu, ale ponieważ spieszyłam się do kliniki, nie zdołaliśmy zamienić zbyt wielu zdań. Obiecałam mu jedynie, że gdy tylko skończę pracę, to przyjdę do jego pokoju, na co uśmiechnął się lekko.

     Jedynymi pacjentami byli Miller oraz Jasper, którzy nadal się nie obudzili. Mama postanowiła trzymać Jaspera na łóżku najbardziej oddalonym od wejścia i zasłonić go firanką, aby nikt nie wiedział, że jest właśnie tutaj. Rozpowiadanie po Arkadii, że chłopak próbował się zabić nie było zbyt dobrym pomysłem, dlatego zgodziłam się z mamą. Zaraz zaczęłyby się plotki i tłum gapiów wpadłby do szpitala tylko po to, aby zobaczyć niedoszłego samobójcę. Ludzie nie mają za grosz taktu, niestety.

     Przez większą część zmiany nie miałam żadnych pacjentów, prócz chłopca, który spadł z niedużej wysokości i musiałam obejrzeć mu nogę. Dlatego właśnie, gdy siedząc przy biurku i przeglądając różnego rodzaju papiery usłyszałam jęk, od razu zerwałam się z krzesła i pobiegłam w kierunku łóżka jednego z przyjaciół.

     - Jasper? – zapytałam, siadając na brzegu materaca i pochylając się nad chłopakiem. Nadal miał zamknięte oczy, jednak miałam nadzieję, że zaczyna się powoli budzić. – Słyszysz mnie?

     Ciemnowłosy stęknął jeszcze kilka razy, po czym jego powieki zaczęły się powoli rozchylać. Gdy jego wzrok powędrował wreszcie w moją stronę, uśmiechnęłam się szeroko.

     - Cześć – powiedziałam, dotykając jego czoła. Miał normalną temperaturę.

     - Gdzie ja jestem? – zapytał zachrypniętym głosem. – Nie żyję?

     - Żyjesz i jesteś w Arkadii – odrzekłam, po czym pogłaskałam go po policzku, a uśmiech zszedł z mojej twarzy. – Dlaczego chciałeś to zrobić, Jasper? Dlaczego próbowałeś się zabić?

     Chłopak chyba przypomniał sobie wreszcie wydarzenia z poprzedniego wieczora, ponieważ momentalnie posmutniał, a jego oczy otworzyły się nieco szerzej.

     - Nie chciałem tak żyć, Clarke – jęknął. – Nie chciałem żyć ze świadomością, że jedyna dziewczyna jaką kochałem, odeszła z tego świata. Że już nigdy nie usłyszę jej głosu i nie zobaczę tego ślicznego uśmiechu. Już nigdy nie będę mógł jej dotknąć, przytulić, pocałować...

     - Jasper... - szepnęłam, a po moim policzku spłynęła łza. – Wiem, że to wszystko moja wina. Że przeze mnie tak cierpisz. Ale nie widziałeś Monty'ego, gdy znalazł cię wtedy w twoim pokoju. Nie widziałeś mnie ani Bellamy'ego, gdy musieliśmy patrzeć, jak powoli umierasz. Rozumiem to, że Maya była twoją miłością, ale tutaj też są osoby, którym zależy na tobie. Mi na tobie zależy, Jasper. Zawsze uważałam cię na przyjaciela i nigdy nie przestanę o ciebie walczyć.

     - Wiem, Clarke – uśmiechnął się do mnie lekko i ścisnął moją dłoń, która nadal spoczywała na jego policzku. – Najgorsze jest to, że żeby to zrozumieć, musiałem dopiero targnąć się na własne życie. Wiesz, kiedy byłem bliski śmierci, przed oczami przeleciało mi wiele wspaniałych momentów. Zobaczyłem to, jak dzielnie walczyłaś o moje życie, gdy dostałem włócznią, a Murphy pragnął mojej śmierci. Wszystkie wygłupy z Monty'm i nasze żałosne żarty. Uratowanie Octavii i jej pocałunek. Zobaczyłem nawet Bellamy'ego, kiedy zaufał mi i dał broń, abym wysadził most. Ale najpiękniejsze było to, jak zobaczyłem Mayę. Piękną i żywą, bez żadnych ran czy obrażeń. Wiesz, co mi powiedziała?

     - Co? – szepnęłam, bojąc się, że mój głos może się załamać.

     - Że mam żyć. Dla niej i dla wszystkich, którym na mnie zależy. I mam zamiar to zrobić.

     Tym razem nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem. Chłopak jednak rozpostarł szeroko ramiona i przyciągnął mnie do siebie. Gdy przytuliłam się do ciemnowłosego i poczułam, jak gładzi mnie po plecach, poczułam, że wreszcie wszystko się ułoży. Nie będzie już ciągłego picia ani odrzucania przyjaciół. Koniec z całonocnymi libacjami i byciem nietrzeźwym przez cały czas.

     Dawny Jasper wrócił.




     Gdy po swojej zmianie i wzięciu prysznica weszłam do pokoju Bellamy'go, spodziewałam się, że będzie spał. Miałam nadzieję od razu wczołgać się do jego łóżka i zasnąć, wtulona w jego tors, jednak chłopak nadal był na nogach. Stał, ubrany w spodenki oraz koszulkę do spania, przed stołem z bronią rozłożoną na całej powierzchni i czyścił pistolety.

     - Jasper się obudził – powiedziałam, podchodząc do niego i obejmując go od tyłu. Nie chciałam, aby kończył już swoją pracę, jednak pragnęłam się do niego przytulić.

     - Rozmawiałaś z nim? – zapytał, wyraźnie zaintrygowany.

     - Tak. Myślałam, że będzie załamany i ponownie będzie chciał to zrobić, jednak było zupełnie inaczej. Zmienił się, a właściwie ta bliskość śmierci go zmieniła. Powiedział, że wreszcie zrozumiał, że ma przyjaciół tutaj i nie zamierza powtarzać tego błędu, jakim jest targnięcie się na własne życie. I gdy to mówił, naprawdę mu wierzyłam. Nie brzmiał jak alkoholik, ale jak prawdziwy, dawny Jasper.

     - Mam nadzieję, że mimo wszystko ktoś go pilnuje – powiedział, wkładając magazynek go ostatniej broni i odwracając się w moją stronę. – W każdej chwili może się ponownie załamać.

     - Przecież nie jestem głupia, Bellamy – burknęłam, patrząc na niego jak na idiotę, na co zaśmiał się.

     - Wiem, Księżniczko.

     Bellamy położył obie dłonie na moich policzkach i zaczął przejeżdżać kciukami najpierw po moich powiekach oraz nosie, a na końcu po dolnej wardze. Przymknęłam wtedy oczy i objęłam go ramionami w pasie, chcąc znaleźć się jeszcze bliżej niego. Wtedy chłopak zjechał dłońmi na mój kark przycisnął swoje usta do moich. Na to właśnie czekałam. Tym razem nasz pocałunek nie był tak namiętny, jednak o wiele wolniejszy i pełen miłości. Za każdym razem, gdy jego wargi ocierały się o moje, a dłonie ciemnowłosego wędrowały po moich plecach, oddawał mi cząstkę siebie, czułam to.

     W pewnym momencie oplotłam go nogami w pasie, krzyżując kostki na jego pośladkach, natomiast on przytrzymał mnie za uda i zaczął nieść w stronę łóżka. Przez cały ten czas nie przerywaliśmy pocałunków. W końcu chłopak ułożył mnie delikatnie na poduszkach, samemu pochylając się nade mną. Gdy jego usta powędrowały niżej, złapałam mocno pościel, a po moim ciele przeszły dreszcze. Bellamy złapał zębami za moją koszulkę i podniósł ją do góry, odsłaniając mój czarny stanik i zaczął całować po brzuchu. Jęknęłam i złapałam za jego T-shirt, jednym ruchem ściągając go z chłopaka.

     Po chwili zostaliśmy w samej bieliźnie. Wiedziałam, że już spałam z Bellamy'm w samym staniku oraz majtkach, jednak byłam wtedy kompletnie pijana i niewiele pamiętam. Tak naprawdę nic. Okoliczności również były inne, ponieważ wtedy jego usta nie odchylały ramiączka mojego stanika, a palce dłoni nie pociągały zaczepnie o gumkę moich majtek, przyprawiając mnie tym samym o dreszcze oraz sprawiając, że mój oddech stawał się przyspieszony. Wiedziałam, że jak tak dalej pójdzie, to dostanę palpitacji serca.

     Gdy Bellamy przejechał dłońmi po moich bokach, westchnęłam i wygięłam plecy w łuk, przybliżając swoje ciało jeszcze bliżej ciemnowłosego. Jego palce zjechały wtedy na moje plecy i zaczęły rozpinać mój stanik, przez co moje serce momentalnie przyspieszyło, natomiast ja sama dostałam gęsiej skórki.

     Chłopak musiał wyczuć we mnie jakąś zmianę, ponieważ oderwał się na chwilę od mojej szyi i spojrzał mi głęboko w oczy, jakby szukając zgody. Nie chciał, żebym robiła cokolwiek na siłę czy pod jego wpływem. Wolał, abym była w tym razem z nim. A ja go pragnęłam.

     Kiwnęłam potakująco głową.

     Bellamy odpiął sprzączkę mojego stanika, po czym ściągnął go ze mnie i rzucił gdzieś na bok, jeszcze bardziej przylegając do mnie swoim ciałem i zajmując się całowaniem moich ust. Mimowolnie moje dłonie zjechały po jego plecach aż do części, gdzie zaczynał się materiał szarych bokserek. Poczułam, jak ciało Bellamy'ego stężało, a jego mięśnie się napięły, gdy zaczęłam zsuwać tkaninę z jego bioder najpierw dłońmi, a gdy już dalej nie sięgałam, pomogłam sobie stopami. Chłopak zaczął w tym samym momencie ściągać mi majtki, jakbyśmy prowadzili jakiś konkurs „kto pierwszy zostanie bez bielizny". On wygrał.

     - Na pewno tego chcesz? – zapytał ciemnowłosy, głaskając mnie po policzku.

     - Tak – szepnęłam, patrząc mu głęboko w oczy.

     W tamtym momencie staliśmy się jednym ciałem. Jedną duszą. Ja nie mogłam egzystować bez Bellamy'ego, a on beze mnie. Jego dłonie badały dokładnie każdy skrawek mojego ciała, jakby uczył się mnie na pamięć. Jego usta błądziły po mojej twarzy, ramionach, piersiach czy brzuchu, sprawiając, że skóra pod jego wargami zaczynała się żarzyć niczym rozpalony węgiel. Jego głębokie, ciemne oczy krzyżowały się z moimi i oddawały całą tę miłość, jaką pragnął mnie obdarzyć. W tamtym momencie świat nie miał znaczenia.

     Istnieliśmy tylko my.




Kurna, rly? Za co ja się zabrałam? Za opisanie scen zapychania? Chyba kompletnie mnie powaliło...Ale musiałam. Nie mogłam tego zostawić takiego niekompletnego. Po za tym same cały czas gadacie o tym to proszę bardzo. Jest. Opis. Może nie bardzo dokładny, ale dość. Starałam się jak mogłam. Zadowolone? Nawet jeśli nie, to odmów nie przyjmuje XD

Tak btw to miał im przeszkodzić Murphy, ale nie miałam żadnego dobrego powodu, dlaczego miałby on przychodzić w środku nocy do pokoju Bella, więc odpuściłam. Mam nadzieję, że się cieszycie, bo musiałam pisać całą tę scenę od nowa.

W każdym razie co myślicie? Czekam na wasze komentarze :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro