Epilog
- Tato! – krzyknęła Debs, biegnąc w moją stronę. – Owen śmieje się z mojego obrazka! Mówi, że to nie jest koń tylko hipopotam!
- Bo to jest hipopotam! – odkrzyknął Owen, podążając za swoją siostrą.
Dziewczynka rozpędziła się i wskoczyła mi na kolana, na co jęknąłem. Miała zaledwie sześć lat, ale energii za dwoje. Podobnie zresztą było z jej dwa lata starszym bratem, który robił wszystko, żeby tylko dokuczyć siostrze. Czasem miałem wrażenie, nie posiadam dwójki dzieci, a czwórkę.
Debs bardziej przypominała mnie, nie tylko z wyglądu. Ciemne, kręcone włosy sięgające łopatek, oliwkowa cera i kasztanowe oczy. Do tego dochodziła jej waleczność o swoje racje i wykłócanie się o niemal wszystko. Owen z kolei był spokojniejszy i bardziej wyniosły. Wolał czytać książki i uczyć się anatomii, do czego zachęciła go Clarke. Fizycznie również był bardziej podobny do niej. Dość wysoki, smukły chłopiec z jasnymi włosami i błękitnymi oczami.
- Popatrz – zarządziła Debs, wpychając mi przed twarz swój rysunek. – To jest koń, prawda?
Odsunąłem nieco kartkę sprzed twarzy, aby móc cokolwiek zobaczyć, po czym przyglądnąłem się rysunkowi. Przedstawiał czworonożną istotę z wielkim brzuchem i nieproporcjonalnie wielkim łbem. Powinienem się śmiać, ale nie mogłem. Sam nie lepiej bym to narysował.
- Oczywiście – potwierdziłem, łapiąc ją za głowę i całując w czoło. Zachichotała. – To koń, tylko lekko utyty. Taki, który dostał za dużo owsa.
Dziewczynka uśmiechnęła się promiennie, po czym odwróciła w stronę brata, który stał obok nas. Momentalnie chwyciłem ją w pasie, aby nie spadła mi z kolan.
- Widzisz? Tata powiedział, że to nie jest żaden hipopotam – stwierdziła, po czym wystawiła mu język.
- Jak chcesz zobaczyć hipopotama, to spójrz w lustro – odrzekł.
- Tato! – jęknęła Debs, odwracając się w moją stronę. – Powiedz mu coś!
- Owen, odpuść siostrze – skarciłem go.
- Nie moja wina, że ona nie umie rysować.
- Jeszcze kiedyś będziesz mnie prosić, żebym ci coś narysowała, zobaczysz. Mama powiedziała, że ślicznie rysuję i że jak będę większa, to będę lepsza nawet od niej.
- Na pewno – bąknął, wskakując na siedzenie obok mnie. – Tato, kiedy wróci mama?
- Jak skończy jej się zmiana w szpitalu.
- Czyli kiedy?
- Jak skończy jej się zmiana – odparła Debs, wystawiając bratu język po raz kolejny.
- Czy wy musicie się ciągle kłócić? – usłyszeliśmy.
Podniosłem głowę i moim oczom ukazała się Clarke. Stała w drzwiach i rozplatała warkocz, który miała tylko po to, aby włosy nie przeszkadzały jej przy pracy. Ja wam wolałem ją w rozpuszczonych, kiedy to pofalowane kosmyki pięknie układały się na jej ramionach i okalały jej anielską twarz. Mógłbym patrzeć na nią godzinami.
- Mama! – krzyknęło rodzeństwo, po czym podbiegło w stronę blondynki. Ta, przyparta przez nich do ściany, zaśmiała się i pogłaskała ich po głowach.
- Hej, skarby – powiedziała. – Też się cieszę, że was widzę, ale może dacie mi chociaż usiąść i chwilę odpocząć, hm?
- Chcesz zobaczyć moje rysunki? – zapytała mała Debs, podnosząc głowę wysoko do góry i patrząc na Clarke swoimi ślicznymi, brązowymi oczami.
- Jasne, skarbie – odparła.
- Chodź, Owen. Pomożesz mi je wziąć – rozkazała, po czym złapała brata za rękę i zaczęła prowadzić ku wyjściu z pokoju.
- Ale...
- No chodź – przerwała mu, po czym wymownie kiwnęła głową w naszą. Najwyraźniej chciała dać bratu do zrozumienia, że chcemy na chwilę zostać sami. Mądra dziewczynka.
Gdy tylko nasza kochana zgraja wyszła z pomieszczenia, Clarke uśmiechnęła się zalotnie, po czym zaczęła iść w moim kierunku. Poklepałem miejsce obok siebie, jednak ona postanowiła usiąść mi na kolanach. Nie protestowałem, ponieważ, szczerze mówiąc, takie wyjście bardziej mi odpowiadało. Zamiast tego oplotłem ją ramionami w talii i pocałowałem w usta.
- Hej, Księżniczko – wymruczałem pomiędzy pocałunkami. – Tęskniłaś?
- No nie wiem – odparła, uśmiechając się do mnie krzywo.
- Jak to? – burknąłem, udając zaskoczenie. – Jak mogłaś nie tęsknić za swoim Zbuntowanym Księciem?
- A zasłużył na to? – zapytała, wplatając palce w moje włosy i przygryzając moją dolną wargę. Jęknąłem z rokoszy.
- Jak nikt inny – odrzekłem. – Co powiesz na to, żeby zamknąć się w pokoju i porobić rzeczy, o których dzieci nie powinny wiedzieć?
Poruszyłem sugestywnie brwiami, na co blondynka zaśmiała się.
- A co z Debs i Owen'em?
- Jeszcze kilka lat temu Raven proponowała nam, że w razie czego zajmie się dzieciakami, to niech teraz dotrzyma słowa. Wujek Murphy też by się do czegoś przydał. Mają tylko jedno dziecko, niech dowiedzą się jak to jest mieć trójkę.
- O nie, tylko nie on. Znowu zacznie im gadać o ptaszkach i pszczółkach albo zacznie pokazywać broń. On demoralizuje nam dzieci.
- Masz rację, niech się wypcha – stwierdziłem i ponownie pocałowałem ją w usta.
W tym samym momencie do pokoju wbiegły dzieciaki, więc musieliśmy przerwać nasze pieszczoty i zająć się nimi. Debs zaraz zaczęła pokazywać siedzącej mi nadal na kolanach Clarke swoje rysunki, a Owen wypytywał mnie, ile musi mieć lat, żeby móc wreszcie wyruszyć na patrol. Jak widać facet to facet, więc ciągnęło go do niebezpiecznych misji tak, jak jego ojca.
- To kiedy to dokończymy? – wymruczała mi do ucha blondynka, kiedy dzieciaki znowu zaczęły jedną ze swoich wiecznych kłótni.
- Nie wiem. Ale wydaje mi się, że mamy na to całą wieczność.
Hej kochani!
Jak widzicie to już koniec opowieści, epilog został dodany, nie da się tego cofnąć. Wiem, że miałam go dodać we wtorek, ale nie miałam internetu aż do dzisiaj. Wprawdzie udało mi się ukraść telefon mamy, na którym ma internet, ale tylko do sprawdzania powiadomień. Epilog miałam na komputerze więc nie było szans na dodanie go.
W pierwszej kolejności pragnę wam podziękować. Za wszystko! Za gwiazdki, których z każdym rozdziałem przybywało. Za komentarze, przy których płakałam ze śmiechu i uśmiechałam się jak głupia. Za to, że w ogóle byłyście. Pamiętajcie, że gdyby nie wy, nie byłoby tego opowiadania i weny, jakiej dostawałam pod waszym wpływem. Dziękuję <3
Nie mogę uwierzyć, że to już koniec. Tak strasznie przywiązałam się do tego opowiadania, do tytułu, nawet do tej durnej okładki. No do wszystkiego, no! Strasznie mi przykro i gdyby nie to, że po prostu nie miałam już pomysłu na to co dalej, pewnie dobiłabym do większej ilości rozdziałów. Ale wiem, że prowadzenie na siłę nie miałoby żadnego sensu, dlatego już wolę stworzyć nowe opowiadanie.
Właśnie, nowe ff! Wprawdzie to nie będzie to samo co to, ale może choć część z was będzie zainteresowana. Także ten...chamska reklama! Opowiadanie znajdziecie na moim profilu lub tu: https://www.wattpad.com/story/115598647-protect-me-bellarke.
Jeszcze raz wielkie dzięki za wszystko. Kocham <3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro