Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

O szantażu i wyborach...

Diana wychodziła z siedziby Archibalda z szerokim uśmiechem. Już dawno nauczyła się, że surowość mężczyzny skrywała, w gruncie rzeczy, ciepłego człowieka, który zdecydowanie uwielbiał plotki. A już na pewno lubił wypytywać Dianę o to, jak dokładnie funkcjonował świat arystokracji. Chciał także wiedzieć, co właściwie powinien zrobić, by rezerwat otrzymał potrzebne wsparcie ze strony śmietanki towarzyskiej Rumunii. Liczył w tej kwestii na pomoc Diany, czego zresztą od początku nie ukrywał; jednym z warunków miłosiernego podejścia do całego rodu Draganescu była ścisła współpraca, która docelowo miała prowadzić do rozwoju azylu dla smoków.

Arystokratka spędzała więc całkiem sporo czasu na rozmowie z Archibaldem przy herbacie, jedząc niemalże niejadalne ciasteczka — i otwarcie je krytykując. Smokolog złościł się jedynie na początku, a potem aktywnie starał się wyciągnąć od Diany wskazówki, jak właściwie powinno się piec. Wkrótce ich spotkania zamieniły się w kuchenne dyskusje, podczas których wspólnie piekli ciasta, według mugolskich przepisów babci Archiego.

Draganescu naprawdę nie sądziła, że kiedykolwiek uzna spędzanie czasu w ten sposób za przyjemne, ale — paradoksalnie — pogawędki z szefem rezerwatu stały się jednym z lepszych sposobów na zapomnienie o rzeczywistości.

Nie wspominając już o tym, że dość często miała okazję natknąć się na Charliego, który był zmuszony do codziennego składania raportów z postępów — zarówno jeśli chodzi o smoki, jak i o jej braci. Na początku — jeszcze przed nocą balu — unikał jej wzroku jak ognia. A potem w ogóle przestał się pojawiać o tej porze, o której Diana gościła u jego przełożonego.

W gruncie rzeczy spodziewała się, że ich pocałunek tylko pogłębi niechęć Weasleya do jakiejkolwiek konfrontacji. Dlatego była tym bardziej zdziwiona, kiedy wyszła z biura, z szerokim uśmiechem na twarzy, i niemalże wpadła na rudowłosego smokologa.

— Charlie — wymamrotała na jego widok, a on cofnął się o krok, pozwalając jej zamknąć drzwi.

Ku jej zdziwieniu wcale nie wyglądał na spanikowanego ani nawet zniechęconego; wpatrywał się w nią bez żadnego skrępowania, zupełnie jak na początku ich znajomości. Diana poczuła się niemalże onieśmielona nagłą zmianą i odchrząknęła niezręcznie, co natychmiast wywołało uśmiech na jego twarzy.

— Archie jest w świetnym humorze — powiedziała głupio i machnęła ręką w stronę drzwi. — Myślę, że możesz śmiało...

— Skończyłaś już zmianę, prawda? — przerwał jej Charlie, unosząc brwi.

— Hm... Ciasteczka upieczone — wymamrotała, po czym zamrugała na widok rozbawienia Weasleya.

— Tak myślałem, że musi istnieć jakiś powód, dla którego Archie nagle zaczął wytwarzać coś jadalnego — stwierdził rozbawiony, a ona uśmiechnęła się blado.

Naprawdę nie rozumiała, dlaczego rozmawiali, jakby nic się nie stało — a stało się przecież wiele. Wystarczyła chwila, by wzrok Diany spoczął na jego ustach, które jeszcze parę dni wcześniej dotykały jej własnych, odbierając jej oddech i zdolność logicznego myślenia. Nawet teraz miała trudności w skupieniu się na czymkolwiek innym. Odwróciła więc spojrzenie i zganiła się w myślach, przywołując kamienną minę na twarz.

— Radzi sobie o niebo lepiej — przyznała, kiwając głową. — No cóż, na mnie czas.

— Odprowadzę cię! — zaoferował od razu Charlie, a ona podniosła wzrok, kompletnie zdezorientowana. — To znaczy... Jeśli nie masz nic przeciwko.

— Oczywiście, że nie mam — mruknęła szybko, chociaż nie mogła powstrzymać myśli:

Tylko dlaczego chcesz mnie odprowadzać?

Nie zadała jednak tego pytania na głos; miała przeczucie, że odpowiedź nadejdzie całkiem szybko. Wątpiła wszakże, że Weasley decydowałby się na taki krok, gdyby zamierzał milczeć całą drogę. Jej serce mimowolnie zabiło szybciej, gdy zdała sobie sprawę, że — być może — czekał ich jakiś przełomowy moment.

Zmusiła się do zachowania spokoju, chociaż całe jej ciało chciało krzyczeć z podekscytowania. Uczucie to słabło jednak z każdą chwilą, bo Charlie, wbrew jej wcześniejszym przewidywaniom, usilnie milczał; jego mina wskazywała zawahanie, głębokie zamyślenie, a Diana zaczynała sądzić, że rzeczywiście nie zamierzał odezwać się ani słowem. Być może brakowało mu odwagi, a może... Może zwyczajnie nie był jeszcze gotowy na powiedzenie tego, co kłębiło się w jego myślach. Mimo to nie zdołała powstrzymać ogromnej nadziei; sam fakt, że zdecydował się towarzyszyć jej w drodze powrotnej z rezerwatu, chociaż wyraźnie miał własne zobowiązania, stanowił dobry znak.

Wkrótce dotarli do granicy rezerwatu, a Charlie złapał ją za rękę. Prąd przeszył przedramię Diany, a ona sama zatrzymała się gwałtownie, wbijając wzrok w miejsce, gdzie jej skóra stykała się z jego.

— Diana... — wymamrotał Weasley i zbliżył się o krok. — Chciałem... Chciałem cię przeprosić.

— Przeprosić? — zdziwiła się Draganescu, mrugając z zaskoczeniem. — Za co?

— Za pocałunek — oznajmił spokojnie Charlie, po czym puścił jej rękę. — Nie powinienem był tego...

— Przestań — przerwała mu Diana i cofnęła się z niedowierzaniem. — Na Merlina... Ja doskonale zdaję sobie sprawę, że moje zachowanie wobec ciebie było okrutne, ale nie jestem na tyle zdesperowana, by pozwolić się pocałować, bylebyś tylko mi wybaczył. Nie jestem zła, Charlie. I nie jestem na tyle głupia, żeby udawać, że wcale tego nie chciałam. — Pokręciła głową i westchnęła ciężko, gdy Weasley usilnie patrzył w inną stronę. — Chociaż, z drugiej strony, jestem chyba na tyle głupia, bo sądziłam, że może... Może mi wybaczysz.

Smokolog zerknął na nią z cierpiętniczą miną, która wcale nie poprawiła nastroju Diany. Wydawał się dziwnie udręczony, zupełnie jakby jej słowa sprawiły mu fizyczny ból.

— Nie martw się, niczego od ciebie nie oczekuję — wymamrotała cicho, walcząc z zawstydzeniem. — Po prostu... Nie mogę zrobić nic więcej, poza przepraszaniem i odpracowaniem win. Byłabym jednak wdzięczna, gdybyś nie mścił się na mnie. Nie w ten sposób. Jestem skłonna dać ci spokój, żebyś mógł ruszyć dalej i być szczęśliwy, ale... Wbrew temu, co zapewne sądzisz, moje uczucia wobec ciebie zawsze były prawdziwe, w związku z czym... — Diana urwała na moment i zmusiła się do spojrzenia w oczu Charliego, który przyglądał jej się z uwagą. — Naprawdę ciężko mi poradzić sobie z sytuacją. A twoje pojawienie się w posiadłości tylko pogorszyło sprawy. Proszę, Charlie. Rozumiem, że nie chcesz mnie chcieć. Ale mam granice wytrzymałości. Proszę — dodała błagalnym tonem.

Na moment zapadła cisza, która zdawała się przenikać każdą komórkę ciała Diany. A gdy Weasley zrobił krok w jej stronę, zamarła w oczekiwaniu — oczekiwaniu, które zostało przerwane dźwiękiem czyichś kroków, nadchodzących od strony posiadłości. Charlie natychmiast spojrzał w tamtym kierunku, a Diana uczyniła to samo, po czym zastygła w przerażeniu i panice.

Och, nie, pomyślała rozpaczliwie na widok Luci Balana, uśmiechającego się ze złośliwą uciechą, co widziała nawet z dzielącej ich odległości. Przez chwilę zastanawiała się, jak powinna się zachować, ale zdała sobie sprawę, że nie było właściwie żadnego, dobrego wyjścia z sytuacji; nie wiedziała w końcu, czego chciał arystokrata, a nadmierna nerwowość mogła jedynie zaszkodzić.

— Diano, jak wspaniale cię widzieć! — zawołał Balan i, ku jej zaskoczeniu, natychmiast zamknął ją w szczelnym, niezwykle poufałym uścisku.

Och, nie, pomyślała po raz kolejny, tym razem z dużo większym strachem. Atmosfera momentalnie się zagęściła, a jej wzrok powędrował w kierunku Charliego, na którego twarzy pojawił się pełen goryczy uśmiech. Jego dłonie zacisnęły się w pięści, co jedynie uwydatniło żyły zdobiące umięśnione ramiona.

Diana, w normalnych okolicznościach, uznałaby go za niezwykle imponującego mężczyznę — szczególnie na tle smukłego, aczkolwiek wysokiego, arystokraty. W mugolskiej bójce zwycięzca byłby tylko jeden — i nikt nie miałby wątpliwości co do jego tożsamości. Sam Luca także spojrzał pobieżnie na smokologa, ale dołożył wszelkich starań, by na jego twarzy pojawił się wyraz niechęci, graniczącej z pogardą.

— Twoi bracia powiedzieli mi, że cię tu znajdę — stwierdził Balan, wciąż trzymając ręce na jej biodrach.

Diana odsunęła się natychmiast i posłała mu wrogie spojrzenie, które nie zrobiło na nim żadnego wrażenia.

— Czego chcesz? — spytała chłodno, a on zacmokał z niezadowoleniem.

— Dobrze wiesz, czego chcę. Nie sądzę jednak, by to było odpowiednie miejsce na rozmowy o naszych zaślubinach — odparł Luca, podczas gdy Diana wstrzymała oddech. — Zmęczyło mnie czekanie na ciebie w posiadłości, więc postanowiłem się tu pofatygować i przypomnieć o pewnych zobowiązaniach. Chociaż rozumiem, że twoja uwaga jest... dość rozproszona. — Spojrzał ponownie na Weasleya, który zdawał się kompletnie zszokowany wymianą zdań między arystokratami. — Mihai i Gavril wspominali o twoim nadzwyczajnym zainteresowaniu... smokami. O tym także będziemy musieli porozmawiać.

— Nie zamierzam z tobą o niczym rozmawiać. Nie zapraszałam cię tu, a już na pewno nie ma mowy o żadnych zaślubinach, Luca — warknęła Diana, chociaż jej głos załamał się nieznacznie. — Nie życzę sobie nagabywania. I dobrze radzę, weź sobie moje słowa do serca.

— Bo co, słodziutka? Czy twój chłoptaś zieje ogniem? — zakpił Balan, splatając dłonie za plecami. — Chyba nie chcesz, żeby cały świat dowiedział się o twoich mezaliansach.

— Zdaje się, że Diana nie chce, przede wszystkim, z tobą rozmawiać — wtrącił się Charlie i zrobił kilka kroków w przód.

Draganescu nie mogła nie zauważyć, że jego postawa zmieniła się na nieco bardziej bojową. Sprawiał wrażenie znacznie wyższego, potężniejszego niż Luca — a arystokrata musiał być tego świadom, bo spiął się nieco i spojrzał nerwowo w kierunku posiadłości. Nie przestał się jednak uśmiechać, zupełnie jakby pogarda miała przestraszyć smokologa.

— Diana nie chce wielu rzeczy... Zawsze pragnie jednak dobra swojej rodziny, a w obecnej sytuacji... — Luca zwiesił głos i westchnął teatralnie. — Cóż, sprawy mogą potoczyć się różnie, czyż nie?

Charlie poruszył się z zamiarem chwycenia Balana, ale Diana zastąpiła mu drogę, kładąc dłoń na jego klatce piersiowej.

— Nie warto... — mruknęła błagalnie, a Luca parsknął śmiechem.

— Racja, nie warto. Chyba obaj znamy ją na tyle dobrze, by wiedzieć, co wybierze, prawda? Jeśli wierzyć jej braciom, już raz dokonała takiego wyboru.

Dłoń Diany opadła mimowolnie, a jej twarz zapłonęła pod wpływem upokorzenia i złości. Oczywiście, że Mihai i Gavril nie mogli trzymać gęby na kłódkę — i to tuż po tym, jak przeprosili ją za nieodpowiedzialność i kłopoty, w jakie ją wpakowali. Opuściła głowę, bojąc się spojrzeć w oczy Charliego; nie umiałaby znieść jego niechęci i zranienia. Znowu.

— Cóż, poczekam na ciebie w posiadłości. Nie chciałbym przeszkadzać. Zdaje się, że czeka was poważna rozmowa — stwierdził Luca i odwrócił się na pięcie.

Gdy tylko oddalił się na wystarczającą odległość, Diana ruszyła w stronę przydrożnego kamienia i opadła na niego bez sił, opierając czoło na dłoniach. Zacisnęła kurczowo powieki, walcząc z łzami i walącym sercem, które zdawało się doskonale oddawać panikę, szalejącą w ciele arystokratki.

Usłyszała kroki, po czym otworzyła oczy, gdy poczuła dłoń Charliego na swoim kolanie. Spojrzała na niego, mrugając zaciekle, kiedy pierwsze łzy zamgliły jej wizję.

— Proszę, powiedz, że nie zamierzasz wyjść za tego kretyna — jęknął Weasley, a ona pociągnęła bezradnie nosem.

— A jak myślisz? Słowo daję, jak tylko wrócę do domu, powyrywam im nogi z dupy... — zaszlochała wściekle. — Po tym wszystkim, co zrobiłam, żeby uratować ich tyłki, oni znowu zdołali mnie w coś wkopać... Cholerni k-kretyni...

Paradoksalnie, gdy Charlie objął ją mocno, zaczęła szlochać jeszcze bardziej. Nie omieszkała jednak skorzystać z pocieszenia; wtuliła się w tors Weasleya i zacisnęła palce na jego koszulce.

— Diana... — wymamrotał smokolog i oparł brodę na jej głowie, gładząc włosy. — Nie możesz pozwolić temu pajacowi się terroryzować. Przecież on zamierza cię szantażować i to na dodatek... Na dodatek przeze mnie.

— Nie przez ciebie! — zaprzeczyła natychmiast Draganescu. — Przez moich durnych braci! Luca nie powinien nawet wiedzieć, że cokolwiek mnie z tobą łączy!

W jednej chwili zdała sobie sprawę, jak mogły zabrzmieć jej słowa — jakby wstydziła się relacji z Charliem. Jego uścisk nieco się rozluźnił, ale Diana wciąż kurczowo trzymała jego koszulkę.

— Nie masz pojęcia, jak okropni potrafią być arystokraci. Jak bezwzględni, pozbawieni moralności... To, co zrobiłam ja, jest niczym w porównaniu z możliwościami Luci. A ty wycierpiałeś już dość. Nigdy nie chciałam mieszać cię w potyczki między mną a nim, bo zasługujesz na coś zdecydowanie lepszego — wyjaśniła cicho.

— Ale miał rację, czyż nie? Ja i ty... To rzeczywiście mezalians, prawda? Od początku próbowałaś mi to uświadomić...

— Nie, Charlie. Na początku może i tak sądziłam, ale... — Diana pokręciła głową. — Jesteś wart znacznie więcej niż on i ktokolwiek inny. Mimo to naprawdę nie wiem, do czego będzie zdolny Luca, byle osiągnąć swój cel. Zrobi wszystko, żeby zmusić mnie do posłuszeństwa... Byłabym w stanie przełknąć szantażowanie mojej rodziny, ale teraz, gdy już o tobie wie, na szali stoi znacznie więcej — dodała i odsunęła się od niego z bólem.

— Diana, nie możesz za niego wyjść. Absolutnie, kategorycznie... Nie pozwolę ci — poinformował stanowczo Charlie, a ona uniosła wzrok. — I nie chodzi o to, że nie potrafię o tobie zapomnieć. Niezależnie od wszystkiego, nie zasługujesz na życie z kimś takim. A już na pewno nie ze względu na mnie. Nie będziesz męczennicą, słyszysz? Ani dla swoich braci, ani dla mnie.

— Ale co mam zrobić? — jęknęła Diana, ignorując nagły przypływ ciepła w całym swoim ciele.

— Powiedzieć nie — oznajmił Weasley i otarł kciukiem łzy z jej twarzy. — Powiedzieć nie i obstawać przy swoim. Niezależnie od kosztów, niezależnie od wszystkiego.

Draganescu wzięła głęboki wdech, po czym wypuściła powietrze. Słowa Charliego brzmiały tak prosto, tak łatwo, ale wciąż nie potrafiła pozbyć się przerażenia, które rozgorzało w jej ciele po spotkaniu z Lucą. Dopiero gdy spojrzała w błękitne oczy smokologa, wypełnione ciepłem i spokojem, zdołała nieco się rozluźnić.

— Zmieniłem zdanie — wymamrotał cicho Weasley, a jego dłoń spoczęła w całości na jej policzku, podczas gdy kciuk przesunął się powoli po dolnej wardze. — Nie zamierzam przepraszać za to, że cię pocałowałem.

— I dobrze — odparła cicho, a on uśmiechnął się nieco.

— Zamierzam przeprosić za to, że nie pocałowałem cię wcześniej — stwierdził, zmuszając Dianę do wstrzymania oddechu. — Może wtedy... Może wtedy nie musiałabyś zastanawiać się nad tym, co powiedzieć temu palantowi. Może mielibyśmy już jakiś plan, jak poradzić sobie z problemami... Jak połączyć nasze światy — dodał niemalże szeptem. — Mam nadzieję, że nie jest na to za późno.

— Charlie... — westchnęła Diana, ale on pokręcił głową i wstał.

— Nie wychodź za niego — poprosił raz jeszcze. — Proszę. Tyle mogę zrobić, chociaż doskonale zdaję sobie sprawę, że, z twojej perspektywy, wszystko wygląda na znacznie bardziej skomplikowane.

Draganescu przez chwilę nie odpowiadała, a jedynie wpatrywała się w jego sylwetkę z mętlikiem w głowie.

— Załóżmy, że powiedziałabym nie. Co dalej, Charlie? Sam przyznałeś, że nie wiemy, jak rozwiązać nasze problemy. Nawet nie zaczęliśmy próbować. Co, jeśli powiem nie, a wszystko legnie w gruzach? I to na marne?

— Na marne? — spytał Weasley i parsknął rozgoryczony. — Nie wiem, jak ty, Diana, ale ja nie żałuję niczego, co się wydarzyło. Mimo wszystko jestem aż nadto świadom, co tobą kierowało. Nie trzymałem cię na dystans dlatego, że naprawdę nie potrafiłem ci wybaczyć. Trzymałem cię na dystans, bo, wbrew pozorom, perspektywa związania się z kimkolwiek jest dla mnie przerażająca. A perspektywa związania się z osobą, która zawsze będzie miała inne zobowiązania, inną agendę... — Spojrzał w niebo i westchnął głęboko. — Wiem, co tobą kierowało, ale kompletnie nie wiem, czy potrafiłbym pogodzić się z byciem stawianym na drugim miejscu.

— Charlie, to nie...

— Daj spokój — przerwał jej smokolog i ponownie zwrócił wzrok na nią. Uśmiechnął się łagodnie, jak to miał w zwyczaju, ale to jedynie pogorszyło samopoczucie Diany. — Tak zostałaś wychowana. Zrobiłabyś dla rodziny wszystko, podobnie zresztą jak ja. Różnica między nami polega na tym, że moja rodzina nigdy nie postawiłaby mnie w takiej sytuacji. Woleliby, żeby ludzie wytykali ich palcami i wieszali na nich psy, zamiast mnie unieszczęśliwiać.

— Moja rodzina także nie chce widzieć mnie nieszczęśliwą! — zaprotestowała Draganescu i sama podniosła się z kamienia. — Mihai i Gavril są idiotami, popełniają głupie błędy, nie wiedzą, co to odpowiedzialność... Ale nie pozwoliliby mnie skrzywdzić. A ojciec... Ojciec od początku dawał mi wolny wybór.

— Dlaczego więc upierasz się, żeby z niego nie korzystać? — Charlie skrzyżował ramiona na klatce piersiowej, a ona zawahała się.

— Bo ja także nie chcę ich krzywdy. Wybieranie między sobą a nimi nigdy nie będzie proste — mruknęła Diana, marszcząc brwi.

— Nie powinnaś musieć wybierać. Właśnie o to chodzi. Nie powinnaś mieć tego wyboru, bo dla wszystkich powinien być oczywisty — westchnął Weasley. — Mihai i Gavril jeszcze nie zdają sobie z tego sprawy, ale nie będą umieli żyć z myślą, że pozwolili ci na odrzucenie własnego życia w imię rodzinnej reputacji i ich dobra. Nie znam ich długo, ale tyle zdołałem wywnioskować; rzeczywiście cię kochają, chociaż okazują to w wyjątkowo debilny sposób. Musisz jednak przestać traktować ich jak dzieci, jeśli chcesz, by dorośli. A lepszy moment niż obecny nie nadejdzie, Diana.

Draganescu spuściła wzrok i zacisnęła dłonie w pięści. Wiedziała, że Charlie miał rację — jak większość osób, z którymi rozmawiała w ostatnim czasie. Nie powinna nawet rozważać wyjścia za Lucę, niezależnie od informacji, które posiadał. Daphne podsumowała to zresztą doskonale — pozwolenie, aby jej rodzina tkwiła pod czyimś butem, było jeszcze gorsze niż znoszenie plotek i krzywych spojrzeń.

Mimo to bała się nie tylko o reputację. Bała się o to, co Balan mógł zrobić Charliemu i wszystkim jego bliskim. W końcu wpływy arystokracji sięgały głęboko, a Luca zdecydowanie nie należał od osób, które przyjmowały odmowę z godnością i spokojem. A skoro już zdecydował się, że Diana będzie należeć do niego, zapewne oznaczało to uprzykrzanie życia wszystkim, którzy przyczynią się do odebrania mu jego własności.

W jego oczach była tylko rzeczą — a Charlie miał jeszcze mniejsze znaczenie. Czy naprawdę potrafiła zaryzykować i postawić na pierwszym miejscu siebie, nie bacząc na koszty?

— Wiesz, że nie chodzi tylko o mnie i mój ród, prawda? — spytała cicho, unosząc wzrok, by spojrzeć mu w oczy. — Co z tobą, twoją rodziną... Luca naprawdę jest zdolny do wielu paskudnych...

Zanim zdążyła dokończyć, palec Charliego znalazł się na jej ustach, a na jego twarzy pojawił się rozbawiony uśmiech.

— Moja siostra została opętana przez Lorda Voldemorta w wieku jedenastu lat, mój brat jest przyjacielem Wybrańca i pomógł mu pokonać tegoż samego czarnoksiężnika, mój drugi brat zginął w wojnie, a matka zabiła czarownicę, która odebrała jej syna. Nie wspominając już o tym, że kolejny z braci został zaatakowany przez wilkołaka... — powiedział Weasley, a Diana spojrzała na niego z niedowierzaniem. — Myślę, że sobie poradzimy.

Arystokratka naprawdę nie wiedziała, jak skomentować jego słowa. Zdawała sobie sprawę, że życie w Wielkiej Brytanii było znacznie bardziej burzliwe, ale chyba nic nie mogło przygotować jej na podobne wyznanie. Nie miała jednak wiele czasu, by zastanowić się nad odpowiedzią; dłonie Charliego ponownie znalazły się na jej policzkach, a on sam nachylił się, zamykając dzielącą ich odległość.

Jego wargi zatrzymały się milimetry od jej własnych, a Diana wstrzymała oddech, czując, jak serce obija się o żebra. Umysł natychmiast podsunął jej wspomnienie nocy balu, ale tym razem Charlie nie wydawał się wypełniony zwątpieniem czy nawet wahaniem.

— Wybierz mnie. Wybierz siebie — wyszeptał, a jego ciepły oddech wywołał dreszcz na jej skórze. — Reszta ułoży się sama.

Ich usta zetknęły się w delikatnym pocałunku — tak subtelnym, że Diana nie była pewna, czy go sobie nie wyobraziła. Zaledwie ułamek sekundy później Weasley odsunął się i ruszył z powrotem w stronę rezerwatu, pocierając z roztargnieniem kark.

A ona została sama z natłokiem emocji i myśli, których nie umiała wyciszyć. Dopiero gdy Charlie zerknął na nią przez ramię, posyłając jej szeroki uśmiech, Diana poczuła, jak ogarnia ją spokój.

Nie mogłaby przecież znieść świadomości, że już nigdy nie zobaczy tego spojrzenia — pełnego rozbawienia, figlarności i...

I czegoś, co do złudzenia przypominało czułość. 

***

Dwa rozdziały i epilog. Tyle zostało. Myślę, że możecie spodziewać się ich jeszcze w tym tygodniu, bo naprawdę nie chcę niepotrzebnie niczego przedłużać :D

Typujecie happy end? Czy raczej nie do końca? :D

Ja już wiem, ale nie powiem :D

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro