ROZDZIAŁ 4
Obudziłam się z dużym bólem głowy. Rozejrzawszy się po pokoju, stwierdziłam, że nie jestem u siebie, a rude kosmyki na poduszce obok tylko mnie w tym przekonaniu utwierdziły.
Pomieszczenie było małe, mieściło się w nim jedynie łóżko, biurko i zniszczone krzesło. Z okna rozpościerał się przepiękny widok na ocean. Błekitne, spienione fale błyszczały się w świetle górującego słońca.
Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego leżę obok Axla. Może...? Nie, to niemożliwe. Nie mogłam nic sobie przypomnieć z wczorajszego wieczoru. Jedynie pojedyncze urywki, z których niestety nie wynikało, jak się tu znalazłam. Najlepszym rozwiązaniem będzie chyba zapytanie rudzielca, który w tamtej chwili smacznie spał.
Zegar właśnie wybijał dziesiątą. Podeszłam do dużego okna i zaczęłam wpatrywać się w wodę. Niesamowity widok zdawał się być uspokajający i jakby hipnotyzował. Nie dało się oderwać od niego wzroku.
- Jak się spało? - usłyszałam nagle głos Rudego.
- Świetnie. Powiesz mi, jak znalazłam się w Twoim łóżku? - zapytałam ironicznie. Kiedy jednak cisza stawała się zbyt długa, dodałam. - Axl? Czy my..?
- Możliwe, jednak nie przypominam sobie...
- Rose, do cholery!
- Spokojnie mała, żartowałem - podniósł ręce w geście poddania. - Zasnęłaś przy pierwszym kieliszku, więc przyniosłem cię tutaj. Chyba się nie gniewasz, co? Nie mogłem pozwolić, żebyś leżała na tamtym stole - mówiąc to, cicho się zaśmiał.
To rozwiało moje obawy, ale nie mogłam uwierzyć, że na pierwszej imprezie tak przesadziłam.
- Chyba będę się zbierać. Nie chcę się wam narzucać - rzekłam, udając się do wyjścia, co uniemożliwił mi wokalista, łapiąc mnie za nadgarstek.
- Mam nadzieję, że jeszcze nas odwiedzisz - szepnął, uśmiechając się.
Polubiłam chłopaków, ale... Izzy opowiadał, jak wyglądało życie zespołu. Sex, drugs and rock n' roll to ich główna zasada. Nie pasowałam tu - dziewczyna z dużego, angielskiego miasta, szanująca siebie i swoje, zupełnie przeciwne wartości.
Chciałam odmówić, jednak Axl, wlepiający we mnie oczy pełne nadziei, sprawił, że nie potrafiłam.
- Tak, oczywiście - uśmiechnęłam się nieśmiało. - Do zobaczenia - pocałowałam chłopaka w policzek, po czym opuściłam pomieszczenie.
Myśląc, że wszyscy śpią, zeszłam na dół. Zobaczywszy jednak dwóch blondynów, których imion nie pamiętam, nieco się spięłam.
Wysoki, którego każdy włos streczał w inną stronę, trzymał w ręce butelkę z alkoholem. Drugi zaś, zaaferowany oglądał telewizję.
Nerwowo poprawiłam włosy, po czym ruszyłam w ich stronę.
- Cześć, jestem Ashley - powiedziałam.
- Duff. - Dryblas z uśmiechem uścisnął moją rękę.
- A ja Steven. - Chłopak oderwał wzrok od czarno-białych postaci, po czym, również szeroko się uśmiechając, przywitał się.
- Jakbyście mogli przekazać Izzy'emu, że wyszłam, i że dziękuję... - zaczęłam, jednak ktoś mi przerwał.
- O, hej Ash. - Odwróciwszy się, zobaczyłam Slasha schodzącego po schodach.
- Cześć, cześć. Właśnie wychodziłam.
- Ej, zaraz! Obiecałaś coś - zaśmiał się, jednak kiedy zobaczył moje pytające spojrzenie, dodał. - Zostajesz na próbie.
- Nie chcę wam przeszkadzać... - Uśmiechnęłam się nieśmiało.
- I nie będziesz. Siadaj.
W odpowiedzi jedynie się uśmiechnęłam, po czym usiadłam na kanapie obok Duffa. Chwilę rozmawialiśmy. Tłumaczyłam mu też, jak się znalazłam w Los Angeles, nie opowiadając jednak nic z okresu mieszkania w Domu Dziecka. Było to dla mnie ciężkie przeżycie i nie chciałam wspominać o tym każdemu, kogo poznałam. Zwłaszcza, że nie wiedziałam prawie nic o Gunsach, nie był to odpowiedni moment na tego typu rozmowy.
McKagan wydawał się być naprawdę w porządku. Dowiedziałam się, że w zespole gra na gitarze, obiecał też dać mi kilka lekcji, na co chętnie się zgodziłam.
Po jakimś czasie do pomieszczenia przyszedł Axl oraz Izzy. Rudzielec początkowo zdziwił się na mój widok, ale kiedy mu wytłumaczyłam, że jednak zostaję, w odpowiedzi tylko się uśmiechnął.
- Nie, nie, nie! Beznadziejnie! - Rose rzucił zeszyt z tekstem na podłogę.
- Rudy, nie rób scen - mruknął Slash. - Za tydzień jest koncert, nie możemy teraz wszystkiego zmieniać, bo tobie się nie podoba!
- Mogę zmieniać, co chcę, każdy, pierdolony wers!
Przysłuchiwałam się tej rozmowie, o ile można ją tak nazwać, w milczeniu. Wokalista zaczął coś pisać na kartce z nutami, a po chwili wręczył ją Izzy'emu. Brunet przeanalizował cały tekst, kiwając głową.
- Dobrze, jeszcze raz. Postarajcie się. - Hudson poprawił gitarę i zaczęli od nowa.
Podobało mi się to, co robili. Grali z ogromnym zaangażowaniem, wkładając w to całe serce. Przyjemnie się na nich patrzyło. Na najmniejszy ruch, jedno szarpnięcie struny, uderzenie w perkusję. Głos Axla, gdy śpiewał, był niesamowity. Jedyny w swoim rodzaju, wręcz unikatowy.
Welcome to the jungle,
We got fun n' games
We got everything you want,
Honey, we know the names
Siedziałam na kanapie, dzierżąc w dłoni kubek z kawą. Aż dziwne, że mieli ją w swojej szafce, gdzie przede wszystkim znajdowały się alkohole oraz różnego rodzaju używki. Musiałam się jakoś pozbyć bólu głowy, towarzyszącego mi od rana. Cieszyłam się, że nie było dzisiaj żadnego nowego towaru i mogłam spędzić ten dzień w domu. Szkoda tylko, że nie swoim, ale ten fakt można pominąć.
- Tak nie może być! - zaskrzeczał Axl. Był wyraźnie zdenerwowany.
- Co ci, kurwa, znowu nie pasuje? - spytał McKagan, zirytowany humorami wokalisty.
- Nie będę tego śpiewał! Tekst jest kompletnie bez sensu. Trzeba by zmienić połowę, żeby nadawał się do czegokolwiek.
- Nie mamy czasu, nie rozumiesz? Co chcesz zmienić w tydzień? - Slash przeczesał ręką swoje loki, biorąc łyk alkoholu z butelki leżącej obok niego.
- Albo zmieniamy, albo gracie beze mnie.
- Kurwa, Axl! Nic ci nie pasuje, rządzisz się jakbyś śpiewał sam! Dostosuj się czasem, co? - Hudson powoli tracił cierpliwość.
Jeszcze chwilę wymieniali się zdaniami, aż zaczęli się niebezpiecznie do siebie zbliżać. Wystraszyłam się trochę, bo wyglądało to, jakby zaraz mieli się pozabijać. Nikt z pozostałych członków zespołu nie reagował. Aha, czyli to również było na porządku dziennym? No cóż. Jedyna podniosłam się i podeszłam do chłopaków.
- Axl, cholera! Zachowujecie się jak zwierzęta!
Hm, w końcu 'Welcome to the Jungle', prawda?
- Nie mieszaj się - wycedził przez zęby.
- Będę się mieszać, skoro wy nie potraficie tego załatwić sami!
- Posłuchaj, bo chyba nie zrozumiałaś. To MÓJ zespół i MOJA muzyka, więc czy mogłabyś, delikatnie mówiąc, się zamknąć? - krzyknął.
Dobra, tego się nie spodziewałam. Jeszcze rano Axl zachowywał się normalnie, a teraz będzie mi mówił, że mam się zamknąć? O, nie. Może i jest impulsywny, ale ja nie dam się ustawiać po kątach.
- Ej, nie zapominasz się czasem? Nie wyżywaj się na dziewczynie, tylko weź się do roboty! - zawołał Slash.
- Gdyby nie ja, ten zespół skończyłby grając dla okolicznych pijaków i ciemnej masy społecznej, o ile chociaż do tego by doszło!
- Chłopaki! - przerwałam. Ta rozmowa zdecydowanie zmierzała w złym kierunku.
- Miałaś siedzieć cicho! A wy, moglibyście zagrać ten kawałek poprawnie? Nie będę zdzierać gardła przez następne godziny.
- Rose, jakbyś nie robił problemów, skończylibyśmy już dawno temu. Przestań, kurwa, gwiazdorzyć, albo szukaj innego zespołu. - Duff znów podjął próbę przemówienia wokaliście do rozsądku.
- Ja wychodzę. Mam nadzieję, że jesteś w końcu zadowolony - rzekłam, zwracając się do Axla. - Do jutra, Iz.
Nie wytrzymałam. Nie chciałam się bez sensu kłócić, bo widziałam, że to nie miało sensu. Niech załatwiają takie sprawy między sobą. Nie potrzebnie zostawiłam na tej próbie. Po jaką cholerę w ogóle zgodziłam się na tę imprezę? Dobra, było, minęło. Wiem jedno - nie mam zamiaru więcej widzieć się z Axlem.
___________________
Witajcie po dłuższej przerwie, kochani! Mam nadzieję, że rozdział się podoba, zapraszam do komentowania. Dziękuję za pomoc najlepszej >The_Sachi! Kiedy następny? Hmm, myślę, że gdzieś w przeciągu miesiąca, ponieważ jest początek szkoły, a co za tym idzie, dużo roboty. Miłego! 💕
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro