Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 30

*ASHLEY*
Sięgnęłam po ostatni kubek, zerkając na stos pozostałych na blacie. Piętrzyły się, brudne, ponieważ nikt nie znalazł w sobie choć krzty ochoty, aby je umyć.
Westchnęłam cicho, nalewając kawy.

Od śmierci Rachel minęły dwa dni. Jeśli ktoś myśli, że zdążyliśmy się do tego faktu przyzwyczaić... nie da sie przyzwyczaić do czegoś takiego. Wstrząsnęło to całym zespołem - odwołali najbliższe koncerty, przenosząc je na dalsze terminy.

A ja? Zaczęłam rozmyślać nad tym wszystkim. Chyba pierwszy raz dostrzegłam ulotność i kruchość ludzkiego życia. Śmierć przestała być odległą niewiadomą, pozwoliła, byśmy się z nią zaznajomili.
***
- Jak się czujesz? - Delikatnie przeczesał moje włosy palcami, przenosząc dłoń na policzek.

W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami. Nie minęło dziesięć sekund, a z moich oczu zaczęły lecieć łzy. Po chwili poczułam, jak Rose czule obejmuje mnie rękami i przyciska do siebie.

Usiadłam na łóżku, opierając się z tyłu rękami. Z trudem opanowałam oddech, nie chciałam, żeby to mną zawładnęło. Przymknęłam powieki, próbując unormować przyspieszone bicie serca.

- Axl, ja... - zaczęłam cicho, spoglądając na wokalistę. - Dużo o tym myślałam, wiesz? O życiu, śmierci, całym tego sensie.

Przekręcił głowę, nie tracąc ze mną kontaktu wzrokowego.

- Nie przeraża cię to? Naprawdę nie myślisz nigdy, co jest później?

- I tak się tego nie dowiemy - odrzekł, przejeżdżając językiem po dolnej wardze. - Ash, nie ma sensu się tym martwić.

Westchnęłam z irytacją, opadając plecami na łóżko.

- Wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? - zapytałam, wpatrując się w sufit.

Wokalista tylko wzruszył ramionami, patrząc na mnie wyczekująco.

- Nie mam pojęcia, gdzie ona teraz jest. Czy ma świadomość, czy jest szczęśliwa, spokojna, czy może przepadła na zawsze, bezpowrotnie tracąc resztki siebie. Już nigdy jej nie zobaczę, zostały mi tylko cholerne wspomnienia, które będą coraz bardziej odległe z każdym dniem.

Ostatnie słowa wypowiedziałam już szeptem. Nigdy nie czułam się tak źle, jak teraz. Jednak kiedy głośno wyrzuciłam z siebie wszystko, co mi leżało na sercu, poczułam się jakby... lepiej?

- Wiesz, że najlepszym sposobem, żeby mieć coś na zawsze... jest to stracić.

Axl wyciągnął dłoń w moją stronę, którą po chwili złapałam. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie, utrzymując kontakt wzrokowy. Przez krótką chwilę dostrzegłam cień współczucia, próbujący wydostać się zza zielonych oczu. Jednak zaraz po tym, na jego miejsce znów wstąpiła obojętność, która była stałym elementem Axla.

Zastanawiałam się nad sensem jego ostatnich słów. Na początku nie mogłam zrozumieć, co miał na myśli.

Aby mieć coś na zawsze, musisz to stracić

Dopiero później zdałam sobie sprawę, że jest tam zawarta najważniejsza prawda, jaką musimy przyswoić. Nie da się mieć czegoś na zawsze. W każdej chwili może nastąpić coś, co pokrzyżuje nam plany. Wspomnienia... one pozostaną. Są wieczne, dlatego tak ważne jest, aby je pielęgnować.

***
- Dobra, chuje, wstawać! - donośny głos Adlera rozniósł się po pokoju.

Niechętnie uniosłam wzrok znad książki, którą postanowiłam przeczytać już jakieś dwa miesiące temu.

- Kurwa, nie krzycz tak - warknął Slash, zaciskając dłonie na uszach.

- Zadzwonił do mnie właśnie Bach - rzekł perkusista, oczekując na naszą reakcję. - Wiecie, Sebastian. Ten ze Skid Row, poznaliśmy się miesiąc te...

- Wiemy, kim jest Bach. - Duff przewrócił oczami, po chwili wlepiając je ponownie w telewizor przed sobą. - Co chciał?

- Jadą z Dave'm na plażę za miastem i chcą, żebyśmy pojechali z nimi.

Steven stał z uśmiechem na ustach, czekając na odpowiedź. Slash chyba poważnie się zastanawiał, sądząc po jego ciężkim wzroku utkwionym w drzwiach na przeciwko niego. Duff również odwrócił się w stronę perkusisty, nie zwracając uwagi na lecący w telewizji program rozrywkowy.

- No weźcie, załatwią alkohol i, znając Dave'a, jakąś trawkę - patrzył na nas błagalnym wzrokiem.

Nie chciałam nigdzie jechać. Jedyne, o czym teraz marzyłam, to żeby zaszyć się w ciemnym, cichym miejscu i nigdy z niego nie wychodzić.

Ashley Williams. Nie możesz uciekać od życia.

- Jedziemy - powiedziałam głośno, wstając z kanapy.

Napotkałam pięć zdziwionych par oczu, skierowanych w moją stronę. Wzruszyłam tylko ramionami, nie siląc się na odpowiedź.

- Podnieście tyłki i zbierajcie się, zaraz zajdzie słońce - krzyknęłam, wchodząc po schodach, a następnie kierując się do swojego pokoju.

Dobra, tylko spokojnie. Będziesz się dobrze bawić, poznasz jakiegoś Sebastiana i Dave'a, którzy na pewno okażą się mili.

Szybkim ruchem wyciągnęłam niebieskie dżinsy z szerokimi nogawkami, które kończyły się tuż nad kostką. Mimo że aktualnie był czerwiec, wieczorami robiło się tutaj naprawdę zimno. Zostawiłam czarną koszulkę, którą założyłam jeszcze rano. Bluzę w tym samym kolorze przewiązałam tylko na biodrach.

Pół godziny później wszyscy siedzieliśmy na Sunset Beach, czekając na przyjaciół Stevena. Chyba każdy postanowił trochę się rozluźnić. Ostatnie dni były naprawdę przytłaczające, dlatego relaks był nam jak najbardziej potrzebny.

- Adler! - Odwróciłam się, słysząc głośny krzyk za plecami.

Dwóch wysokich mężczyzn powoli zmierzało w naszym kierunku. Byli do siebie podobni - wzrostem, postawą. Uśmiechnęłam się nieśmiało, kiedy spojrzenie jednego z nich spotkało się z moim.

Już po chwili zostaliśmy sobie przedstawieni. Wysoki, dobrze zbudowany blondyn z włosami sięgajacymi za obojczyki to Sebastian, który miesiąc temu poznał się z całym zespołem przed koncertem. Wydawał się całkiem miły, również wtedy, kiedy zdziwił się moją obecnością na tym spotkaniu.

- Nie wiedziałem, że macie nowego członka zespołu - rzekł do Axla, a ja czułam, jak miękną mi nogi pod wpływem spojrzenia jego piwnych oczu.

- Jedyny zespół, którego Ashley jest członkiem to Zespół Uporania się z Moją Samotnością - odparł wokalista, obejmując mnie ramieniem.

Bach patrzył na nas, próbując zrozumieć, co właśnie usłyszał. Dopiero po chwili uniósł kąciki ust, i tylko w zamyśleniu kiwnął głową, odchodząc do pozostałej części zespołu.

- Błagam, nie śliń się tak do niego - usłyszałam niski głos Rose'a. - To aż nieprzyzwoite, kiedy stoję obok.

Kiedy mordowałam Axla wzrokiem, podszedł do nas drugi chłopak ze Skid Row. Wyciągnąwszy dłoń, chcąc się przedstawić, miałam okazję, aby mu się przyjrzeć. Długie, ciemnobrązowe włosy sięgały gitarzyście za ramiona, a gęsta grzywka opadała na jego jasne oczy.

- Dave.

- Ashley - odparłam z uśmiechem, rozluźniając dłoń, tym samym wypuszczając jego.

Chłopak w odpowiedzi również się uśmiechnął, pozostawiając nas samych. Pytająco spojrzałam na Rose'a, który po chwili ruszył w stronę pozostałych. McKagan z Saulem kończyli pierwszą butelkę piwa, których, jak myślę, będzie wiele tego wieczoru.

Usiedliśmy na piasku, tworząc coś, co z góry pewnie przypominało okrąg. Miejsce z mojej prawej strony zajął Axl, a z lewej - Stradlin. Dopiero później dostrzegłam brązowo-szare tęczówki Bacha, który z naprzeciwka przyglądał mi się z uśmiechem.

Ukrywając lekkie spięcie, również się uśmiechnęłam. Kątem oka spojrzałam na Rose'a, który w tamtym momencie akurat stukał się butelką piwa z Duffem siedzącym obok niego. Ja również otrzymałam swoją porcję alkoholu, którą była mała, półlitrowa butelka białego wina.

- No, to opowiadajcie, co tam u Was - usłyszałam przyjemny głos Dave'a.

Co u nas? Świetnie. Dwa dni temu zmarła najważniejsza osoba w moim życiu, a ja siedzę tu, udając, że jest dobrze.

- Nic nowego. - Axl wzruszył ramionami.

Słońce powoli zbliżało się do horyzontu, oświetlając twarz wokalisty. Jego szczęka była zaciśnięta, a oczy zmrużone, jakby się czegoś obawiał.
W duszy dziękowałam mu, że nie zaczął tematu Rachel. Wiedziałam, że on sam też ciężko to przeżył. Axl wydawał się być dupkiem pozbawionym jakiejkolwiek empatii, ale głęboko, głęboko, naprawdę miał serce. Dobre serce.

***
- Hudson, masz gitarę? - usłyszałam wołanie Sebastiana.

Oczywiście, że ma. Czy on gdziekolwiek się bez niej ruszał?

Chłopak po chwili przyniósł instrument, z powrotem rozsiadając się na piasku. Zagrał trzy akordy, sprawdzając, po czym podał czarnego Les Paula blondynowi.
Patrzyłam, jak zaczyna grać pierwsze dźwięki nieznanej mi dotąd piosenki.

He had no money, oh
No good at home
He walked the streets a soldier
And he fought the world alone and now it's

Eighteen and life you got it
Eighteen and life you know
Your crime is time and it's
Eighteen and life to go

Oparłszy policzek na ramieniu Axla, wsłuchiwałam się w głos Bacha. Było w nim coś niezwykłego, choć zupełnie różnił się od wokalu Rose'a.
Poczułam, jak chłopak powoli się podnosi. Nie wiedząc, o co chodzi, zmarszczyłam brwi, patrząc na niego pytającym wzrokiem. Skinął tylko głową w kierunku oceanu, wyciągając dłoń. Niepewnie ją złapałam, po chwili stając obok wokalisty.

- Gdzie idziecie, gołąbeczki? - zawołał Dave, zwracając tym na nas uwagę wszystkich.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, na szczęście Rose tylko objął mnie ręką, prowadząc przed siebie, a drugą uniósł do góry, pokazując chłopakom środkowy palec.

Szliśmy w ciszy, nie chcąc zakłócać przyjemnego dla ucha szumu oceanu. Słońce powoli zachodziło, zostawiając nas w półmroku. Kątem oka spojrzałam na wokalistę - włosy opadały mu na oczy, prawie zupełnie je zasłaniając. Jego rude kosmyki przybrały różne odcienie, od jasnego blondu, po ciemny brąz. Lubiłam na niego patrzeć. Ten człowiek miał w sobie coś, co przykuwało uwagę.

W jednym momencie zatrzymał się. Zdezorientowana zrobiłam to samo. Axl powoli przesunął się, stając naprzeciwko mnie. Dłońmi złapał za moje nadgarstki, jakby bał się, że ucieknę.

- O co chodzi? - zapytałam cicho, czując przyspieszone bicie swojego serca.

- Ash... - westchnął. - Zaproponowano nam trasę. Na miesiąc.

Wypuściłam z płuc powietrze, które trzymałam od dłuższego czasu.

- To chyba dobra wiadomość?

Pokiwał głową, ani na sekundę nie tracąc kontaktu wzrokowego.
Czekałam na odpowiedź, ale wokalista jedynie przeniósł swoje dłonie na moje policzki, po chwili całując mnie delikatnie w czoło.

- Axl, cholera. Gdzie, kiedy?

- W piątek. Nowy York.
___________________________
Cześć skarby!!
Po prawie roku dodaję rozdział, ale się stęskniłam! Przepraszam, przepraszam, jeszcze raz przepraszam, ale tyle różnych czynników wpłynęło na totalny brak weny. Rozdział jest za to dwa razy dłuższy niż poprzednie, mam nadzieję, że się podoba!! Pozdrawiam Was kochani, do następnego:))

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro