ROZDZIAŁ 28
*ASHLEY*
Głośna muzyka dobiegała moich uszu z każdej strony. Wysoko w górze unosił się dym z papierosów, a pod nim tańczyli zatraceni w emocjach, i alkoholu, ludzie.
Tak można było opisać tylko jedno miejsce. Rainbow Bar.
W głowie ciągle słyszałam głos: co ja tutaj robię? Dlaczego dałam się namówić na zabawę, kiedy moja przyjaciółka umiera w szpitalu?
Sama nie znałam odpowiedzi na te pytania. Pod wpływem impulsu zgodziłam się na trochę rozrywki, aby choć na chwilę zapomnieć o tym, co dręczy mnie od tylu tygodni.
Na zegarze za barem widniała godzina jedenasta, co oznaczało, że za chwilę zejdzie się tu duża chmara ludzi. Większość młodych osób, skończywszy pracę i wszystkie domowe obowiązki właśnie tak się relaksowało - przy szklance piwa czy kieliszku czystej.
Całą szóstką siedzieliśmy na czerwonych, VIP-owskich kanapach. Właściwie siódemką, bo Adler przygruchał sobie jedną z kelnerek, a ta, zauroczona perkusistą nie odstępowała go nawet na milimetr.
- Muszę wracać do pracy - powiedziała smutno, podnosząc niebieskie oczy na Stevena.
- Tylko kończ szybko! - pocałował ją w policzek, pozwalając, aby wróciła do wykonywanych obowiązków.
Urocze.
- Ash, zatańczysz? - usłyszałam głos Saula, wskazującego na wolne miejsce za stolikami.
Skinęłam głową. Nie lubiłam tańczyć, robiłam to raczej z przymusu. Jednak trochę muzyki i dwa mocne shoty dały się we znaki. Szybko udałam się za gitarzystą w tłum ludzi na parkiecie i zaczęłam ruszać się w rytm energicznej piosenki.
Tańczyliśmy podobnie jak inni. Slash wywijał mną tak, że już po chwili kręciło mi się w głowie. Udawałam, że wszystko jest w porządku, jednak w końcu nie wytrzymałam.
- Hudson - starałam się przekrzyczeć muzykę. - Muszę usiąść, zaraz zemdleję.
Próbując zachować uśmiech na twarzy, zostałam odprowadzona przez Mulata do stolika. Po kilku minutach poczułam się lepiej. Miesiąc abstynencji od imprez i alkoholu miał swoje skutki.
Izzy sięgnął do kieszeni dżinsowej kurtki, rozglądając się. Wymienili ze Slashem krótkie spojrzenia.
- Idziemy... załatwić sprawy - rzekł, próbując ukryć uśmiech.
Wszyscy wiedzieli, że chodzi o heroinę. Iz miał najlepsze, sprawdzone źródło i regularnie dostarczał ją pozostałym.
- Dołącza ktoś? - zapytał Hudson, po czym skinął w stronę łazienek.
Adler i Duff także się podnieśli. Miałam tysiące przebiegających myśli w głowie. Może by tak..? Co mi szkodzi? Nie, nie możesz. Alice, Rachel. Ale jeden raz? Dlaczego by nie..?
Kiedy tylko oderwałam pośladki od kanapy, poczułam mocny uścisk na przedramieniu. Odwróciwsy się gwałtownie, natrafiłam na zdenerwowany wzrok Rose'a.
- Pojebało cię? - warknął.
- O co ci chodzi? - zmrużyłam oczy, wyrywając rękę z uścisku chłopaka.
- Idźcie, zaraz do was dojdę - zwrócił się do reszty zespołu.
Czekałam na jakąś odpowiedź, zaciskając szczękę.
- O co chodzi? - powtórzyłam pytanie, tym razem nieco bardziej oschle.
Axl spojrzał mi w oczy, odzywając się dopiero po chwili:
- Nie weźmiesz tego gówna.
Otworzyłam usta ze zdziwienia. Czy on się o mnie martwił?
- A przypomnij mi, skarbie, jakie masz prawo decydować za mnie? I czegokolwiek mi zabraniać?
- Nie pozwolę ci się w to wciągnąć - powiedział śmiertelnie poważnie.
- Nie chcę się w nic wciągać - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Czy to przypadkiem nie ty, jeszcze niedawno, mówiłeś, że powinnam się rozerwać? Że nie wiem, co to zabawa? Więc teraz udowodnię ci, że wiem.
- Ashley, kurwa. - Widziałam, że był zdenerwowany. Mówienie opanowanym tonem dużo go kosztowało. - To nie jest zabawa.
- Widzisz, jak oni się zachowują? - wspomniał po chwili o chłopakach. - Kiedy nie zaćpają, są zupełnie inni. Też chcesz mieć takie ataki?
- Nic nie będę miała - warknęłam. - Od jednego razu nic mi się nie stanie.
- Też tak mówiłem - westchnął. - Nie jesteś sobie w stanie wyobrazić, ile kosztowało mnie rzucenie tego. Nie pozwolę, żebyś przez to przechodziła.
Odwróciwszy się, jak mała dziewczynka usiadłam zła z założonymi rękami. Z jednej strony byłam wściekła na Rose'a, że czegokolwiek mi zabrania, ale z drugiej... to było całkiem kochane.
Widząc, że wokalista powoli wstaje, zapytałam, nawet nie obdarzając go spojrzeniem:
- A ty... idziesz do nich?
- Nie - odrzekł, odchodząc.
Super.
I zostałam sama w tłumie ludzi. Postanowiłam jednak jak najbardziej wykorzystać ten wieczór. Wrócić do Ashley sprzed pół roku, która wcale aż tak bardzo nie różniła się od tego znanego Guns N' Roses.
Przy barze zamówiłam dużego drinka. Już po kilkunastu minutach mogłam odczuć jego skutki. Z lekkimi zwrotami głowy wbiłam się do tłumu tańczących ludzi. Teraz chciałam tylko oddać się muzyce, która stawała się coraz głośniejsza. Co chwilę dotykałam ciał tych, którzy zdecydowanie przesadzili z alkoholem. Bezwiednie obijali się o innych, pewnie nawet o tym nie wiedząc.
Nagle poczułam, że ktoś ciągnie mnie w stronę stolików. Kiedy się zatrzymaliśmy, ujrzałam przed sobą dziwnie znajomego mężczyznę. Brązowe oczy, ciemne włosy w nieładzie. Czułam mocny zapach alkoholu, zupełnie, jakby był nim przesiąknięty.
- Oh, piękna... - zaczął, dotykając mojego ramienia. - Nie miałabyś ochoty na...
I w tej sekundzie wszystko stanęło, a muzyka w moich uszach ucichła.
Michael.
Pijany, nieprzytomny Michael.
Zaczęłam drżeć pod jego dotykiem. Co on tutaj robi? Nienawidził alkoholu. Jedyna zaleta była taka, że prawdopodobnie mnie nie rozpoznał.
- Chodź - rzekł, znów ciągnąc mnie w stronę łazienek.
- Zostaw! - zawołałam, próbując przekrzyczeć muzykę.
Mike był dużo silniejszy. Starałam zachować zimną krew, jednak wszystko wróciło - każdy moment, każde wspomnienie. Nie mogłam myśleć trzeźwo, chociaż próbowałam.
Czując jego oddech na swojej szyi, wzdrygnęłam się. Nie wiedziałam, co robić. Szybko układałam w głowie plan, ale nic racjonalnego nie mogłam wymyślić.
Kiedy usta Michaela dotknęły mojego policzka, poczułam, jak pieką mnie kąciki oczu. Nagle jednak jakaś niewidzialna siła gwałtownie go ode mnie oderwała.
Zdezorientowana próbowałam ogarnąć, co się stało.
I właśnie zobaczyłam.
Axla, który właśnie uderzył bruneta w nos.
Albo oko, nie wiem.
Kurwa.
Podbiegłam do wokalisty, próbując odciągnąć go od chłopaka. Mike leżał na ziemi, na szczęście był przytomny, starał się wstać.
- Ash? - usłyszałam zachrypnięty głos Rose'a. - W porządku?
- Tak - mruknęłam. - To był Michael.
Zacisnęłam wargi, widząc zdziwienie na twarzy Axla.
- Powinienem kretynowi jeszcze raz wpierdolić - rzekł zdenerwowany. - Nic ci nie zrobił?
Pokręciłam głową. Zagryzałam wewnętrzną stronę policzka, żeby się nie rozpłakać. Nie chciałam, żeby to wszystko wracało.
Przysunęłam się bliżej rudzielca, po czym objęłam go. Zaczął gładzić moje plecy, kiedy poczułam spływającą po policzku łzę.
- Chodź - rzekł, prowadząc mnie w stronę wyjścia.
Posłusznie szłam za nim, wbijając wzrok w podłogę. Kiedy tylko wyszliśmy z zatłoczonego klubu, moje ciało owiał przyjemny wiatr. Rose otworzył mi drzwi czerwonego samochodu, po czym sam usiadł za kierownicą.
Wtedy przypomniało mi się, jak zostawił mnie samą.
- Brałeś coś? - zapytałam cicho, martwiąc się o nasz bezpieczny powrót.
- Powiedziałem ci, że nie - odparł beznamiętnie.
***
Chciałam się cofnąć, ale za moimi plecami nagle pojawiła się zimna ściana. Głośno przełknęłam ślinę, zmuszając się, aby spojrzeć mu w oczy.
Powoli, z wielką starannością zaczął rozpinać pierwszy guzik przy mojej koszuli. Po chwili jego ciepłe ręce zetknęły się z moim drżącym ciałem.
- Axl... - mruknęłam cicho. - C-co ty robisz?
W odpowiedzi wsunął dłonie pod materiał, jednocześnie go ze mnie zdejmując i położył je na mojej talii. To zdecydowanie nie idzie w dobrym kierunku.
Nie ukazując zmieszania, odgarnęłam kosmyk włosów, który swobodnie opadał na jego policzek. Rose wpił się w moje usta, jakby robił to ostatni raz w życiu. Jakby bał się, że go zostawię.
Mimo wypitego wcześniej alkoholu, którego skutki dawały się we znaki, teraz myślałam zupełnie trzeźwo. Serce biło mi jak oszalałe, miałam wrażenie, że wyskoczy mi z klatki.
Kochasz go? Co, jeśli tylko cię wykorzysta?
Wiele nie myśląc, pierwszy raz oddałam mu się cała.
_________________________
Witam, kochani!
Kolejny rozdział, kolejna prośba o wybaczenie XD pojawił się on po trzech miesiącach, a powstał w... niecałe trzy dni. Nie miałam siły ani motywacji, aby usiąść i cokolwiek napisać. Jednak mam nadzieję, że coś tam wyszło (1200 słów, jak nigdy!) :)))
Liczę na opinie w komentarzach, bo to właściwie jedyna opcja, żebym mogła zobaczyć, co sądzicie c;
Do następnego, enjoy!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro