ROZDZIAŁ 22
*ASHLEY*
Obudziłam się w nieswoim łóżku. Chwila... Axl? Pamiętam identyczną sytuację sprzed kilku miesięcy, kiedy poznałam Gunsów. Tym razem jednak wokalisty nie było w pokoju. Nie miałam pojęcia, jak się tu znalazłam. Chyba nieźle wczoraj się zabawiłam. Szybko założyłam swoje ubranie, po czym zeszłam do kuchni, gdzie znajdował się Rose.
- Axl, możesz mi powiedzieć, jak znalazłam się w twoim łóżku? - zapytałam.
- Sporo wczoraj wypiłaś i chciałaś, żebyśmy...
- Żartujesz - przerwałam mu szybko.
Nie, nie, nie.
- Tak. Zasnęłaś, a nie chciałem konfrontacji z twoim lalusiem, więc położyłem cię do siebie.
Dlaczego miałabym mu wierzyć? Skoro sama chciałam, dam sobie rękę uciąć, że nie mógłby przepuścić takiej okazji.
- Jaki mam dowód na to, że mówisz prawdę?
- Ash, nie wykorzystałbym cię po pijaku. Liczyłem się z konsekwencjami - powiedział wręcz śmiertelnie poważnie.
- Masz szczęście, Rose - odparłam z ulgą.
Stanęłam za nim i, kiedy odwrócił wzrok, sięgnęłam po jego kubek z kawą, wypijając połowę.
- Halo, Williams - rozłożył ręce z niedowierzaniem.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się niewinnie, po czym odparłam:
- Dzięki za gościnę, ale muszę lecieć, do zobaczenia - pomachałam, nie czekając na odpowiedź i wyszłam z domu.
Szybkim krokiem zmierzałam do swojego mieszkania, w którym czekał na mnie Mike. Bałam się tego spotkania, ale nie chciałam go odwlekać, bo to mogło tylko pogorszyć sprawę. Blake był cholernie o wszystko zazdrosny, a zwłaszcza o chłopaków. Tym razem musiałam przyznać się, gdzie spędziłam noc, bo Rachel by nie przeszła - wyjechała z rodzicami na tydzień do Arizony.
Przekraczając próg mieszkania, zawołałam:
- Czeeść!
- No proszę, kto do nas zawitał - usłyszałam głos bruneta, który po chwili wyłonił się zza drzwi pokoju.
- Mike, przepraszam, ja... - zaczęłam się tłumaczyć, jednak chłopak szybko mi przerwał.
- Znowu byłaś u tych ćpunów? - krzyczał. Był bardzo zdenerwowany, bardziej, niż zazwyczaj. Zaciskał pięści, próbując zachować choć trochę spokoju. - Chyba wyraźnie ci powiedziałem, że masz do nich nie chodzić!
- Ale Mike, to są moi przyjaciele - odrzekłam cicho.
- Kurwa, przyjaciół sobie znalazła! Mam dość, rozumiesz? Minie kilka miesięcy i staniesz się taką samą ćpunką, jak oni. Ashley, nie warto tak żyć.
- Nie masz prawa tak o nich mówić - warknęłam. - Pomogli mi, kiedy nikt inny nie mógł. Dali mi dach nad głową, wiesz, co to znaczy?
- Nie zaprzeczysz faktom - staczasz się na dno, zadając się z nimi, a ja nie mam zamiaru cię później z tego dna wyciągać - odparł, wlepiając we mnie wściekłe spojrzenie.
- Mike...
- Nie mam zamiaru ciągle martwić się, czy nie zapijesz się na śmierć którejś nocy, wiesz? Jesteś po prostu niewdzięczna, a ja dałem ci wszystko. Tym razem ci wybaczę, ale masz kategoryczny zakaz spotkania się z tym marginesem społecznym.
- Nie liczysz się z tym, że ci ludzie to część mojego życia! - krzyknęłam.
Michael podniósł rękę w geście, jakby chciał mnie uderzyć, jednak w porę się opanował i z impetem położył ją na stole.
Stałam jak wmurowana, bojąc się ruszyć. Nie widziałam nigdy bruneta w takim stanie.
- Kurwa, idę się przewietrzyć. Tylko spróbuj gdzieś wyjść - mruknął, po chwili opuszczając mieszkanie.
Byłam zdruzgotana. Axl miał rację, żebym na niego uważała. Prawie mnie uderzył! Nie zważając na cieknące po policzkach łzy, które mimowolnie się tam pojawiły, pobiegłam do pokoju i zaczęłam wrzucać do walizki wszystkie swoje rzeczy. Następnie drżącą ręką chwyciłam za telefon i wykręciłam potrzebny mi numer.
- Halo? - usłyszałam znajomy głos.
- Axl, błagam, przyjedź po mnie - załkałam.
- Co się stało?
- Wszystko ci opowiem, ale proszę, pospiesz się.
Odłożyłam słuchawkę. Znalazłam skrawek jakiegoś paragonu, na którym zaczęłam pisać krótką wiadomość.
Przepraszam, ale to nie ma dłużej sensu. Dziękuję za wszystko, mam nadzieję, że znajdziesz sobie kobietę z wyższych sfer, która nie zadaje się z, jak to ładnie ująłeś, marginesem społecznym.
Ashley.
***
- Ja się tak bałam, on... on prawie mnie uderzył. - Z trudem powstrzymywałam łzy, które cisnęły mi się do oczu.
- Spokojnie - Axl gładził moje plecy, kiedy staliśmy przed samochodem. - Niech ja go tylko dorwę.
- Nie - odsunęłam się, spoglądając mu w oczy. - Proszę, nie mieszaj się w to.
Po chwili oboje znaleźliśmy się w czerwonym aucie. Jadąc do Hell'a, mogłam się bez obaw przyjrzeć wokaliście. Przez tę całą akcję zaczęłam dostrzegać dużo więcej, niż wcześniej. Jego chuda, piegowata twarz i zadarty nos nadawały mu delikatności, której nie dało dostrzec się w świetle reflektorów. Aż trudno było uwierzyć, że to ta sama osoba, która kilka dni wcześniej zawładnęła sceną w Rainbow.
Spuściłam wzrok, uśmiechając się pod nosem, kiedy Rose przyłapał mnie na wpatrywaniu się w niego.
Nie sądziłam, że tutaj jeszcze wrócę. Los lubi płatać figle, a ja nie wierzę w przypadki.
Kiedy wysiedliśmy z samochodu, zaczęłam otwierać bagażnik, żeby wyciągnąć swoją walizkę. Nie dałam jednak rady tego zrobić, ponieważ auto było dość stare. Chłopcy nie mieli pieniędzy na lepszy pojazd, dlatego też musieli zadowalać się tym, na co mogli sobie pozwolić.
- Daj - rzekł Axl, widząc moje nieudolne próby.
- Dziękuję - odparłam nieśmiało, kiedy postawił torbę na ziemi.
Chciałam iść już do domu, jednak powstrzymał mnie nagły uścisk na nadgarstku. Odwróciwszy się w kierunku wokalisty, poczułam, jak splata palce razem z moimi.
- Ashley - podniósł dłonią mój podbródek, zmuszając mnie, abym na niego spojrzała. - Na pewno wszystko w porządku?
- Tak - odparłam cicho.
- Chcesz, żebym się tym zajął?
- Nie - potrząsnęłam głową. - To sprawa pomiędzy mną, a Michaelem. Jest już skończona.
- Dobrze. Pamiętaj, jeśli coś będzie nie tak, zawsze możesz mi powiedzieć.
Nieśmiało dotknął opuszkami mój policzek, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Axl, muszę cię przeprosić - rzekłam. - Nie wierzyłam ci, jak mnie ostrzegałeś. Byłam uparta, bo myślałam, że mogę stworzyć idealną rodzinę, o jakiej zawsze marzyłam, której ja... nigdy nie miałam.
Czułam, jak po policzkach leciały mi łzy. Ta cała sytuacja zaczęła ze mnie wychodzić, nie broniłam się.
- Nie musisz mnie przepraszać - uśmiechnął się delikatnie. - Najważniejsze, że nic ci się nie stało.
- Dziękuję - odparłam, wtulając się w niego.
Chwilowo zapomniałam o wszystkich kłótniach, zachowaniach i sytuacjach, które kiedykolwiek miały między nami miejsce. Axl w swojej nieco tajemniczej duszy miał miejsce na prawdziwą troskę i miłość.
Kiedy wszystkie emocje już ze mnie wypłynęły, odsunęłam się od wokalisty. Chwyciwszy torbę, ruszyłam w stronę domu.
- Czuję się jak wtedy, kiedy Iz pierwszy raz mnie tutaj przyprowadził - wyznałam, uśmiechając się.
- Powtórki się zdarzają - odparł Rose. - Czasem wychodzą nam nawet na lepsze.
_________________
Witam wszystkich!
Wyjątkowo szybko pisało mi się ten rozdział 😏. Dużo spraw się rozwiązało, część pozostała dalej niewyjaśniona. Dziękuję za prawie 3,5 tys wyświetleń, nie sądziłam, że dobijemy do takiej liczby!
Do następnego! 💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro