Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 15

*SLASH* 

Promienie mocnego, kalifornijskiego słońca wpadały do pokoju, przeciskając się przez najmniejsze szpary w zasłonach. Wykonywały przeróżne iluminacje wokół mojej głowy, sprawiając, że zły do granic możliwości, musiałem się podnieść i wyjść z tej cholernej sauny. Prawie trzydzieści stopni o dziesiątej rano. To jest jakaś kpina.
Nie siląc się na zakładanie górnej części garderoby, udałem się na dół.
W kuchni znajdowała się jedynie Ashley, tępo patrząca w ścianę nad kuchenką. Nie zauważyła mnie, kiedy podszedłem bliżej.

- Dzień dobry - odezwałem się po chwili, całując odkryte przez koszulkę ramię dziewczyny.

- Saul - wzdrygnęła się. - Biedną kobietę tak straszyć? Ubrałbyś się.

- Przyznaj, że taki podobam ci się bardziej - uniosłem brwi, uśmiechając się zadziornie.

Szatynka wywróciła oczami, z powrotem się odwracając. Wyjąwszy kubek z szafki, nalała do niego ciemną ciecz.

- Chcesz też? - spytała po chwili.

- Chcę.

Oparłem się plecami o blat i w skupieniu obserwowałem Williams. Miała na sobie tylko piżamę, składającą się z luźnej koszulki i krótkich spodenek, idealnie eksponujących jej seksowne nogi. Gdybyśmy się nie przyjaźnili... Nie, Hudson, nie ma mowy.

- Siema. - Do kuchni wszedł Axl, od razu zaznaczając swoją obecność.
Podszedł do stolika, na którym stały dwa kubki z kawą, po czym chwycił jeden i przyłożył do ust.

- Nawet nie próbuj - odezwała się szatynka, mierząc rudzielca morderczym spojrzeniem.

Wokalista wziął łyk napoju, chwilę potem odkładając naczynie i uśmiechając się słodko do dziewczyny. Ona tylko głośno westchnęła w odpowiedzi.

- Słyszeliście? - odezwała się Ashley po dłużej chwili.

- Ale co? - mruknął Axl.

Szatynka bez odpowiedzi szybko podniosła się z miejsca i udała się do pomieszczenia obok, którym była łazienka.  Dopiero teraz dało się słyszeć dziwne odgłosy, wydobywające się jakby spod ściany. Podszedłem do umywalki, gdzie odkręciłem kurek. Nic. W wannie tak samo. Posławszy wokaliście i Williams zdziwione spojrzenie, odezwałem się:

- Co z tym robimy?

- Chyba trzeba zadzwonić do jakiegoś hydraulika - odparła dziewczyna, wzruszając ramionami. 

- Chyba tylko trzeba mieć na niego kasę - rzekł rudzielec. 

Staliśmy naprzeciwko siebie, wymieniając spojrzenia, a za ścianą ciągle coś stukało i bulgotało, co było cholernie denerwujące.

***

- Nie widzę innego wyjścia, trzeba się zgodzić - odparłem, powoli zaciągając się tytoniem.

Wszyscy zebrali się w największym pomieszczeniu, aby razem przedyskutować zaistniałą sytuację. Zawołaliśmy fachowca, który powiedział, że jest w stanie to naprawić, ale za stawkę, którą możemy zaoferować, zajmie mu to około półtora tygodnia.

- A pomyślałeś, baranie, gdzie będziemy mieszkać przez ten czas? - zawołał zdenerwowany wokalista.

- Mam przyjaciela - zaczął Stevie. - Wybudował rok temu dość duży domek nad jeziorem i obiecał mi pomóc, gdy będę czegoś potrzebował. 

- Za darmo? - zapytał z nutą nadziei w głosie basista.

- Tak, raczej tak. - Wzruszywszy ramionami, wziął duży łyk whiskey, leżącej na stole.

*ASHLEY*

- Jak długo tam będziecie?

Rachel przysiadła na parapecie, krzyżując wiszące w powietrzu nogi. Przyglądała mi się z ciekawością, jak pakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do walizki.  Jej ciemne włosy odbijały promienie górującego słońca, wpadające przez okno. 

- Prawie dwa tygodnie - odrzekłam, wyjmując z szafy dżinsowe spodenki. 

- Ale wam zazdroszczę! Ty będziesz opalać się z przystojnymi, wschodzącymi gwiazdami nad jeziorem, a ja spędzę kolejne cudowne wieczory, podając drinki starym alkoholikom. 

Usłyszawszy to, wybuchłam głośnym śmiechem. 

- Jedź z nami - powiedziałam. - Zapytam chłopaków, ale jestem pewna, że nie będą mieć nic przeciwko. 

- Naprawdę? - Dziewczyna uściskała mnie z szerokim uśmiechem. 

- No, już. Leć się ogarnąć i widzimy się wieczorem. 

Pożegnawszy Chel, powróciłam do pakowania. Co chwilę wyjmowałam z szafy przeróżne ubrania, po czym ułożone odkładałam do walizki. Cieszyłam się na ten wyjazd. Wprawdzie nastąpił on z niezbyt sprzyjających przyczyn, ale bez nich pewnie nigdzie byśmy się nie ruszali. Wizja spędzenia z najlepszą przyjaciółką ponad tygodnia po kilkunastu latach życia w odosobnieniu, napawała mnie niezmiernym szczęściem. 

*** 

- Ruszaj się, Adler - warknął zniecierpliwiony wokalista. 

Od dwudziestu minut siedzieliśmy w samochodzie, ponieważ ciągle ktoś się po coś wracał. Tym razem to perkusista zapomniał jakiejś niezwykle ważnej rzeczy, a każdy ściśnięty, jak rybka w puszce, modlił się o jak najszybszy dojazd na miejsce. Niestety, czekały nas calutkie dwie godziny drogi. Za kierownicą zasiadł Izzy, uznany za najbardziej odpowiednią osobę na to stanowisko. 

- Długo jeszcze będziemy czekać? - Wokalista ponownie okazał niezadowolenie. 

- Axl, spokojnie, dojedziemy tam dzisiaj - odparłam, pokrzepiająco klepiąc dłonią w jego kolano.

- Ash, chociaż ty mnie nie denerwuj, co? 

- Jak ty wytrzymasz tyle czasu bez żadnych koleżanek? - Szepnęłam, dając nacisk na ostatnie słowo. 

Lubiłam go prowokować. Nasze relacje nieco się zmieniły w ostatnim czasie, na szczęście na dużo lepsze. Mogłam śmiało nazwać wokalistę swoim przyjacielem, aczkolwiek czasem zdarzały nam się ostre kłótnie. Wypominał mi wtedy wszystko, co kiedykolwiek zrobiłam lub powiedziałam i właśnie tego w nim nie lubiłam. 

Po jakimś czasie spojrzał mi w oczy i wzruszając ramionami, niedbale rzekł:

- Mam ciebie. 

 Usłyszawszy to, ze zdziwieniem wpatrywałam się w niego dłuższą chwilę, próbując znaleźć odpowiednie słowa.

- Nawet o tym nie myśl - rzuciłam w końcu. 

- Jeszcze się przekonasz - zaśmiał się cicho, odwracając wzrok na szybko poruszające się obiekty za szybą. 

______________________

Dzień dobry! 

Po dwóch tygodniach jestem z nowym rozdziałem, niestety krótkim, ale kolejny już się pisze. A więc pozostaje mi tylko życzyć miłego dnia i enjoy! Do następnego! :)) <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro