ROZDZIAŁ 14
*ASHLEY*
Przekroczywszy próg Akademii Muzycznej LA, uważnie się rozejrzałam. Jasnoszare ściany idealnie komponowały się z dużymi, czerwonymi kanapami oraz czarnymi meblami. Gdzieniegdzie wisiały tablice ze zdjęciami absolwentów, którzy już opuścili uczelnię, a po prawej znajdowały się schody, prowadzące do sal. Całość utrzymana była w dość nowoczesnym stylu.
Miałam na sobie kremową sukienkę, sięgającą przed kolano. Wykonana była częściowo z miękkiego materiału, a dekolt i wykończenie zdobiła koronka. Początkowo miałam dylemat, czy kreacja aby na pewno będzie odpowiednia, jednak sądząc po strojach dziewcząt wokół nas, dobrze wybrałam.
Razem z Michaelem udaliśmy się do dużej przystrojonej sali, gdzie przebywała już część osób. Miałam wrażenie, że po ostatniej sytuacji był między nami pewien dystans. Nie rozmawiało nam się tak dobrze, jak wcześniej, ale próbowałam go eliminować. Dalej postrzegałam Mike'a jako porządnego człowieka i świetnego chłopaka, dlatego chciałam, żeby nasze stosunki zostały nienaruszone. Przemyślałam też kwestię, o której dyskutowaliśmy kilka tygodni temu. Właściwie, dlaczego miałabym nie spróbować? Przeżywam teraz prawdopodobnie najlepszy okres w swoim życiu, więc muszę z niego korzystać, a nie chować się po kątach. Postanowiłam powiedzieć mu o tym przy najbliższej okazji.
Po krótkim przemówieniu prawdopodobnie dyrektora, wszyscy rozeszli się w swoje strony. Niektórzy tańczyli, inni jedli coś przy stołach. Z głośników dało się słyszeć muzykę, jednak była ona zagłuszona przez rozmowy.
- Co robimy? - zapytałam, nieśmiało się uśmiechając.
- A na co masz ochotę?
- Właściwie to chciałabym się czegoś napić.
Skierowaliśmy się w stronę stolika z napojami, gdzie nalałam sobie do szklanki soku jabłkowego, a po chwili usiedliśmy przy dużym stole. Nagle podszedł do Michaela pewien blondyn.
- Cześć, stary! - zawołał, przybijając sobie piątkę z brunetem, po czym zwrócił się do mnie. - Witam piękną panią. Matt.
Z szerokim uśmiechem przedstawiwszy się, usiadł obok nas. Był trochę niższy od Mike'a, ale równie przystojny. Czułam na sobie spojrzenie jego niebieskich oczu, kiedy wręcz skanował mnie wzrokiem.
- Ashley - uśmiechnęłam się.
- Co wy tak siedzicie? Może zatańczymy?
- Chętnie - odparłam, podnosząc się.
Mike także wstał i wszyscy udaliśmy się na parkiet, przeznaczony do zabawy.
- Przyjacielu, kradnę ci partnerkę, chyba nie masz nic przeciwko? - zawołał Matt, przekrzykując muzykę.
Michael skinął głową z uśmiechem, zostawiając nas. Sam poszedł kawałek dalej, zagadując do jakiejś blondynki. Całkiem ładna. I ma niezłą kieckę. Dobra, poczułam lekką zazdrość widząc ich razem, ale przecież on jest wolnym, niezobowiązanym do niczego człowiekiem.
Chłopak chwycił moją dłoń, a drugą rękę położył na mojej talii. Lekko się spięłam. Tak, jak z Axlem, pamiętasz? Zaczęliśmy ruszać się w rytm muzyki. Matt wydawał się być dobrym tancerzem, dlatego od razu starałam się rozluźnić i poddać jego ruchom.
- Ashley, a ty... studiujesz, pracujesz? - spytał po chwili, uśmiechając się.
- Pracuję w Roxy, to taki bar niedaleko Sunset. Nie myślałam o studiach, pół roku temu przyjechałam tu z Anglii - odrzekłam.
- A co cię tu sprowadziło?
Znowu to pytanie.
- Stwierdziłam, że będę miała tu lepsze życie. Aktualnie mieszkam z chłopakami z Guns N' Roses, może kojarzysz.
- O tak, dobrzy są. Wydają się tacy... prawdziwi w tym, co robią.
- Kolego, wystarczy już. Teraz moja kolej.
Niespodziewanie obok nas pojawił się Michael. Swoją drogą, dobrze, bo nie musiałam ciągnąć tematu mojej przeprowadzki.
Z głośników poleciały pierwsze dźwięki jakiejś wolnej ballady. Położyłam obie dłonie na ramionach bruneta, a on złapał mnie w talii. Uznałam, że to najlepszy moment na szczerą rozmowę.
- Mike, muszę ci coś powiedzieć - zaczęłam. - Pamiętasz, jak rozmawialiśmy o związku, prawda? Przemyślałam to i uznałam, że... możemy spróbować.
Nerwowo się uśmiechnęłam, czekając na reakcję z jego strony.
- Ash, nie chcę, żebyś czuła jakiś nacisk z mojej strony...
- To moja decyzja - odparłam szybko.
- W takim razie... Cieszę się - rzekł, śmiejąc się. - Chodźmy to uczcić.
Podeszliśmy do długiego stołu z napojami. Wzięłam do ręki szklankę z colą i symbolicznie uniosłam do góry.
- Nasze zdrowie! - zaśmiałam się.
Wypiwszy całą zawartość naczynia, odłożyłam je. Chciałam wrócić z powrotem na parkiet, ale zostałam zatrzymana. Michael bez słowa ujął w dłoń mój policzek, po czym złączył nasze usta.
Czułam, że podejmuję dobrą decyzję. Jak nie spróbuję, to się nie przekonam.
*SLASH*
Kurwa, nie. To była jedna wielka porażka. Kto to w ogóle wymyślił - zapraszać rockowy zespół na otwarcie jakiejś pieprzonej galerii handlowej?
Od początku był problem z głośnikami. Działały, jak chciały. Ale w porządku, Axl ma mocny głos to dał radę. Dziesięć minut przed koncertem jakiś koleś kazał nam zupełnie zmienić aranżacje, bo 'takie mu się nie podobają'. No trzymajcie mnie. Najgorsze jednak stało się na końcu. W jednej chwili padło całe oświetlenie. Dlaczego? Bo, kurwa, ktoś źle podłączył wtyczki, a że nagle spaliły się bezpieczniki, to wszystko zgasło. Nie, ostatni raz dałem się na coś takiego namówić.
Aktualnie siedzieliśmy w Roxy, żeby odreagować po koncercie. Żaden z nas nie był w złym nastroju, aczkolwiek dało się wyczuć lekko gęstą atmosferę. A co jest najlepsze na rozluźnienie? Tak, kochani. Alkohol.
- Cześć chłopaki, co podać?
W jednej chwili pojawiła się przed nami Rachel, trzymając w dłoni mały notesik. Opierając się biodrem o skórzaną kanapę, uśmiechnęła się.
- Coś mocnego, pięć razy. Może z nami usiądziesz? - zaproponowałem.
- Nie mogę, pracuję - zaśmiała się. - Wpadnę wieczorem, Ashley chciała ze mną o czymś pogadać.
Naprawdę polubiłem tę dziewczynę. Wydawała się być subtelna i spokojna, ale w gruncie rzeczy nie stroniła od dobrej zabawy.
***
- Cześć Saulie, jak koncert? - zawołała radośnie Ashley, przekroczywszy próg.
- Nawet nie pytaj - machnąłem lekceważąco ręką.
- Aż tak źle?
Szatynka zdjęła buty, po czym usiadła obok, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Padły głośniki i całe oświetlenie - odparłem. - Ale przynajmniej dostaliśmy dodatkowe wynagrodzenie za, jak to nazwali, poniesione szkody.
Zabrałem stojącą na stole whiskey. Kiedy poczułem zimną ciecz w ustach, humor momentalnie mi się poprawił.
- Mogę? - dziewczyna wskazała na butelkę i z uśmiechem spojrzała mi w oczy.
- Tak, jasne. Jak było na... tam, gdzie byłaś?
- Bardzo fajnie - uśmiechnęła się. - Oficjalnie jestem z Michaelem.
To ten sztywniak, co był tu niedawno? Niezbyt przypadł mi do gustu, jeśli mam być szczery.
- O, no to fajnie - odrzekłem w końcu. - Pieprzyliście się już?
- Hudson! - szatynka z udawaną złością uderzyła mnie w ramię.
- No co? Będziecie czekać do ślubu, czy jak?
Dziewczyna w odpowiedzi jedynie prychnęła, wywracając oczami.
_______________
Hej kochani!
Powracam po troszkę dłuższej przerwie z tym oto rozdziałem. Nie jest zbyt długi, ale to dlatego, że chciałam go już dodać. 😊 Tradycyjnie, czekam na opinie (i dobre, i złe), to naprawdę motywuje!
W takim razie, do następnego! 💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro