ROZDZIAŁ 12
*ASHLEY*
- Możemy porozmawiać? - usłyszałam zza pleców.
Odwróciwszy się, zobaczyłam Saula. Stał przede mną w samych dżinsowych spodniach, drapiąc się jedną ręką po karku.
Jako, iż była godzina dziewiąta, zastanawiałam się, co on robi tak wcześnie na nogach. Ech, codziennie mnie zaskakują.
- Jasne - uśmiechnęłam się.
Mulat zaprowadził mnie do swojego pokoju. Panował tam spory bałagan - porozrzucane kartki, puste butelki, przezroczyste woreczki, i inne podobne rzeczy.
Usiadłam po turecku na jego dużym łóżku, wlepiając w niego wyczekujące spojrzenie. On również znalazł sobie miejsce obok mnie, ale zanim zaczął mówić, dokończył papierosa.
Nagle, czując znajomy dym, łaskoczący mój nos, zapragnęłam znowu zaciągnąć się tytoniem. To nie jest żadne uzależnienie! Po prostu chęć spróbowania jeszcze raz. Tak sobie wmawiałam.
- Mogę? - zapytałam, wskazując na końcówkę białego rulonika.
- To ty palisz? - wytrzeszczył oczy z niedowierzaniem. - Proszę.
Kiedy poczułam dym w płucach, od razu się rozluźniłam. Mimo lekkiego drapania w gardle, było to przyjemne uczucie.
Hudson dalej patrzył na mnie pytającym wzrokiem. Zaśmiałam się cicho, widząc go tak zdezorientowanego.
- Spokojnie, ćpać nie zacznę. O czym chciałeś porozmawiać?
- Duff ma dzisiaj urodziny - rzekł cicho, jakby nie chciał, żeby go ktokolwiek usłyszał. - Myślałem, że można by zrobić jakąś małą imprezę wieczorem, kupić jakiś dobry torcik, czy coś w tym stylu...
- Czemu wcześniej nie powiedziałeś? Teraz ciężko będzie coś kupić, ale mogę w mieście się rozejrzeć. Tylko musiałby mnie ktoś podwieźć. - To mówiąc, uśmiechnęłam się słodko w stronę gitarzysty.
On teatralnie wywrócił oczami, ale po chwili na jego twarz również wstąpił szeroki uśmiech.
- Powiedz chłopakom, a ja pójdę się przebrać i jedziemy.
- Tak szybko?
- Nie mamy całego dnia - odparłam, wychodząc z pomieszczenia.
Założyłam krótkie, dżinsowe spodenki i białą koszulkę, a włosy upięłam w warkocza. Już po dziesięciu minutach, będąc gotowa, stałam przed czerwonym samochodem.
Trochę trwało, aż Slash zaszczycił mnie swoją obecnością. Usiedliśmy w aucie, po czym gitarzysta szybko ruszył w stronę centrum miasta. Jechaliśmy bez słowa, dlatego też pozwoliłam sobie włączyć Led Zeppelin w samochodowym radio.
- Ej, Saul. - Odwróciłam się w jego stronę. Wzrok miał utkwiony w drodze, jednak po chwili spojrzał na mnie spod ciemnych loków. - Czy przypadkiem Rose nie obchodzi jutro urodzin?
Pamiętam, jak rozmawiałam kiedyś z Duffem. Rzucił wtedy, że wokalista ma swoje święto dzień po nim.
- O, faktycznie - zaśmiał się. - To możemy zrobić jedną imprezę i przed północą damy prezent McKaganowi, a po - naszemu Axelkowi.
- Zaraz, zaraz. A mamy jakiś prezent?
- Chyba nie. Ale zawsze można kupić.
Wywróciłam oczami, łapiąc się za głowę. Czy on naprawdę myśli, że w ciągu jednego dnia wszystko załatwimy?
Właśnie dojeżdżaliśmy do głównej ulicy. Odpięłam pasy, które przy nieprzestrzeganiu przepisów przez Saula były konieczne.
- To ja idę ogarnąć jedzenie, a ty kup swoim przyjaciołom prezent - rzekłam, cmokając w jego stronę.
Udałam się do cukierni, gdzie jak tylko weszłam, poczułam słodki zapach ciast. Nie wiedziałam na początku, jaki tort wybrać, ale w końcu postawiłam na owocowy. Każdy lubi owocowy, prawda? Poprosiłam o jeszcze parę ciasteczek, po czym wyszłam z budynku.
Przed wejściem czekał już na mnie gitarzysta - w ręku trzymał reklamówkę z kilkoma butelkami, wypełnionymi alkoholem.
- Kupiłem prezent - wyszczerzył zęby w uśmiechu, potrząsając siatką.
- Nie, ja się zabiję - rzekłam, wywracając oczami. - Slash, kochany. - Zwróciłam się do Mulata słodkim tonem. - Czy naprawdę myślisz, że pierwsze lepsze whiskey to dobry prezent?
- Ej! Nie pierwsze lepsze, tylko Jack Daniels, a obok prawdziwa Szkocka. - Oburzył się.
- Dobra, poważnie. Może, nie wiem, jak zbierzecie trochę kasy po koncercie, to gdzieś pojedziemy? - zaproponowałam.
- O, to jest bardzo dobry pomysł - rzekł, potakując.
Skierowaliśmy się do samochodu, którym od razu ruszyliśmy w stronę Hell'a. Droga zajęła nam niecałe dziesięć minut, co dawało dokładnie osiem godzin na przygotowanie wszystkiego.
Poprosiłam Stradlina i Slasha, aby odciągnęli gdzieś wokalistę i Duffa. Ja natomiast obiecałam zrobić coś do jedzenia na wieczór, a Steven dekoracje.
Postanowiłam zająć się swoim zadaniem. Zaczęłam nabijać na patyczki różne warzywa, co dało efekt w postaci koreczków. Oprócz tego ważnym elementem była pizza, bez której, jak powiedział Hudson, nie ma dobrej imprezy. Więc zamówimy pizzę. Przynajmniej wyjdzie taniej.
Około godziny piętnastej byłam już gotowa. Udałam się zobaczyć postęp Adlera. Było... Oryginalnie. Porozrzucane dosłownie wszędzie konfetti i małe serpentynki, dodawały... Nie wiem, czego, ale było uroczo.
***
- Wszystkiego najlepszego, Axl. I jeszcze raz... przepraszam za wczoraj - rzekłam nieśmiało, stojąc przed rudzielcem.
- Zapomnijmy o tym - odparł z lekkim uśmiechem.
- Nie jesteś zły?
- Byłem, ale nie jestem. Daj mi się cieszyć urodzinami, co? - zaśmiał się, łapiąc mnie w talii i przyciągając do siebie.
Było po północy, a impreza dopiero się rozkręcała. Nie znajdowało się tu wiele osób, tylko najbliżsi przyjaciele chłopaków. Z adaptera leciała piosenka Rolling Stones'ów. Slash z Izzy'm siedzieli pod ścianą, trzymając w ustach grube, białe ruloniki, a Duff z jakąś brunetką obmacywali się na boku. Swoją drogą, często jest w Roxy, kojarzę ją.
- Ashley, zatańczymy?
Rose złapał moją rękę i z zadziornym uśmiechem uniósł brew.
- Ale... tutaj, teraz?
- Tak.
- W porządku, tylko... - zawahałam się, jednak po chwili wyznałam. - Nie umiem tańczyć.
- Nie szkodzi, nauczę cię. Chodź.
Wokalista położył dłoń na moim biodrze, a drugą chwycił mnie za rękę. W całości mu się poddałam, ponieważ nigdy nikt mnie nie tego uczył.
Zaczęliśmy poruszać się w rytm piosenki. Na początku trochę się myliłam, ale z każdym krokiem wychodziło lepiej.
Muszę to przyznać, Axl cholernie dobrze tańczy. Dziwne. Wczoraj zachowywał się, jakbym zrobiła mu najgorsze świństwo, a dzisiaj... Zupełnie inny człowiek. Z nim jest coś nie tak.
- Nie takie trudne, prawda? - szepnął.
Gdy jego gorący oddech podrażnił moją szyję, przeszły mnie dreszcze. W odpowiedzi jedynie kiwnęłam głową.
Było w nim coś ujmującego, interesującego. O nie, Ash. Nie ma tutaj miejsca na żadne miłostki, pamiętaj.
_________________
Witajcie! Rozdział to taki bonusik ode mnie, w związku z niedawnymi urodzinami naszych ulubionych panów 😊 Oczywiście życzymy im dużo zdrówka, aby starczyło na wiele koncertów!
Rozdział króciutki, ale już pisze się kolejny, więc oczekujcie.
Do następnego! 💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro