ROZDZIAŁ 11
*ASHLEY*
When I find out all the reasons
Maybe I'll find another way
Find another day
Maybe I'll get it right next time
An now that you've been broken down
Got your head out of the clouds
You're back down on the ground
And you don't talk so loud
Dźwięki nowo napisanej piosenki wypełniały przestrzeń ciemnego pomieszczenia. Przyjeciel Stevena wynajmował Gunsom swój garaż na próby. Oni chętnie to przyjęli - ostatnio coraz więcej czasu poświęcali na próby. Oficjalnie nic nie wiadomo, ale Axl wspominał coś o większym koncercie.
- Kurwa, to jest to! - zawołał wesoło Slash.
Siedziałam na dużym, fioletowym fotelu przy przeciwległej do sceny ścianie. W mojej dłoni znajdował się kubek z wystygniętą herbatą. Postanowiłam sobie, że będę piła mniej kawy. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Kończył się sezon wakacyjny, dlatego też otrzymałam od szefa urlop dwutygodniowy. W gruncie rzeczy się cieszyłam, nie będę musiała oglądać codziennie tych ćpunów, siedzących od rana do nocy przy barze.
Duff odłożył gitarę, po czym sięgnął po piwo, stojące obok dużej, brązowej szafy.
- Dzwonił rano George - poinformował. - Powiedział, że oficjalnie za tydzień gramy koncert na otwarciu jakiejś galerii jego kuzyna. Taki prawdziwy. I dostaniemy za niego kasę.
Po tej informacji rozległy się okrzyki radości. Chłopcy momentalnie odłożyli wszystko, co mieli w rękach.
- Trzeba się napić z tej okazji! - krzyknął Axl.
Jednogłośnie postanowiono, że próba odbędzie się później. Teraz wszyscy ruszyliśmy do Rainbow, aby opić otrzymaną szansę.
- To było oczywiste, że w końcu nam to zaproponują - rzekł Hudson, po chwili obejmując mnie ramieniem. - Przecież kto jest najlepszy?
- Wy jesteście - zaśmiałam się głośno.
Idąc, zajmowaliśmy prawie całą ulicę. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do celu. Rozsiedliśmy się przy dużym stoliku pod ścianą. Znalazłam swoje miejsce na ciemnej kanapie, między Rosem, a Saulem.
- Pięć Daniels'ów - gitarzysta rzekł kelnerce, jednak po chwili rzucił mi pytające spojrzenie, na które kiwnęłam głową. - Sześć!
Już chwilę później każdy rozkoszował się swoim trunkiem. Znowu czułam to znajome pieczenie w gardle. Axl siedział obok zupełnie nieobecny. Jego wzrok był wlepiony w wiszący obraz na ścianie przy barze. Odkąd tu przyszliśmy, nie wypowiedział ani jednego słowa.
- Hej - szepnęłam, kładąc dłoń na jego udzie. Miał na sobie czarne, skórzane spodnie. - Co jest?
Nawet nie obdarzył mnie spojrzeniem, jedynie rzekł ciche: 'nic'. Zaciskając wargi, zabrałam rękę i powróciłam do rozmowy. Starałam się nie przejmować wokalistą, ale coś ciągle nie dawało mi spokoju.
Nagle w tłumie dostrzegłam Michaela. Uśmiechnęłam się szeroko i biorąc ostatni łyk whiskey, odeszłam od stolika.
- Cześć - rzekł brunet, całując mnie w policzek. - Co tutaj robisz?
- Chłopcy dostali szansę na duży koncert - wskazałam ruchem głowy na stół, przy którym siedzieli Gunsi. - Przyszliśmy świętować. Przejdziemy się?
Chłopak chętnie przytaknął na moją propozycję i już po chwili byliśmy przed klubem. Ruszyliśmy w kierunku parku niedaleko Sunset Strip. Mimo wysokiej temperatury, przyjemny, lekki wiatr muskał moje odkryte ramiona. Miałam na sobie białą sukienkę w granatowe paski, która wydawała się być idealna na tę pogodę.
Usiedliśmy na małej, drewnianej ławeczce. Zdałam sobie sprawę, że jestem tu pierwszy raz. W Anglii parki wyglądały zupełnie inaczej - przeważały drzewa liściaste. A tutaj? Niby podobnie, jednak naprzeciwko nas znajdował się skwer z wysokimi palmami. Dodawały one uroku, jak i egzotycznego klimatu.
- Ashley, słuchaj... - zaczął brunet, przerywając ciszę. - Robisz coś za tydzień w sobotę?
- Właśnie wtedy chłopcy grają koncert, pewnie chcieliby, żebym przyszła. A dlaczego pytasz?
Przez chwilę miałam wrażenie, jakby Michael się zawahał? Odwrócił wzrok, drapiąc się po karku.
Bardzo go polubiłam. Był taką odskocznią od ciągłych imprez i alkoholu. Sprawiał wrażenie naprawdę porządnego, odpowiedzialnego chłopaka i za to go najbardziej ceniłam.
- A, nie ważne - rzekł z nieśmiałym uśmiechem. - Jest świetna restauracja niedaleko, może pójdziemy?
- Jasne - odparłam, po czym oboje udaliśmy się w stronę wyżej wspomnianego miejsca.
***
- Dlaczego spotykasz się z tą ciotą? - przewrócił oczami. - Zasługujesz na kogoś lepszego.
Siedziałam na swoim łóżku, rozmawiając z Axlem. Nie dawał mi spokoju, odkąd weszłam do domu. Najpierw się nie odzywa, a później robi problemy. Cały Rose.
- Przepraszam, ale kim ty jesteś, żeby mówić mi, co mam robić i z kim się spotykać? - prychnęłam pod nosem. - Może ty jesteś lepszy, co? Mike przynajmniej coś robi, a nie siedzi całe życie na dupie z flaszką w ręku!
- Więc myślisz, że życie muzyka to tylko obijanie się, tak? Że zależy mi tylko na ćpaniu i piciu whiskey? Chyba się trochę zapędziłas, przejrzyj w końcu na oczy.
Jego ton brzmiał inaczej, był bardziej stanowczy i zarazem oschły. Mimo wszystko czułam, że trochę przesadziłam, jednak nie zamierzałam dawać mu satysfakcji i dalej ciągnęłam dyskusję.
- Nie odwracaj kota ogonem! Wtrącasz się w moje życie, ciągle mnie moralizując. Myślisz, że to jest w porządku?
- Chcę dla ciebie jak najlepiej -powiedział krótko, zaciskając wargi.
- To przestań pouczać mnie na każdym kroku. Nie jestem dzieckiem.
- Skoro właśnie tego chcesz... Ale nie przyłaź do mnie potem z podkulonym ogonem. - syknął.
- Jesteś okropny.
Tylko tyle zdążyłam powiedziec, gdy Axl odwrócił się na piętach i poszedł w swoją stronę.
Przesadziłam? W końcu zdaję sobie sprawę, że gra w zespole to naprawdę trudne zajęcie. Wiem, ile z siebie dają.
Może niepotrzebnie zawracam sobie tym głowę. Muszę się uspokoić.
Było już po zmroku, a ja powolnym krokiem przemierzałam ulice Los Angeles. Kłótnia z Rosem nie dawała mi spokoju. 'Chcę dla ciebie jak najlepiej'. Te słowa ciągle chodziły mi po głowie. Co miał na myśli? Chyba powinnam go przeprosić. Widzę, jak codziennie pracują nad nowymi kawałkami, zwłaszcza teraz, kiedy dostali miejsce w wytwórni.
Co jakiś czas mijałam ludzi. W większości były to grupki pijanych osób. Krzyczeli coś, wymachując rękami. Przyspieszyłam kroku. Chciałam dojść w jedno miejsce. Byłam pewna, że tam się uspokoję.
Po dziesięciu minutach dotarłam do celu - Santa Monica Beach. Zdjęłam buty, po czym od razu poczułam miękki piasek pod stopami. Do moich uszu dobiegał szum fal, a przede mną rozciągał się najpiękniejszy widok - Ocean Spokojny przy zachodzącym słońcu.
Usiadłszy na piasku, wyciągnęłam nogi. Wokół nie było żywej duszy, miałam więc całą plażę tylko dla siebie.
W Hell'u zastałam Axla i Izzy'ego, siedzących na podłodze przy porozrzucanych kartkach. Nie zwrócili nawet uwagi na to, że weszłam.
- Axl, możemy porozmawiać? - spytałam cicho.
- Jestem zajęty, nie widzisz? - Jego głos był zimny i oschły, nie chciałam jednak ustąpić.
- Proszę, to zajmie tylko chwilę. - Celowo dałam nacisk na ostatnie słowo.
Rudzielec, wywracając oczami, podniósł się i ruszył za mną do kuchni.
- Co chciałaś? - rzucił, nawet na mnie nie patrząc.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Wiem, ile macie pracy w związku z albumem i naprawdę was podziwiam. Po prostu... całe życie ktoś mnie ustawiał. Od zawsze robiłam tylko to, co mi kazali. Teraz, kiedy w końcu czuję się wolna, chcę to wykorzystać jak najlepiej - wyrzuciłam z siebie.
Zapanowała niezręczna cisza. Byłam pewna, że słyszał bicie mojego serca, które w tamtym momencie waliło, jak oszalałe. Wokalista nic nie odpowiadał, jedynie stukał po kolei palcami w blat.
- To wszystko? - W końcu spojrzał mi w oczy.
Jego wzrok był obojętny, ale jednocześnie niezwykle przeszywający.
Kiwnęłam głową, a on chwilę później odwrócił się, zmierzając do wyjścia.
_____________
Na wstępie chciałam podziękować Wam za ponad 1 tys wyświetleń! Cieszę się, że są osoby, które na bieżąco czytają i z całego serduszka Wam dziękuję i pozdrawiam!
Ogromne dzięki też dla najlepszej pomysłodawczyni marcys22, bez której pewnie nie działo by się nic ciekawego w tym ff.
A więc do następnego, który, o ile dobrze pójdzie, pojawi się szybko. 💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro