Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ 6

*IZZY*
Siedziałem na podłodze, powoli zaciągając się nikotyną. Obok mnie leżała gitara. Wziąłem ją z zamiarem poćwiczenia kilku kawałków, które dał nam Rose - podobno świetny materiał na nowy singiel. Tutaj trzeba przyznać - facet miał niesamowitą głowę do muzyki. Często siadaliśmy razem i pisaliśmy teksty. Axl był bardzo wartościowym i wrażliwym człowiekiem. Kiedy go poznałem, jeszcze w dzieciństwie, doskonale się rozumieliśmy. Wtedy spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, a ja wiedziałem o nim więcej, niż ktokolwiek inny. Jednak to działało w dwie strony - także i ja otwierałem się przy rudzielcu, nie było między nami żadnych barier.

Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Była to Ashley. Ze zwieszoną głową i przekrwionymi oczami usiadła na kanapie. Coś musiało się wydarzyć, bo zawsze gdy tylko wchodziła, zaczynała mówić - o wszystkim. Co widziała w telewizji wczorajszego wieczoru, słyszała, idąc tutaj, jak i wiele innych, ciekawych rzeczy. A ja lubiłem jej słuchać. Była jakby odskocznią od mojej rzeczywistości. Przy niej miałem wrażenie, jakbym był zwykłym dwudziestolatkiem, a nie dilerem, grającym w hardrockowym zespole.

- Cześć, Ash - rzekłem. W odpowiedzi nie otrzymałem nawet krótkiego spojrzenia. - Co się stało?

- Wyrzucili mnie z mieszkania - odparła cicho. Po chwili jej ciałem targnął cichy szloch. - Izzy, ja... Nie mam gdzie...

- Cii... - Objąłem szatynkę.

Och, czyżby rockman z uzależnieniem jest w stanie wykrzesać z siebie resztki współczucia? Niesamowite, prawda?
Po jakimś czasie Ashley podniosła głowę. W jej oczach było widać determinację.

- Nie, nie. Przecież to nic nie da. Tylko... Gdzie ja znajdę mieszkanie? Coś nie uśmiecha mi się spanie pod przysłowiowym mostem - odparła z ironią.

- Możesz przenocować u nas. Przynajmniej do póki nie znajdziesz czegoś własnego.

- Nie chcę sprawiać kłopotu... Nie wiadomo, czy reszta się zgodzi.

- Przestań. Bardzo cię polubili - rzekłem.

Widziałem w oczach Ash te iskierki nadziei, gdy zaproponowałem jej mieszkanie na dzisiejszą noc. Naprawdę chciałem pomóc dziewczynie - nie miała tu nikogo oprócz nas.

- Iz, ja... Nie wiem co powiedzieć. Dziękuję - zarzuciła mi ręce na szyję, całując mój policzek.

- Nie ma za co, mała.

*DUFF*
Od rana błąkałem się po domu, nie mogąc nic ze sobą zrobić. Bo niby co robić, jak pewne nieznane dotąd uczucie rozrywa cię od środka? Właśnie to było najgorsze - nieznane. Z jednej strony - wszechogarniająca pustka? Tęsknota? Z drugiej - miłość i niecierpliwość. A wszystko przez nią. Jak to możliwe, że zaledwie kilka chwil może tak zmienić człowieka? Najpiękniejszych chwil, z jej uśmiechem, błyskiem w oczach, lśniących jak złoto włosach. Tutaj nawet zatopienie się w trunkach nie pomoże. Obawiam się, że dałem się wciągnąć w coś, czego zupełnie się nie spodziewałem.

Cisza. Niczym nie zmącona, błoga cisza. Rzadko spotykana w tym domu. Kiedy tak zastanawiałem się, dlaczego tutaj zawsze jest głośno, nagle znalazłem odpowiedź. A był nią Adler, który z wymalowanym uśmiechem na ustach włączył jakiś głupkowaty program w telewizji. Przydałoby znaleźć sobie jakieś zajęcie. Jednak nie było to takie proste. Hudsona natchnęła wena, tworzył kolejne popisowe kawałki. Izzy ulotnił się już rano, nikogo o tym nie informując, jak to miał w zwyczaju. Steven oglądał telenowele, a Rose'a... gdzieś wywiało. Jak zwykle.

Nagle usłyszałem szczęk frontowych drzwi Hell'a. Swoją drogą, można by je było naprawić. Odwróciwszy się, ujrzałem Stradlina i Ashley. Szatynka w ręce miała sporych rozmiarów torbę. Zamykając drzwi, uśmiechała się nieśmiało.

- Macie coś przeciwko żeby Ash tu przenocowała kilka dni? Wczoraj wyrzucili ją z mieszkania - poinformował brunet.

- Oczywiście, że nie. Może w pokoju obok Saula? Jest tam małe łóżko, wystarczy posprzątać.

- Dziękuję, nie wiem, co bym bez was zrobiła - zaśmiała się.

Pomieszczenie, które miało stać się pokojem Ash, było takim naszym składzikiem. Znajdowało się tam dosłownie wszystko - gitary Slasha, jakieś koce, rozwalona półka ścienna... Wracając. W trójkę szybko to ogarnęliśmy i kupa niepotrzebnych nikomu rzeczy stała się całkiem przytulnym, małym mieszkankiem.

- Ładnie tu się zrobiło - rzekła dziewczyna ze śmiechem.

- W takim razie, czuj się jak u siebie - rozłożyłem ręce, wskazując na wolną przestrzeń.

- Dziękuję jeszcze raz. Jak ja się wam odwdzięczę?

- Możesz zrobić obiad - zaproponowałem, unosząc brew.

- Jasne, jak kobieta to do kuchni! Ech, w porządku. Mam nadzieję, że lubicie spaghetti.

Siedzieliśmy na kanapie, konsumując wspomniany wcześniej makaron. Wychodziło na to, że pobyt Ashley wyjdzie nam na lepsze, niż się spodziewaliśmy. W końcu niecodzienne jadło się tutaj takie posiłki. Raczej dominował... A, co ja się będę tłumaczył. Chyba każdy wie, co mam na myśli.

- Mam nadzieję, że wam smakowało - powiedziała szatynka z uśmiechem, zbierając talerze.

*ASHLEY*
Starannie poprawiałam delikatny makijaż. Moje duże, brązowe oczy nie potrzebowały podkreślenia, dlatego też jedynie musnęłam usta bordową szminką. Na dole szybko narzuciłam na ramiona ramoneskę i chwilę później rozkoszowałam się świeżym powietrzem.
Już po kilkunastu minutach byłam w miejscu, do którego chciałam dotrzeć. Mianowicie - do baru The Roxy.
W środku nie znajdowało się wiele osób, zaledwie grupa młodych mężczyzn i kilka pojedynczych dziewczyn. Ruszyłam w stronę jednej z kobiet, stojącej przy barze.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się. - Słyszałam, że szukacie pracownika na miejsce kelnerki. Byłabym zainteresowana tą posadą.

- Tak. Możemy usiąść tutaj?
W odpowiedzi pokiwałam głową. Udałyśmy się na kanapy przy małym stoliku. Kiedy bliżej przyglądałam się dziewczynie, wydawała mi się znajoma. Jednak nie mogłam sobie przypomnieć, skąd ją kojarzę.

- Proszę się przedstawić, powiedzieć coś o sobie - rzekła z subtelnym uśmiechem.

- No więc... Nazywam się Ashley Williams, dotychczas...

- Chwila - przerwała mi. - Ashley? Ashley Williams, pokój siedemnaście? Nie wierzę... Ley, to ja, Rachel.

Wtedy to do mnie dotarło. Rachel była moją najlepszą przyjaciółką z angielskiego Domu Dziecka. Znała wszystkie moje sekrety, byłyśmy nierozłączne. Urwał nam się kontakt, gdy skoczyła siedemnaście lat. Odezwał się jej ojciec, który do tej pory nie wiedział, że ma córkę, i zabrał ją. Nie wiedziałam, gdzie jest i co się z nią stało.

- Tak strasznie tęskniłam! Ja... Nie wiedziałam, gdzie możesz być i czy kiedykolwiek się zobaczymy! - Uściskałam dziewczynę.

To było niesamowite. Po tylu latach, odnalazłyśmy siebie, na innym kontynencie, wśród innych ludzi. Jestem skłonna uwierzyć, że cuda się zdarzają. Mnie się zdarzył.

- Oczywiście, że załatwię ci tę robotę. Ale najpierw opowiadaj, co u ciebie.
________________________
Witam kochani!
Rozdział krótki, przepraszam. Ale to dlatego, że chciałam go dodać, bo jak już pisałam wyżej - wyjeżdżam i nie będę mogła pisać. Oczywiście liczę na opinie w komentarzach! Do następnego, pozdrawiam!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro