ROZDZIAŁ 13
*MICHAEL*
Chciałbym móc ją poznać. Pozwolić, żeby otworzyła się przede mną, jak wielka księga. Codziennie rano budzić się, widząc jej piękne oczy. Tylko jak tego dokonać? Wydaje się być taka, jak wszystkie. A jednak... Jest w niej coś, co mnie przyciągnęło i nie może puścić.
Może nie powinienem wychylać się poza szereg? Dać działać losowi? Ale nie mogę czekać. Chcę, żeby była moja, jak najszybciej. Muszę stać się taki, jak oni. Jest tylko jedna droga, żeby tego dokonać.
Nie będzie łatwo, ale mam nadzieję, że przyniesie efekty. Jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, jeszcze dzisiaj zwróci na mnie uwagę.
Kompletnie oszalałem. Na jej punkcie. Nie mogę spać, bo ciągle o niej myślę. Zagościła w mojej głowie na stałe i tak szybko się z tego nie wyleczę.
*ASHLEY *
Dzisiaj wyjątkowo był bezimprezowy wieczór. Wszyscy kręcili się bez celu po domu, szukając sobie jakiegoś zajęcia.
Już jutro miał odbyć się koncert chłopaków. Byli umówieni na dwudziestą w galerii, żeby całość przygotować, a godzinę później zaczynał się występ.
Siedziałam w kuchni razem z Duffem, który opowiadał o planach na jutrzejszy wieczór. Mieli zamiar zagrać nową piosenkę, a ponieważ koncert będzie akustyczny, bo tylko na taki pozwala galeria, idealnie pasowała.
Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosłam się, aby otworzyć. Uchyliwszy je, zobaczyłam Mike'a. Ledwo trzymał się na nogach, a wzrok miał mętny, co wskazywało tylko jedno - był kompletnie pijany.
- Michael - wydusiłam z siebie. - Chodź, usiądź.
Zaprowadziłam chwiejącego się chłopaka na kanapę. Zawoławszy McKagana, podałam brunetowi szklankę wody i usiadłam obok.
- Widzisz - zaczął bełkotać. - T-teraz jestem tacy, jak oni. - Tutaj wskazał ręką na Duffa. Blondyn posłał mi zdziwione spojrzenie, na które odpowiedziałam wzruszeniem ramion. - W-więc może teraz w końcu się ze mną umówisz?
Nie wierzę. Czy on to zrobił tylko po to, żebym zgodziła się z nim gdzieś wyjść?
- Mike, jesteś pijany, porozmawiamy jutro - rzekłam, wstając z kanapy. Następnie zwróciłam się do gitarzysty. - Nie mogę go tak puścić do domu, jeszcze sobie coś zrobi.
- Nie wiem, czy Rose będzie zadowolony, widząc go tutaj - odparł, cicho się śmiejąc.
- Nie obchodzi mnie to. Może spać u mnie w pokoju, tylko... Wtedy ja będę musiała spać tutaj.
Na samą myśl o spędzeniu nocy na kanapie, przeszły mnie ciarki. Był to chyba najbardziej używany mebel w całym Hell Housie.
- Możesz przenocować u mnie. Mam duże łóżko, zamieścimy się. - Blondyn puścił mi oczko, uśmiechając się.
- To brzmi o wiele lepiej.
Zaśmiałam się, po czym razem z basistą zaprowadziliśmy Michaela do mojego pokoju. Kiedy tylko przykryłam go kołdrą, zasnął jak dziecko. Wzięłam z szafy piżamę, po czym udałam się do łazienki.
Powolnie masowałam swoje ciało oliwkowym żelem, który spływał pod ciepłą wodą. Zadręczałam się dzisiejszą sytuacją, zadając sobie najważniejsze pytanie: dlaczego?
Przecież zawsze byłam dla niego miła, tylko delikatnie dałam mu do zrozumienia, że nie będziemy razem. W najbliższym czasie, oczywiście.
W tym momencie bardzo stracił w moich oczach. Szanowałam go i jednocześnie podziwiałam za to, jaki był. Właśnie to, że był odpowiedzialny i stronił od alkoholu, jak i innych używek stawiało go w dobrym świetle. Jak byłam młodsza, chciałam mieć takiego męża w przyszłości. Poukładanego, z dobrą pracą. Rozczarował mnie, aczkolwiek wydawało się to urocze. Musiało mu naprawdę zależeć, żeby zrobić coś takiego. Kto wie, może jednak coś z tego wyjdzie?
Było grubo po północy, kiedy kładłam się do łóżka. Łóżka Duffa, ale to można pominąć. Jutro pracowałam na popołudniową zmianę, tak więc mogłam spać do woli. Z tą myślą zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
***
Pokój gitarzysty był dość przestronny. Za oknem rozpościerał się ładny widok na mały las, znajdujący się przy plaży.
Wykorzystując fakt, że McKagan spał jak zabity, szybko przebrałam piżamę na krótką spódniczkę w czerwoną kratę. Na ramiona narzuciłam ulubioną koszulkę z logiem Rolling Stones'ów.
- Ale mam widoki z rana... - Wzdrygnęłam się, słysząc głos blondyna.
- Nie ładnie tak podglądać - rzekłam, przygryzając z uśmiechem wargę.
Gitarzysta zaśmiał się pod nosem, po czym podniósł się z łóżka.
- Chyba mi się coś należy za udostępnienie łóżka - odparł, unosząc brew.
Stając na palcach, pocałowałam chłopaka w policzek. On uśmiechnął się triumfalnie, odgarniając swoje włosy, które opadły mu na twarz.
- Dzięki - rzuciłam, z uśmiechem opuszczając pomieszczenie.
Zamknąwszy drzwi do pokoju gitarzysty, usłyszałam głośny krzyk Axla. Później dołączyły do niego przeróżne przekleństwa, których nawet nie powtórzę. Uchyliłam ciemnobrązowe drzwi, po czym ujrzałam... Michaela. Co on robił w pokoju Rose'a?
- O, Ashley - rzekł rudzielec, widząc mnie. - Możesz mi łaskawie powiedzieć, co ten twój laluś robi w moim pokoju?
Wokalista był wyraźnie zdenerwowany całą sytuacją. Nie przepadał za Michaelem i nie miał zamiaru tego ukrywać. Zaciskając pięści, mrużył oczy. Obawiałam się, żeby nie wyszła z tego jakaś bójka, bo Mike znajdował się od razu na przegranej pozycji.
- W nocy musiałem... Załatwić potrzeby. - Odezwał się brunet, mówiąc bardzo lakonicznie. Widać było, że przychodzi mu to z trudnością. Co się dziwić, po takiej ilości alkoholu... - Nie pamiętałem, gdzie jest mój pokój i najwyraźniej się pomyliłem.
- Kurwa, koleś! Pomyliłeś mnie z Ashley? Czy ja wyglądam jak ona? - Rose chaotycznie gestykulował rękami.
- Macie... podobne włosy. Ciemno było, każdemu się może zdarzyć.
Mike wydawał się być trochę zażenowany, ale i rozbawiony zdarzeniem. Rudzielec chyba potraktował to zbyt poważnie, stał, opierając się o biurko i kręcił głową.
- Axl, wyluzuj. Nic się nie stało - odparłam, po chwili zwracając się do bruneta. - A my musimy chyba porozmawiać.
Udaliśmy się do mojego pokoju. Usiadłszy na łóżku, rzuciłam:
- Dobra, więc może powiesz mi co to była w ogóle za akcja? Czy ty zdajesz sobie sprawę, że mogło to się źle skończyć?
- To była mała pomyłka!
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.
Przeglądałam się każdemu ruchowi bruneta. Nerwowo bawił się palcami, przygryzając wargę. Wyglądał na zestresowanego.
- Ashley, przepraszam. Głupio się zachowałem, ale to dlatego, że... Podobasz mi się. Cholernie zawróciłaś mi w głowie. Wtedy, w parku, chciałem cię zaprosić na taką imprezę z akademii. Czułem się zazdrosny, wybacz mi.
Początkowo miałam mieszane uczucia, ale jednak czułam, że nie mogę być zła na Michaela. Po części to moja wina, bo nie dałam mu dojść do słowa, a chętnie bym się zgodziła. Był tylko jeden sposób na wynagrodzenie tego chłopakowi.
- A jaka to impreza?
- Uczę się na akademii muzycznej, gram na fortepianie. Mamy jutro imprezę na półmetek nauki. Pomyślałem, że mogłabyś przyjść, byłoby mi miło.
Chwilę się zastanawiałam. W końcu nie będzie mnie na koncercie chłopaków, ale mam nadzieję, że uda mi się ich przekonać, że nie jestem niezbędna.
- W porządku. Bardzo chętnie z tobą pójdę. Tylko powiedz mi, jak mam się ubrać. - Cicho się zaśmiałam. Michael wyraźnie się rozluźnił, na jego usta również wstąpił uśmiech.
- Z tego co wiem, będzie to raczej elegancka impreza... Coś wymyślisz. Muszę już lecieć. - Wstał z łóżka, po czym udał się do wyjścia. - Będę jutro o osiemnastej, do zobaczenia. Jeszcze raz przepraszam.
______________
Dzień dobry!
Jak zwykle czekam na opinie w komentarzach, piszcie, to bardzo motywuje 💞. Na następny jeszcze nie mam pomysłu, ale myślę, że na dniach zacznę pisać. Wiecie, nic na siłę, bo nie wychodzi z tego nic dobrego.
Pozdrawiam Was kochani serdecznie, do następnego! 🔥
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro