Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

| 1.5.

Parker nie do końca jest zadowolony z tego, że już całe Midtown High School wie, że Spider-Man to nie tylko internetowa zabawa, a prawdziwy, zbudowany z krwi i kości, człowiek, samozwańczy obrońca prawa, superbohater; nieważne, jak zwał, tak zwał. Na szczęście cały temat cichnie w ciągu paru dni, a potem wypływa sprawa z Avengersami i Porozumieniami z Sokowii, co kompletnie przyćmiewa Pająka. Wszyscy zapominają o jego istnieniu tak nagle, że aż robi mu się z tego powodu trochę smutno.

Aurora, jak zwykle zresztą, znika gdzieś na parę dni, nie mówiąc o tym ani Harry'emu, ani Peterowi. Pojawia się dopiero tydzień później, dwie doby przed spotkaniem ONZ w Wiedniu, z nieco nieobecnym wzrokiem i spokojem malującym się na twarzy. Osborn i Parker rozmawiają właśnie przy szkolnym obiedzie o zamiennych częściach do jej urodzinowego iBooka, gdy siada obok nich trochę zbyt zrezygnowana. Na początku chłopcy w ogóle jej nie dostrzegają, a z kolei Rory jest tak zamyślona, że nawet nie dociera do niej sens ich rozmowy.

– Ej, wszystko w porządku? – pyta Peter z troską, podczas gdy Aurora siedzi z twarzą schowaną w drżących dłoniach.

– Algebra – szepcze przytłumionym głosem, podnosząc wzrok na Parkera. Chłopak naprawdę kocha jej błękitne spojrzenie, ale nie wtedy, gdy jest tak przerażająco puste. – Dzisiaj mam sprawdzian, a przez... no, nieważne, po prostu za cholerę nie potrafię tego zrozumieć.

– Dawaj zeszyt, popracujemy nad tym – wtrąca Harry. – Kiedy masz ten test?

– Uhm. – Aurora poprawiwszy okulary do czytania spoczywające na jej nosie, powolnymi ruchami szpera w swoim plecaku. – O czternastej.

– Dobra, damy radę – odpowiada Peter ciepło. – Więc, czego konkretnie nie ogarniasz?

Resztę przerwy obiadowej spędzają na męczeniu algebry. Parkera i Osborna ten sam sprawdzian czeka za parę dni, więc przy okazji traktują te korepetycje jako powtórkę dla siebie samych. Rory okazuje się bardzo pojętna, chwytając wszystko, co mówią jej przyjaciele, w mig. Matematyka nagle okazuje się najmniejszym problemem, a Aurorze od razu wraca humor. Żegna się z nimi, szeroko uśmiechając, a potem znika w tłumie uczniów Midtown.

***

Kiedy Harry i Peter przemierzają szkolne korytarze, nigdzie nie dostrzegają szkolnej gromadki trolli. Wtedy Parker przypomina sobie, że drużyny futbolowej w szkole, ku jego radości, nie ma. Pojechali na finał mistrzostw stanu, więc przynajmniej dziś ma trochę wolnego od Flasha Thompsona i jego ciągłego gnębienia. Szurając butami, idzie obok Harry'ego, kiedy po drodze mijają MJ. Dziewczyna wesoło macha do Parkera, z rumieńcami na twarzy. Peter domyśla się, że nadal jest podekscytowana spotkaniem ze Spider-Manem. I chyba nawet udało mu się przemówić jej do rozsądku – Watson obiecała, że przestanie go poszukiwać o tak ponurych porach; jednak czas zweryfikuje, czy były to tylko słowa rzucane na wiatr, czy MJ naprawdę się do nich dostosuje.

– Byłeś na jej fejsie? – pyta Osborn, gdy Mary Jane jest już za nimi.

– Nie, a co? – odpowiada szybko Peter. – Coś się stało?

Harry wyciąga z kieszeni swojego smartfona, przez chwilę coś w nim szukając, po czym podsuwa go pod nos przyjaciela. Mina Parkera musi być naprawdę niezłym widokiem, coś w stylu mieszaniny szoku, radości i satysfakcji. Szybko jednak potrząsa głową, jakby chciał się tej maski pozbyć, czego Osborn na szczęście nie zauważa.

– Jeśli to prawda, to wow – stwierdza blondyn – też bym chciał poznać kolesia potrafiącego zatrzymać pędzący samochód.

Peter uśmiecha się lekko, prawie niewidocznie. Gdyby Harry wiedział, że to on jest Spider-Manem, najprawdopodobniej nie dałby mu spokoju, bezustannie chcąc nowych pokazów mocy.

– No, to byłoby naprawdę spoko – rzuca Peter, siląc się na wesoły ton.

– Co nie? – Osborn chowa telefon z powrotem do kieszeni. – Słyszałem, że po tym Flash Thompson stał się jego wielkim fanem. Podobno ma w swojej szafce poprzyklejane jego zdjęcia.

Słysząc to, Parker z ledwością powstrzymuje się od wybuchu śmiechu. Eugene "Flash" Thompson, największy osiłek w Midtown School of Science & Technology, jego największy wróg i oprawca, jest... jego fanem. Znaczy się Spider-Mana, ale przecież Peter Parker i Spider-Man to jedno i to samo. Chryste, większej ironii losu chłopak nigdy nie doświadczył, naprawdę, a sama wiadomość definitywnie poprawia mu humor. Harry mówi coś jeszcze, ale Peter go nie słucha. Nadal rozkoszuje się faktem, że Flash go uwielbia i ma jego zdjęcia w swojej szkolnej szafce.

Na Syna Odyna, to byłoby niesamowite. Zobaczyć jego minę, na tej głupkowatej twarzy, gdy dowiaduje się, że gnojony przez niego junior, po godzinach jest jego pajęczym idolem.

***

Tydzień później przychodzi maj.

Gorący, słoneczny, pachnący świeżą trawą i smakujący cytrynową lemoniadą.

Peter nadal nie może powstrzymać się od śmiechu, gdy na horyzoncie pojawia się Flash. Kilka razy obrywa przez to w twarz, zarabiając kilka siniaków, a jego warga i nos pęknięte są w kilku miejscach. Jednak świadomość, że Thompson ma jego zdjęcia w szafce, jak jakaś kilkunastoletnia fanka popularnego boysbandu, rekompensuje całe cierpienie i upokorzenie. Nawet złamany nos czy sińce na brzuchu nie bolą tak bardzo, jak bolały kiedyś, jakby ta wiedza w jakiś dziwny i pokręcony sposób amortyzowała ból, wchłaniała jego część.

– Słodki Jezu – mówi z przejęciem Rory na widok krwawiącego nosa Parkera – pani Arrow koniecznie powinna to zobaczyć.

Chłopak wzdycha cicho, siadając na podłodze pod klasą od angielskiego. Przyciska mocno rękaw bluzy do nosa, próbując zatamować krwawienie. Aurora stoi przed nim, z dłońmi opartymi na biodrach i z mocno zaciśniętymi ustami. Na poprzedniej przerwie znów nie mógł powstrzymać się od śmiechu i znów oberwał od Flasha; to takie typowe, że czasami Peter się śmieje, że kiedyś, kiedy opuści mury Midtown School of Science & Technology, będzie tęsknił za laniem, jakie Flash spuszcza mu regularnie od początku pierwszej klasy. A to za to, że koszula wystaje mu ze spodni, a to za to, że krzywo na niego spojrzał, a to za to, że oddycha, a to za to, że w ogóle istnieje. Powodów jest więcej, niż gwiazd na niebie, a każdy z nich jest dla Petera tak absurdalny, że aż zabawny. No ale cóż, taka już jest chyba rola szkolnej ciamajdy, którą Parker nieoficjalnie, a może oficjalnie, jest.

– Daj spokój, przejdzie mi – odpowiada lekceważąco chłopak.

Rory wzdycha ostentacyjnie, podczas gdy on zagryza wargę. W ustach czuje metaliczny smak krwi, przez co trochę go mdli. Dziewczyna próbuje ukryć zmęczenie malujące się na jej twarzy, zakrywając się jasnymi włosami.

– Peterze Benjminie Parkerze – oznajmia surowym, podniesionym tonem. – W tej chwili idziesz do szkolnej pielęgniarki. I bez dyskusji.

Brunet podnosi na nią wzrok. Jej spojrzenie, w obecnej chwili chłodne i majestatyczne, na moment mrozi mu krew w żyłach, jednocześnie odbierając mowę. Nie podnosi się jednak z kafelek, nie ma na to ani siły, ani ochoty, z powrotem tylko przykłada bluzę do krwawiącego nosa.

Będzie musiał to szybko zaprać, gdy przyjdzie do domu, żeby ciocia May czasem tego nie zobaczyła. Peter nie znosi, kiedy jego ciocia świruje, bo jemu samemu też potem odbija. Poza tym nie chce jej martwić, bo kto wie, co by zrobiła, gdyby dowiedziała się, że jego ukochanego bratanka regularnie biją w szkole.

– Dobra, rób co chcesz – mówi ze złością Aurora i zdenerwowanym krokiem odchodzi w przeciwnym kierunku, w stronę schodów. Peterowi nie jest miło, gdy dziewczyna irytuje się przez niego, ale czasami naprawdę nie ma siły na jej nadopiekuńczość i wychodzi, jak wychodzi.

Kilka sekund później, jak na zawołanie, rozlega się dźwięk dzwonka. Parker szybko wślizguje się do klasy, standardowo zajmując ostatnią ławkę pod oknem. To naprawdę śmieszne, że żaden z nauczycieli nie dostrzega brudnej od krwi bluzy Petera, jego zranionego nosa czy nieco zdezorientowanego spojrzenia. Albo po prostu to on potrafi się tak dobrze zamaskować, kto tam to wie.

Harry, który w ostatniej chwili pojawia się w gabinecie, także nie robi na ten temat żadnej uwagi. Prawienie przyjacielowi moralnej gadki znudziło mu się już jakiś czas temu, gdy Parker wyraźnie zaznaczył, że nie ma szans, żeby sprzeciwił się Flashowi. Osborn, ze złością, odburknął tylko coś w stylu, że Peter to tchórz; brunet jednak doskonale wie, że Harry go za takiego nie uważa, po prostu powiedział to w złości. Każdemu czasem przecież zdarzy się powiedzieć coś, czego później żałuje. On sam nie wie, czy jego przyjaciel żałuje tych słów, ale gdzieś w głębi serca ma taką nadzieję. Do samego tematu już nigdy więcej nie powrócili, a blondyn, tak jak teraz, stara się ignorować obrażenia swojego najlepszego przyjaciela, choć widać, że przychodzi mu to z trudem.

Rzucanie karteczek z Harrym jest o wiele ciekawszym zajęciem, niż słuchanie wywodów nauczyciela na temat geniuszu, uwaga, Roberta Frosta. Peter ma już dość jego poezji, a profesor, jak na złość, gnębi ich jego twórczością.

Jakby esej na tysiąc słów był niewystarczającą katorgą.

***

Osborn, jak zwykle, ma wolne mieszkanie po południu, więc razem z Parkerem postanawiają po zajęciach wpaść do niego i pograć trochę na PlayStation; dawno nie pobili już żadnego rekordu. Później będą musieli zabrać się za pracę domową do Wellicka i na jeszcze parę innych przedmiotów.

Aurora wraca z nimi, jednak zaraz po pojawieniu się w domu, znika w piwnicy, gdzie mieści się teraz jej nowa pracownia.

– Czy ona wcześniej nie malowała w twoim starym pokoju? – pyta Peter, wyciągając z lodówki zmrożoną coca-colę.

– Taaaaak – Harry podsuwa mu dwie szklanki – ale ojciec wkurzał się, że smród farb roznosi się po całym domu, więc kazał jej się przenieść do swojego starego gabinetu.

– Dziwne miejsce na gabinet – stwierdza Parker.

Razem z Harrym siadają na wielkiej, skórzanej kanapie. Osborn szybkim ruchem dłoni włącza plazmę zawieszoną na ścianie przed nimi. Telewizor przypomina trochę ekran kinowy, jest tak wielki, że do pokoju Petera definitywnie by się nie zmieścił.

– No niby tak – odpowiada blondyn – ale wiesz, łatwiej było ojcu tam majsterkować przy tych jego projektach zbroi dla amerykańskich żołnierzy. Miał od nas święty spokój.

– Nie mówiłeś, że twój ojciec projektował dla armii – rzuca zaintrygowany Parker.

– Stare czasy. – Harry wzrusza ramionami. – Jakieś dziesięć lat temu, może trochę więcej, startował w przetargu razem ze Starkiem, ale jak wiadomo, to technologię Starka wybrali. Ojciec porzucił projekt i po krótkiej przerwie na nowo wrócił do zarządu Oscorp.

PlayStation nie do końca chce współpracować z chłopakami, więc zdenerwowany Osborn zaczyna bawić się w naprawianie sprzętu. W tym samym czasie Parker skacze po kanałach, szukając czegoś, co pozwoliłoby mu zabić czas, dopóki Harry go nie naprawi.

Kiedy w końcu trafia na główne wydanie popołudniowych wiadomości DBC, nawet sam blondyn zamiera w bezruchu, wpatrując się w J. Jonaha Jamesona, którego głos roznosi się echem po całym mieszkaniu.

– ...Bomba ukryta w furgonetce, eksplodowała w Wiedniu, raniąc siedemdziesiąt osób i zabijając dwanaście, w tym króla Wakandy, T'Chakę. Ujawniono sylwetkę podejrzanego, zidentyfikowanego jako James Barnes, Zimowy Żołnierz, agent HYDRY, odpowiedzialnego za liczne zabójstwa i ataki terrorystyczne...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro