Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

03.Lekcja nr 3. Czyli gdzie uciekać, gdy zły ochroniarz patrzy




Special for u, za to, jak ładnie przyjęliście nowe opko :*

Trzymajcie tak dalej, a 4 wbije jeszcze szybciej!

...

W swoim jakże długim i nudnym dziewiętnastoletnim życiu, nie miałem wielu okazji do zabaw i imprezowania. Nie licząc Mikołajków w pracy mojego taty oraz zabaw karnawałowych organizowanych w szkole, nikt nigdy nie proponował mi szaleństw do białego rana, co może tłumaczyć dlaczego po pojawieniu się w domu Hoseoka poczułem malutki zawód.

— Mówiłeś, że będzie jak w Projekcie X — szepnął mi na ucho Jungkook, a ja wbiłem mu ramię w żebra, akurat w momencie, gdy drzwi od mieszkania otworzył nam Hobi.

— Hej, chłopaki! — Szatyn uśmiechnął się szeroko na nasz widok i choć z zewnątrz nie widać było szalonych imprezowiczów, a w uszy nie biła dyskotekowa muza, nie chciałem pozbywać się nadziei, że ta noc przejdzie do jednych z najbardziej szalonych w naszych życiu. — Jesteście w samą porę, właśnie zbieraliśmy się w salonie!

Chłopak wprowadził nas do środka na wąski korytarz, a tuż po zamknięciu drzwi nasze nogi podążyły do salonu, by skupić się na dwudziestoosobowej grupie młodzieży. Część studentów zajmowała powierzchnię kanapy przy plazmowym telewizorze, z której słychać było rozbrzmiewające na cały pokój piosenki do zabawy karaoke, druga obstawiała niewielki balkon na pierwszym piętrze, a ta ostatnia robiła sobie drinki w kuchni.

Na pierwszy rzut oka nie było tak najgorzej. Hoseok niemal od razu zaprosił nas do tej pierwszej grupy, by zapoznać nas z chłopakami; Namjoonem, ziomkiem od shishy w okrągłych okularach i Kihyunem, chłopakiem w czarnej bluzie z różowymi włosami. Oczywiście, osób było znacznie więcej, w tym cztery naprawdę urodziwe dziewczyny, niestety moja krótkotrwała pamięć i dekoncentracja nie pomagały w zapamiętaniu ich imion. Zresztą, mniejsza o to jak się nazywały, mieliśmy jeszcze dużo czasu by się poznać, a teraz liczyło się odstresowanie i świętowanie rozpoczęcia naszego pierwszego studenckiego roku.

— Kszy kszy. — Z drinkiem w ręce odwróciłem się w stronę balkonu, z którego spoglądał na mnie wysoki, szczupły blondyn w skórzanej bluzie i glanach z czerwonymi sznurówkami. Na pierwszy rzut oka, fan metalu albo rocka. — Ty jesteś Jimin, dobrze zapamiętałem? Widzieliśmy się dziś przez chwilę na korytarzu, Hoseok to mój dobry przyjaciel.

— Kojarzę, tylko nie pamiętam twojego imienia. — Skrzywiłem się, gdy chłopak zaciągnął się papierosem, aby po chwili wypuścić w powietrze biały dym.

— Taehyung, ale znajomi wołają na mnie V.

— Jak Victor?

— Visual. W liceum uchodziłem za ładnego i tak się już jakoś przyjęło. — Przytaknąłem na jego słowa, nie wiedząc, czy powinienem kontynuować rozmowę, na szczęście chłopak pierwszy przerwał ciszę. — Masz ładnego kolegę.

— Uhm, dzięki? — Uśmiechnąłem się ze zmieszaniem, choć nie był to pierwszy raz, kiedy ktoś mi coś takiego powiedział. W dzieciństwie kilka dziewcząt upodobało sobie Jungkooka jako obiekt westchnień. Niestety, chłopak był zbyt wtedy zbyt nieśmiały, by coś z tym zrobić. W sumie nadal był, a bez mojej pomocy, były duże szanse, że do trzydziestki zostanie prawiczkiem.

— Lubi chłopców? — Mało nie zakrztusiłem się na jego pytanie. Co prawda, nigdy nie miałem problemów z odmienną orientacją i nie zaglądałem ludziom do łóżek. Raczej zaskoczył mnie fakt, że ktoś patrzył na mojego przyjaciela przez pryzmat seksu i pożądania.

— Nigdy z nim na ten temat nie rozmawiałem — przyznałem całkiem szczerze, bo przecież ta informacja nie była mi potrzebna do tego, by się z nim przyjaźnić. I niby nasze rozmowy zawsze ograniczały się do kręgu dziewcząt, to przecież nie mogłem jednoznacznie powiedzieć kim był, dopóki nie zobaczyłem go w akcji.

— Nie zaszkodzi sprawdzić — stwierdził po chwili, wyrzucając peta na posadzkę, a następnie gasząc niedopałek twardą podeszwą buta i nim zdążyłem pomodlić się o biedną, niewinną duszę Jungkooka, Taehyung, czy raczej "V" już wyciągał dłoń, by się z nim przywitać.

— Przyłączysz się? — Niska brunetka o burzy rozrzuconych wokół jej ramion włosów, uśmiechnęła się do mnie zachęcająco. Nie zwróciłem uwagi, kiedy się obok mnie pojawiła.

W jej dłoni dostrzegłem świeżo rozpieczętowaną paczkę Marlboro i nie musiałem długo niuchać by wyczuć znajomy, drapiący w gardło zapach dymu papierosowego. Może w innym życiu, zgodziłbym się poczęstować, ale w tym po prostu mnie to nie kręciło, więc zamiast przyjąć papierosa, oparłem wolne dłonie o barierki balkonu, przyglądając się widokowi na Seul. Seul, w którym tak ciężko dostrzec było choćby samotnie błąkającą się gwiazdę przez strzegące niebo grube, czarno-granatowe chmury.

— Doskwiera ci czasem to uczucie, że czujesz się samotnie, pomimo że przebywasz wokół ludzi? — spytałem od niechcenia, bo alkohol płynący w mojej krwi najwyraźniej zadziałał nie w tę stronę co trzeba, wprowadzając mnie w stan depresji i głębokich przemyśleń.

— Czasami — przyznała cicho, strzepując iskry z papierosa. — Mam wrażenie, że jestem wtedy jedyną, która dostrzega ten problem. To, że nie pasuję do reszty społeczeństwa i powinnam się od nich odseparować.

— I co wtedy robisz?

— Idę za głosem serca. W zeszłym roku zrezygnowałam ze studiów, bo marzyłam, żeby podróżować po świecie. Rodzice zawsze mi tego odmawiali, tłumacząc, że powinnam się ustatkować. A teraz? Zaczynam studia związane z turystyką w centrum Seulu. Kto by się spodziewał, co? — Posłała mi łagodny uśmiech, a ja go odwzajemniłem, bo teraz po kilku latach wreszcie poczułem to samo, wolność. Prawdziwą wolność i nieograniczone pole możliwości do robienia tego, na co miałem ochotę, w wolnym czasie rzecz jasna, bo wedle życzenia moich rodziców miałem dalej studiować ekonomię i udawać przykładnego obywatela oraz ich syna.

— Dobra, ludziska, nie śpijcie! Zaczynamy grę w butelkę! — oznajmił z podekscytowaniem Hoseok, zabierając nas z balkonu, a kilka osób zaczęło siadać na podłodze w kręgu. Pierwsze procenty pozbawiły mnie uprzedzeń do gry na poziomie szkoły podstawowej i stwierdziłem, że ja też przyłączę się do reszty osób, czekając na te ośmieszające wszystkich pytania i wyzwania. — I lepiej nas nie oszukujcie, bo kary mogą zaboleć! — uprzedził nas na starcie, co w sumie nie było dalekie od prawdy, bo parę minut po rozpoczęciu się gry, chłopak mający za zadanie zrobić fikołka, mało nie uderzył w ceglany piecyk. Poza tym, powiedziałbym, że zadania były dość "tradycyjnie". Na przykład, dwie dziewczyny dostały za zadanie całować się przez dwadzieścia sekund, a jeszcze inna para na resztę wieczoru została skuta ze sobą kajdankami.

Ale nie wspomniałem jeszcze o jednym istotnym punkcie tej historii. Mianowicie, nigdy nie byłem dość wytrzymały, jeśli chodzi o spożywanie alkoholu, a tej nocy wypiłem troszkę więcej niż powinienem. Nieważne, że następnego dnia była sobota i nie musiałem iść na zajęcia. Mój stan był opłakany, a powrót do domu leżał pod znakiem zapytania.

Gdzieś w kącie mojej głowy wciąż słyszałem głosik, który przypominał mi, że musiałem odszukać Jungkooka, który wyparował kilka minut później razem z tym przeklętym Victorem. Miałem problemy z dekoncentracją i możliwe, że także z orientacją w terenie, bo za nic w świecie nie potrafiłem odnaleźć wyjścia z mieszkania, choć nie było ono znowu takie duże.

— Całe szczęście, że przyjechałeś, bo nie wiedziałem już co mam z nim zrobić! Odpłynął jak Titanic w 1912, tyle dobrego, że w nic nie uderzył — westchnął z przejęciem Hoseok, podchodząc do kuchennego blatu w jego kuchni, o który byłem oparty. Chwila, czy to znaczy, że zasnąłem?

— No na górę lodową chyba nie miał okazji trafić — mruknął pod nosem Yoongi, a ja zawiesiłem na nim wzrok z wielkim niedowierzaniem. Niby w której minucie życia ten facet wyprzystojniał aż tak bardzo? Wyglądał jak młody Bóg albo Liam Neeson, jeszcze za czasów, gdy kręcili Taken!

— Jimin, słyszysz, co mówię? Twój bodyguard po ciebie przyjechał. — Skoncentrowałem się na słowach Hobiego, co jednak niewiele mi wyjaśniło.

— Mój Paddington? — powtórzyłem za nim ze zmieszaniem.

— Może być i Paddington. — Przewrócił oczami i pociągnął mnie za rękaw kurtki. — No już, wstawaj. Musimy cię stąd ewakuować, zanim moi rodzice wrócą z pracy. Powodzenia przy znoszeniu go po schodach, siłaczu! — Rzucił na do widzenia ochroniarzowi, kiedy obaj znaleźliśmy się już na klatce schodowej. Przełknąłem ciężko ślinę, czując na sobie jego lodowate spojrzenie. Ucieczka w moim stanie chyba nie była najlepszym pomysłem, ale i tak chciałem zaryzykować. Niestety, mężczyzna szybko przyciągnął mnie do siebie swoim ramieniem.

— Myślałeś, że jak zamkniesz mnie w pokoju, to cię nie dopadnę? — prychnął pod nosem, ciągnąc mnie za nadgarstek w stronę schodów, mimo że ja wciąż stawiałem opór.

— Puść mnie, jeszcze nie skończyłem się bawić! — oznajmiłem głośno, zawracając w kierunku drzwi do mieszkania Hoseoka. Wciąż czułem jakby minęła ledwie godzina od naszego spotkania.

— Ale zabawa skończyła się bez ciebie, idź spać. — Zanim zdążyłem cokolwiek dopowiedzieć, on wepchnął mnie już do samochodu na tylne siedzenie i rozkazał kierowcy wrócić do naszego domu. Średnio pamiętam, co się działo dalej, ani ile czasu zajęła nam podróż z powrotem do apartamentu. Pamiętam tylko, że Yoongi w pewnym momencie podniósł mnie na swoje plecy, a ja owinąłem ramiona wokół jego szyi, chowając swój nos w jej zagłębieniu ze znaczną ulgą.

— Yoongi? — spytałem cicho, gdy ochroniarz w ciszy niósł mnie do mojego pokoju.

— Tak?

— A mówiłem ci już, że ładnie pachniesz?

— Nie mówiłeś. — Ściągnął mnie ze swoich pleców prosto na mięciutkie łóżko.

— Naprawdę ładnie. Trochę jak... Dom — powiedziałem po chwili zastanowienia.

— Dom? To pewnie dlatego, że w nim jesteśmy. No dalej, kładź się, zanim faktycznie się na ciebie pogniewam. — Pomógł zapakować mi się pod kołdrę i pogasił wszystkie światła w pokoju.

I zanim zdążyłem usnąć w ramionach Morfeusza, pożegnało mnie jeszcze jedno ciche, ale przytulne "Dobranoc". A potem jak w przypadku Windowsa 10, program przestał działać i obudziłem się dopiero rankiem, a możliwe, że nawet w południe, zważywszy na to jak mocne promienie słońca próbowały przebić się do środka mojej sypialni. I nawet jeśli w pomieszczeniu nie było bardzo jasno, to i tak moje oczy zareagowały bólem i łzawieniem, a w głowie zakręciło się od przeżytych poprzedniego wieczoru doznań.

— Boże, za jakie grzechy... — jęknąłem w poduszkę i spróbowałem jakoś wygramolić się z łóżka. Moje obie nogi były ciężkie jak dwa worki ziemniaków. To cud, że udało mi się dotrzeć do wyspy kuchennej w nienaruszonym stanie, nie łamiąc sobie przy tym żadnej z kości.

— H-Hej... — Uśmiechnąłem się, a bardziej skrzywiłem w stronę swojego ochroniarza, który tego poranka czytał gazetę i zaskoczę was oraz siebie, nie miał na sobie swojego czarnego garnituru, a białą koszulę z podwiniętymi rękawami i ciemne spodnie. Wyglądał za dobrze niż dobrze i lepiej niż lepiej, a ja z zazdrości musiałem obrócić wzrok na kuchenne szafki, bo gdybym zobaczył siebie teraz w lustrze, pewnie padłbym na zawał.

— Jak się czujesz? — zapytał, szeleszcząc kartką przy zmianie strony.

— Dobrze.

— Kłamiesz.

— Czuję jakby przejechał po mnie walec, zadowolony? — Zmrużyłem oczy, dostrzegając jak na jego twarzy, uformował się zwycięski uśmieszek. — Twoja karma, czy to tam chciałeś, wróciła. I przepraszam, że musiałeś odbierać mnie wczoraj w takim stanie, bo pewnie gadałem jakieś głupoty — dodałem, a on tylko machnął na to ręką.

— Nie przejmuj się, przyzwyczaiłem się już do tego.

— Aha, czyli twoim zdaniem gadam same głupoty?! — oburzyłem się, niemal zdzierając sobie swój głos, by to wykrzyczeć. Nie przypominałem sobie jednak, żebym brał udział w karaoke.

— Weź, może dzięki temu poczujesz się trochę lepiej. — Mężczyzna wstał z fotela, by podać mi opakowanie z tabletkami przeciwbólowymi, a ja przyjąłem je w otwartą dłoń, nalewając sobie w międzyczasie wody do szklani. Suszyło mnie jak przy czterdziestostopniowym upale.

— Dziękuję... A wracając do tego, co wydarzyło się wczoraj, to jak właściwie się stąd wydostałeś? Domyślam się, że muszę pokryć koszty za zniszczenie drzwi — powiedziałem, bo może i byłem skacowany, ale mojej uwadze nie umknął ich brak w pomieszczeniu.

— Nie martw się, już się tym zająłem. Wymyśliłem nawet sposób, który oduczy cię takich zachowań na przyszłość — dodał, a zamrugałem na jego słowa, czując znaczny niepokój.

— Tak? A niby jaki?

— Kazałem wymontować wszystkie drzwi w mieszkaniu — odparł, wpychając sobie do ust małego rogalika z czekoladą, a mną dosłownie wstrząsnęło. Nie mógł zrobić tego naprawdę, musiał mnie wkręcać. Z przerażeniem zacząłem kręcić się po pokoju, żeby znaleźć parę drzwi i móc go wyśmiać, ale nigdzie takowej nie było. Nawet w łazience!

— To nie jest śmieszne! — krzyknąłem, słysząc za plecami jego głośny śmiech. — A co z moją prywatnością? Jak mam według ciebie skorzystać teraz z toalety, co?!

— Ścian nie ruszałem. — Wzruszył bezceremonialnie ramionami.

— Nie wnerwiaj mnie nawet! — Tupnąłem nogą w panele, a moje brwi zatrzymały się groźnie przy samej granicy czoła. — Kim ty w ogóle jesteś, żeby o tym za mnie decydować? Ty... Ty złodzieju drzwi! Uważaj, bo zgłoszę to wszystko swoim rodzicom i skończy się dzień bodyguarda! — zacząłem rozkręcać się w swoich groźbach, nie zdając sobie sprawy, że była jeszcze jedna rzecz, o której zapomniałem, a przypomniał mi o tym dopiero dźwięk telefonu.

—Jungkook! — Z prędkością światła doskoczyłem do telefonu, by odebrać połączenie od mojego przyjaciela. Na śmierć o nim zapomniałem! A co jeśli ktoś go porwał? Jeśli się zgubił albo ten Victor, V czy Taehyung od siedmiu boleści, mu coś zrobił? — Kookie, wszystko w porządku?! Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie, tylko podaj mi adres! — zacząłem panikować do słuchawki, bo jakby nie było, martwiłem się tym, gdzie mógł teraz przebywać.

— N-Nie trzeba, jestem w domu — wyjaśnił niemrawo, choć jego słowa wcale mnie nie uspokoiły. — Tylko stało się coś strasznego i c-chyba... chyba zostałem przez coś pogryziony.

...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro