6
Remus nie wrócił do dormitorium. Do późnego wieczora chodził po lesie. Kiedy było mu już naprawdę zimno i kiedy poczuł, że wszystkie emocje z niego uleciały, zdecydował się wrócić do zamku. Skierował się do gabinetu Dumbledore'a.
-Wejdź chłopcze. -usłyszał spokojny głos głowy Hogwartu.
-W czym mogę ci pomóc tak późno? I dlaczego jesteś cały mokry? -mężczyzna spojrzał na niego życzliwie.
-Chciałbym prosić o jakąś misję dla Zakonu. Albo cokolwiek. Muszę zniknąć na parę dni. -powiedział patrząc na swoje buty.
-Jakieś problemy z przyjaciółmi?
-Taa, można tak powiedzieć -mruknął niechętnie czując ból w swoim sercu.
-Remusie musisz wiedzieć, że przyjaźń to druga najważniejsza wartość. Nawet jeśli teraz uciekniesz od problemów one i tak powrócą jeszcze silniejsze. Dlatego powinieneś zmierzyć się z tym. -Dumbledore mówił to wszystko tak spokojnie, że w oczach Remusa zaświeciły łzy.
-A jeżeli tego problemu nie da się rozwiązać? Jeżeli popełniło się za wiele błędów?
-Błąd to rzecz ludzka, Remusie. Jesteś mądrym chłopcem, na pewno znajdziesz rozwiązanie. Jeżeli chcesz mogę usprawiedliwić ci nieobecności na zajęciach do końca tygodnia. Wyrusz w podróż aby poukładać myśli.
-Um.. Dziękuje bardzo panie profesorze.
-Jeżeli znajdzie się jakaś misja dla zakonu, od razu się o niej dowiesz.
-Dziękuje. -powtórzył Lupin i ruszył w stronę drzwi. Jednak zanim wyszedł dobiegł do niego głos dyrektora.
-Pamiętaj, że miłość zawsze znajdzie drogę.
Wrócił do dormitum, tylko po to aby się spakować. Postanowił uczynić tak, jak powiedział dyrektor.
Kiedy wszedł do pomieszczenia zauważył, że Syriusz już leży w łóżku. Chłopak szybko przywołał do siebie plecak i spakował parę najpotrzebniejszych rzeczy.
-Remusie, dokąd się wybierasz? -dobiegł do niego głos przyjaciela, kiedy był już spakowany i miał zamiar wychodzić. Odwrócił się twarzą do Łapy i uśmiechnął się smutno po czym bez słowa wyszedł z pokoju.
Wyszedł poza bramy Hogwartu i zastanowił się dokąd się wybrać. Stwierdził, że chce odwiedzić ojca, jednak zrobi to dopiero nad ranem. Całą noc przechadzał się ulicamy nie magicznego Londynu. Mugole byli bardzo interesujący. Ich zachowania i uprzejmość zachwyciły Remusa. Wszedł do przydrożnej kawiarni i zamówił cappuccino cokolwiek to znaczyło. Okazało się być pysznym napojem, który wypił ze smakiem.
Kiedy nad ranem zawędrował pod dom swoich rodziców, nie wiedział jak się zachować. Bowiem Lyall i Hope Lupinowie byli specyficznymi rodzicami.
Nigdy nie pozwalali mu się bawić z innymi dziećmi. Zrozumiał to dopiero teraz, jednak zawsze miał o to do nich żal. Dopiero kiedy zaczął uczęszczać do Hogwartu zaczął patrzeć na to inaczej. Jak zareagują kiedy go teraz zobaczą? A co jeżeli nie ma ich w domu?
Niepewnie zapukał do drzwi. Po chwili w progu stanęła mała kobieta z zaokrąglonymi biodrami i ślicznymi oczami. Hope Lupin na pewno za czasów nastoletnich była śliczną dziewczyną. Nie dziwił się swojemu ojcu, że ją poślubił. Fakt,że była mugolaczką był najmniej ważny.
-Remus? Wejdź kochanie! Co ty tu robisz? -kobieta wpuściła go do domu.
-Jest tata? -zapytał chłopak kierując się do salonu.
-Poszedł na Pokątną coś załatwić- mruknęła kładąc czajnik na kuchenkę.
Hope była mugolaczką, jednak nawet po ślubie z czarodziejem robiła najprostsze rzeczy w mugolski sposób. Pomimo tego, że na koniec była zmęczona i padała na twarz, wolała samodzielnie zrobić pranie niż prosić męża, żeby za pomocą jednego zaklęcia wyczyścił wszystkie ubrania. Remus zawsze ją za to podziwiał.
Po chwili podała chłopakowi kubek z jego ulubioną herbatą.
-Dlaczego nie ma cie w Hogwarcie? -zapytała upijając łyka gorącego napoju.
Chłopak chwilę zastanowił się nad odpowiednią odpowiedzią.
No wiesz mamo, zakochałem się w najlepszym przyjacielu. Całowaliśmy się, zrobił mi malinki. Miałem nadzieje, że coś z tego będzie, ale on stwierdził, że nie więc mam złamane serce.
-Musiałem przemyśleć parę spraw -mruknął wymijająco.
-Remusie, co się dzieje? Zakochałeś się prawda? -zapytała poważnie, odkładając kubek na stół.
-Skąd..? -zapytał widocznie zdziwiony.
-Masz malinki na szyi, a twoja twarz wyraża beznadziejność sytuacji w której się znajdujesz. Jesteś blady i chudy. I właśnie się zarumieniłeś. Ah no i jestem twoją matką. Znam cie jak nikt inny -uśmiechnęła się do niego a jej spojrzenie było tak czułe, że Remus nie mógł go znieść.
-Mamo.. Ja.. Ja muszę ci o czymś powiedzieć. -zaczął niepewnie. Kobieta spojrzała na niego z niepokojem.
-Posłuchaj wiem, że zawsze chciałaś mieć wnuki. Zawsze prosiłaś abym przyprowadził jakąś dziewczynę. Wybrankę mojego serca. Matkę moich przyszłych dzieci i w ogóle. Chciałem, mamo, starałem się ją znaleźć abyś była zadowolona. Żebyś powiedziała, że ta kobieta jest idealna na twoją córkę. Ale zrozumiałem, że to nie jest to czego pragnę. Nie lubię dziewczyn mamo. Wolę chłopców. A i jeszcze jeden szczegół. Jestem po uszy zakochany w moim najlepszym przyjacielu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro