Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXXIII


Moje oczy zaznały nieprzyjemnego swędzenia, kiedy próbując przyzwyczaić się do upartych promieni słonecznych, powoli otwierałam powieki.
Zamrugałam kilkukrotnie, zaciągając się otaczającym mnie zapachem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wielkie łóżko na którym się znajdowałam, pokryte było białą, pikowaną pościelą. 
Spojrzałam na śpiącego obok mnie chłopaka. Jego długie rzęsy, których mogłaby pozazdrościć niejedna kobieta, opadały na widocznie zarysowane kości policzkowe, tworząc ciemny cień. Włosy w odcieniu kawy z mlekiem były delikatnie roztrzepane, ale nadal wyglądały idealnie. Ciepła kołdra nie do końca zakrywała nagi tors Justina, przez co jego obojczyki i umięśniona klatka piersiowa pozostawała widoczna.
Uśmiechnęłam się i głęboko westchnęłam. Wspomnienia z wczorajszego wieczoru powróciły z bardzo przyjemnymi dla mnie odczuciami.
Ten chodzący ideał mnie kocha. I ten właśnie chodzący ideał jest moim chłopakiem...
Moje uczucia do niego nie można nazwać miłością, bardziej procesem zakochiwania. Ale jeżeli on mnie kocha, to wierzę, że moje emocje zmienią się z czasem.

-Dzień dobry.-usłyszałam cichy szept.
Odwróciłam się w stronę źródła dźwięku.
Justin uśmiechnął się delikatnie, a swoje piękne oczy w odcieniu słodkiego karmelu wlepił wprost w moje. Podparł się na łokciu i lekko uniósł, przez co byliśmy na podobnej pozycji na przeciw siebie.
-Zasnęłaś mi wczoraj.-zachichotał.-Przebrałem cię, żeby wygodniej ci się spało. Mam nadzieję, że to nie problem.

Moje serce zaczęło bić szybciej. Wpatrywał się we mnie z czułością i olbrzymią miłością, jakbym była całym jego światem.

-To nic, dzięki.-posłałam mu mały uśmiech.-Która godzina?

Spojrzał na zegar wiczący na szarej ścianie za mną, następnie jego czuły wzrok powrócił na dawne miejsce.
-Dokładnie dziesiąta dwadzieścia trzy.

Przewróciłam oczami i sapnęłam.

-Z tego co wiem, dzisiaj jest czwartek, a ja mam szkołę.
-Jeden dzień wolnego to nie zbrodnia, skarbie.-puścił mi oczko.

Słysząc określenie, jakim mnie nazwał, w moim brzuchu pojawiło się stado bardzo przyjemnych motyli.

-To ja pójdę zrobić nam śniadanie, a ty pójdź się odświeżyć. Możesz wziąść sobie jakieś ubrania z garderoby.-uśmiechnął się.
-Justin, mam już komplet twoich ciuchów.-przewróciłam oczami, na co zachichotał.
-To będziesz miała jeszcze jeden.-wzruszył ramionami.
Uniósł się na łokciach, muskając delikatnie moje usta. Puścił mi oczko, udając się w stronę drzwi, a tym samym pozostawiając widok na jego umięśnione barki, poprzez szerokie, męskie plecy, aż do zgrabnej pupy w samych bokserkach.  Słodki Jezu...

Gdy białe drzwi zamknęły się, wydając przy tym charakterystyczny dźwięk cichego zatrzaśnięcia, na moją twarz znów powrócił szeroki uśmiech.
Odrzuciłam kołdrę na bok i wstałam z wygodnego łóżka, które swoją drogą pomieściłoby ze cztery dorosłe osoby.
Przeciągnęłam się i wyszłam na korytarz, przeszukując dane w mojej pamięci dotyczące dnia, w którym Justin oprowadzał mnie po domu.
Kiedy trafiłam do garderoby, wzięłam z niej niebieski t-shirt i świeże bokserki. Udałam się z tym do łazienki, gdzie od razu po związaniu włosów, weszłam pod prysznic.

Napieniłam ciało męskim żelem, pozostawiając na ciele przyjemny zapach. Spłukałam całą substancję, a moją skórę pokryły pojedyncze, ociekające do spływu kropelki ciepłej wody.
Opatuliłam się suchym ręcznikiem i ubrałam w rzeczy chłopaka, dodając do tego moje wczorajsze spodnie. Cóż, nie chcę paradować przed nim w koszulce, która odkrywa połowę mojego tyłka, chociaż przy przebieraniu mnie pewnie się napatrzył.
Przy lusterku wyciągnęłam pojedyncze, brązowe pasma z mojego koczka, nadając mu wygląd artystycznego nieładu.
Gotowa zeszłam na dół, zwabiona przyjemnym zapachem czegoś pysznego. Rozejrzałam się, szukając wzrokiem sylwetki szatyna, po chwili zastając ją przy wyjściu na taras.

Słońce wysyłało jasne promienie na zielony ogród i okrągły, drewniany stół, na którym leżała masa przeróżnych kanapek z szynką, pomidorem, serem i innymi pysznościami. Obok wysokiego dzbanu z pomarańczowym napojem stały dwie, przeźroczyste szklanki.

Poczułam dwie silne kończyny oplatające moją talię od tyłu, a potem charakterystyczne perfumy mojego chłopaka.
-Smacznego.-musnął mój policzek.

Uśmiechnęłam się i usiadłam na drewnianym krzesełku. Moim celem stała się przepyszna kanapka.

Czy tylko ja sądzę, że jedzenie przyrządzane przez ważną dla nas osobę, smakuje o niebo lepiej?

Jedliśmy w ciszy, co chwilę się do siebie uśmiechając. Ręka mojego chłopaka znalazła swoje stałe miejsce na moim udzie, gdzie skóra była rozpieszczana przez jego palce.
  Gdy Justin zaczął chichotać, zmarszczyłam brwi.

-Co?-powiedziałam z pełnymi ustami.
-Nic.-wzruszył ramionami, nadal szczerząc się głupkowato.- Po prostu cieszę się, że jesteśmy razem.
-Aż tak się cieszysz, że szczerzysz się jak nienormalny?-wzięłam kolejnego gryza ciemnego chleba.
-Jeszcze wczoraj mówiłaś przez sen, że jestem cudowny, a teraz że jestem nienormalny? Nigdy nie zrozumiem kobiet.-zaśmiał się.
-Na pewno tak nie mówiłam!-krzyknęłam rozbawiona.
-Uważasz, że nie jestem cudowny?-uniósł brwi w górę.
-Może i jesteś przystojny...
-Nareszcie to przyznałaś.-westchnął.
Pokręciłam ze zrezygnowaniem głową.

                            *** ***

-Więc życzę ci miłej zabawy, nie uchlej się za bardzo.-zachichotałam.
-A tobie życzę miłego wieczorku i zakuwania.-pocałował mnie w usta, delikatnie przygryzając moją dolną wargę.
Zbliżając się do drzwi mojego domu, odwróciłam się, machając szatynowi.

Ruszył z piskiem opon i wykonując "popisowy poślizg", trąbnął kilka razy.
Ekstra, sąsiedzi na pewno go nie polubią...

Weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi. Rzuciłam torebkę na kanapę, kładąc się na całej jej długości.
Razem z Jussem spędziliśmy ze sobą sporo czasu w galerii. Tam pozwiedzaliśmy kilka sklepów oraz zjedliśmy obiad.
Szatyn chciał spędzić wieczór na "oblewaniu" naszego związku, niestety był dosyć zawiedziony, gdy oznajmiłam, że nie mam zamiaru schlać się w trzy dupy, skoro następnego dnia mam szkołę.

Wzięłam swojego Iphone'a, w głowie układając już plan na dzisiejszy wieczór. Przeszukałam kontakty w poszukiwaniu numeru Molly, z którą miałam zamiar spędzić czas. Megan nie daje znaku życia, a ja nie będę rozpaczać po mojej "przyjaciółce". Gdy znalazłam to, czego szukałam, kliknęłam na zieloną słuchawkę.

Po kilku sygnałach usłyszałam jej głos.

-Słucham?
-Hej Molly, tu Rose.
-Cześć, co tam?-zapytał ciepło.
- Pomyślałam, że może miałabyś ochotę przyjść dzisiaj do mnie? Zrobiłybyśmy sobie taki damski wieczór. Maseczki, filmy i inne bzdety.-zaproponowałam.
-Ooo. -wydawała się być zaskoczona.- Wiesz, bardzo chętnie, ale nie dzisiaj. Muszę zająć się siostrą, więc raczej nie dam rady.-powiedziała zawiedziona.
-Nie mogłabyś zabrać jej ze sobą?-zapytałam.
-W sumie...-przeciągnęła.-Zobaczę, co da się zrobić, wyślij mi adres sms'em, okej?
-Jasne, w takim razie do zobaczenia.-zakończyłam rozmowę.

Od razu wysłałam dziewczynie mój adres, cierpliwie oczekując jakiegokolwiek odzewu z jej strony.

                             *** ***  

-Hej, super, że trafiłyście!-powitałam dwie, bardzo podobne do siebie brunetki.
Molly trzymała za rączkę małą, czarnowłosą dziewczynkę, która zasłaniała się za nieco przydługawą grzywką. Rozglądała się nerwowo po pomieszczeniu, szukając czegoś ciekawego.

-Hej.-przykucnęłam do małej, uśmiechając się szeroko, aby jej nie wustraszyć. Wyglądała na jakieś pięć lat, dlatego była jeszcze malutka, zaledwie sięgająca mi do kolana.-Jak masz na imię księżniczko?
-Mia.-mruknęła.
-A ja jestem Rose, bardzo mi miło.-zachichotałam i podałam jej dłoń, którą po chwili bardzo delikatnie uściskała.
Przeszłyśmy w trójkę do salonu, gdzie rozłożyłam już kilka przekąsek. Na dużym narożniku leżały ciepłe koce, natomiast wszystkie ubrane byłyśmy na luźno.
-Częstujcie się czym chcecie.-zachęciłam.
          
                             *** ***

-Molls!- krzyknęłam, gdy dziewczyna specjalnie wrzuciła mi jeden ze składników maseczki, czyli obślizgłą algę, pod koszulkę.

Ten wieczór był w pełni udany, chociaż jeszcze się nie zakończył. Po pysznej kolacji, co oznacza pizzy, nakładałyśmy sobie przeróżne maści i kremy naszej roboty. Mia oglądała na laptopie kolejny odcinek Barbie, siedząc cichutko jak mysz.
Po długich śmiechach obie wyglądałyśmy jak kosmitki z dziwnymi substancjami na twarzach. Opadłyśmy wreszcie na kanapę.

-Dobrze jest mieć kogoś, z kim można się pośmiać.-powiedziała.- Przez to, że mój ojciec to zwykły pijak, nie mam zbyt wielu znajomych.-westchnęła.
-Nie musisz mi o tym mówić, jeśli nie chcesz.
-Chcę. Czuję, że mogę ci ufać.-uśmiechnęła się, co odwzajemniłam.- U nas w domu nie jest kolorowo. Gdy wstaję rano, mamy już nie ma, bo pracuje. Ojciec śpi schlany. Zaprowadzam małą do przedszkola, a po szkole ją odbieram. Po południu go nie ma, przewala nasze pieniądze na alkohol. Wtedy mamy chwilę czasu bez krzyku. Ale gdy wieczorem przychodzi, rozpoczyna się wyzywanie, trzaskanie szafkami, rzucanie talerzami i wieczne kłótnie. Wtedy przychodzi mama i stara się go uspokoić, ale najczęściej jej się za to obrywa. Na szczęście nie zwraca uwagi na Mie, bo pewnie jej też coś by zrobił.-powiedziała bez emocji.
-Cóż... Ja nie wiem, co powiedzieć.-westchnęłam.
-Wiem, że to nie jest przyjemny temat, ale przyzwyczaiłam się do tego. Najbardziej w tym wszystkim szkoda mi młodej. Ale jak zacznę pracować, to zostawimy tego śmiecia i zabierzemy się stąd.
-Mogę cię o coś zapytać?
-Pytaj.-wzruszyła ramionami.
-Zastanawia mnie, co na to twoja mama. Pozwala się tak traktować?
-Wierzy, że on się zmieni.
-Może czas kogoś o tym powiadomić?
-Nie warto... Ale dobra, teraz opowiadaj o tym chłopaku.
-Aaa.-przeciągnęłam.-Więc jest bardzo, bardzo przystojny, zabawny, pewny siebie, taki idealny.-powiedziałam.

Pokazałam na wyświetlaczu jego zdjęcie. Dziewczyna zacmokała, na co zachichotałam.
-Oj, zazdroszczę ci. Wygląda jak słodkie ciasteczko, takie do schrupania.-zaśmiała się.
-I to jest moje ciasteczko.-uśmiechnęłam się dumnie.

Kolejne dwie godziny minęły nam na rozmawianiu i spłukiwaniu naszych dzieł, aż w końcu przyszedł czas na rozstanie. Nasz wspaniały wieczór dobiegł końca.

-Dzięki za zaproszenie, to było coś, czego było mi trzeba.-czarnowłosa przytuliła mnie czule, po chwili znów chwytając małą za rączkę.
Na zewnątrz już czekała zamówiona taksówka, która z niecierpliwieniem oczekiwała klientów.
-Nie ma za co, będziemy musiały to powtórzyć. Pa, księżniczko!-pomachałam pięciolatce na pożegnanie.

Wzięłam się za zbieranie papierków po chipsach, wyrzucając je do odpowiedniego pojemnika na śmieci. Zamiotłam jeszcze kilka okruszkach po pysznych ciasteczkach z kawałkami czekolady. Odłożyłam szufelkę, gdy doprowadziłam pomieszczenie do stanu idealnego.

Usłyszałam dzwonek do drzwi. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, kto może mnie odwiedzić o dwudziestej trzeciej. Otworzyłam drzwi, a mój wzrok napotkał wysoką sylwetkę. Zmróżyłam oczy, starając się dostrzec twarz mężczyzny, co nie było wcale łatwe.

-Ryan?

Chłopak zachwiał się lekko, co od razu go zdradziło. Był nieźle schlany.

-Co ty tu robisz?-zapytałam.
-Zdradzałaś mnie?!-wydarł się na cały głos, powodując, że po moim ciele pojawiła się gęsia skórka.
-Co?! Nie krzycz, Ryan.-starałam się go uspokoić.

W jednym momencie jego dłoń zderzyła się z moim policzkiem z głośnym plaśnięciem. Siła uderzenia powaliła mnie na podłogę, a szczypiąca i pulsująca twarz sprawiła, że oczy stały się wilgotne.
-Puszczałaś się z Bieberem! Jak byliśmy razem kurwa, pieprzyłaś się z moim kumplem!-krzyknął.
-Nie prawda, nie zdradziłam cię ani razu, Ryan.-zapłakałam, podnosząc się z drewnianych paneli.
-Nie kłam.-warknął.- Z Rickiem też się pierdoliłaś?-wysyczał.
Zebrałam w sobie całą siłę, odpychając mężczyzne w tył. Przewrócił się, lądując na tyłku, dlatego szybko zamknęłam drzwi i zakluczyłam je.

Puściłam się biegiem do swojego pokoju, słysząc jeszcze głośne walenie i krzyki. Zatrzasnęłam się w pokoju, od razu wtulając  w poduszki.
Bolący policzek dawał się we znaki, a podpuchnięte oczy nie wróżyły nic dobrego.

No Justin, to dopiero pierwszy dzień, a już są przez "nas" problemy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro