XXXII
Powoli zbliżał się do mojej twarzy, a każda najmniejsza odległość jaką pokonywał trwała wieczność.
Cholera, on mnie pocałuje. Pozwól mu, to tylko pocałunek.
Nie, on cię wykorzysta. Zrani cię, przerwij to. Już.
Gdy nasze twarze dzieliło zaledwie kilka niewinnych milimetrów moja głowa momentalnie odskoczyła w drugą stronę. Z zażenowania zamknęłam oczy i nerwowo wypuściłam powietrze.
Dziewczyno, ale ty jesteś głupia...
Uchylając powieki moim oczom ukazał się szatyn, który przemieszczał się po pomieszczeniu, drażniąc przy tym końcówki swoich włosów. W końcu odwrócił się w moją stronę, a nasze spojrzenia się skrzyżowały.
-Czy ty możesz mi powiedzieć, dlaczego do cholery gdy próbuje się do ciebie zbliżyć, za każdym razem mnie odpychasz?-warknął.
Był wyraźnie zdenerwowany, ale dało się zauważyć również nutkę zawodu, który niestety mu okazałam.
-Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.-tłumaczyłam się.
-Bo jesteśmy, ale jak chce zrobić pieprzony krok w przód, ty perfidnie karzesz mi spierdalać!-podniósł głos, a na jego szyi pojawiła się skacząca żyłka.
-Justin, oboje wiemy, że jesteś typem podrywacza i potrzbujesz uwagi...-zaczęłam, ale po przemyśleniu swoich słów chętnie wymierzyłabym sobie soczystego prawego sierpowego.
Najlepiej się już nie odzywaj...
-Wielkie dzięki!-krzyknął.- Świetnie, że masz o mnie takie zdanie.
-To nie tak. Nie o to mi chodziło.-pokręciłam głową, chcąc chociaż w najmniejszym stopniu ratować sytuacje.- Po prostu możesz mieć każdą, mógłbyś mnie zranić.
-Na prawdę twierdzisz, że byłbym w stanie cię zranić?-zakpił, a ja znów spojrzałam w podłogę. Prychnął tylko, lecz czułam, że wciąż mi się przygląda.- Przyjaźń nie zawsze jest wystarczająca.
Odwrócił się, i szybkim krokiem wyszedł z mojego domu, uprzednio zakładając buty.
-Przepraszam!-zdążyłam krzyknąć.
Potem tylko trzask drzwi, pisk opon i pustka. Kolejna osoba po ostrej kłótni po prostu mnie zostawiła. Świetnie.
*** ***
Leżąc na swoim miękkim łóżku moja głowa zatopiona była w stosie wygodnych poduszek. Z trudem i chęcią zwrócenia wszystkiego, co dzisiaj zjadłam wpatrywałam się w podręcznik ze wzorami chemicznymi, które jutro muszę wykłuć na blachę.
Głośno westchnęłam i chwyciłam za telefon.
Do:Justin
Przepraszam.
Zero odzewu.
Do:Justin
Justin, nawet nie wiesz jak mi głupio.
Do:Justin
Odpisz mi chociaż.
Do:Justin
Wiem, że to czytasz, więc wyśilij chociaż tą zjebaną kropkę.
Wybrałam numer chłopaka i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
Jeden sygnał, dwa, trzy...
-Numer chwilowo niedostępny. Proszę spróbow...
Do:Justin
Super, możesz mnie sobie rozłączać jak ci się podoba. Wali mnie to.
Do:Justin
Przepraszam
Do:Justin
Frajerze
Od:Justin
Jutro, 20 pod twoim domem. Pasuje?
Uśmiechnęłam się szeroko i głośno wypuściłam powietrze. Opadłam ciężko na stos miękkich przytulanek leżących za mną. Ufff, sytuacja opanowana...
***Justin***
Wiklinowy koszyk wypełniony owocami znalazł swoje miejsce w tylnej części bagażnika, zaś duży, fioletowy koc leżał zaraz obok niego.
Trzasnąłem ciężkimi drzwiami, spoglądając na zegarek znajdujący się na moim nadgarstku. Wskazywał godzinę 19:37, co oznaczało, że spokojnie dojadę do domu Rose.
Usiadłem za kierownicą i odpaliłem silnik swojego cacka, by po chwili ruszyć w drogę.
Mocne promienie zachodzącego już słońca drażniły moje oczy, dlatego ręką sięgnąłem po okulary przeciwsłoneczne. Spojrzałem w lusterko robiąc ostatnie poprawki przy grzywce, która musiała prezentować się idealnie.
Za oknem dało zauważyć się wielki, skalisty spadek wysokości, a obok niego fale oceanu delikatnie obijające się o brzeg. Plaża przy zachodzie wyglądała na prawdę ładnie.
Zaparkowałem swoje czarne Audi tuż przy podjeździe. Raz nacisnąłem klakson, aby poinformować dziewczynę o moim przyjeździe.
Wysiadłem z samochodu i naciągnąłem biały t-shirt tak, aby mój strój wyglądał nienagannie.
Uniosłem wzrok, a moim oczom ukazała się ona.
Miała na sobie czarną koszulkę na ramiączkach, jeansowe rurki z dziurami, a przez ramię przewieszoną skórzaną, cienką kurteczkę. Cóż wiele mówić, jak zawsze dobrze.
Uśmiechnęła się do mnie niepewnie i podeszła w moją stronę, delikatnie muskając mój policzek.
Cholera, czy ona pocałowała mnie jako pierwsza? Chyba muszę się częściej "obrażać".
-Hej Justin.-powiedziała i stanęła obok mnie.
-Cześć Rose. Co tam?
-Oprócz tego, że jest mi strasznie głupio, i że wczoraj mnie zlewałeś, to całkiem dobrze.
Uśmiechnąłem się pod nosem, otwierając jej drzwi od strony pasażera.
Co do wczoraj, specjalnie nie odpisywałem. Chciałem, żeby poczuła się choć troszkę winna, bo umówmy się, ale nie mógłbym być na nią obrażony na dłuższą metę. Po prostu.
Ale widać, że zadziałało, a to znaczy, że jej zależy.
Po dwudziesto minutowej jeździe w ciszy, byliśmy już blisko celu. Brunetka kilkukrotnie wypytywała o miejsce, w jakie się kieruję, ale nie dałem za wygraną. To miała być niespodzianka.
Z cichym westchnięciem zgasiłem silnik, przekręcając kluczyk w stacyjce.
-Jesteśmy.- mruknąłem.
Zanim zdążyłem otworzyć jej drzwi, stała już na zewnątrz i rozglądała się dookoła. No cóż, w okół nas były drzewa. Ale narazie.
Wyciągnąłem z bagażnika potrzebne przedmioty i pilotem zamknąłem auto. Wolną ręką złapałem dłoń dziewczyny, prowadząc wzdłuż wydeptanej już dróżki.
-Justin, boję się trochę.-powiedziała cicho brunetka, co chwilę na mnie spoglądając.
-Nie masz czego.-uspokoiłem ją.
Przecisnęliśmy się przez ostatnią gałąź, ukazując przy tym wspaniały krajobraz przed nami. Miliony kolorowych świateł rozciągały się w każdą możliwą stronę, ukazując panoramę całego miasta nocą. Zerknąłem na Rose, chcąc odgadnąć jej emocje, które w tej chwili nią targały.
-Tu jest pięknie.-szepnęła, nadal wpatrując się przed siebie.
Widząc jej reakcję, delikatnie puściłem jej dłoń i cofnąłem się.
Na ziemi rozłożyłem koc, a na nim ułożyłem koszyk z truskawkami, winogronami i innymi owocami, które lubiała.
Dziewczyna w jednym momencie wtuliła się w mój bok, dając mi przy tym niesamowite odczucia. Jej ciepło przeskakiwały na moje ciało, a świadomość, że jest tak blisko, dawała mi maksymalną dawkę szczęścia. Staliśmy tam wpatrując się w przestrzeń i podziwiając widok przed nami. Ona krajobraz, a ja ją.
-Długo masz zamiar się jeszcze na mnie złościć?-zapytała, nie patrząc na mnie.
-Nie złoszczę się. Jestem po prostu zawiedziony, że mnie odrzuciłaś.
-Nie odrzuciłam cię.
-Więc co zrobiłaś?
-Nie wiem, ale przepraszam.
Objąłem ją delikatnie w talii, sprawiając, że czułem delikatnie kołatanie jej serduszka.
-Justin, co miałeś na myśli mówiąc, że przyjaźń nie zawsze wystarczy?-spojrzała na mnie.
-Bo ty mi... Jakby tak... Dobra chuj, co mam do stracenia. Zakochałem się w tobie.
Dziewczyna odsunęła się ode mnie na dosyć małą odległość, ale dla mnie była bardzo duża. Kąciki jej pełnych ust w uniosły się ku górze, a wielkie oczy spojrzały na mnie spod długich rzęs.
-Wiem, że masz mnie za dupka, debila...
-Wcale nie.-przerwała mi.
-Nie, tylko sądzisz, że jestem typem podrywacza, który potrzebuje uwagi.-przewróciłem oczami.
-Wiesz, że nie chciałam, żeby to tak zabrzmało.
Usiadła na kocu, przeciągając kolana do siebie. Wyglądała na zmartwioną, ale i w pewnym stopniu zaspokojoną, szczęśliwą. Podszedłem bliżej, kucając przy niej. Ułożyłem dłonie na jej drobne kolana i posyłając jej uśmiech.
Dobrze wiem, jak na nią działam...
-Po prostu... No weź człowieku, spójrz na siebie. Wyglądasz jak pieprzony siódmy cud świata. Możesz mieć każdą dziewczynę na świecie.-wzruszyła ramionami.
-Ale chcę ciebie.
-Dlaczego?
-Bo to ciebie kocham.
Powiedziałem to po raz drugi. Brawo.
-Daj nam szansę.-usiadłem przy niej, kładąc rękę na jej talii.
-Nie wiem, Justin. A jeśli nam nie wyjdzie?
-To razem coś wymyślimy.-trąciłem ramieniem jej ramię, przez co uśmiechnęła się delikatnie.- To co, spróbujemy?-zapytałem.
-Spróbujmy.
I właśnie w tym momencie chciałem skakać ze szczęścia. Tym właśnie słowem potwierdziła, że zgadza się na bycie moją. Mój skarb...
Jedną ręką złapałem jej podbródek, przechylając głowę w swoją stronę. Spojrzałem w jej duże, brązowe oczy, następnie na pełne usta, które zdobił naturalny kolor różu.
-Tym razem mi nie uciekniesz?-uśmiechnąłem się.
-Nie mam zamiaru.-zachichotała.
Musnęłem jej miękkie wargi, a moja dziewczyna odpowiadała tym samym. Wilgotnym językiem przesunąłem po jej dolnej wardze, po chwili badając wnętrze jej ust. Korzystając z chwili przesunąłem obie dłonie za jej talię, przeciągając na swoje kolana. Zjechałem palcami na tyłek, który doskonale opinały ciemne jeansy. Wplotła swoje długie paluszki w moje włosy, zakładając przy tym ręce na moją szyję.
Czuję, że jest mi bardzo dobrze...
Po chwili zachłannej wymiany uczuć i emocji, czyli całowania, oderwaliśmy się od siebie. Rozchylając nogi usadowiłem Rose pomiędzy nimi, oplatając ręce wokół niej. Ułożyłem brodę na jej ramieniu, które okryte było czarnym, skórzanym materiałem.
Nasze wzroki wpatrzone były w świetlistą panoramę. Niektóre najmniejsze wiatełka powoli gasły, świadcząc o upływie czasu, który tu spędzamy.
-Dobrze to sobie wymyśliłeś.-powiedziała, sięgając po truskawkę, którą chwilę temu na oślep władowała mi w usta.- Całkiem tu romantycznie na takie wyznania.-pokiwała z uznaniem głową.
-Widzisz, jednak nie jestem taki głupi.-zachichotałem.
-Mam nadzieję, że to nie pierwszy taki wyjazd.-kolejny owoc znalazł się w mojej jamie ustnej, przez co moje kubki smakowe zaznały kwaśno-słodkiego posmaku fioletowego winogrona.
-Jeszcze cię pozytywnie zaskoczę. Zobaczysz, że będzie nam razem wspaniale.
Chwyciłem między kciuka, a palec wskazujący jeden granatowy owoc, którym zacząłem karmić dziewczynę. Moją dziewczynę...
*** ***
-No co jest, już nie chcesz?-zapytałem cicho, kiedy truskawka mimo moich prób nie odnalazła swojego miejsca.
Pochyliłem się nad Rose, dopiero teraz zauważając, że zasnęła.
Bieber, idioto, od kilku minut jeździsz jej po twarzy truskawką. Brawo dla mnie...
-Ups, sorki skarbie.-zaśmiałem się.
Jedną ręką zgarnąłem wszystkie przedmioty do koszyka, podnosząc je razem z dziewczyną. Złapałem ją pod kolanami i plecami, powoli unosząc. Po resztę wrócę zaraz, w pierwszej kolejności zadbam o to, aby mojej dziewczynie było wygodnie.
Gdy otwierałem tylne drzwi mojego samochodu, Rose mruknęła coś i słodko zmarszczyła nosek. Uśmiechnąłem się do siebie i ułożyłem ją na całym siedzeniu, aby jeszcze się przespała w drodze do domu.
Moja dziewczyna... Moja piękna...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro