XXX
Mój budzik dał się we znaki, budząc mnie wciąż tym samym, irytującym dźwiękiem. Na oślep pacnęłam go ręką, usłyszałam jak spadł. Cóż, mam nadzieję, że się roztrzaskał, i że nigdy już nie zobaczę na oczy tego cholerstwa.
Po kilku minutach zebrałam się w sobie i wstałam z łóżka, co było na prawdę trudne.
Pierwszym przystankiem była łazienka. Umyłam dokładnie zęby i twarz, uczesałam włosy oraz zrobiłam delikatny makijaż składający się z maskary, bezbarwnej pomadki i korektora. Stawiam na naturalność. Założyłam na siebie jeansy w odcieniu szarości z kilkoma dziurami, koszulkę oraz szarą, nierozpinaną bluzę. Jestem zdania, że szkoła to nie pokaz mody, więc nie stroję się przesadnie.
Gdy byłam już gotowa, zeszłam na dół, gdzie przy samochodzie czekał mój brat.
W chwili, gdy zapinałam pasy, mój telefon zawibrował.
Od:Justin
Miłego dnia, kicia.
Myślałam, że normalni ludzie o 7.39 jeszcze śpią...
*** ***
-Dzień dobry. Przepraszam za spóźnienie.-powiedziałam cicho, wchodząc do klasy, w której moja grupa miała zastępstwo.
Nauczyciel języka francuskiego wyłonił się zza stosu dzienników przeróżnych klas, które właśnie wypełniał.
-A po francusku?-zapytał i uśmiechnął się.
Pan Bonns jest jednym z najbardziej ogarniętych nauczycieli w tej szkole, więc nie mam co się martwić o uwagę.
-Bonne journée. Excusez mon retard.-powiedziałam.
-Siadaj, Rose.-wskazał wolne miejsce.
Rozejrzałam się po klasie. Mimo tego, że uczniowie nie krzyczeli, to po całej powierzchni pomieszczenia i tak walały się papierowe samoloty, opakowania po słodyczach i inne śmieci. Ten facet ma do nas anielską cierpliwość.
Zobaczyłam, że Molly siedzi sama, zresztą to żadna nowość. Na ogół jest osobą mało lubianą i niezauważaną.
Spowodowane jest to pewnie tym, że pochodzi z dosyć biednej rodziny. Podobno jej ojciec pije, a razem z rodzicami i młodszą siostrą mieszkają skromnie. Ale jest przy tym normalną dziewczyną, w dodatku z urodą i sylwetką modelki .
Ludzie nie mają za grosz tolerancji...
-Hejka, co tam?-zapytałam, rzucając torbę pod stolik.
-Jest okej. A u ciebie?-odwróciła się w moją stronę, przeglądając zeszyt od fizyki.
-Raczej dobrze.-wzruszyłam ramionami.- Właściwie czemu mamy zmianę lekcji?
-Obrock pojechał na szkolenie.-przewróciła oczami i położyła brodę na łokcie, przez co jej głębokoczarna, przydługawa grzywka całkowicie opadła na czoło.
-Nie widziałaś Meg?-zapytałam, kładąc się na ławce, przez co moja głowa mogła jeszcze przez chwilę poudawać, że leży w wygodnym, miękkim łóżeczku.
-Była wcześniej, ale przyjechał jakiś koleś i zabrał ją gdzieś.
-Jak to zabrał?
-No nie wiem. Może to był jej chłopak.-wydęła usta, dodając sobie nutkę zamyślonego charakteru.
Nie było mowy o śnie, o odpoczynku, o czym kolwiek, co mogłoby przypominać relaks. Ci cholerni idioci drą się jak dzikie małpy w gaju, serio.
-Idziesz na fajkę?-zapytała dziewczyna dźgając mnie w bok długopisem.
-Byle się stąd wyrwać.-zawtórowałam.
Obie udałyśmy się do profesora, prosząc o pozwolenie na wyjście do toalety, którego niemal natychmiast nam udzielił.
Idąc szkolnym korytarzem wyszłyśmy tylnymi drzwiami w miejsce, gdzie zwykle uczniowie wychodzą, by zapalić.
Otwarłyśmy wielkie, metalowe drzwi, po chwili siadając na dwóch skrzynkach z bliżej nieokreślonym mi materiałem. Molly zapaliła papierosa, a ja zdecydowałam się przejrzeć nowe wiadomości.
Od:Justin
Dlaczego mi nie odpisujesz?:-(
Do:Justin
Człowieku, idź spać. Jest 8:31.
Już po chwili otrzymałam wiadomość.
Od:Justin
Dlaczego jesteś niemiła, kiciusiu?
Zmarszczyłam brwi i zachichotałam pod nosem.
Do:Justin
Jestem w 100 procentach miła, pączusiu.
Od:Justin
To było słodkie:-) . Uczynisz mi ten zaszczyt i pozwolisz przyjechać po ciebie po lekcjach?
Do:Justin
Jak chcesz. Kończe o 12:35. Hejooo.
Od:Justin
Będę na ciebie czekał, baby.
Zaśmiałam się na głos, widząc to jakże słodkie przezwisko. Po chwili już nie byłam taka wesoła, gdy poczułam mocne pacnięcie w ramię. Momentalnie spojrzałam w stronę oprawcy.
-Nie chcę nic mówić, ale gdy tak się śmiejesz do siebie, wyglądasz jak psychopatka.-zaśmiała się czarnowłosa.-Wracamy?-wskazała na wejście, a ja niechętnie kiwnęłam głową.
*** ***
Po wszystkich lekcjach pożegnałam się z Molly, następnie poszłam przed szkołę, gdzie spędziłam oczekiwania na Justina.
Sięgnęłam do kieszeni po telefon, który chwilę wcześniej zawibrował, co oznaczało jedną nową wiadomość.
Od:Justin
Zaraz będę, jeszcze chwilka.
Do:Justin
Nie pisz do mnie gdy prowadzisz, cymbale.
Zaśmiałam się, znowu. Jak widać samo pisanie z tym gościem sprawia mi wiele
przyjemności, jak i satysfakcji, że ktoś taki jak on trzyma się blisko mnie. No bo nie oszukujmy się, wygląda jak bóg. Justin pieprzony bóg seksu Bieber.
Siedząc na twardej, drewnianej ławce przy zielonym, świeżo ostrzyżonym trawniku, włączyłam grę, która polegała na omijaniu przeszkód przez żółtego ptaszka. Oryginalnie, nieprawdaż?
-Zgadnij kto to?-usłyszałam za sobą głos.
Justin, Justin, Justin...
Odwróciłam się z bananem na twarzy, a moje oczy napotkały... To nie Justin.
-O, cześć Nathan.-powiedziałam trochę zawiedziona i zdziwiona. Starałam się zachować naturalny, radosny ton.
Nate to jeden z tych naszych "szkolnych ciach". Odkąd pamiętam, zawsze zwracał na mnie uwagę, nawet gdy byłam z Ryanem.
-Muszę ci powiedzieć, że wypiękniałaś przez te wakacje, Rosie.- brunet posłał mi promienny uśmiech, ukazując przy tym swoje białe, proste zęby.
Tylko, że ten brunet nie jest szatynem. I w dodatku nie ma na imię Justin...
-Dziękuję, to bardzo miłe, że tak mówisz.-powiedziałam uśmiechając się i spuszczając wzrok.
-Daj spokój, ślicznym dziewczyną trzeba prawić komplementy.-zbliżył się i włożył kosmyk moich falowanych, ciemnych włosów za ucho.- Ale Ryan chyba o tym nie wiedział.-dodał ciszej.
Po chwili odchrząknęłam cicho, dlatego też wysoki chłopak odsunął się, ale nie na tyle, abym mogła czuć się w stu procentach komfortowo.
-Co robisz dzisiaj po szkole?-zapytał, drapiąc się po ramieniu, na którym spoczywała biała koszulka z kolorowym nadrukiem graffiti na środku.-Może znajdzie się czas na jakiś wspólny wypad?-uniósł brwi.
-Dzisiaj nie mogę, jestem zajęta.-kłamstwo.- Ale może jutro?-zaproponowałam.
***Justin***
Jadąc po ulicy, na której znajduje się szkoła mojej Rosie, czułem świeże powietrze wpadające do samochodu przez otwarte okno. Szczerze współczuję jej tego, że przez najbliższy czas będzie musiała chodzić do tego piekła.
Wjechałem na teren budynku, po czym parkując, rozejrzałem się po okolicy.
Moja Rose siedziała na ławce przy pomniku jakiegoś wapniaka, zapewne patrona placówki. Chcąc wyjść z pojazdu zauważyłem gościa, który się do niej zbliżał.
Schowałem się w aucie śledząc przebieg zdarzeń.
Położył łapy na jej nieskazitelnej twarzy, zakrywając oczy. Uśmiechnęła się i odwróciła. Widziałem ich tylko z boku, więc mój obszar widzenia był ograniczony. Wymienili ze sobą kilka zdań, których nie mogłem odczytać. Jeden krok w przód i miał włosy mojej kici w palcach, następnie założył kosmyk za ucho. Upierdolę mu łapy przy samej dupie.
Znów uśmiechnęli się do siebie, następnie zachichotali. Czy jestem zazdrosny? Jak cholera.
I co ja sobie myślałem? Że taka dziewczyna jak ona nie jest obiektem zainteresowań w swojej szkole? Przecież to najładniejsza laska na świecie. Coś mi się wydaję, że muszę jak najszybciej okazać jej co czuję, choć w najmniejszym stopniu, bo jakiś palant gwizdnie mi ją z przed nosa. A wtedy jak dla kogo, ale dla niego nie będzie najmilej.
Nim się obejrzałem, gościa już przy niej nie było. Jak strzała wystartowałem z samochodu, pewnie idąc w jej kierunku.
-Hej, skarbie.-powiedziałem i pocałowałem ją w policzek, niekontrolowanie zaciągając się zapachem jej włosów, które chwilę temu dotykał ten cwel.
-O, już jesteś.-powiedziała z uśmiechem.
Objąłem ją jedną ręką w talii, prowadząc do samochodu.
-Jak widać.-westchnąłem.
Otworzyłem matowe, czarne drzwi, wpuszczając brązowooką do środka.
*** ***
-Przestań mnie do jasnej cholery szturchać.-warknęłam w stronę szatyna, który bez skrupułów, co chwilę perfidnie kopał mnie w nogę.
Spojrzał na mnie znad ekranu swojego dotykowego telefonu, uśmiechając się jak psychol. Na prawdę.
-Wyluzuj, kicia.-mruknął, a ja sapnęłam z irytacją.
-Nie kiciuj mi tu teraz. Miałeś mi pomóc w tym zadaniu.
-Nie wiem, o co tam chodzi.
-Dzięki, że chociaż przeczytałeś polecenie.-przewróciłam oczami.
Chłopak oderwał wzrok od telefonu, chwytając mój podręcznik. Przeleciał wzrokiem po tekście ćwiczenia marszcząc brwi. Gdyby nie mój humor, na pewno był się zaśmiała...
-To jest jakieś zjebane.-powiedział oburzony.
-Tyle to ja sama wiem. Fizyka to chujowstwo.
-Ej, nie mów tak. Damie nie wypada.-puścił mi oczko.-A teraz chodź tu.
Złapał mnie w talii i gwałtownie przyciągnął ku sobie, przez co wylądowałam wprost na nim. W dodatku zaryłam twarzą o jego ramię.
-Puść mnie amebo umysłowa. Muszę zrobić to zadanie.-jęknęłam.
Chłopak zaśmiał się pod nosem i sprawnym ruchem przerzucił mnie na drugą stronę mojego wcześniej starannie pościelonego łóżka. Objął moje drobne plecy w taki sposób, że praktycznie w połowie leżałam na nim. W każdym razie byliśmy na tyle blisko, że czułam jego oddech, ciepło bijące z jego ciała.
-A teraz pooglądajmy śmieszne koty.-powiedział i szybko wpisał frazę w przeglądarce youtuba.
-Chcę zrobić zadanie.-wierciłam się.
Oczywiście moje ruszanie się bez celu nie dało żadnego rezultatu, gdyż moja siła w porównaniu z jego siłą, to... Nic.
Po chwili na ekranie pojawiły się koty robiące różne rzeczy, przybierające dziwne pozy i śmieszne miny. W skupieniu wpatrywałam się na zwierzęta, podczas gdy Justin zwijał się ze śmiechu.
Widząc, jak mój telefon wibruje na szafce nocnej obok mnie, sięgnęłam po niego ręką. Szybko odblokowałam, po czym przeczytałam nową wiadomość.
Od:Nieznany
Hej Rose. Czyli spotkanie jutro nadal aktualne? Co powiesz na kino? Nathan.
Uśmiechnęłam się i od razu zapisałam go sobie w kontaktach.
Zmień nazwę na "Nate".
-Kto to?-usłyszałam pytanie.
Mina Biebera nie była już rozbawiona, ale raczej zdenerwowana i rozczarowana.
-Kolega.-wzruszyłam ramionami.
-Jaki kolega?-ponowił nie patrząc na mnie.
-Nate.
-I co chciał ten Nate?-parsknął.
-Jezu, książkę piszesz?-przewróciłam oczami.
-Tylko pytam.
-Więc pytał, czy spotkamy się jutro.
-Odpisz, że nie.
-Niby dlaczego?-zmarszczyłam brwi, wyrażając przy tym swoje zdezorientowanie.
-Bo nie chcę widzieć żadnego kolesia w twoim otoczeniu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro