Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXVI

-Jezu, ale on jest przystojny.-westchnęłam z rozmarzeniem patrząc na Xavier'a Samuel'a, filmowego David'a.
Wrzuciłam do ust kolejną garść popcornu, który przygotowaliśmy w czasie przerwy.
-Co w nim jest takiego nadzwyczajnego?-prychnął szatyn.
Spojrzałam na niego mrużąc oczy.
-Wszystko. Ty tego nie widzisz.-stwierdziłam.
-Jestem przystojniejszy.-wzruszył ramionami.
-Pfff, chciałbyś!-parsknęłam ze śmiechem.
Chłopak zerwał się z kanapy stając przede mną. Nie wiedziałam, co zamierza zrobić.
Złapał się za skrawki koszulki, jednocześnie ją ściągając. Moim oczom ukazał się idealnie wyrzeźbiony tors pokryty licznymi tatuażami. O cholercia...
-I co teraz powiesz?-uniósł jedną brew i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Eee, ubieraj się.-szybko odwróciłam wzrok. No cóż, zdecydowanie było na co popatrzeć.
-No widzisz.-zaśmiał się, a kątem oka widziałam, jak ubiera koszulkę.
-Rosie się zawstydziła!-zaśmiał się chłopak siadając obok mnie.
Rzuciłam w niego garść popcornu, a ten wybuchł jeszcze większym śmiechem.

-Umiesz tak?-zapytał i zaczął rzucać pokolei po ziarnku prażonej kukurydzy do ust.
Kiedy skończył swoje popisy, jego brew powędrowała do góry jednocześnie rzucając mi wyzwanie.
Zerwałam się z kanapy stając naprzeciwko chłopaka.
Otworzyłam szeroko buzie.
-Dawaj.
-Rose, nie musisz. Nie zmuszam cię, ale jeśli chcesz sprawić mi przyjemność...-wzruszył ramionami.
-Rzucaj popcorn idioto!-krzyknęłam i walnęłam go w ramię.

Po chwili oboje mieliśmy popcorn dokładnie wszedzie, a salon wyglądał, jak po przejściu tornada.

                      ***** *****
-Mam biznes.-powiedział, wyciągając z moich włosów pojedyńcze ziarnka.
Tak się składa, że szatyn leżał na sofie, a moja głowa spoczywała na jego kolanach. Co tu się dzieje?
-Ciekawe jaki?-zawinął brązowy  kosmyk na palec i zaczął się nim bawić.
-Ja zostaje na noc, ale sprzątam cały ten burdel.-kiwnął głową w stronę całego syfu, jaki dzisiaj wyrządziliśmy.
-Nie przeginaj, Bieber.
-Jakoś nie widzę ciebie sprzątającej całego domu.
-Nie rozróżniasz jednego pomieszczenia od całego domu?-zapytałam i wstałam, kierując się na górę.
-Więc?!-usłyszałam, gdy byłam już w połowie schodów.
Zatrzymałam się i odwróciłam.
-Twoja propozycja jest zbyt kusząca, żeby ją odrzucić. Szufelka i zmiotka w szafce pod zlewem.

Słysząc miotającego się w salonie Justina, postanowiłam wziąść prysznic.
Weszłam do kabiny, w ciało wmasowałam żel o zapachu owoców leśnych, a na włosy nałożyłam brzoskwiniowy szampon. Spłukałam całą pianę. Stanęłam na puszystym dywaniku i zawinęłam się w ręcznik. Włosy związałam w turban i stanęłam przed lustrem, żeby umyć zęby.

Światło zgasło.

Stanęłam nieruchomo.
Czy to nie tak? Światło gaśnie, żeby potem móc znów zaświecić i pokazać w lustrze okropnego, zakrwawionego ducha czy innego potwora? Nie, ogarnij się!

Niepewnie udałam się po omacku w stronę drzwi, dotykając wszystko na mojej drodze. Nacisnęłam na klamkę, popychając drewnianą powłokę.

-Justin?!-krzyknęłam.-Gdzie jesteś?
Postawiłam jeden krok w przód, wciąż ściśle trzymając się ściany.
-Tutaj!-odkrzyknął.
-A dokładniej? Nie żeby coś, ale cię nie widzę.-powiedziałam.
-A ty?
-Na schodach. A raczej przed schodami na górze.
-Dobra. Nie ruszaj się. Twój książe nadchodzi.-zaśmiał się.

Czekałam jeszcze chwilkę, po jakimś czasie słysząc głośne tupanie, potem oddech szatyna. Poczułam jego ręce na swojej twarzy. Zjechał na poprzez szyję, obojczyki, aż do piersi.
-Bieber!-syknęłam.
-No co? Sprawdzałem, czy to ty.-zaśmiał się.
-A kto inny?-zmarszczyłam brwi, wiedząc, że tego nie zauważy.-Co zrobiłeś?
-Nic. Samo zgasło.

Widziałam jego podświetloną przez ekran telefonu twarz. Latarka zaświeciła się, a on skierował ją w stronę korytarza.
Oboje udaliśmy się do mojego pokoju. Włączyłam małą lampkę na baterię, która oświetlała tylko część ściany i sufitu przy łóżku na kolorowo.
Justin zakomunikował, że idzie wziąść prysznic. Poinformowałam go, gdzie co leży, natomiast sama przebrałam się w piżamę, wcześniej zamykając drzwi pokoju na wypadek, gdyby szatyn wrócił.
Usiadłam na łóżku od razu wybierając numer Georga.
To mój sąsiad. Mieszka dwa domy dalej, dlatego napewno będzie wiedział, czemu nie ma prądu.

-Halo?-usłyszałam.
-Cześć Georg. Przepraszam, że dzwonię tak późno.
-Nic się nie stało, i tak miałem zakuwać, ale nie ma światła.
-Właśnie dlatego dzwonię. Nie wiesz, co się stało?
-Elektryk mówił, że wywaliło korki na całym osiedlu, było przeciążenie napięcia, czy coś. Do rana powinni naprawić.
-To dobrze. Dzięki i dobranoc.-powiedziałam.
-Dobranoc.

Odrzuciłam telefon na bok i położyłam się wygodnie na łóżku, otulając moją ciepłą kołdrą.
Usłyszałam szczęk otwieranych drzwi, a moim oczom ukazał się on.
Stał w samych bokserkach. Kilka pojedynczych kropelek wody osadzało się na jeszcze wilgotnych włosach, jego wyrzeźbiona klata i czarne tatuaże na rękach prezentowały się perfekcyjnie. Ideał.
Roztrzepał kosmyki na wszystkie strony i zaczesał je do tyłu.
Zbliżał się do łóżka. Chwycił za kołdrę. Zaraz, co? Tego nie było w umowie.
-Co ty robisz?-zapytałam.
-Kładę się spać.-wzruszył ramionami.
Głośno wypuściłam powietrze. Szatyn odkrył przykrycie i wsunął się obok mnie, chcąc położyć rękę na mojej talii.
-Ej, ej. Cenię sobie przestrzeń osobistą.-stwierdziłam.
Justin zabrał rękę, podkładając ją sobie pod głowę.
Przymknęłam powieki, starając się zasnąć.
-Co robimy jutro?-zapytał patrząc na mnie.
-Justin, daj mi spać.-westchnęłam.
-Dobranoc, Rosie.-usłyszałam dźwięk przycisku gaszonej lampki.

                            *** ***

Jedyne co czułam to zimno. Było mi cholernie zimno.
Sięgnęłam ręką do lampki nocnej, ale nadal nie działała, dlatego posłużyłam się tą na baterie.
Dzięki kolorowym światełkom dało się zauważyć Justin'a, zawiniętego kołdrą od stóp do głów. Miał lekko rozchylone wargi, dzięki czemu jego urok rósł w górę.
Chociaż nie. Cholernik ukradł mi całą kołdrę.
Okno było otwarte. W dodatku na oścież.
Zabiję go.
Potarłam dłońmi swoje nagie ramiona, aby trochę załagodzić gęsią skórkę.
Podeszłam do szyby, szybko ją zamykając następnie wskoczyłam do łóżka powodując chwilowe wgniecenie materaca.
Justin tylko złapał głęboki oddech nawet się nie budząc.
Zmróżyłam oczy, wgapiając się w zegarek. Była 3:12.

-Oddawaj kołdrę.-klepnęłam go w ramię, ciągnąc materiał w swoją stronę.
Kiedy nie reagował, zaczęłam innymi sposobami go budzić.
Roztrzepałam mu włosy, klepałam po policzkach, ciągnęłam za nos, nawet szczypałam.
Usłyszałam cichy chichot. Szybko spojrzałam na szatyna, który próbował powstrzymywać uśmiech.

-Ty nie śpisz oszuście.-powiedziałam.
-Śpię.-mruknął.
I mówisz do mnie przez sen uroczy inteligencie...
Pociągnęłam za kołdrę, że teraz leżał w samych bokserkach.
Odwróciłam się na drugą stronę, opatulając ciepłą pościelą.
Po kilku sekundach okrycie podwinęło się, a ja poczułam ciepło rozchodzące się po całej tylnej partii mojego ciała.
Przylegał do mnie całym ciałem. Ręce oplótł w okół mojej talii. Jedną nogę włożył pomiędzy moje. Czułam na sobie jego umięśniony tors, na karku jego spokojny oddech.
Wiedziałam, że na moich policzkach pojawiły się rumieńce. Było mi tak cholernie ciepło i przyjemnie. Poczułam dziwne motyle w brzuchu.

Rose, co się z tobą dzieje...













Przepraszam, że tak dawno nie było rozdziału, ale mam wrażenie, że ostatnio gorzej mi się pisze.
Trzymajcie się🍀💞

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro