Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXV

Po skończonym tańcu z dziewczynami poszłam do łazienki w celu odświeżenia się. Wzięłam swoją torebkę i udając cię do kabiny wyciągnęłam nawilżaną chusteczkę i zaczęłam wycierać sobie nią ręce.

Do pomieszczenia wszedł Zayn, przekręcając za sobą blokadę.

Zaraz, zaraz. Po pierwsze, to damska łazienka, po drugie po co zamknął drzwi?
-Hej.-uśmiechnęłam się do niego w lustrze.
-Hej. Pięknie wyglądasz.-zmierzył mnie wzrokiem opierając się o ścianę za sobą.
-Dzięki.-wyrzuciłam chusteczkę.-Ale to Megan jest dziś gwiazdą.

Odwróciłam się w kierunku drzwi i szarpnęłam za nie.
Zamknięte. Przekręciłam rygiel. Zamknięte. Cholera, ktoś musiał zamknąć drzwi na klucz.

-Już uciekasz?-mruknął.
Spojrzałam na niego niepewnie. Na twarzy widniał łobuzerski uśmieszek, a źrenice były nienaturalnie duże.
On jest naćpany.

-Możesz otworzyć?-zapytałam cicho.
Chłopak podszedł do mnie, kładąc ręce na mojej talii i patrząc wprost na mnie. Cofałam się, a on zbliżał.
-Raczej nie mogę.-mruknął mi do ucha.
-Ej, co ty robisz?-starałam się wyswobodzić, ale mi nie wychodziło. Był o wiele silniejszy.
Odchylił moje włosy na jedną stronę, po chwili muskając moją skórę na szyji. Co on wyprawia?! Przecież jest chłopakiem Megan!
Zebrałam w sobie całą siłe i opdepchnęłam go najmocniej jak potrafiłam.

-Co ty odpierdalasz Zayn?!-krzyknęłam wpatrując jak tylko chichocze pod nosem.
-Ja? Nic.-wzruszył ramionami.
-Oddaj klucz.-wystawiłam dłoń w jego kierunku.
-Nie.-zaśmiał się.
-To nie jest zabawne.-warknęłam.-Twoja dziewczyna ma dzisiaj urodziny, a ty zamiast bawić się z nią, zamykasz mnie w łazience.
-Niech się bawi. Za to my możemy się pobawić tutaj.-przygryzł wargę.-Nie udawaj cnotki. Przcież Meg nie musi wiedzieć.-wzruszył ramionami.
-Czy ty siebie słyszysz?! To moja przyjaciółka!
-No właśnie.-odsunął się ode mnie, po chwili odpierając o ścianę i wpatrując we mnie ze złośliwym uśmiechem.- A chyba nie chciałabyś, żeby twoja przyjaciółka dowiedziała się, że wysyłasz mi swoje fotki i do mnie podbijasz?-uniósł brew.

Co za świnia! Nie, spokojnie, nie daj się sprowokować.

-Wcale tak nie jest.
-Wiesz, że świat daje teraz dużo możliwości. Photoshop i te sprawy.
-Nie uwierzy ci.-zapewniałam sama siebie.

No właśnie. Skąd mam pewność, że mu nie uwierzy? Przecież to jej chłopak. Chłopak, który okazał się być zwykłym chujem.

-Założymy się?
-Ona cię kocha!-wybuchnęłam po raz kolejny.
-Wiem.
-Jeżeli masz ją ranić, czemu z nią nie zerwiesz?
-Bo z naszego związku czerpie też przyjemności.-wzruszył ramionami.
-Wiesz co? Jesteś zwykłym, zaćpanym-skierował wzrok na mnie, a jego szczęka zacisnęła się.- chujowatym dupkiem, myślącym tylko o sobie.
Jego wielka ręka zacisnęła się na moim nadgarstku. Ścisnął mnie bardzo mocno, przez co syknęłam.
-Nie gadaj tyle. Twoje usteczka wykorzystamy kiedyś do czegoś innego.-uśmiechnął się i puścił.- A Meggy wie, że to zapalenie spojówek.-wyjął z kieszeni klucz i wręczył mi go.
Złapałam się za bolące miejsce, szybko je masując.
-Jesteś pierdolnięty. Spróbuj tylko skrzywdzić Megan...
-Spokojnie, za dobra jest.-mrugnął.- I lepiej, żeby ten twój cały Bieber nic nie wiedział.

Szybko przekręciłam zamek i wybiegłam z pomieszczenia. Rozglądając się po sali wreszcie zauważyłam drzwi wyjściowe. Przeciskałam się obok spoconych i wyperfumowanych ciał, które skacząc i machając wszystkim co mają prawie mnie gniotły.
Otworzyłam wielką, czerwoną powłokę, znajdując się po drugiej stronie. Usiadłam na schodku zakryłam twarz w dłoniach, oddychając głeboko. Czego on ode mnie chce? Nawet nie wyraził się jasno, chciał mnie tylko nastraszyć? Pobawić się w jakieś pieprzone podchody? Nie pytał mnie o zdanie, ale ja nie jestem chętna do takiej gierki.
-Chcesz?-zapytała jakaś dziewczyna.
Podniosłam głowę spotykając się z paczką cienkich papierosów skierowanych ku mnie.
Wyciągnęłam jednego dziękując i prosząc o ogień, który po chwili dostałam. Co prawda nie palę, ale chwila relaksu dobrze mi zrobi.
Zaciągnęłam się mentolowym dymem, który zapełnił moje płuca. Odkaszlnęłam kilka razy, chcąc pozbyć się nieprzyjemnego pieczenia w gardle. Opary przyniosły mi ulgę, jednocześnie jeszcze większe zagubienie.
Co ja mam do cholery zrobić? Napewno nie dać się wykorzystać.
-Wywal to!-Megan wytrąciła mi kiepa z ręki. Zerwałam się szybko widząc ją.
Przecież ona jest taka delikatna, wrażliwa. A co jeśli Zayn naprawdę naopowiada jej bzdur?

-Czemu się nie bawisz?-zapytałam z wymuszonym uśmiechem.
-A czemu TY się nie bawisz?-uniosła brew.
-Przyszłam się przewietrzć, duszno tam.-zaśmiałam się.
Dziewczyna przewróciła oczami i przytuliła mnie.
-Nie wierzę, że masz już osiemnaście lat staruszko. A jeśli chodzi o imprezę, to mówię ci, że będą o niej pisali w gazetach.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem i po chwili obie wróciłyśmy do zabawy.
 
                   ****Justin****

Spojrzałem na srebrny zegarek na moim nadgarstku, który wskazywał 2:01. To wyjaśniałoby moje zmęczenie, którego niestety nie mogłem zabić alkoholem.
Przed chwilką zmyły się moje dwie koleżanki, które były nieźle upite, przez co same pchały mi się na kolana. Rose już dawno zniknęła mi z widoku, przez co został mi do towarzystwa tylko Mart, który przed chwilą zmienił się z innym DJ'em.
Pożegnałem się z kumplem i ruszyłem w poszukiwaniu brunetki. To było dość ciężkie zadanie zważając na to, że na sali było dużo brunetek.
W końcu zauważyłem ją przy barze. Piła jakieś kolorowe gówno razem z jakoś dziwnie znajomym kolesiem.
Zaraz, to nie jest ten cały Cameron? Śmiali się i rozmawiali. Jak słodko. Aż się porzygam.

-Przepraszam.-powiedziała z uśmiechem do "kolegi" widząc mnie, i zeskoczyła z krzesełka.
-Co tam?-zapytała i upiła łyka.
-Nie przeszkadzajcie sobie.-parsknąłem.
-Chcesz już jechać?-zapytała.
-A ty?
-Możemy się zwijać, już powoli padam.-zaśmiała się.

Podbiegła do tego blondaska mówiąc coś, na co ten się zaśmiał. Pożegnali się buziakiem w policzek, na co przewróciłem oczami. Nie wiem czemu, ale ten kolo działa mi na nerwy.
Potem pożegnała się z Megan i innymi znajomymi, nareszcie wychodząc z klubu.
Zapięliśmy pasy i ruszyliśmy w kierunku domu Rose. Przez całą drogę była mało rozmowna, może to przez zmęczenie...

                        **** ****
-No proszę-jęknęła mi do telefonu Megan.
-Meg, naprawdę niezbyt dobrze się czuję.
Nie ładnie tak kłamać.
-No trudno, Zayn by cię odwiózł.-no właśnie.-Ale wiedz, że z tobą byłoby o wiele lepiej.-powiedziała smutno.
-Sorki, może innym razem.-uśmiechnęłam się smutno, jedną ręką mieszając jeszcze gorący kisiel truskawkowy z kawałkami owoców.
-Trzymam cię za słowo. Daj znać później, jak się czujesz.
-Okej, baw się dobrze. I uważaj na siebie.
-Pa.-rozłączyła się.
Położyłam telefon na blacie kuchennym i wzięłam w dłonie czarnobiały kubek.
Właśnie odmówiłam swojej własnej przyjaciółce imprezy na plaży z okazji pożegnania wakacji,  a wszystko przez to, że jej chłopak coś do mnie ma.
Albo to wczoraj był naćpany, a to wszystko było pomyłką? Nie, zresztą nie naćpałby się przez pomyłkę...

Pogoda za oknem nie była taka jak ostatnio. Mimo tego, że świeci słońce, na niebie są ciemne chmury. Jestem prawie pewna, że za kilka godzin będzie padać, chociaż bardziej możnabyłoby nazwać to kropieniem.
Usiadłam wygodnie na kanapie i owinęłam się szczelnie fioletowym kocem, przeskakując z kanału na kanał. Po jakimś czasie poszukiwań znalazłam coś, co mi się spodobało, a konkretnie program muzyczny.
Jadłam kolejne łyżki pysznego kisielu, pomrukując przy tym do piosenki Taylor Swift- Blanc Space.
Spojrzałam na zegarek: godzina 17.12.
Czyli ten przedostatni dzień wakacji spędziłam właśnie tak. No prawie.
Mój telefon zaczął dzwonić. Oceniłam jak daleko był i jęknęłam zirytowana.
Wywinęłam się ze swojego kokona i odebrałam, nie patrząc kto dzwoni.

-Halo.-powiedziałam oschle.
-Hej.-usłyszałam. Justin.
-Oo, widzę że rozmowa ambitnie się zaczęła.
-Oo, widzę że sarkastyczna Rose się nie zmieniła.
-Nie mogłabym się zmienić od wczoraj.
-Racja.
-A więc? Przerwałeś mi ważną czynność.
-Jaką?
-Jedzenie kisielu.
-A więc mam pytanie. Czy mogę być ważniejszy od twojego kisielu?
-To znaczy?-zmarszczyłam brwi.
-Znaczy że nie miałem co robić a zapowiada się zła pogoda.
-No i?
-Mogę do ciebie?
Zastanowiłam się chwilkę. W sumie co innego mam robić? Przynajmniej będę miała towarzystwo.
-Tak.
-Uff, to dobrze.-westchnął.- Stoję pod drzwiami.
Szybki jest.
Zaśmiałam się i podeszłam do drzwi.
Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się szatyn. Miał na sobie luźną koszulkę uwidatniającą jego obojczyk i tatuaż korony, oraz szare dresy. W rękach trzymał reklamówkę z prześwitującym kubełkiem z KFC.
-Hejka.-powiedziałam i otworzyłam drzwi.
-Wiesz co jest zaskakujące?-uniosłam brwi.- Przez telefon jesteś taka wredna i sarkastyczna. Skąd ta zmiana?-zapytał.
-Po prostu widziałam, że przyniosłeś żarcie.-posłałam mu promienny uśmiech.
Przewrócił oczami i zdjął buty. Powiedziałam, że muszę iść do toalety i że zaraz wracam.
Załatwiłam swoje potrzeby fizjologiczne po chwili stając przed lustrem.
Moje włosy były związane w luźnego wysokiego kucyka, dresowe, krótkie spodenki spoczywały na biodrach, a zwyczajny t-shirt zakrywał górę. Miałam maskarę na rzęsach, przez co były wydłużone.

Wróciłam do chłopaka, który już wygodnie ułożył się na kanapie przed telewizorem.

-Co robimy?-zapytałam.
-Możemy coś pooglądać.-wzruszył ramionami.
-Komedia?
-"Kochanie, poznaj moich kumpli"?
-Jezu! Kocham ten film!-krzyknęłam i wskoczyłam na miejsce obok niego, przez co lekko podskoczył.





Miłej niedzieli (milszej od mojej) 💖🍀

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro