Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVI

-Więc-westchnęłam.-Jakiś rok temu poznałam chłopaka. Był cudowny, do jakiegoś czasu. Zakochałam się w nim. Był dla mnie naprawdę wszystkim. Zaczęliśmy się spotykać. Znał moje wszystkie sekrety, dzieliłam z nim wszystkie myśli. Ale problem tkwił, że on czegoś ode mnie żądał, a ja nie byłam gotowa.
-Chciał cię po prostu przelecieć.-powiedział do siebie.
-Nie chciał już czekać. Znudziło mu się, on nigdy mnie nie kochał. A że wiedział o mnie wszystko, szantażował mnie. Potem okazało się, że jest dealerem, był uzależniony. Chciał, żebym sprzedawała. Ja się nie zgodziłam. I wtedy-zamrugałam szybko by pozbyć się łez.-wtedy zmusił mnie, żebym wzięła. Nawet nie wiem, co to było za gówno. Myślałam, że po tym umrę. Nawet kiedy kilka razy mnie uderzył, tłumaczyłam to sobie tym, że po prostu nie był w nastroju. Za drugim razem też nie chciałam tego rozprzestrzeniać, to znów dostałam, ale tym razem w żyłę. Jeszcze później przyszedł do mnie po jakiejś imprezie, byłam sama w domu, wsypał do gardła jakieś gówno i tak zostawił. Wtedy z kolei znalazł mnie mój brat. Musiałam mu o wszystkim powiedzieć. To był jakiś psychopata. Cieszył się widokiem mojego płaczu i cierpienia. Gdy prosiłam go by przestał, bo czułam, że zaraz rozerwie mi łeb.-skończyłam.
-Co za skurwiel. Gdybym tylko dorwał tego chuja...-syczał.
-Justin, z nim już wszystko załatwione. Powiedziałam, komu trzeba.
-Kto jeszcze oprócz mnie i twojego brata o tym wie?-uważnie patrzył w nasze splecione dłonie.
-Mama, Megan, no i policja.
-Przykro mi.-jego ręka powróciła na moje kolano.
-Ale mimo tego, że tak mnie skrzywdził, mam do niego niesamowity szacunek.
-Co? Niby dlaczego? Przecież ten chuj się nad tobą znęcał.-odpowiedział oburzony i zdezorientowany.
-Ale mimo tego wszyskiego nigdy mnie nie zgwałcił, chociaż miał wiele okazji. Nigdy nawet nie próbował się do mnie dobrać.
Jego ręce owinęły moją talię i przyciągnęły jeszcze bliżej jego ciała. Czułam na szyji jego oddech, kiedy głowa spoczywała przy moich włosach.
-A to pudełko?-zapytał cicho.-To zdjęcie?
-To byliśmy my.
-A żyletki?
Zacisnęłam usta w linię, żeby zagrodzić ucieczkę łzom.
-Miałam szesnaście lat. To nie było dla mnie łatwe.

Odsunął się ode mnie lekko, i wziął w obie dłonie moje nadgarstki. Podwinął delikatnie rękawy mojego sweterka, po czym obejrzał dokładnie skórę. Jego wzrok napotkał cztery zaschnięte kreski, przez co jego szczęka się napięła.
-To chyba nie jest z przed roku.-zasyczał bardziej do siebie.-Gdzie jest to pudełko?-spojrzał na mnie.
-Justin,  nie...-przerwał mi.
-Pytam gdzie jest to jebane pudełko?-warknął.
Ruchem głowy wskazałam na szafkę, w której już znajdował się klucz.
Podszedł do niej, wyciągnął skrzyneczkę i wyjął z niej żyletki, igłę i chusteczki, pozostawiając tam tylko zdjęcie. Zawinął wszystko w biały materiał poplamiony moją krwią i schował do kieszeni swojej bluzy. Po chwili leżał obok mnie.
-Jeszcze raz to sobie zrobisz, to przysięgam, że nie będzie wesoło.-delikatnie pocałował mój nadgarstek.

Nie odzywaliśmy się do siebie, aż w końcu moje powieki stały się ciężkie...

Obudziłam się słysząc ciche pukanie do mojego pokoju. Justina nie było obok mnie, musiał wyjść jak spałam. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał 17.01. Troszkę pospałam.

Podeszłam do drzwi i otworzyłam je, widząc Jane. Nie wyglądała jak zawsze. Miała naturalne włosy, zaplecione w niedbałego warkocza, zwykłe szare legginsy, tego samego koloru bluzkę i coś czego nie dało się nie zauważyć-prawie zero makijażu.
-Hej, ciocia pyta, czy nie jesteś głodna.-powiedział z taką niepewnością w głosie. Nie była taka jak zawsze, czyli arogancka czy chamska. Kosmici ją porwali i przeszła pranie mózgu?
-Eee, nie.-zdziwiłam się jej zmianą.
-Chcę z tobą chwilkę pogadać. Mogę?-wskazała na wnętrze pokoju.
Pokręciłam głową zmieszana i zaprosiłam ją do środka.
-Więc? O czym chcesz gadać?-uniosłam brwi i usiadłam na łóżku, a ona obok mnie.
-Bo... ja chyba źle cię traktowałam.-powiedziała niepatrząc na mnie.- Słyszałam tą akcję wczoraj i w sumie troche się przestraszyłam. Chcę się po prostu dowiedzieć o co chodzi. Jak pytam cioci, to mówi żebym zapytała ciebie. Jest mi głupio.
Zrobiłam wielkie oczy ze zdumienia.
-Dobrze się czujesz? Czy uderzyłaś się w głowę?
-Nie żartuj sobie ze mnie Rose. Jesteśmy kuzynkami więc chcę się spytać czy jest w porządku.-przewróciła oczami.
-No tak, już jest okej.-powiedziałam.
-Dobra, i nie myśl sobie, że teraz będziemy wielkimi przyjaciółkami. Nie zapominaj o tym, że się nie znosimy.-posłała mi złośliwe spojrzenie.
Oho, stara Jane wróciła.
-Jasne, blond plastiku.-zaśmiałam się, a w odpowiedzi dostałam środkowego palca i miły zwrot "pierdol się".

Zostałam sama w pokoju, i dopiero teraz zauważyłam, że mam otwarte okno. Podeszłam, żeby je zamknąć, a moją uwagę przykuł mój otwarty zeszyt, z drugiej strony przygnieciony grubą książką, który leżał na szerokim parapecie.

    Wyszedłem oknem, w sumie nie wiem czemu. Nie chciałem cię budzić, wyglądasz uroczo gdy śpisz. Napisz jak wstaniesz. J.

Mimowolnie się uśmiechnęłam. Ten chłopak potrafi być złośliwy czy arogancki, ale potrafi być też troskliwy...

              ***Justin ***

Rose spała w moich ramionach, a ja leżałem wpatrując się w nią, nie wierząc, że przeszła tak wiele. Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że to wredna i złośliwa zołza z niewyparzonym językiem. Oczywiście bardzo ładna zołza. A okazuje się, że jej przeszłość nie była zbyt kolorowa. Ale mimo to jest cholernie twarda i silna, potrafiła spiąć tyłek i ruszyć dalej. Oczywiście jest człowiekiem i miała prawo do tego, żeby puściły jej nerwy. Nie wiem co, ale coś mnie do niej ciągnie. Jest inna niż wszystkie.

Delikatnie podniosłem się, żeby jej nie obudzić i podszedłem do okna. Na parapecie leżał zeszyt, więc nabazgrałem na nim wiadomość. Otworzyłem okno i przesadziłem nogi na dach. Zeskoczyłem po nim na garaż, następnie zeskoczyłem po samochodzie jej matki. Wiele razy wyskakiwało się po aucie, więc wiem
gdzie stanąć, by go nie uszkodzić.
Zarzuciłem kaptur na głowę i udałem się w stronę domu Ryan'a, w którym jeszcze niestety mieszkam. W pierwszym lepszym miejskim koszu wyrzuciłem to, co zabrałem Rose, czyli ostre narzędzia, których w ogóle nie powinna mieć.

               ****  ****

Po skończonym prysznicu położyłam się do łóżka. Wcześniej dzwoniła Magan, z pytaniem jak poszła mi rozmowa. Opowiedziałam jej o wszystkim, oprócz kwestii o żyletkach. Nawet ona nie wiedziała. Umówiłyśmy się na jutro o 18.00 w kręgielni żeby trochę się odprężyć. W końcu miała mnie zapoznać z tym jej Zayn'em.

Sprawdziłam jeszcze portale społecznościowe. Na jednym z nich zobaczyłam nowe zdjęcie dodane przez Ryan'a. Był na nim z jakąś dziewczyną. To pewnie jego nowa. Miała ciemnobrązowe oczy, małe usta i okrągłą twarz. Ciemne włosy z podpalanymi końcówkami opadały na jej ramiona, a strzępiona grzywka zasłaniała czoło.
Uśmiechnęłam się i napisałam komentarz: "Szczęścia:-)"

W sumie to już pogodziłam się z tym, że Ryan mnie zostawił. Cieszę się, że teraz kolejna dziewczyna może doświadczyć jego troskliwości i czułości.
Odłożyłam laptopa i zgasiłam lampkę nocną. Już po chwili zmorzył mnie sen.










Proszę o opinię i komentarze. To naprawdę motywuje!😘💖💖

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro