X
-Rose.-zaczął niepewnie i przetarł dłońmi twarz.-To nie ma sensu.-spojrzał na mnie.
-Ale co nie ma sensu? Nie rozumiem.-poruszałam głową.
-Yyyyyh.-sapnął rozglądając się po sali.-My.
W tym momencie nie wiedziałam czy w kawiarni są jakieś ukryte kamery, czy chłopak robi sobie ze mnie jaja.
-Ale jak to?-zmarszczyłam brwi.
-Poznałem kogoś w Miami. Dlatego nie pisałem. Nie chcę cię okłamywać więc mówię ci to w twarz. Chyba zakochałem się w innej dziewczynie.-mówił patrząc na swoje palce.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, dlatego nie odzywałam się wcale.
-Ja...-jąkał się.-Chcę żebyś wiedziała, że kocham cię. Po prostu kocham was obie.
-Dobrze wiesz, że nie można mieć wszystkiego.-powiedziałam cicho czując, że mój głos za chwilę się złamie.
-Wiem o tym. Dlatego chciałbym spróbować z nią. Ale ty nadal jesteś ważna. Moglibyśmy się na przykład przyjaźnić?-zerknął na mnie niepewnie.
-Ty chyba...-zaczęłam ostro, ale po chwili westchnęłam głeboko.- Przepraszam, muszę iść. Jestem jeszcze umówiona.
Wstałam od stolika i szybko wyszłam z lokalu, idąc przed siebie, do domu. Z trudem próbowałam nie dać się łzom, ale nie byłam aż tak silna. Założe się, że tusz się rozmazał, a ja wyglądam jak panda.
A w środku czułam żal...smutek...złość... A moje serce złamało się w pół. Zostawił mnie chłopak, z którym byłam naprawdę szczęśliwa. Którego naprawdę kochałam. Który podobno kochał mnie. Który odebrał mi dziewictwo. Mój pierwszy, prawdziwy chłopak zostawił mnie dla jakiejś dziewczyny, z którą zna się kilka dni. Czy naprawdę jestem aż tak bardzo nic nie warta? Nic dla niego nie znaczyłam.
Szłam chodnikiem, tupając moimi białymi convers'ami. Czułam się totalnie rozbita. Łzy leciały same, bez mojej ingerencji i zabawy wspomnieniami. Weszłam do tramwaju, który po dłuższej chwili w końcu zatrzymał się niedaleko mojego domu. Otworzyłam drzwi i już po chwili ciężko opadłam na kanapę w salonie. Słona ciecz nie dawała za wygraną i samoistnie spływała po całej mojej twarzy. Podniosłam się z miejsca i ruszyłam szafki w kuchni, jednocześnie wyciągając z niej butelkę czerwonwgo wina. Tak, topię smutki w alkoholu. Wiem, że to żałosne, ale może coś zdziała. Wyjęłam jeszcze wysoki kieliszek, a po chwili głebokoczerwony płyn wylądował w szkle. W momencie, gdy pociągnęłam pierwszy łyk, mój telefon zaczął wibrować w kieszeni. Przeczytałam imię dzwoniącego.
Justin.
-Halo.-pociągnęłam nosem, chcąc by tego nie usłyszał.
-Hej, nie wiesz, gdzie może być Ryan? Nie mogę go znaleźć, a nie odbiera.-usłyszałam jego ciepły głos.
-Nie.-otarłam kolejne krople łez.- To już chyba nie moja sprawa.-mój głos się załamał, chociaż tak bardzo tego nie chciałam. Po drugiej stronie nastała kilkusekundowa cisza.
-Co ci jest?-zapytał cicho.
-Nic. Po prostu...-przerwałam, zagryzając wargę żeby nie wybuchnąć płaczem.
Cholera, ja nadal go kocham.
-Mogę do ciebie przyjechać?-jego głos był taki łagodny i pełen troski.-Chyba nie czujesz się zbyt dobrze.
-Jak chcesz.-wzruszyłam ramionami.
-Będę za 15 minut. Pa.-rozłączył się.
Zablokowałam telefon i położyłam go na blacie, znów wybuchając głośnym szlochem. Czy to musi tak cholernie boleć? Osoba z którą było ci najwspanialej na świecie po prostu cię zostawia. Okropne uczucie.
Wbiegłam po schodach i weszłam do mojego pokoju. Wyciągnęłam z szafy czarne legginsy i luźną białą koszulkę z krótkimi rękawkami i założyłam ubrania. Następnym przystankiem była łazienka. W lustrze zobaczyłam swoją niezbyt korzystną twarz. Popękane żyłki w oczach od płaczu a naokoło nich czarne plamy. Chwyciłam za wacik kosmetyczny oraz płyn micelarny i zmyłam resztkę makijażu. Złapałam jeszcze włosy w kucyka i zeszłam na dół, pijąc kolejny kieliszek wina.
Dziwny smak. Gorzkie, ale dobre.
Sama pije białe wino, ale to było jedyne co miałam z alkoholi, zapewne pozostałość po mamie i jej przyjacielu.
Usłyszałam dzwonek. Odłożyłam szklane naczynie i podeszłam do drzwi wejściowych, otwierając je.
Justin miał na sobie czarne spodnie, zwężone przy nogawkach i białą koszulkę z kolorowym nadrukiem po środku. Ale się dobraliśmy.
W ręce trzymał butelkę z bursztynową cieczą. Posłał mi zatroskany uśmiech.
-Hej. Mogę?-zapytał i skinął głową w kierunku domu.
-Eee, tak.-pokiwałam głową i wpuściłam go do środka.-Wchodź.
-Co się stało?-odłożył butelkę na stół w salonie i zwrócił się w moją stronę.
-No bo...-moje oczy zaszły łzami.-Ryan mnie rzucił.-rozpłakałam się.
Usłyszałam jego cichy chichot. Co za kretyn... Przyciągnął mnie do siebie i objął w talii tak, że moja głowa przylegała niżej zagłębienia jego szyji.
-Ciii.-szepnął.-I dlatego płaczesz?-zapytał spokojnie.
-Ty nic nie rozumiesz.-podciągnęłam nosem.-Zostawiła cię kiedyś dziewczyna?-uniosłam głowę, żeby spojrzeć mu w twarz.
-Tak.-odpowiedział cicho.
Trwałam w jego objęciach słysząc jego regularne bicie serca, a gdy delikatnie masował dłonią dolną część moich pleców przechodziły mnie przyjemne dreszcze.
-Mam się z tobą upić?-powiedział w moje włosy.
-Tak.-mruknęłam cicho.
Szatyn wziął butelkę którą przywiózł ze sobą, otwierając kilka szafek w kuchni wreszcie trafił na szklanki, a z lodówki wyciągnął sok jabłkowy.
Złapał mnie za rękę, ruszył w kierunku kanapy i rozsiadł się wygodnie, sadzając na swoich kolanach.
-Opowiedz mi, jak było.-powiedział, oplatając ręce na mojej talii.
-Napisał do mnie, że chce pogadać.-wytarłam dłonią policzki mokre od łez.- Spotkaliśmy się w lokalu. Powiedział mi że w Miami kogoś poznał i się zakochał, i że chce spróbować z tą dziewczyną. I że chce, żebyśmy zostali przyjaciółmi.-szatyn oplatał moje włosy w palcach, patrząc jednocześnie na mnie.
-Nie płacz.-szepnął cicho.-Musiał być po prostu idiotą, żeby zostawić cię dla jakiejś laski.
-Ale to już nawet nie chodzi o to.-sapnęłam, powstrzymując się od nowej fali łez.- Zostawił mnie dla osoby, którą zna kilka dni, rozumiesz?-znów gorzko zaszlochałam.
-Ej... Csiii.-starał się mnie uspokoić i przyciągnął mnie jeszcze bliżej, sięgając jednocześnie po alkohol w małych szklankach.-Trzymaj.-podał mi jedną, którą wypiłam na raz. Oddałam mu ją wskazując mimiką twarzy, aby dolał. Zrobił to, a po chwili brunatna ciecz powoli rozgrzewała mój przełyk.
Włączyłam telewizor, zostając w tej samej pozycji i rzuciłam pilotem. Oglądaliśmy jakiś film w ciszy, co jakiś czas dolewając sobie alkoholu. Cały czas mnie w siebie wtulał, co było naprawdę przyjemne i dodające ulgi.
******Justin******
Siedziałem w salonie, w domu Rose z nią na kolanach. Oglądaliśmy film, popijając go mocnym whiskey. A wszystko dlatego, że ten frajer ją zostawił. Musi mieć naprawdę nasrane w głowie, żeby rzucić kogoś takiego, jak Rose. Słysząc kolejne łkanie przyciągnąłem ją bliżej i palcami delikatne muskałem jej plecy, a od jej skóry dzieliła mnie zaledwie luźna koszulka. Brunetka oparła głowę o moją szyję, dzięki czemu dokładnie można było zidentyfikować zapach jej szamponu do włosów. Zdecydowanie brzoskwinia.
Dzisiaj była wyraźnie inna niż do tej pory. Nie sarkastyczna, ale małomówna. Nie dogryzająca mi na każdym kroku, tylko spokojna, smutna i przygnębiona. Jedyne co robiła, to moczyła skrawek mojej koszulki i piła kolejne szklanki soku z alkoholem.
Spojrzałem na zegarek, który wisiał na szarym regałem z książkami. Godzina 22.46. Usiadłem głębiej na narożniku tak, że mogłem oprzeć głowę o boczne oparcie, a nogi postawiłem wzdłuż ciała. Nadal moje ręce spoczywały na jej talii, a dziewczyna leżała połową ciała na kanapie,czyli praktycznie na mnie. Jej całkowicie naturalną twarz zdobiły zaczerwienione oczy, a wszystko przez to, że ciągle płakała.
-Justin.-zaczęła cicho.
-Mhm?-mruknąłem na znak, by kontynuowała.
-Dzięki że przyjechałeś. Chyba jednak cię lubię. Fajny jesteś. No i przystojny.-powiedziała patrząc na wpół nieprzytomnym wzrokiem w jeden puknt nad telewizorem.
Mimowolnie się uśmiechnąłem. Po chwili widziałem już, że jej klatka piersiowa miarowo unosi się i opada, co oznaczało, że śpi.
Pilotem wyłączyłem telewizor i odłożyłem go na podłogę, po czym wtuliłem Rosie w siebie, aby przez noc nie zmarzła. Kąciki moich ust powędrowały na jej czoło, gdzie złożylem delikatnego całusa.
-Dobranoc.
**** ****
Obudziło mnie mocne pulsowanie w skroni, co oznaczało, że chyba wczoraj przesadziłam z piciem. Moja prawa ręka była prawie całkiem zdrętwiała, bo na niej leżałam. Zerknęłam dookoła, żeby zorientować się, co mniej więcej się dzieje. Szatyn jedną ręką oplatał mnie w talii, a druga zwisała z kanapy na podłogę. Miał lekko rozchylone usta, przez co wyglądał uroczo. Jego miękkie włosy sterczały w wielu kierunkach, a oddech był regularny i miarowy. Uniosłam się lekko i opuściłam koszulkę, która podczas snu podwinęła się do góry.
-Gdzie idziesz?-usłyszałam jego zachrypnięty szept i spojrzałam na niego. Mimo to miał zamknięte oczy.
-Po tabletke. Chcesz? -wstałam kierując się do kuchni.
-Mhmm.-mruknął i obrócił się na drugą stronę.
Otworzyłam szafkę z której wyciągnęłam opakowanie z tabletkami. Do dwóch szklanek nalałam wodę i udałam się z powrotem do salonu. Postawiłam naczynie na stoliku nieopodal narożnika, na którym nadal spał chłopak. Zażyłam swoją pigułkę i popiłam ją wodą.
Z lodówki wyjęłam mleko i jajko, a z szafki mąkę, cukier i miskę. Wrzuciłam składniki do miski i dokładnie wszystko wymieszałam, uzyskując jednolitą konstyntencje. Rozgrzałam patelnie, na której już po chwili wylądowała pierwsza porcja ciasta.
Wzdrygnęłam się, gdy na talii poczułam czyjeś dłonie. Justin położył głowę obok mojej szyji, przez co czułam jego ciepło jego oddechu. Chyba na za dużo sobie pozwala, mimo tego jestem mu wdzięczna za to, że wczoraj przyjechał. Chociaż film mi się urwał, a ostatnie co pamiętam, to scena w filmie, na której główna bohaterka miała wypadek.
-Chcesz jeść czarne naleśniki?-zapytałam cicho.
Szatyn złapał moją dłoń w swoją i położył obie na rączce patelni. Sprawnie ruszył naszymi rękami, że naleśnik obrócił się w powietrzu i smażył się już z drugiej strony.
Wypuścił mnie ze swoich objęć i usiadł kawałek za mną, przy wysokiej wyspie kuchennej. Sprawdzał coś w telefonie, ale po chwili wstał z miejsca.
-Pokażesz mi, gdzie jest łazienka?-zapytał.
-Na górze, trzecie drzwi na prawo od schodów.-powiedziałam i przerzuciłam kolejnego placka.
Szatyn ruszyń wskazaną przeze mnie drogą, a ja skończyłam robić śniadanie. Wyciągnęłam dwa talerze z szafki. Posmarowałam każdego naleśnika dżemem, zwinęłam w "kopertę" i polałam sosem czekoladowym. Na koniec pokroiłam truskawki i porozrzucałam je na talerzu.
Gwiazdki i komentarze bardzo motywują ❤💗
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro