Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

LII

Postawiłam ostatnie walizki w przedpokoju. Rozejrzałam się po otoczeniu stwierdzając, że uprzednio musiała zawitać tutaj Pattie. Jasne ściany nie sprawiały wrażenia zimnego domu bez duszy, ale wręcz przeciwnie. Na parapetach stały kolorowe kwiaty, a na ścianach wisiały rodzinne fotografie.

Poczułam zapach znajomych perfum oraz silne, męskie ręce oplatające moją talię. Przymknęłam oczy i uśmiechnęłam się, w pełni oddając się kilku drobnym pocałunkom łaskoczącym moją skórę na szczęce. Justin musnął nosem płatek mojego ucha, po chwili opierając brodę o moje ramie.

-I teraz mogę mieć cię tylko dla siebie.-mruknął.

-Niekoniecznie-zachichotałam- Nadal nie mogę uwierzyć, że udało ci się przekonać moją mamę na przeprowadzkę.

-Troszkę uroku osobistego, nienaganna kultura i cudny uśmiech robią swoje.-puścił mi oczko.

-I oczywiście niesamowita skromność.

-Tak, skromność przede wszystkim.

Złożył ostatni pocałunek na moim policzku, po chwili zanosząc moje bagaże na górę.
Szłam za nim. Po pokonaniu marmurowych, królewskich schodów znalazłam się w pokoju nazywanym dotychczas jego sypialnią. Teraz miała stać się naszą wspólną, najbardziej intymną i prywatną częscią naszego wspólnego domu.
Justin położył walizkę na wielkie, starannie zaścielone łóżko i otworzył odpinane wieko. Wyciągał z wewnątrz pojedyńcze koszulki i układał je w dużej szafie według swoich wytycznych. Powiedziałam, że sama mogę się rozpakować, ale zabronił mi. Stwierdził, że sam sobie poradzi.

Doszedł do dolnej części torby, tym samym trafiając na bieliznę. Uśmiechnął się głupkowato i zagwizdał pod nosem, unosząc w powietrze koronkowy biustonosz. Przyłożył stanik do swojej klatki piersiowej, obracając się dookoła.

-Jak wyglądam?-zapytał, wydymając usta, przez co wybuchnęłam śmiechem. Kocham jego poczucie humoru, nigdy nie można się przy nim nudzić.

-Wspaniale. Niczym urodzony transwestyta.

-I tak sądze, że jest na mnie ciut za duży.-cmoknął.

Z każdą, kolejną częścią bielizny, którą układał z szufladzie posyłał mi prowokujący komentarz. Siedziałam na łóżku, przyciągając kolana do tułowia. Moje policzki szczypały od nieodpowiednich komplementów z jego strony typu "wyobrażam sobie w tym twój tyłeczek, głaskałbym go wtedy bez przerwy" lub "twoje cycuszki w tym cacku muszą wyglądać bosko".

-Za to te majteczki... Jestem pewien, że wtedy ściskałbym twój...

-Justin, przymknij się, okej?

-Czemu jeszcze tego nie widziałem?-zapytał, oglądając czerwony materiał z każdej strony.

-Może będziesz miał szanse to wkrótce zobaczyć.-puściłam mu oczko, na co przygryzł wargę.

-Coś sugerujesz?

-Nie.-wytknęłam mu język.

-Wiesz, w sumie możesz pokazać mi się w tym dzisiaj wieczorem, w końcu jestem taki zmęczony... Cały ranek targałem te wszystkie graty, w dodatku marzy mi się masaż. Dawno...

-Możesz sobie pomarzyć, kochanie. Zaprosiliśmy moją mamę, pamiętasz? Mieliśmy robić ciasta i inne duperele na jutro.

-Boże-jęknął, na co zmroziłam go wzrokiem.- Nie, że nie lubię pani Amandy, ale wolałbym spędzić ten czas bardziej przyjemnie.

-Mówiłam ci coś na temat twojego uzależnienia od seksu?-zaśmiałam się, za co oberwałam koszulką.

-Czyli masz już propozycję na prezent świąteczny dla mnie. Chętnie rozpakowałbym cię z wszystkich ubranek, skarbie. Teraz mamy cały dom dla siebie, więc możemy szaleć. Jeśli chcesz, możesz nawet chodzić nago, nawet lepiej dla mnie, bo...

-Och, zamknij się.

                             *** ***

Godzinę temu Justin dostał telefon z pracy, co tylko wyprowadziło go z równowagi. Został natychmiastowo wezwany do biura w celu dostarczenia ważnego segregatora z papierami, nie miałam pojęcia o co chodziło. Nie był zadowolony, ponieważ dźwięk jego dzwonka przerwał mu dobieranie się do mnie. Nie oszukujmy się, Justin mógłby spędzać w łóżku całe dnie, wychodząc tylko na siku i jedzenie. Oczywiście nie przeszkadza mi to, jego podniecenie, uwodzicielska strona i wszelkie poświęcenie dla chwili czułości są bardzo urocze. Nie mogę opanować uśmiechu i motylków w brzuchu na myśl, jak bardzo stara pokazać mi swoje uczucia.

Poczułam wibracje pod pośladkiem, gdzie leżała moja komórka. Przesunęłam się, wyciągając urządzenie i z powrotem zakryłam kocem. Było dopiero po szesnastej, a czułam się, jakby była conajmniej dziewiętnasta.

Od: Justin
Muszę zostać na jakimś chujowym zebraniu. Postaram się wyjść jak najszybciej się da.

Do: Justin
Spoko, nie spiesz się.

Od: Justin
Nie tęsknisz za mną?:((

Zachichotałam, przewracając oczami.

Do: Justin
Przynajmniej nikt mnie nie obmacuje:)

Od: Justin
Jak myśle sobie, co moglibyśmy robić, gdybym nigdzie nie jechał...

Od: Justin
Nie wypada wychodzić w trakcie spotkania, co nie?

Do: Justin
Nawet nie próbuj!!!

Od: Justin
Dyrektor patrzy na mnie, jakby chciał mi wpieprzyć :(

Od: Justin
Karze mi odłożyć telefon :((

Do: Justin
Więc go odłóż i słuchaj, co mówią na tym pieprzonym spotkaniu!

Od: Justin
Kocham cię <3

Do: Justin
:((

Od: Justin
Nie kochasz mnie?

Do: Justin
ODŁÓŻ TELEFON

Od: Justin
Spoko, trzymam go pod stołem, nikt nie widzi.

Do: Justin
To przestań pisać.

Od: Justin
Przeszkadzam ci?

Do: Justin
Tak, kuźwa. Chcę w spokoju obejrzeć film, a tym masz siedzieć na spotkaniu.

Od: Justin
Więc film jest ważniejszy ode mnie, super.

Do: Justin
Ważniejsza jest twoja praca, więc niech pański szanowny tyłek spokojnie czeka na koniec zebrania, Panie Bieber.

Prychnęłam, odrzucając smartfona obok siebie. Czasami mam wrażenie, że szatyn nie potrafi odróżniać rzeczy ważnych od tych błahych. Rozumiem, że miał prawo się za mną stęsknić, zresztą z wzajemnością, ale cholera, przecież musi zarobić pieniądze, prawda? Nie dostanie zapłaty za robienie niczego. Sama chciałabym znaleźć jakąś dorywczą pracę, nie chcę przyjmować pieniędzy od mamy, a tym bardziej żerować na pieniądzach Justina.

Korzystając z chwili wolnej od bezsensownych wiadomości, chwyciłam za czarnego laptopa leżącego na stoliku kawowym zapewne należącego do mojego chłopaka. Kliknęłam na wyszukiwarkę internetową, przez co automatycznie otworzyła mi się ostatnio przeglądana strona, czyli portal społecznościowy. Ignorując to, że miałam szasne na sprawdzenie jego wiadomości, wylogowałam się z jego profilu i zalogowałam na własne konto. Przeglądając nowe posty polajkowałam kilka tych, które mi się spodobały.
W pewnym momencie mój telefon zaczął dzwonić. Nie patrząc na nazwę, odebrałam połączenie.

-Justin, jeżeli wyszedłeś z tego spotkania przed czasem, to...

-Córciu, to ja.

Szybko odsunęłam telefon od ucha, spoglądając na kontakt. Mama.

-Rzeczywiście. Pomyliłam się.

-Właśnie wyjeżdżam. Zrobiłam zakupy i za jakieś dwadzieścia minut powinnam być na miejscu. Mam nadzieję, że nie będę za wcześnie? Wiesz, nie chcę wam przeszkadzać.

-Nie, coś ty. Justina nie ma, a im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy.

-W takim razie do zobaczenia.

-Pa!

Nim się obejrzałam, usłyszałam dzwonek do drzwi. Obciągnęłam swoją koszulkę, która delikatnie się podwinęła i w podskokach poczłapałam ku wejściu. Przekręciłam zamek i uchyliłam drewnianą powłokę, widząc moją rodzicielkę z siatką pełną zakupów. Przywitałam się z nią, prowadząc do kuchni. Wspólnie rozpakowałyśmy produkty, przygotowując rzeczy potrzebne do przyrządzenia potraw na jutrzejszą wigilię.
Myśl o tym, że to już jutro będę musiała stawić czoła ojcu i jego kobiecie oraz robić dobrą minę do złej gry wprawiała mnie w zły nastrój. Nadal zastanawiałam się, jaki interes ma w tym, aby spędzić święta z "rodzinką".

-Więc jak ci się mieszka z Justinem?

-Mamo, przecież dopiero dzisiaj się wprowadziłam. Jeszcze nie wiem, jak mi się z nim mieszka.-przewróciłam oczami, śmiejąc się cicho.

-Racja. Ale gdy tylko nie będzie ci coś pasowało, to...

-Tak mamo, wiem. Wtedy mam wrócić do domu. Wydaje mi się, że nie będzie takiej potrzeby.

Zajęłyśmy się wyrabianiem ciasta na sernik, który był naprawdę przepyszny. Wszystkie składniki wylądowały w blaszce, a już po chwili w piekarniku wypiekał się spód, na którym miała wylądować pyszna warstwa białego twarogu.

-Jestem!-usłyszałam.

Odłożyłam kubek z ciepłą herbatą, chcąc przywitać się ze swoim chłopakiem. Widząc jego uśmiech, natychmiast wtuliłam się w jego tors. Skradłam mu krótkiego buziaka, którego przedłużył. Cieszyłam się, że od kuchni dzieliła nas pewna odległość, przez co mama nie mogła widzieć, co robimy. Jestem pewna, że byłaby w niekomfortowej sytuacji widząc, jak chłopak wpycha jej córce język do gardła, błądząc przy tym dłonią pod jej koszulką.

-Tęskniłem za tobą, malutka.-szepnął, wypuszczając mnie ze swoich objęć.-Wyobraź sobie, że ten stary frajer zabrał mi telefon.-parsknął, ściągając buty.

-Bardzo dobrze. Przynajmniej miałam od ciebie spokój.

Chłopak splótł nasze dłonie ze sobą, delikatnie unosząc kąciki ust w góre. Jedną ręką poluzował swój krawat, który dodawał mu odrobinę profesjonalizmu i klasycznego stylu. Złapał za jego krawędź i jednym ruchem zrzucił na podłogę.

-Teraz mamy chwilę dla siebie?-zapytał, ciągnąc mnie w głąb domu.

-Moja mama już jest.-szepnęłam.

Mężczyzna z idealnym uśmiechem przewrócił oczami. Wymijając mnie, zostawił na moim pośladku soczystego klapsa, chichocząc pod nosem.

-Idiota.-mruknęłam.

-Słyszałem, kochanie.-powiedział, po chwili witając się z moją rodzicielką.

Przeszłam do pomieszczenia, nad którym unosił się cudowny zapach pieczonego ciasta. Wodząc wzrokiem za moim mężczyzną mogłam podziwiać to, jak doskonale prezentował się w garniturze. Ciemne spodnie podkreślały jego szczupłe, długie nogi oraz wyrzeźbiony tyłek. Biała koszula rozpięta z dwóch ostatnich guzików niesamowicie opinała jego idelany tors i dodawała nutki elegancji oraz wyższości.
Wyglądał niczym najwyższy prezes, pan, który miał pod sobą tysiące ludzi zależnych tylko od niego. Wyglądał jak najważniejszy władca, cholerny bóg w uosobieniu człowieka, jak model Calvina Kleina, jak ideał chodzący po Ziemii.

-Zaraz do pań wracam, skoczę się przebrać.-powiedział, uśmiechając się szarmancko.

Puścił mi oczko, kierując się ku schodom.

Byłam ogromną szczęściarą z myślą, że jestem jego. Ja jego, on mój.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro