Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I

-Meggy, słyszysz mnie?-zapytałam trzymając jedną ręką telefon, natomiast drugą zatykałam ucho, aby usłyszeć coś poza głośną muzyką.
-Słyszę, słyszę. I jak tam zabawa?-zachichotała moja najlepsza przyjaciółka.
-Tak sobie. Może ja wrócę do ciebie?Głupio mi tak samej.-westchnęłam.
-Nawet nie próbuj.-powiedziała ostro. W głowie widziałam jak mruży oczy.
-Masz się bawić razem z Ryan'em. Przecież to wasza trzymiesięcznica.-zaśmiała się, a w tle słychać było piskliwy głosik jej 5-letniej siostry.
-Istnieje takie słowo?-podrapałam się w czubek głowy.
-Nie zmieniaj tematu.(Megan, zrób mi coś do jedzenia!)-usłyszałam.
-Dobra skrabie, kończe, bo to dziecko mnie wykończy.-westchnęła i nie czekając na moją odpowiedź rozłączyła połączenie.
Schowałam telefon do swojej bordowej, małej torebki na złotym łańcuszku i podeszłam do dużego lustra. Tak, jestem właśnie w klubowym kiblu.
W odbiciu zobaczyłam średniego wzrostu dziewczynę o długich, falowanych ciemnych włosach, brązowych oczach okalonych wachlarzem czarnych rzęs oraz pełnych ustach pomalowanych matową pomadką. Miała na sobie dopasowaną bordową sukienkę po połowy ud z koronką nad biustem i dużej części pleców, która idealnie podkreślała jej pełny biust i zgrabą pupę.
Oto ja, 17-letnia Rose Brooks.

Wyszłam z toalety, gdzie moje nozdrza znów przywitały sie z nieprzyjemnym zapachem potu, alkoholu, fajek i mieszających się ze sobą perfum. Ohyda.
Przy wysokim barze zauważyłam mojego chłopaka, Ryana. Wysoki, 20-letni brunet z cudnym uśmiechem, poczuciem humoru i niesamowitym urokiem ososobistym. Jeszcze kilka tygodni temu obiekt westchnień wielu lasek z mojej szkoły.
Podeszłam do niego, a on przyciągnął mnie do siebie.
-W porządku?Długo cię nie było.-powiedział dosyć głośno w moje włosy, abym mogła cokolwiek usłyszeć, co uniemożliwiał DJ.
To on. Zawsze troskliwy i opiekuńczy. Za to między innymi się w nim zakochałam.
-Tak, rozmawiałam z Magan.-uśmiechnęłam się delikatnie.

A teraz coś o niej.
Megan to moja najlepsza przyjaciółka, która jest dla mnie jak siostra. Jest to śliczna długowłosa blondynka mojego wzrostu, może kilka centymetrów wyższa. Ma figurę modelki, ale gdy tylko o tym wspomnę, zawsze mnie wyśmiewa. Przyjaźnimy się od około ośmiu lat czyli od przeprowadzki tutaj, do Los Angeles. Tak naprawdę, to miała być tu z nami, ale rodzice wkopali ją w pilnowanie siostry. Ona już nie ma tak łatwo, ponieważ jej starzy są lekarzami i rzadko wyjeżdzają, dlatego zdarza się, że śpi u mnie.

Mam tylko mamę i brata. Ojciec odszedł od nas kiedy miałam siedem  lat, a mój brat Matt jedenaście. Matt obecnie ma swoje mieszkanie jakieś 30 minut od naszego domu, mimo to zawsze mogę na niego liczyć. Mama, Mathilda często wyjeżdża w delegacje. Jest w domu jakieś kilka, może kilkanaście dni w miesiącu przy dobrych wiatrach, więc  właściwie jako 17-latka mieszkam sama. Na początek to chyba tyle...

Usłyszałam wolny kawałek. Rihanna, Love on the Brain, jedna z moich ulubionych. Ryan złapał mnie za rękę i pociągnął w kierunku parkietu. Gdy już znaleźliźmy miejsce dla siebie, ułożył dłonie na moich biodrach, a ja wtuliłam się w niego, co chwilę czując, jak muska moje czoło lub szyję...
Po skończonym tańcu do Ryan'a podbiegli jego kumple. Zaczęli się szturchać i klepać.
-Weź nam po drinku skarbie.-musnął mnie w policzek i skinął w kierunku baru, po czym poszedł z kolegami na wielką, skórzaną kanapę pod okna.
Po kilku sekundach stałam przy barze, czując na sobie czyjś wzrok, ale nie przejęłam się tym.
-Co dla ciebie?-uśmiechnął się barman.
-Dwa mojito.-odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech.
Mężczyzna odwrócił się i zaczął przygotowywać napoje.
-Hej.-usłyszałam czyjś głos.
Popatrzyłam w stronę źródła dźwięku, a moje oczy spotkały bardzo przystojnego szatyna z grzywką idealnie postawioną ku górze. Miał pulchne usta i wielkie, brązowe oczy, które wgapiały się wprost na mnie.
-Cześć.-powiedziałam i odwróciłam się z powrotem, ale on nadal na mnie patrzył.
-Chcesz drinka?-zapytał przyjaźnie i uśmiechnął się łobuzersko.
-Spóźniłeś się o kilka minut, bo właśnie czekam na swoje.-puściłam mu oczko, na co kąciki jego ust powędrowały w górę.
-Okej.-rozejrzał się po klubie.-To może coś innego niż drinka?-usiadł na wysokim krześle, przez co musiałam wysoko zadrzeć głowę, aby patrzeć mu w twarz.
-To znaczy?-nie wiedziałam, o co mu chodzi.
-Zależy, co byś chciała skarbie...-mruknął, a ja poczułam dreszcze na plecach przez sposób, w jaki to powiedział.
-Chyba nic.-wzruszyłam ramionami, a on oblizał wargi.
Zobaczyłam, że Ryan się do mnie zbliża. Pewnie zauważył, że jakiś koleś się do mnie przystawia. Uśmiechnął się do mnie, co od razu odwzajemniłam.
Brązowooki szatyn zeskoczył z krzesła i naczylił się nade mną prawie niezauważalnie.
-Do zobaczenia, skarbie.-szepnął.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro