Wyleczenie Deana
Dean znudzony patrzył na sufit, licząc każde pęknięcie w farbie. Siedział przykuty do krzesła, po środku pułapki na demony. Czekał aż Sam ponownie zacznie kurację krwią a on uwolni się tak jak poprzednio. Oczywiście wiedział, że Sammy nie jest tak głupi i nie da się drugi raz wyrolować, ale nie tracił nadziei.
Ciągle go ktoś pilnował, nigdy nie był sam w pokoju. Patrzył to na Savitara, to na Sama a nawet Crowleya, uśmiechając się głupkowato przy tym. Zastanawiało go tylko gdzie podziewa się Nadia.
W pierwszym tygodniu, myślał, że musiała coś załatwić.
W drugim uznał, że go unika.
W trzecim sądził, że zajęła się sprawami Crowleya, bo skoro on siedział tu, to kto zajmował się Piekłem?
Kiedy minął miesiąc i dwa tygodnie zaczął się niepokoić-niepokoić na tyle, na ile pozwalała mu jego demoniczna dusza.
Sam wszedł do pokoju i usiadł na krześle przy stoliku. Na blacie położył ciężką księgę, którą ze sobą przyniósł. Nie zwracając uwagi na brata, zaczął studiować treść.
-Gdzie Nadia?-zagaił demon. Sam udał, że go nie słyszy.-Roszpunko obraziłaś się?-zakpił.
-Żarty o długich włosach-mruknął Sam na tyle głośno, żeby Dean do słyszał-gdybym nie wiedział kim jesteś, pomyślał bym, że stary Dean wrócił.
-Chciałbyś-odparł.-Gdzie Nadia?
-Ją zostaw w spokoju-burknął Winchester.
-Nah, mam ochotę ją powkurzać-wzruszył ramionami.
Sam nie odpowiedział. Ponownie skupił się na księdze i na tekście. Dean przyglądał mu się jak zapisywał coś na osobnej kartce.
-Wydajesz się jakby zdołowany-stwierdził nagle.
-Obchodzi cię to?
-Nie bardzo, aczkolwiek jestem ciekawy co jest powodem twojego niepokoju.
-Martwię się o Nadie-westchnął.
-A cóż takiego się z nią dzieje?-prychnął Dean.-Znowu jest tykającą bombą?
-Nie wiem-odparł.
-To w czym problem?-zapytał.
-Dostarczyła nam cię i... i zniknęła. Jakby się rozpłynęła w powietrzu.
-Oj, zgubiła się-zakpił.-Wróci jak zawsze.
-Ta...-mruknął.
-No dobra, skoro już mam tyle czasu to cię wysłucham-wywrócił oczami.-O co, tak naprawdę, chodzi?
-Wiesz, że jak umrze speedster jego moc uchodzi na zewnątrz. Kiedy speedster umiera, w ciągu kilku następnych godzin jest burza. Inni speedsterzy wyczuwają wtedy moc połączoną z wyładowaniami.
-Aha, i co dalej?
-Kilka godzin po tym, jak Nadia cię nam wydała, rozpętała się taka burza. Savitar mówi, że była naprawdę potężna... tak samo jak Nadia.
-Podejrzewacie... Nadia umarła? ZNOWU?-zapytał, maskując ciekawością niepokój.
-Nie mamy z nią kontaktu, zaginęła...
-Dlaczego odeszła?
-Łoś i jego miłosne wyznania ją spłoszyły-prychnął Crowley, opierając się niedbale o ścianę.-Co, do cholery, myślałeś, że zrobi? 'Och, Sam! Ja ciebie też kocham! Teraz będziemy zawsze razem, będziemy mieć dzieci i domek w białym młotkiem!'
-WYZNAŁEŚ NADII MIŁOŚĆ?!-warknął, a jego oczy stały się czarne.
-Tak jakby...-wzruszył ramionami.-Nie chciałem tego dłużej ukrywać-westchnął.-Naprawdę ją lubię i to bardzo lubię lubię-jeśli wiesz o co mi chodzi.
-Ty i Nadia jesteście tak podobni, że to była tylko kwestia czasu, kiedy któreś z was spojrzy inaczej na to drugie-stwierdził Crowley.
Dean z niedowierzaniem patrzył na brata. Czuł wściekłość, smutek i zazdrość, jakiej jeszcze nigdy nie czuł.
-Co ona odpowiedziała?-zapytał po chwili ciszy.
-Nic-odparł natychmiast Sam. Crowley prychnął, czym zwrócił na siebie uwagę Deana.
-Co?
-Jeśli to było nic to ja jestem aniołkiem-zakpił.
-Co odpowiedziała?
-Nic nie powiedziała!-powiedział groźnie Sam, patrząc wyzywająco na Crowleya.
-Pocałowała cię Łosiu! To zdecydowanie coś!
****
-Kupił to?-zapytała.
-Zdecydowanie-przytaknął Sam.
-To dobrze-mruknęła cicho.
-To zadziała?-zapytał.
-Emocje podziałały na mnie-wzruszyła ramionami.-Za jakiś czas wejdę do niego i to będzie nasz ostatni krok. Potem, ty Sam, podasz mu krew.
-Zajmijmy się teraz moim Piekłem-wtrącił Crowley.
-Ah, tak-pokiwała głową.-Piekło.
-Co nowego?
-Asmodeusz zbiera zwolenników jednak z tego co wiem, duża część jest wciąż za tobą.
-Byłaś w Piekle?-zdziwił się Sam.
-Crow zapewnia mi wejście kiedy chce-uśmiechnęła się.
Kilka dni później do sali, w której przebywał Dean, weszła Nadia. Oparła się o ścianę i przechylając głowę w bok, przyjrzała mu się.
-Kogo to ja widzę-powiedział srogo. Mimo to poczuł ulgę na jej widok.-Zgubiłaś drogę do mnie?
-Tak jakby-przyznała cicho.
-Wiem co się stało z Samem-zagaił po chwili ciszy.
-Powiedział sam czy Crowley się wygadał?-zapytała jeszcze ciszej.
-Oboje-powiedział, patrząc na nią.-Całowałaś się z Samem?
-To też ci powiedzieli, co?-westchnęła, odrywając się od ściany. Podeszła do stolika i zaczęła leniwie przeglądać kartki na nim-byle tylko nie patrzeć w oczy Winchestera.-Co chcesz usłyszeć? Że żałuje?
-Że nic do niego nie czujesz.
-Dean...
-Nie wierzę-pokręcił głową.
-Przepraszam?
-Przepraszasz?-prychnął.-Nie no, spoko, fajnie. Ja tu sobie siedzę a ty urządzasz sobie schadzkę z Samem?!
-Sam wiesz, że nie wybieramy tego, kogo kochamy.
-A szkoda-warknął.-Wtedy na pewno...
-Na pewno co?
-Na pewno nie kochałbym ciebie.
-Auć-mruknęła.
Dean wydał z siebie cichy warkot, kiedy do pomieszczenia wszedł Sam. Młodszy Winchester ostrożnie i z niepewnością podszedł do Nadii i otoczył jej biodro swoim ramieniem. Kobieta przysunęła się do niego.
-Super, przyszliście mi oświadczyć, że jesteście teraz razem?-zakpił.
-Przyszliśmy ci powiedzieć, że robimy cię w konia-powiedział Sam.
-Dean-zaczęła Nadia, podchodząc do niego-jesteś cholernym idiotą, jeśli choć przez chwilę myślałeś, że naprawdę kocham twojego brata. Jesteś idiotą, jeśli zwątpiłeś w moje uczucia do ciebie.
-Nie rozumiem-burknął.
-Deanie Winchesterze-westchnęła.-To wszystko było po to żebyś poczuł różne uczucia, które osłabią twojego wewnętrznego demona i znak Osatry.
-Czyli... to wszystko był żart? Ty i Sam...
-Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi-zapewnił Winchester.
-Sam nie jest w moim typie-dodała.-Dean-powiedziała, chwytając jego twarz w swoje dłonie-kocham cię i będę ci to powtarzać do końca naszych dni.
-W moim świecie, koniec może nadejść nawet jutro-mruknął.
-Och, zamknij się już-burknęła i złączyła ich usta w lekkim pocałunku.
W tym czasie Sam wyjął strzykawkę, napełnioną ludzką krwią, i wbił ją w ramię Deana. Ten drgnął i przerwał pocałunek. Spojrzał na brata.
-Sprytnie-przyznał.
Po kilku godzinach, Dean, przestał być demonem.
1
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro