Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wyleczenie Deana

Dean znudzony patrzył na sufit, licząc każde pęknięcie w farbie. Siedział przykuty do krzesła, po środku pułapki na demony. Czekał aż Sam ponownie zacznie kurację krwią a on uwolni się tak jak poprzednio. Oczywiście wiedział, że Sammy nie jest tak głupi i nie da się drugi raz wyrolować, ale nie tracił nadziei.

Ciągle go ktoś pilnował, nigdy nie był sam w pokoju. Patrzył to na Savitara, to na Sama a nawet Crowleya, uśmiechając się głupkowato przy tym. Zastanawiało go tylko gdzie podziewa się Nadia.

W pierwszym tygodniu, myślał, że musiała coś załatwić.

W drugim uznał, że go unika.

W trzecim sądził, że zajęła się sprawami Crowleya, bo skoro on siedział tu, to kto zajmował się Piekłem?

Kiedy minął miesiąc i dwa tygodnie zaczął się niepokoić-niepokoić na tyle, na ile pozwalała mu jego demoniczna dusza.

Sam wszedł do pokoju i usiadł na krześle przy stoliku. Na blacie położył ciężką księgę, którą ze sobą przyniósł. Nie zwracając uwagi na brata, zaczął studiować treść.

-Gdzie Nadia?-zagaił demon. Sam udał, że go nie słyszy.-Roszpunko obraziłaś się?-zakpił.

-Żarty o długich włosach-mruknął Sam na tyle głośno, żeby Dean do słyszał-gdybym nie wiedział kim jesteś, pomyślał bym, że stary Dean wrócił.

-Chciałbyś-odparł.-Gdzie Nadia?

-Ją zostaw w spokoju-burknął Winchester.

-Nah, mam ochotę ją powkurzać-wzruszył ramionami.

Sam nie odpowiedział. Ponownie skupił się na księdze i na tekście. Dean przyglądał mu się jak zapisywał coś na osobnej kartce.

-Wydajesz się jakby zdołowany-stwierdził nagle.

-Obchodzi cię to?

-Nie bardzo, aczkolwiek jestem ciekawy co jest powodem twojego niepokoju.

-Martwię się o Nadie-westchnął.

-A cóż takiego się z nią dzieje?-prychnął Dean.-Znowu jest tykającą bombą?

-Nie wiem-odparł.

-To w czym problem?-zapytał.

-Dostarczyła nam cię i... i zniknęła. Jakby się rozpłynęła w powietrzu.

-Oj, zgubiła się-zakpił.-Wróci jak zawsze.

-Ta...-mruknął.

-No dobra, skoro już mam tyle czasu to cię wysłucham-wywrócił oczami.-O co, tak naprawdę, chodzi?

-Wiesz, że jak umrze speedster jego moc uchodzi na zewnątrz. Kiedy speedster umiera, w ciągu kilku następnych godzin jest burza. Inni speedsterzy wyczuwają wtedy moc połączoną z wyładowaniami.

-Aha, i co dalej?

-Kilka godzin po tym, jak Nadia cię nam wydała, rozpętała się taka burza. Savitar mówi, że była naprawdę potężna... tak samo jak Nadia.

-Podejrzewacie... Nadia umarła? ZNOWU?-zapytał, maskując ciekawością niepokój.

-Nie mamy z nią kontaktu, zaginęła...

-Dlaczego odeszła?

-Łoś i jego miłosne wyznania ją spłoszyły-prychnął Crowley, opierając się niedbale o ścianę.-Co, do cholery, myślałeś, że zrobi? 'Och, Sam! Ja ciebie też kocham! Teraz będziemy zawsze razem, będziemy mieć dzieci i domek w białym młotkiem!'

-WYZNAŁEŚ NADII MIŁOŚĆ?!-warknął, a jego oczy stały się czarne.

-Tak jakby...-wzruszył ramionami.-Nie chciałem tego dłużej ukrywać-westchnął.-Naprawdę ją lubię i to bardzo lubię lubię-jeśli wiesz o co mi chodzi.

-Ty i Nadia jesteście tak podobni, że to była tylko kwestia czasu, kiedy któreś z was spojrzy inaczej na to drugie-stwierdził Crowley.

Dean z niedowierzaniem patrzył na brata. Czuł wściekłość, smutek i zazdrość, jakiej jeszcze nigdy nie czuł.

-Co ona odpowiedziała?-zapytał po chwili ciszy.

-Nic-odparł natychmiast Sam. Crowley prychnął, czym zwrócił na siebie uwagę Deana.

-Co?

-Jeśli to było nic to ja jestem aniołkiem-zakpił.

-Co odpowiedziała?

-Nic nie powiedziała!-powiedział groźnie Sam, patrząc wyzywająco na Crowleya.

-Pocałowała cię Łosiu! To zdecydowanie coś!

****

-Kupił to?-zapytała.

-Zdecydowanie-przytaknął Sam.

-To dobrze-mruknęła cicho.

-To zadziała?-zapytał.

-Emocje podziałały na mnie-wzruszyła ramionami.-Za jakiś czas wejdę do niego i to będzie nasz ostatni krok. Potem, ty Sam, podasz mu krew.

-Zajmijmy się teraz moim Piekłem-wtrącił Crowley.

-Ah, tak-pokiwała głową.-Piekło.

-Co nowego?

-Asmodeusz zbiera zwolenników jednak z tego co wiem, duża część jest wciąż za tobą.

-Byłaś w Piekle?-zdziwił się Sam.

-Crow zapewnia mi wejście kiedy chce-uśmiechnęła się.

Kilka dni później do sali, w której przebywał Dean, weszła Nadia. Oparła się o ścianę i przechylając głowę w bok, przyjrzała mu się.

-Kogo to ja widzę-powiedział srogo. Mimo to poczuł ulgę na jej widok.-Zgubiłaś drogę do mnie?

-Tak jakby-przyznała cicho.

-Wiem co się stało z Samem-zagaił po chwili ciszy.

-Powiedział sam czy Crowley się wygadał?-zapytała jeszcze ciszej.

-Oboje-powiedział, patrząc na nią.-Całowałaś się z Samem?

-To też ci powiedzieli, co?-westchnęła, odrywając się od ściany. Podeszła do stolika i zaczęła leniwie przeglądać kartki na nim-byle tylko nie patrzeć w oczy Winchestera.-Co chcesz usłyszeć? Że żałuje?

-Że nic do niego nie czujesz.

-Dean...

-Nie wierzę-pokręcił głową.

-Przepraszam?

-Przepraszasz?-prychnął.-Nie no, spoko, fajnie. Ja tu sobie siedzę a ty urządzasz sobie schadzkę z Samem?!

-Sam wiesz, że nie wybieramy tego, kogo kochamy.

-A szkoda-warknął.-Wtedy na pewno...

-Na pewno co?

-Na pewno nie kochałbym ciebie.

-Auć-mruknęła.

Dean wydał z siebie cichy warkot, kiedy do pomieszczenia wszedł Sam. Młodszy Winchester ostrożnie i z niepewnością podszedł do Nadii i otoczył jej biodro swoim ramieniem. Kobieta przysunęła się do niego.

-Super, przyszliście mi oświadczyć, że jesteście teraz razem?-zakpił.

-Przyszliśmy ci powiedzieć, że robimy cię w konia-powiedział Sam.

-Dean-zaczęła Nadia, podchodząc do niego-jesteś cholernym idiotą, jeśli choć przez chwilę myślałeś, że naprawdę kocham twojego brata. Jesteś idiotą, jeśli zwątpiłeś w moje uczucia do ciebie.

-Nie rozumiem-burknął.

-Deanie Winchesterze-westchnęła.-To wszystko było po to żebyś poczuł różne uczucia, które osłabią twojego wewnętrznego demona i znak Osatry.

-Czyli... to wszystko był żart? Ty i Sam...

-Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi-zapewnił Winchester.

-Sam nie jest w moim typie-dodała.-Dean-powiedziała, chwytając jego twarz w swoje dłonie-kocham cię i będę ci to powtarzać do końca naszych dni.

-W moim świecie, koniec może nadejść nawet jutro-mruknął.

-Och, zamknij się już-burknęła i złączyła ich usta w lekkim pocałunku.

W tym czasie Sam wyjął strzykawkę, napełnioną ludzką krwią, i wbił ją w ramię Deana. Ten drgnął i przerwał pocałunek. Spojrzał na brata.

-Sprytnie-przyznał.

  Po kilku godzinach, Dean, przestał być demonem.   

1

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro