Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Przepraszam.

 Od kilkunastu tygodni Nadia budziła się w nocy. Ból, którego nie umiała wytłumaczyć, atakował każdy centymetr jej ciała. Złote pioruny, które zazwyczaj były przyjemne teraz piekły niemiłosiernie. Sparaliżowana bólem, zwijała się na łóżku, cierpiąc w ciszy. Speed Force przechodził z niej na wszystkie elektryczne przedmioty w pokoju. Nadia nauczona doświadczeniem, odpinała wszystkie kable. W ten sposób elektryczność nie przechodziła dalej i nie włączała alarmu na korytarzu tak jak za pierwszym razem. Nie mogąc znaleźć drogi wyjścia Speed Force, w postaci złotych piorunów, błądził po podłodze, ścianach suficie i meblach.

Winchesterowie mieli sprawę w stanie obok Kansas. W pewnym mieście podejrzewali, że znajduję się Wendigo. Gotowi na wyjazd, czekali tylko na Nadię.

Brunetka weszła do kuchni w celu zjedzenia śniadania.

-Hej, mamy sprawę w Nebrasce. Podejrzewamy wendigo, także pakuj się i jedziemy-powiedział Dean, stojąc oparty o framugę drzwi.

-Ja sobie daruję-odparła.

-Co jest?-zapytał.

-Źle się czuję, wiesz, babskie sprawy-uśmiechnęła się niewesoło.

-Ah, rozumiem. Wendigo może poczekać-powiedział, siadając naprzeciwko niej.

-Nie, nie. Jeźdźcie-pokręciła głową.-Jesteście tam potrzebni. Ja sobie zostanę, pooglądam seriale, powzdycham do przystojnych aktorów... zjem tone lodów. I to dosłownie. Na szczęście, chwalić Boga, mam szybki metabolizm-zaśmiała się krótko.

-Na pewno? Mogę zostać i robić to wszystko z tobą. Oprócz wzdychania do aktorów.

-I zostawisz Sama samego? Nie. Jeszcze coś mu się stanie-westchnęła.-Na prawdę sobie poradzę. Mogę zadzwonić do Sava, jeśli cię to uspokoi.

-Tak będzie najlepiej-przyznał.

Godzinę później bracia Winchesterowie byli w drodze do Nebraski, a Nadia została w bunkrze. Siedziała w bibliotece, a przed nią na stole leżał jej telefon. Ostrożnie go dotknęła. Ekran od razu zgasł a urządzenie się wyłączyło.

-Cholera-mruknęła poirytowana.

Odetchnęła głęboko i skupiła się. Spróbowała włączyć telefon, ale się nie udało. Wydała z siebie zduszone warknięcie.-Nie po dobroci?

Wstała i z szafki wyjęła gumowe rękawiczki. Naciągnęła je na swoje palce i odszukała jeszcze rysik do tabletu Sama. Wróciła do stołu i wzięła telefon w dłoń. Nacisnęła odpowiedni przycisk i uśmiechnęła się usatysfakcjonowana gdy ekran rozbłysł. Położyła urządzenie na stół. Rysikiem wybrała numer Savitara i włączyła na głośnomówiący, obawiając się, że telefon w kontakcie ze skórą jej ucha znowu się wyłączy.

-Hej Naduś!-usłyszała, jak zwykle radosnego przyjaciela.

-Sav, zaczęło się.

Nie musiała mówić nic więcej. Savitar przestał się uśmiechać i w tępię natychmiastowym pobiegł do bunkra. Zdyszany wpadł do środka po pięciu minutach. Nadia dalej siedziała przy stole mając na dłoniach gumowe rękawiczki. Kiedy tylko zobaczyła przyjaciela, wpadła mu w ramiona i cicho załkała.

-Cii, już jestem.

Brunetka zrelacjonowała mu ostatnie miesiące. Jak telefon przestawał jej działać, jak traciła kontrolę nad Speed Forcem i o nocach, podczas których zwijała się z bólu. Tom ponuro kiwał głową.

-Muszę Cię stąd zabrać. Jak najdalej Deana i Sama.

-Zanim się na dobre rozkręcę?-zapytała posępnie.

-To co przeżywasz to tylko początkowe stadium...

-Potem będzie gorzej?

-Sto razy gorzej. Dobrze, że szybko to zauważyłaś-przyznał.

-Jak długo to potrwa?

-To zależy od speedstera.

Nadia spuściła wzrok. Po jej policzku spłynęła łza. Kiedyś wiele słyszała o Odrodzeniu. Wiedziała też, że każdy speedster prędzej czy później go doświadcza. Nie było to miłe doświadczenie. Niektórzy nawet umierali podczas tego procesu.

-Musisz się spakować-powiedział, patrząc na nią uważnie.

Pokiwała głową, zgadzając się z nim. Poszła do swojego pokoju i spakowała swoje rzeczy; nie miała ich wiele.

Winchesterowie wrócili do Bunkra następnego dnia wieczorem. Sprawa z wendigo okazała się bardzo prosta i przy tym krótka. Zadowoleni z siebie rzucili torby na podłogę w bunkrze.

-Wróciliśmy!-zawołali. Nie dostali odpowiedzi.

Zdziwieni spojrzeli na siebie i razem zawołali imię speedsterki.

-Pewnie śpi. Ostatnio się nie wysypia-powiedział Sam.

-Tak, pewnie tak. Zobaczę co u niej.

Dean wolnym krokiem ruszył w stronę pokoju Nadii. Cicho zapukał w drzwi i nie słysząc odpowiedzi wszedł do środka. Pokój Nadii był w typowym dla niej chaosie. Książki walały się po kątach, gitara oparta o krzesło... i list na poduszce. Dean otworzył szerzej oczy. Przez chwilę stał jak posąg po czym, jak rażony piorunem, rzucił się w stronę łóżka. Wziął kartkę między palce i otworzył.

Dean,

pewnie nie rozumiesz co oznacza ten list. Z powodu pewnych okoliczności, w które nie mogę cię mieszać, musiałam odejść. Wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć, ale tym razem nie możesz mi pomóc. Sama muszę uporać się z problemem.

Przepraszam.

Nadia


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro