Nowy Orlean
Dean siedział na łóżku, w swoim pokoju. Nerwowo przeglądał zdjęcia z kamer miejskich, poszukując jednego, konkretnego. Jednak nigdzie nie mógł znaleźć fotografii czarnego Chevroleta Camaro, które należało do jego przyjaciółki. Poirytowany zatrzasnął laptopa, który zaskrzypiał.
Winchester wyciągnął z kieszeni telefon, którym próbował się skontaktować z Nadią. Kobieta nie odpierała, dlatego on uporczywie dzwonił co raz częściej, co nie dawało zbyt dużego efektu, ale się nie poddawał. Nadia standardowo nie odebrała i tym razem.
Speedsterka zostawiła swój list dla Deana tydzień temu. W tym czasie dużo się z nią działo. Nadal była w drugim stadium. W nocy budziła się a jej ciało sztywniało z bólu. Na szczęście nie była sama. Savitar przez sen wyczuwając przypływ mocy, budził się i podbiegał do niej. Przytulał ją do swojej piersi, głaskał, uspokajał. Wiedział, że nie pomoże jej to, ale chciał przy niej być.
W dzień Nadia była osłabiona, nie wyspana i bardzo niemrawa, dodatkowo humor psuła jej cała sytuacja z Deanem. Savitar przechowywał jej telefon, dlatego urządzenie wciąż działało. Komórka często dzwoniła i speedsterka doskonale wiedziała kto się do niej dobija. Nawet jeśli mogła by dotknąć telefonu, nie chciałaby z nim rozmawiać. Po co? Musiałaby mu tłumaczyć całą sytuacje, wyjaśnić jakie ryzyko ciąży na niej. Nie chciała go w to wciągać.
Dwa tygodnie później u Nadii zaczęło się stadium trzecie. Ból w nocy stawał się słabszy, ale w ciągu dnia nagle atakował. Tak jak przewidział Savitar, kobietą rzucało o ściany. Po ataku była posiniaczona, a jej ramiona boleśnie obite. Przez to wszystko jej usta wykrzywiał grymas przez cały dzień, a humor nie dopisywał ani na minutę, chociaż Savitar się starał aby takowy powód do radości miała.
To co się z nią działo było niczym w porównaniu ze stadium czwartym.
Zmiana przyszła nagle, z dnia na dzień. Nadia obudziła się wcześnie rano, ale tym razem nie z powodu bólu, skurczy czy czegoś innego. Promienie, które wpadały przez okno do środka, ogrzewały jej twarz. Skrzywiła się i otworzyła oczy. Wciąż leżąc, patrzyła na śnieżnobiały sufit ich pokoju. Słyszała oddech Savitara, który wciąż smacznie spał na łóżku obok. Odwróciła głowę i spoglądając na niego, poczuła złość. Szybko odwróciła głowę tak, że coś strzyknęło jej w karku. Wypuściła powietrze ze świstem i wstała z łóżka.
Savitar zdziwił się, kiedy się obudził. Nad jego łóżkiem stała Nadia z zadziornym uśmieszkiem i dziwną iskrą w oczach.
-Stadium czawrte-westchnął i opadł na poduszki z niepocieszoną miną.
Zaraz jednak znów się podniósł i zaciekawiony spojrzał na swoją przyjaciółkę. Przez setki lat jego życia widział już wielu speedsterów ze stadium czwartym, wiedział co z nimi robi. Był ciekawy jak zadziała na Nadię. Gdy zobaczyła, że na nią patrzy uśmiechnęła się szelmowsko. Miała na sobie czarne jeansy, rurki, z dziurami na kolanach. Miała również t-shirt z nadrukowanym logiem AC/DC z dekoltem, który odsłaniał górną część biustonosza kobiety. Na szyi wisiała złota obrączka po babci Nadii-jednyny znak, że speedsterka ma jeszcze jakieś uczucia. Stare, czarne trampki na stopach kobiety świadczyły o sentymencie, który do nich miała. Odetchnął. Sentyment to uczucia.
Nie tylko ubranie brunetki się zmieniło. Jej zazwyczaj niepomalowane paznokcie błyszczały teraz na czarno. Otworzył lekko usta widząc na twarzy przyjaciółki makijaż. Jej oczy były podkreślone, usta krwistoczerwone.
-Szkoda, że nie ma tu Deana. Padłby na twój widok-uśmiechnął się.
-Oj, jeszcze by sobie ząbki wybił-zakpiła.
Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę drzwi.
-Gdzie idziesz?-zapytał, wstając.
-Nie interesuj się zbytnio.
Savitar prychnął i nagle znalazł się przed Nadią, blokując jej drzwi. Uśmiechnął się ponuro i ponownie zapytał, gdzie się wybiera.
-Na zakupy, okej?-warknęła. W jej oczach zaszalała burza.
-O, słodko-odwarknął. Również w jego oczach pojawiły się pioruny.
Przez chwilę stali tak na przeciw siebie i z gniewem mierzyli się wzrokiem. Nadia w pewnym momencie uśmiechnęła się szeroko i położyła dłoń na nagiej klatce przyjaciela.
-Nie zachowujmy się jak dzieci-szepnęła i przygryzła delikatnie dolną wargę. Gdyby nie była jego najlepszą przyjaciółką a zarazem miłością jego przyjaciela, pocałowałby ją.-Chodź ze mną, doradzisz mi.
***
-DEAN!
Wrzask Sama zdecydowanie było słychać w całym bunkrze. Dean, siedząc pod jego ukochaną Impalą, poderwał się nagle słysząc głos brata. Jęknął, kiedy uderzył czołem w samochód. Masując obolałe miejsce wysunął się spod auta i poszedł do brata. Samuel pochylał się nad laptopem gorączkowo coś oglądając.
-DEAN!-wrzasnął ponownie.
-Co się stało?
-Czarne Chevy Camaro 1969!
-Nadia?-zapytał nagle zainteresowany. Pochylił się nad ramieniem brata.-Gdzie?
-Nie zgadniesz! W Nowym Orleanie!
Winchester wyprostował się. Przed oczami zobaczył Nadię w Złotym Burbonie, w miejscu, w którym się poznali.
-Nie możliwe-szepnął.
-Dlaczego?-zdziwił się Sam przyglądając się uważnie łowcy.
-Po śmierci Kate raczej by tam nie wróciła...-myślał na głos.
-Może ma tam sprawę do załatwienia?
-Nie wiem-pokręcił głową.-Zbieraj się. Jedziemy do Nowego Orleanu.
Nadia tanecznym krokiem szła ulicą, wymijając ludzi, przechodzących obok niej. Z szerokim uśmiechem na ustach, z iskrą w oku rozglądała się po mieście, które tak kochała. Uliczni grajkowie, grali różne melodie, które łączyły się ze sobą w przyjemną muzykę. Kobieta przymykała oczy, przystawała i kołysząc biodrami, rozkoszowała się dźwiękami.
Savitar szedł kilka metrów za nią, podziwiając jej piękno. Wydawała mu się taka cudowna! Ciepłe światło ulicznych lamp oświetlało jej twarz, oczy i włosy, w których odbijał się złoty błysk. 'Nie mając duszy' ani żądnych problemów na głowie, Nadia wyglądała znacznie inaczej, lżej. Uśmiechał się, kiedy delikatnie ruszała biodrami w rytmie muzyki. Stara Nadia by tego nie robiła, nie ważne jak bardzo podobała by się jej muzyka. Tańczenie na środku ulicy, wśród ludzi? Brunetka byłaby skrępowana.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, z trudem powstrzymując śmiech. Może brak duszy, a raczej wyciszenie duszy, ma jakieś plusy?
Nadia właśnie zakręciła się dookoła własnej osi. Zatańczyła jeszcze w miejscu a potem mruknęła figlarsko do niego.
-Chodź sztywniaku!-zawołała i porwała go do tańca.
Savitar prychnął i przyciągnął ją do sobie mocniej. Zakręcił nią i pochwycił ponownie.
-Uważaj kogo nazywasz sztywnym-mruknął jej do ucha żeby słyszała.
Na ulicy był tłum, ale Dean wszędzie dostrzegłby Nadię. Kamień spadł mu z serca, kiedy po kilku tygodniach zobaczył ją ponownie, całą i zdrową. Zaraz jednak zdziwił się i poczuł gniew. Brunetka śmiała się radośnie, wyglądała seksownie i wydawała się zrelaksowana. Bynajmniej nie widział żeby coś jej zagrażało a chyba z tego powodu go zostawiła.
Nadia kątem oka dostrzegła Deana. Uśmiechnęła się szelmowsko, kiedy Savitar ponownie nią zakręcił. Właśnie wtedy, wirując w tańcu, do głowy przyszedł jej pomysł. Zaraz wcieliła go w życie. Odkręciła się i przyciągnęła speedstera do siebie, składając na jego ustach długi pocałunek.
Początkowo zaskoczony mężczyzna nie odwzajemnił pocałunku. Jednak odkąd rano zobaczył ją tak ubraną pojawiła się w nim chęć pocałunku. Szybko się ogarnął i musnął usta przyjaciółki przysuwając ją bliżej siebie.
Przez myśl przeszło mu, że Nadia przechodzi odrodzenie i jest w stadium czwartym. Normalnie by tego nie zrobiła, bo miała by wyrzuty. W końcu kocha innego. No właśnie! Gdzieś tam jest teraz Dean, pewnie jej szuka, zamartwia się a on, Savitar, całuję się z Nadią! Westchnął i zakończył pocałunek.
-Co to, do cholerny, było?-szepnął.
-Chciałam go wkurzyć-odparła.
-Go?-zdziwił się. Natychmiast się odwrócił i zobaczył go, swojego przyjaciela.
Winchester patrzył na nich, a w jego spojrzeniu speedster zobaczył to, co widział kiedy brunetka umarła. Smutek, rozpacz, złamane serce i... gniew. Łowca skrzywił się i postawił krok w ich stronę.
-Cholera!-warknął Tom i chwycił Nadię. Trzymając ją w swoich ramionach odbiegł jak najdalej głównej ulicy, na której byli przed chwilą.
-Cholera...-powtórzył ciszej, kiedy znaleźli się w motelu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro