Ach, wampiry
Nadia wielkimi oczami patrzyła na swoją dłoń złączoną z dłonią Deana. Czuła ciepło na policzkach, a jej serce biło (o ile to możliwe) jeszcze szybciej.
Naprawdę nie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia. Jej zdaniem to tylko takie powiedzonko wymyślone na potrzeby filmów. Chociaż komuś innemu reakcja jej ciała mówiłaby, że dziewczyna oszalała na punkcie tego mężczyzny ona wiedziała, że tak nie jest. Nadia była święcie przekonana, że jest niewidzialna dla mężczyzn. Ci zazwyczaj patrzą na piękną i przebojową Kate, a nie jej cichą kumpele. Dlatego teraz, kiedy naprawdę przystojny mężczyzna trzymał jej dłoń i przyjaźnie się uśmiechał nie wiedziała co robić. Przez chwilę pomyślała o tym żeby potraktować go Speed Forcem. Zemdlałby a ona uciekłaby. Plan idealny.
-Domyślam się, że ta Inpala jest twoja-zagaiła Kate.
-Impala-poprawili ją oboje.-I tak.-dodał Dean teraz spoglądając na blondynkę.
-Znasz się na samochodach?-zapytał zwracając się znowu do Nadii.
-Skąd to pytanie?-mruknęła spoglądając na swoje buty.
-Słyszałem co mówiłaś-uśmiechnął się.
-To nie tak, że się na nich znam... Po prostu Impale z '67 poznam wszędzie...
-Nie znasz się?-zakpiła i zwróciła się do Deana.- Rozumiesz, że kiedyś kupiła jakiegoś rozklekotanego grata, który był na złomowisku. Typ co jej go sprzedał mówił, że nie da się go naprawić! A tymczasem Nadia zrobiła z niego cudo w miesiąc. Złomiarz był pod wrażeniem jak zobaczył tego Chevroleta.
-Jeździsz Chevroletem? Też Impalą?-zapytał zaintrygowany.
-Och, chciałabym. Zawsze chciałam ten konkretnie samochód, ale nie mogłam go nigdzie znaleźć. Teraz mam moje Camaro z '69.
Dean z zachwytem patrzył na dziewczynę. "Jeśli słucha jeszcze rocka to musi być syreną!'-pomyślał. Jednak zaraz potem pomyślał o tym, że woli pewne siebie kobiety, a ta tu jest raczej nieśmiała. Po za tym, z tego co pamiętał syreny pracowały w pojedynkę. 'Czyżbym spotkał tą jedyną?'-zaśmiał się w myślach.
-My musimy już iść. Miło było poznać, Dean.-powiedziała Nadia i pociągnęła przyjaciółkę do samochodu.
-Kate jakby co! Jestem Kate!-zawołała
Dean skinął jej głową, a kiedy odjechały wsiadł do swojej dziecinki. Przez chwilę siedział nic nie robiąc. Potem pokręcił głową uśmiechnięty i pojechał do motelu. Tam wygodnie rozsiadł się na łóżku i sięgnął po gazetę, którą wziął z recepcji. Na pierwszej stronie czerwonymi literami pisało o morderstwie.
-Niby wakacje mam...-mruknął, ale mimo to zaczął czytać.-Wyssane z krwi...To wampiry Sammy!-zawołał i rozejrzał się w poszukiwaniu brata.-Och...-westchnął, zdając sobie sprawę, że Sama tu nie ma.
Następnego dnia, ubrany w 'służbowy' garnitur, udał się do prosektorium. Tam pokazując swoją fałszywą odznakę patologowi wszedł po pomieszczenia i obejrzał ciało trzech zmarłych denatów.
-Definitywnie wampiry...-mruknął do siebie widząc ślady kłów na szyi.
Od policjanta dowiedział się gdzie znaleziono ciała i tam się udał. Miejsce 'zbrodni' było już posprzątane. Łowca westchnął. Nic nie znajdzie, skoro miejsce jest już przeszukane. Odwrócił się z zamiarem odejścia kiedy kontem oka zauważył coś w trawie. Podszedł tam, nachylił się i wyjął ciemnozieloną kostkę do gitary. Miała wygrawerowane imię Mick.
-To już jakiś trop.
Kilka godzin potem dowiedział się, że w mieście jest nie jaki Mick, który gra na gitarze w zespole 'Bloody'. Jednak nikt nie wiedział gdzie można było znaleźć za dnia. W nocy natomiast jego zespół dawał koncert a potem pili do rana w jakimś barze. 'Trochę zbyt łatwe to'-pomyślał Dean. Starszy Winchester zaczął poszukiwać informacji gdzie tego wieczoru ma zagrać 'Bloody'. Nie było to trudne. Okazało się, że to dość popularny zespół.
-Następnie będą grać w.... 'Złotym Bourbonie'. Skąd ja znam tę nazwę?-zaczął się zastanawiać. Przerwał mu jego telefon.
-Hej, Dean.-przywitał się Sam.
-Sprawdzasz mnie mamo?-zakpił.
-Co słychać?-zapytał ignorując wcześniejsze słowa Deana.
-Mam sprawę-mruknął.
-Coś ciekawego?-dopytywał.-Potrzebujesz pomocy?
-Nie, to tylko mała grupka wampirów.
-Grupka? Dean-westchnął-nie możesz sam iść walczyć z wampirami.
-Myślę, że jest ich tylko trzech. Zostawili tylko trzy ciała. Załatwię to szybciutko-powiedział.-A ty? Masz coś?
-Ta. W Kansas jest sprawa. Cas mi ją dał.
-Cas?-zdziwił się.
-Znalazł w gazecie. Ciała bez serc.
-Wilkołak-stwierdził Dean.-Zabierz naszego pierzastego kolegę. Nie jedź sam.
-Ty jesteś sam-mruknął młodszy.
-Ale jestem starszy i robię to dłużej.
-Jasne, jasne.
-Trzymaj się Sam.
-Ty też.
Wieczorem Dean ponownie znalazł się w 'Złotym Bourbonie'. Dopiero kiedy stanął w środku zrozumiał skąd kojarzył to miejsce. Był tu wczoraj. Na scenie stali już dwaj mężczyźni i kobieta. Grali jakiś jazz. Kilka minut później zeszli ze sceny i usiedli w koncie sali. Dean siedział za nimi, dokładnie ich obserwując.
-Czujecie?-zapytał cicho jeden.
-Mówisz o typie który pachnie starym samochodem czy o tej speedsterce?
-O dziewczynie-prychnął.
-Pięknie pachnie-westchnęła kobieta.
-Dzisiaj się najemy.
Kate i Nadia jak zwykle wieczór spędzały w ich ulubionym barze. Dzisiaj grał jeden z lepszych zespołów, a Kate bardzo chciała ich posłuchać. Kate była zauroczona męską częścią grupy. Nadia mimo, że rozkoszowała się muzyką nie podzielała entuzjazmu przyjaciółki. Jej zdaniem wyglądali zbyt podejrzanie. Odkąd Savitar pokazał jej ciemniejszą stronę świata była jeszcze mniej ufna niż wcześniej. Ufała odczuciom, swojej intuicji a ta mówiła jej, że stanie się coś złego.
-Co jest?-zapytała Kate widząc minę przyjaciółki.
-Nic, tak sobie tylko myślę...-choć początkowo chciała podzielić się obawami, nie zrobiła tego. Nie chciała martwić Kate.
Kilka godzin później, kiedy biegała po całym mieście szukając przyjaciółki żałowała, że nie powiedziała jej o swoim przeczuciu.
Kate wyszła już z baru, kiedy Nadia zostawiała pieniądze za drinki. Kiedy szła w kierunku wyjścia zderzyła się z Deanem. Nie zdążyli się nawet przywitać kiedy usłyszeli krzyk Kate. Wybiegli na zewnątrz a za nimi kilka innych osób. Na chodniku była nie wielka plama krwi i bransoletka Kate.
-Nie, nie, NIE!-krzyczała spanikowana.-KATE! KATE!
-Spokojnie, Nadia. Znajdziemy ją!-uspokajał ją. Wyciągnął rękę żeby dotknąć jej ramienia i ją pocieszyć, ale wtedy ona się odwróciła. W jej oczach na ułamek sekundy widział błyskawice. Zaskoczony cofnął rękę.
-Nie rozumiesz!-warknęła.-Świat jest o wiele mroczniejszy niż ci się wydaję. Nie porwali jej jacyś tam zwykli ludzie tylko cholerne pijawki!
-Co?
-Nie zrozumiesz...-jęknęła i zakryła twarz dłońmi.-Cholera.
-Wiesz o...Czekaj, czekaj. Nie rozumiem. Wiesz o... o wszystkim?
-O wszystkim?-zapytała.
-Wampiry...
-Ah, wampiry, wilkołaki i demony. Speedsterzy, wiedźmy...
-Speedsterzy?
-To teraz nie ważne! Musimy znaleźć gniazdo i...-zaczęła.
-Nie mów ojcu jak dzieci robić. Wiem jak mam polować.
-Łowca. No tak. Mogłam się domyśleć-westchnęła.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro