Rozdział 98
- Na litość boską! - wrzasnęłam zdenerwowana - Ile można siedzieć w tej łazience?! - dodałam głośniej, waląc w drzwi.
- Siostra, daj spokój - westchnął Chris. Jemu było łatwiej powiedzieć. Ogarnął się do swojego wyjścia pół godziny temu i teraz leżał na kanapie.
- Nie dam spokoju! Czekam już pół godziny. Jack ma być tutaj za piętnaście minut. Przecież ja się nie wyrobię - jęknęłam.
- Nie przesadzaj. Nie musisz wyglądać tak idealnie na waszą randkę - stwierdził chłopak.
- Niby czemu? - zapytałam lekko zdziwiona, a jednocześnie zaciekawiona nową teorią brata.
- Już kończę! - pisnęła nowa miłość mojego brata zza drzwi.
- Mówisz to od dobrych dwudziestu minut! - odkrzyknęłam.
- Cóż... Ty i Jack jesteście parą od... - zawiesił się - Dłuższego czasu.
- No i co? - Zmarszczyłam brwi.
- On cię widział praktycznie we wszystkich odsłonach. Wesołą, wściekłą, zrozpaczoną, zamyśloną i wreszcie zaspaną. Co oznacza brzydką - odpowiedział.
- Wal się! - warknęłam, a Chris wybuchnął głośnym śmiechem.
- Wiem! - krzyknął po chwili - Możesz skorzystać ze swojej łazienki! Boże, blondynki są takie głupie! - Uderzył się otwartą dłonią w czoło, a ja zmrużyłam oczy. Chwyciłam książkę z regału, po czym rzuciłam w chłopaka.
- To za bycie takim idiotą - mruknęłam - A tak poza tym, to w mojej łazience przepaliła się żarówka, a mój braciszek nie ma czasu, by to naprawić - dodałam sarkastycznie.
- Skończyłam! - Usłyszałam za sobą piskliwy głos.
Mimowolnie się zirytowałam. Odwróciłam się powoli. Pola miała na sobie... Tak, tutaj był problem. Miała na sobie bardzo skąpe ubranie, jeśli mogę to w ogóle nazwać ubraniem. Obcisłe, miniaturowe spodenki dżinsowe oraz czarny crop top. Tych samych rozmiarów, co spodenki. Oczywiście, dziewczyna miała na sobie tonę makijażu.
- Gdzie się wybieracie? - zapytałam z wymuszonym uśmiechem.
- Na imprezę! - zaświergotała - A ty gdzie idziesz ze swoim przystojnym, sławnym chłopakiem, na którego nie zasługujesz?
- Na pewno nie do miejsca dla pustych dziwek - prychnęłam i szybko zniknęłam w łazience.
Słyszałam, że Pola coś do mnie jeszcze mówiła, jednak zagłuszyłam ją lejącą się z kranu wodą. Po kilku minutach usłyszałam trzaskanie drzwiami charakterystyczne dla mojego brata. Odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na lustro. Świetnie. Ta pusta Barbie zachlapała je milionem różnych kosmetyków. Ujrzałam resztki tuszu oraz eyelinera. Mojego. Jeszcze używała moich kosmetyków! Co za... Zrobiłam kilka głębokich oddechów, by się uspokoić. Udało się. Szybko związałam włosy w koka. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Wkurzyłam się, bo wiedziałam, że to Jack. Otworzyłam je i zobaczyłam mojego chłopaka.
- Hej, kochanie - przywitał się pocałunkiem w policzek. Otworzyłam szerzej drzwi, a on wszedł do środka. - Gotowa?
- Nie - mruknęłam i skierowałam się do łazienki.
- Czemu? Nie mamy co prawda rezerwacji, ale... - zaczął, patrząc na mnie znacząco.
- Ta głupia, pusta Barbie siedziała w łazience pół godziny i nie mogłam się ogarnąć - westchnęłam.
- Już jesteś ogarnięta. Wyglądasz idealnie - stwierdził - Poza tym, tam, gdzie idziemy, nikt nie będzie cię widział. Oprócz mnie oczywiście.
- Powiesz mi w końcu, gdzie idziemy? - zapytałam z ciekawością.
- Miś, to jest niespodzianka. Lubisz robić nielegalne rzeczy, prawda? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Jack, co ty znowu wymyśliłeś? - spytałam ze zmarszczonymi brwiami.
- Och, nic takiego. Tylko szczypta szaleństwa - parsknął śmiechem.
- J, nie zgarnie nas policja, prawda?
- Raczej nie - przeciągnął ostatnią głoskę.
- Jack... - westchnęłam.
- Miś, mamy po 17 lat. Możemy trochę poszaleć - uśmiechnął się i objął mnie ramieniem.
- Więc o to chodzi? - zachichotałam - Zaraz będziesz miał 18 lat i nie będziesz mógł szaleć.
- Przejrzałaś mnie - westchnął.
Założyłam trampki, zamknęłam drzwi na klucz i obydwoje ruszyliśmy chodnikiem. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, lekki wiatr próbował zepsuć mi fryzurę. Szliśmy w ciszy, słowa nie były nam potrzebne. Johnson trzymał mnie za rękę, kciukiem rysując kółeczka na mojej skórze. O tej porze ulica była prawie pusta. Wszyscy siedzieli w domu albo na imprezach. Po kilkunastu minutach stanęliśmy przed dużym, znajomym budynkiem. Pierwszy raz nie zobaczyłam przed nim dwóch bardzo miłych ochroniarzy.
- Jack, czy ty...? - zaczęłam, nie do końca wiedząc jak sformułować pytanie.
- Tak, zamierzam wejść do studia. A ty razem ze mną - przytaknął z uśmiechem - Chodź - dodał i pociągnął mnie za rękę.
- Jack! Ale tam jest mnóstwo zabezpieczeń! Nie znamy żadnych kodów! - wykrzyknęłam przerażona, ale chłopak już coś wystukiwał. Po chwili zaświeciło się zielone światełko.
- Jasne, że znamy. Wykradłem je Ashtonowi - uśmiechnął się zwycięsko.
- Nie zmienia to jednak faktu, że nie możemy tutaj być - odpowiedziałam.
- Och, nie przesadzaj. Musisz zaszaleć i się rozluźnić - uśmiechnął się i przyciągnął mnie do siebie.
Złączył nasze usta w czułym pocałunku. Po chwili przerodził się w bardziej namiętny. Nasze języki walczyły między sobą o dominację. Zaplotłam palce we włosy Jacka, ciągnęłam za ich końcówki, co skutkowało cichymi jęknięciami blondyna. Nagle usłyszałam dźwięk swojego telefonu komórkowego.
- J, czekaj - wyjęczałam prosto w jego usta.
- Nie chcę czekać - wyszeptał i zniżył się ze swoimi pocałunkami na moją szyję. Ja natomiast wyjęłam telefon z kieszeni.
- To może być coś ważnego - mruknęłam, odsuwając się od Jacka. Spojrzał na mnie ze zniecierpliwieniem. Podświetliłam ekran. Ujrzałam wiadomość od Matta.
- Od kogo to? - spytał z ciekawością.
"Przyjadę po ciebie jutro o 12.00 i razem pojedziemy do rodziców Liama. Jestem z tobą, pamiętaj."
- Ymm... Nieważne. To tylko Matt się pyta o lekcje - odpowiedziałam lekko spanikowana.
- Matt? W piątek wieczorem? Pyta się o lekcje? Pokaż, muszę to zobaczyć - zaśmiał się i wyrwał mi telefon z ręki.
- Jack, nie! - krzyknęłam przerażona, ale chłopak mnie nie słuchał. Odczytał wiadomość, a ja mogłam dostrzec na jego twarze różne emocje. Od rozbawienia, poprzez dezorientację, aż po zdenerwowanie.
- Chcesz się spotkać z rodzicami Liama? - spytał poważnym tonem. Jego oczy spotkały się z moimi. Zrobiłam głęboki wdech.
- J, to... - zaczęłam, ale głowę miałam pustą. Nie wiedziałam co powiedzieć. - Muszę to zrobić. Odkąd spotkałam się z Li...
- Spotkałaś się z Liamem?! - krzyknął z niedowierzaniem i zdenerwowaniem. Przeklęłam w myślach.
- Jack... - zaczęłam.
- Pamiętaj włączyć kod - rzucił, po czym upuścił na podłogę karteczkę. Odwrócił się na pięcie i odszedł.
******************
Ciężko jest mi pisać. Bardzo ciężko. Dlatego...
Niedługo będzie koniec.
~~Banshee :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro