Rozdział 93
Marzec. Jeden z moich ulubionych miesięcy w roku, właśnie się rozpoczął. Temperatura wzrosła, każdy miał lepszy nastrój, w tym ja. Od piątku chodziłam jednak nieobecna. Moją głową zaprzątał głównie Liam. On i cała ta cholerna rozmowa. Z jednej strony poczułam się lepiej. Odwiedziłam go, sprawdziłam, jak się czuję. Z drugiej zaś strony... Wyrzuty sumienia nie zniknęły. Wręcz przeciwnie. Stały się jeszcze większe i głośniejsze, przez co zagłuszały moje myśli. Nie mogłam się uczyć, spać, czy oglądać telewizji. Jedyną czynnością, która dawała mi ukojenie, było rapowanie. Nie mogłam jednak siedzieć w studiu cały dzień. Rozpoczął się nowy tydzień, a co za tym idzie, musiałam wrócić do szkoły. Uczyniłam to z wielką chęcią. Stęskniłam się za przyjaciółmi, których nie widział całe siedem dni. Wszyscy przywitali mnie z wielką radością. Oczywiście nie obyło się bez złośliwych komentarzy na temat mojego zawieszenia. Tuż po wejściu do szkoły ujrzałam burzę rudych loków. Postanowiłam jednak słuchać rady dyrektora i ignorować Mahogany. Wysłałam jej tylko spojrzenie pełne nienawiści. Odpowiedziała mi tym samym.
- Liliano, czy możesz odpowiedzieć na moje pytanie? - Usłyszałam surowy głos nauczyciela, przez który wróciłam do szarej, nudnej rzeczywistości. Rozejrzałam się zaskoczona dookoła. Inni uczniowie spoglądali na mnie z ciekawością, a na ich twarzach widniały szydercze uśmiechy.
- Czy mógłby pan powtórzyć pytanie? - uśmiechnęłam się słodko do starego profesora. Lox, siedząca dwie ławki przede mną prychnęła. Zirytowana mimowolnie wywróciłam oczami. Nauczyciel natomiast westchnął głośno.
- Jaki będzie wynik równania na tablicy? - zapytał, kiwając głową w stronę tablicy.
- Hm... - zamyśliłam się. Zaczęłam rozwiązywać zadanie w głowie. - Równanie jest sprzeczne, ponieważ zero nie jest równe sześć - dodałam po chwili pełnej napięcia ciszy. Starszy mężczyzna pokiwał głową z uznaniem.
- Brawo, Lili. Dostajesz plusa - mruknął, wpisując moją nagrodę do dziennika. Lox prychnęła ponownie, co mnie bardzo wkurzyło. Miałam ochotę jej coś powiedzieć albo znowu przestawić nos, jednak Aaron mnie powstrzymał.
- Nie daj się ponieść emocjom - szepnął mi do ucha - Idziesz dzisiaj do studia? - Zmienił zręcznie temat. Posłałam ostatnie nienawistne spojrzenie rudej, zatrzymując się dłużej na jej plastrze na nosie i przekręciłam głowę w stronę Aarona.
- Tak, muszę nadrobić piątek. A tak strasznie mi się nie chce... - jęknęłam przeciągle.
- Wyobrażam sobie. Przez cały tydzień codziennie tam chodziłaś.... - pokręcił głową - Jestem pełen podziwu.
- I tak nie miałam nic innego do roboty - odparłam.
- Uwaga! - krzyknął profesor, przerywając nam rozmowę - Waszą pracą domową będzie wykonanie pewnego projektu. W parach.
- Projektu? - powtórzył ironicznie Aaron - Na matmę?
- Tak, Carpenter. Projekt na matematykę. Królową wszystkich nauk - rzekł z rozmarzeniem, a ja zmarszczyłam brwi. Posłałam rozbawione spojrzenie przyjacielowi, a jego reakcja była podobna.
- To... Na czym będzie polegał ten projekt? - zapytałam, starając się ukryć śmiech.
- W dwuosobowych grupach musicie wykonać wykres 3D na podstawie stwierdzeń Nikomedesa. Wykres może być na dowolny temat - oznajmił, a ja jęknęłam. Głupszej pracy nie dało się wymyślić.
- Lili, jestem z tobą - rzucił pośpiesznie Aaron, a ja od razu przytaknęłam. Na marginesie zaczęłam zapisywać sobie wszystkie informacje. W klasie zapanował harmider, wynikający z dobierania się w pary.
- Nie tak prędko, moi uczniowie - powiedział donośnym głosem profesor - Ja was dobiorę. Sprawiedliwie. Hmm... Idźmy po kolei - spojrzał się w naszą stronę - Aaron, będziesz z...
- Lili? - zapytał z nadzieją.
- Nie, ona odwali za ciebie całą robotę, a to ma być wspólna praca. Ze Scottem. Jestem pewien, że dacie sobie radę - wskazał na chłopaka siedzącego w ostatniej ławce.
Aaron jęknął. Scott uważał się za emo. Miał czarne włosy, pomalowane na podobny kolor oczy, kolczyki w uszach. Zawsze słuchał muzyki na lekcji, a gdy nauczyciel zwracał mu uwagę, wzruszał jedynie ramionami i wracał do wykonywania wcześniejszej czynności.
- Liliano, będziesz z...Mahogany. Wyjdzie wam świetny wykres - oznajmił matematyk i zaczął dalej tworzyć pary. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Czy dyrektor nie przekazał mu, że mamy się trzymać od siebie z daleka?
- Dobra, ty masz gorzej - szepnął Aaron.
Zaśmiałam się nerwowo. Jasne, że miałam gorzej. Nie byłam w stanie współpracować z Lox. To był mój największy wróg. Miałam ochotę walić głową o ścianę bez końca. Już wolałam ponownie odwiedzić Liama.... Nie. Nie myśl o nim. Kiedy zadzwonił dzwonek, szybko wyszłam z klasy. Przyszła pora na lunch.
- Lili! Poczekaj! - Usłyszałam znajomy głos. Mimowolnie się spięłam. Zacisnęłam ręce w pięści i odwróciłam się. Przede mną stała zdyszana Lox.
- Tak? - mruknęłam - Spieszę się.
- Właśnie widzę. Słuchaj, jeśli chodzi o ten projekt to... Wiem, że nie chcesz się ze mną spotykać. Ja z tobą też nie chce. Poza tym... To mogłoby się źle skończyć - zachichotała, zakręcając kosmyk włosów wokół palca. Uśmiechnęłam się ironicznie. - Więc zrobię go sama. Ty się tylko dopiszesz. Pasuje ci?
- No dobra - odparłam po chwili i okręciłam się na pięcie i ruszyłam na stołówkę.
Uf... Łatwo poszło. Aż nieprawdopodobnie łatwo. Ale, skoro Mahogany chciała zrobić ten projekt sama, postanowiłam się nie wtrącać. Przynajmniej łatwo zarobię ocenę. Z powodu nagrywania płyty ciągle brakowało mi czasu. A może... To był jakiś podstęp? Szybko jednak wybiłam sobie ten pomysł z głowy. Mahogany na pewno zależało na dobrej ocenie. Tym bardziej że nigdy nie była wybitnie uzdolniona, jeśli chodzi o matmę. Wzruszyłam ramionami i podeszłam do stolika, gdzie siedziała już reszta paczki.
- Ten głupi starzec kazał mi robić projekt z Manti! - jęknął Nash - Gorzej być już nie mogło!
- Wiesz, Nash, ja robię projekt z Mahogany - uśmiechnęłam się i usiadłam między nim a Johnsonem. Pocałowałam go przelotnie w policzek. - Poza tym Manti jest fajna. Zawsze razem się obijamy na WF-ie.
- Co? - krzyknęli chórkiem oprócz Aarona, który już wszystko wiedział.
- No tak. - Wzruszyłam ramionami. - Już z nią nawet gadałam. Powiedziała, że zrobi cały wykres. Pasuje mi taki układ.
- I obyło się bez kłótni? - spytała zszokowana Madison.
- No tak - powtórzyłam.
Wszyscy przytaknęli i zmienili temat. Rozejrzałam się po stołówce. Te same osoby zawsze siadały w tych samych miejscach. Przy jednym stoliku było puste miejsce na ławce. Zazwyczaj siedział tam Liam. Westchnęłam. Gdyby nie ja, nadal by tam siedział i śmiał z żartu kolegi. Albo sam opowiadałby jakiś żart, miał ich mnóstwo w zanadrzu. Gdybym go nie wkopała do tego psychiatryka, w którym nie czuje się najlepiej. To była moja wina. Gdyby wtedy nie weszła do jego pokoju...
- Lili, co jest? - spytał mnie cicho Jack.
- Nic, a co ma być? - mruknęłam, odrywając się od myśli.
- Od piątku jesteś jakaś nieobecna i smutna. Stało się coś? - zapytał.
Tak, stało się. Odwiedziłam Liama w psychiatryku. Ale ty nie możesz się o tym dowiedzieć.
- Wydaje ci się - uśmiechnęłam się słabo i nagle poczułam potrzebę wyjścia na świeże powietrze - Muszę coś załatwić, zaraz wrócę - dodałam i prawie wybiegłam ze stołówki.
Na szczęście Johnson nie ruszył za mną. Przepchnęłam się przez uczniów i popchnęłam drzwi awaryjne z tyłu szkoły. Zaczerpnęłam powietrza, po czym usiadłam na pobliskiej ławeczce. Na szczęście nie było tutaj nikogo. Objęłam nogi dłońmi, a na kolanach położyłam podbródek. Cholera. Jak miałam ukryć to przed Jackiem? Jak miałam zapomnieć o tym, że go odwiedziłam? Wszystko mi się z nim kojarzyło. Sąsiedni dom, bransoletka od niego, zdjęcie, które potajemnie trzymałam w szufladzie w pokoju, nawet puste miejsce na stołówce! To było chore. Szalone. Szalone, jak i cały Liam. Co za paradoks.
- Co się dzieje, Lil? - Usłyszałam głos Matta. Usiadł obok mnie i przytulił mocno. - Mi możesz wszystko powiedzieć.
- Wiem, Matty, wiem - westchnęłam.
- Pamiętaj, że to ja jestem twoim najlepszym przyjacielem. Mimo tego, że ostatnio się między nami zepsuło - posmutniał.
- Obiecujesz, że nie powiesz Jackowi? - spytałam cienkim głosem.
- Obiecuję. Słowo blondyna! - przyrzekł, a ja zachichotałam mimowolnie.
- Odwiedziłam Liama w psychiatryku - oznajmiłam cicho.
- Co?! Oszalałaś?!
*****
Hej! Trzecia klasa to naprawdę level hard xd
Nie mam w ogóle czasu :(
~~Banshee :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro