Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 90

Godzinę temu dowiedziałam się kilku bardzo ciekawych informacji na temat mojej szkoły, o których nie miałam pojęcia. Okazało się, że szanowny pan dyrektor ma aż dwa gabinety. Jeden, w którym już byłam, załatwiał swoje sprawy. W drugim natomiast, który otoczony był dźwiękoszczelnymi ścianami, rozmawiał z uczniami na temat ich występków. Rozmawiał to troszkę zbyt... Łagodne określenie. Dyrektor krzyczał, wrzeszczał, rzucał przedmiotami z biurka, wszystko zależało od tego, co zrobiła dana osoba. Carter powiedział mi, że to pomieszczenie zyskało miano "czyśćca" kilka lat temu.

 Tutaj właśnie trafiłam po tym, jak pobiłam się z moim największym wrogiem, Mahogany Lox na oczach uczniów oraz nauczycieli. Od razu zostałam zaprowadzona do tego gabinetu. Był on bardzo ubogi. Ciemnozielone ściany, kilka starych obrazów, jedno okno z widokiem na boisko. Na środku stało duże, drewniane biurko, które zajmowało całą powierzchnię gabinetu. Siedziałam na małym, niewygodnym krześle, tuż obok poirytowanej Lox. Dyrektor prawił na kazanie, jednak ani ona, ani ja, nie słuchałyśmy go. Ruda zajmowała się swoimi idealnymi paznokciami. Ja natomiast ukrycie pisałam SMS-y z Johnsonem. Nie czułam żadnych wyrzutów sumienia, jedynie satysfakcję, że złamałam nos tej rudej małpie. Teraz miała duży plaster, a potem musiała jechać do szpitala. Dyrektor nie chciał jej puścić, ponieważ "nadszarpnęłyśmy wzór oraz reputację szkoły". Ja na szczęście miałam tylko trzy czerwone ślady po paznokciach dziewczyny. 

- ... Czy macie mi coś do powiedzenia na swoją obronę? - zakończył swoją długą oraz nudną historię dyrektor. Zdjął okulary z nosa i odłożył je obok. Ręce splótł ze sobą, położył na biurku, a jego surowy wzrok spoczął na nas. 

- Ja jestem niewinna! - zaczęła lamentować Lox - To ona mnie uderzyła  pierwsza! Zresztą widzi dyrektor mój nos!

- A ja widzę na policzku Liliany trzy szramy po twoich paznokciach - mruknął zirytowany mężczyzna. Nie tylko ja nie lubiłam Mahogany Lox. 

- Niech dyrektor jej nie broni! To nie jest uczciwe! - pisnęła dramatycznym głosem.  

- Obie jesteście winne. Chcę tylko wysłuchać czegoś na waszą obronę. A ty masz coś do powiedzenia, Liliano? - zwrócił się do mnie dyrektor, a ja oderwałam się od ekranu telefonu. Niepostrzeżenie schowałam go do kieszeni. 

- Ymm... No... - zająknęłam się - Mahogany mnie sprowokowała. Zasługiwała na ten złamany nos. 

- Widzę, że nie macie żadnych wyrzutów sumienia - stwierdził, a my zgodnie pokiwałyśmy przecząco głowami. Mężczyzna westchnął ciężko i podrapał się po łysinie. 

- Co dyrektor z nami zrobi? - zapytała wyczekująco Lox - Chcę już iść na lekcję. 

- Od kiedy ci się spieszy na lekcje? - spytałam z sarkazmem w głosie, co spotkało się z nagannym wzrokiem dyrektora. 

- Liliano McCourtney jesteś zawieszona w prawach ucznia do końca tego tygodnia - rzekł dyrektor poważnym głosem, a mnie zamurowało. Otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. 

- Co takiego? - krzyknęłam z wściekłością - To nieuczciwe! Za jedno małe uderzenie?

- Ciągle jesteś w centrum uwagi, Liliano - dodał - Najpierw uderzenie przez Mahogany, kiedy straciłaś przytomność, akcja z biologiczką, wtedy też ci się upiekło. A ostatnie wydarzenia z naszym wzorowym uczniem Liamem? Teraz znajduje się w zakładzie psychiatrycznym z twojego powodu! Koniec tego dobrego! Musisz dostać nauczkę! - wrzasnął, uderzając dłonią w biurko. Ruda zaczęła się śmiać. 

- Śmie dyrektor twierdzić, że to moja wina, że Liam okazał się psychopatą, który mnie śledził i chciał mnie zabić?!

- Koniec dyskusji - uciął, a Mah wybuchnęła jeszcze głośniejszym śmiechem. Cała ta sytuacja ją bawiła. - A ty, Mahogany Gordy, również zostajesz zawieszona w prawach ucznia do końca tego tygodnia - dodał, a w pomieszczeniu zapadła niezręczna cisza. Lox patrzyła się zdezorientowana oraz zaskoczona na dyrektora. W końcu zaczęłam się śmiać z niej tak jak ona ze mnie. 

- Ale dyrektor nie może mi tego zrobić! - pisnęła - Ja miałam jechać do Meksyku i rozwijać karierę, bo przez tę sukę wszyscy mnie nienawidzą! A teraz nic z tego nie wyjdzie!

- Do poniedziałku nie chcę was widzieć w tej placówce. A jeżeli jeszcze raz się pobijecie, powyzywacie, będziecie się obrażać w Internecie albo w czasopismach, wyrzucę was ze szkoły! - krzyknął. Westchnęłam głośno i opuściłam pomieszczenie tuż za Lox, trzaskając drzwiami. 

- To wszystko twoja wina! - krzyknęła na pustym korytarzu, kiedy szłyśmy w stronę wyjścia ze szkoły. 

- Trzymaj się ode mnie z daleko, debilko - odparłam i szybko wyszłam ze szkoły. 

Skręciłam w prawo, ruda natomiast w lewo, więc od razu odetchnęłam z ulgą. Świetnie. Po prostu zajebiście. Zostałam zawieszona w prawach ucznia! Zawieszona! Ja! Wzorowa uczennica! Westchnęłam głośno. Ale się wkopałam. Musiałam te wolne dni jakoś wykorzystać. Nie wiedziałam jednak jak. No bo co mogłam robić? Znowu grać w The Sims 4? To już mnie znudziło. Nagle poczułam wibracje w kieszeni. Wyciągnęłam telefon. Dzwonił Chris. Niedobrze. 

- Hej, bracie. Co tam? - spytałam, spoglądając w niebo i starając się ukryć roztrzęsiony głos. 

- Lili, czemu wszyscy w szkole gadają o twojej bójce z tą... Jak jej tam? 

- Mahogany? - dokończyłam. 

- Właśnie. Mahogany - przytaknął, a ja przygryzłam wargę - O co chodzi?

- No wiesz, jak to jest, bracie... - zaczęłam - Strasznie mnie wkurzyła, więc ją lekko, ale to leciusieńko uderzyłam w nos i od razu wielka afera. 

- Lekko? Podobno przestawiłaś jej nos. - Usłyszałam ciężkie westchnienie. 

- Skąd wszyscy o tym wiedzą? - mruknęłam - Nie popadajmy w paranoję. Poza tym to nie moja wina, że ma cienkie kości, które szybko się łamią - dodałam głośniej. Kopnęłam kamień, który przeturlał się na drogę.

- Czyli połamałaś jej nos? - spytał dla upewnienia. 

- Tak, okej? I dyro mnie zawiesił! - podniosłam zirytowana głos. 

- Moja krew! - krzyknął uradowany brat, ja pokręciłam powoli głową. Nie spodziewałam się takiej reakcji. Byłam pewna, że będzie wściekły, że będzie prawił mi kazania, mówił, że jestem nieodpowiedzialna i inne takie nudne pierdoły. 

- Miło, że się cieszysz - mruknęłam. 

- Gadałem z Polą i... Zaprosiłem ją na jutro do nas - oznajmił niepewnie, zmieniają temat. Pisnęłam szczęśliwa. 

- Świetnie! Już nie mogę się doczekać! Zrobię żeberka w sosie słodko-kwaśnym, twoje ulubione - odpowiedziałam. 

- Wiesz... Pola jest wegetarianką - powiedział. 

- Aha... - mruknęłam - No dobra. Znajdę dzisiaj jakiś przepis. Kończę, bo wchodzę do domu - dodałam i rozłączyłam się po cichym pożegnaniu ze strony brata. 

Rzuciłam się na kanapę. Byłam pełna energii, nie chciało mi się siedzieć w domu. Nie miałam nic do roboty, Chris wyjątkowo posprzątał w weekend. Przez przypadek przełączyłam na jakiś program muzyczny. Zaczęłam sobie podśpiewywać znaną piosenkę. Nagle podniosłam się i znalazłam odpowiedni kontakt w telefonie.

- Halo? - Usłyszałam znajomy głos w słuchawce. 

- Hej, Ash. Mogę wpaść? - spytałam z nadzieją w głosie. 

- Jasne, masz dużo roboty. Ale... Nie powinnaś być teraz w szkole? - odparł lekko zdziwiony. 

- To dosyć długa historia. Będę za 20 minut - rzuciłam. 

- Do zobaczenia - odparł. Te wolne dni bardzo mi się przydadzą. Przy najbliższej okazji podziękuję Mahogany. Dzięki niej rozwinę swoją karierę...


*****************

Heloł! Jak wam mija dzionek? 

Zauważyłam, że jest strasznie mało gwiazdek i komów, co bardzo mnie smuci :(

~~Banshee :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro