Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 9

Poniedziałek. Znowu szkoła. Wstałam z jęknięciem i włączyłam piosenkę Mendesa na poprawę humoru. Skierowałam się do łazienki i dokładnie wyszorowałam zęby. Twarz przemyłam tonikiem. Dzisiaj ponownie był chłodny dzień, więc założyłam czarne jeansy, biały T-shirt oraz niebieską bluzę należącą do Christophera. Kiedy zaczęłam robić makijaż, dostałam wiadomość. Nie odrywając szminki od ust, odczytałam ją.

Będziemy za 15 minut. Błagam, nie spóźnij się!

Parsknęłam śmiechem. Po kilku minutach spakowałam potrzebne książki, po czym zeszłam na dół. Ujrzałam brata, leżącego na kanapie.

- Nie idziesz do szkoły? - zapytałam, wkładając jabłko do torby.

- Mam na drugą lekcję - odparł, po czym zerknął na mnie - Ej, czy to nie jest przypadkiem moja bluza?

- Teraz już nie - uśmiechnęłam się, a brat wysłał mi mordercze spojrzenie - Wypiłeś całą wodę?
- jęknęłam.

- Jedna butelka powinna być u mnie w pokoju - odpowiedział.

- Nie wejdę tam, nie ma mowy - zaprzeczyłam szybko - Ostatnim razem wpadłam w kupkę twoich bokserek.

- Nie przesadzaj - powiedział - Łap - dodał po chwili, a ja złapałam butelkę wody. 

Szybko spakowałam ją do plecaka, a w tym samym momencie pod dom podjechał czarny samochód. W ekspresowym tempie założyłam trampki, nawet ich nie wiążąc, i wybiegłam z domu. Po kilku sekundach siedziałam już w samochodzie.

- Cześć, wszystkim - przywitałam się. Za kierownicą siedział Matt, obok niego Cameron, a z tyłu Johnson.

- Cześć, Lili - odparli chórkiem.

- Cam, co się stało z twoim Audi? - zapytał, a chłopak spochmurniał.

- Zgubiłem kluczyki - mruknął, a ja wybuchnęłam śmiechem.

- Z czego się śmiejesz? Teraz muszę jeździć swoim! - Wywrócił oczami Matthew.

- Przecież twoje kluczyki od samochodu są pod łóżkiem! Wrzuciłeś je tam, kiedy zaatakowałeś mnie poduszką - oznajmiłam, ciągle chichocząc.

- Serio?! - zapytał uradowany, a ja przytaknęłam - Kocham Cię, Lili!

- Wiem, wiem - mruknęłam, po czym zaczęłam wiązać buty - Masz projekt, prawda?

- Tak. Prawie zapomniałem, ale Sierra mi przypomniała - odparł, a ja odetchnęłam z ulgą. Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Zdziwiona, odebrałam połączenie od nieznajomego numeru.

- Halo? - zapytałam.

- Lili! - krzyknął znajomy głos, a ja przełknęłam głośno ślinę. Przygryzłam dolną wargę. Robiłam tak zawsze, kiedy się denerwowałam.

- L... Lola? - wyjąkałam.

- Lili! Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że odebrałaś! Wcześniej mnie zablokowałaś! Alex mówił, że byłaś w Malibu! To prawda? - mówiła jak najęta. Przemknęłam wzrokiem po otoczeniu i ujrzałam trzy zdziwione twarze.

- Tak, ale... - zaczęłam, lecz nie było mi dane skończyć.

- Alex powiedział, że cię znajdzie! - przerwała mi - Mieszkasz teraz w Los Angeles?!

- Powiedz mu, żeby dał mi spokój - warknęłam.

- Ale on cię kocha! Tak naprawdę! Uwierz mi! On się naprawdę zakochał! - krzyczała. Byłam pewna, że Jack i Matthew to słyszeli. Zacisnęłam mocno powieki. Wcisnęłam czerwoną słuchawkę i schowałam telefon do kieszeni. Wzięłam dziesięć głębokich oddechów, żeby się uspokoić.

- Co jest? - zapytał Espinosa, patrząc się na mnie w lusterku. Nawet nie zorientowałam się, że jesteśmy już na terenie szkoły.

- Przeszłość mnie goni - rzuciłam, po czym wyszłam zdenerwowana. Skierowałam się do budynku, gdzie znalazłam Mahogany, Rose oraz Olivię.

- Co jest? - zapytały jednocześnie, gdy zobaczyły moją minę.

- Szkoda gadać. - Machnęłam ręką - Co się dzieje? Czemu tu siedzicie?

- Podobno chemiczka złamała rękę i jej nie będzie. Nie jesteśmy tylko pewne, czy to prawda - powiedziała Rose.

- Co?! - zapytałam głośno, nie wierząc w to. Mimowolnie poczułam radość.

- Andrew tak mówił. - Wzruszyła ramionami dziewczyna.

- Kim jest Andrew? - zapytałam zdezorientowana i usiadłam obok na ławce.

- Taki jeden kujon, który zawsze wszystko wie. Słyszałam, jak w szatni tak mówił - oznajmiła brunetka.

- Gdyby to była prawda... - zaczęła Mah.

- Byłby cud - dokończyłam.

- To też, ale skończyłybyśmy wcześniej. Lili po ilu dzisiaj kończysz? - zapytała mnie Lox.

- Po siedmiu - odpowiedziałam po krótkim namyśle.

- My też! Zrobiłybyśmy imprezę! - krzyknęła ruda.

- W poniedziałek?!- zapytałam.

- Naszą imprezę - wyjaśniła dziewczyna - Będziemy siedzieć na łóżku ze słodyczami i gadać.

- Okej, piszę się na to. Ale muszę wrócić wcześnie - oznajmiłam, a w międzyczasie zadzwonił dzwonek.

- Wcześnie, czyli o której? - zadała kolejne pytanie dziewczyna.

- Maksymalnie o 8.00 - powiedziałam, a moje rozmówczynie jęknęły w tym samym czasie.

- Obejrzałybyśmy jakiś horror albo romans - powiedziała Olivia.

- Następnym razem. Lecę na matmę. Do zobaczenia potem! - rzuciłam na odchodne.

- Na lunchu siedzimy z Magconem! - Usłyszałam jeszcze.


Poczułam wibracje w kieszeni. Dyskretnie wyjęłam go i przeczytałam wiadomość.

Znajdę Cię. Obiecuję.

Przeszły mnie dreszcze. Szybko zapisałam pracę domową i wyszłam na korytarz. Ponieważ właśnie trwała długa przerwa, skierowałam się na stołówkę. Byłam pewna, że wiadomość wysłał Alexander Black. Chłopak, którego spotkałam w sobotę, kiedy czekałam na autobus. Czy ja ciągle coś do niego czułam? To było trudne pytanie. Obawiałam się jednak, że odpowiedź brzmi tak. Na pewno była to nienawiść i wstręt, ale czy to wszystko? Jakaś cząstka moje serca, mała, nic nieznacząca, czuła do niego zauroczenie. I to było wszystko. Nie chciałam go widzieć jeszcze raz. On nie mógł mnie znaleźć. Malibu było złym pomysłem. Ale czy na pewno? Poczułam ulgę, czując obecność rodziców. Jednak każdy czyn niesie za sobą konsekwencję. Taki Alex na przykład. Byłam pewna, że dał mi spokój. Zobaczyłam go raz i znowu zaczął mnie prześladować. Westchnęłam.

- O czym tak myślisz? - Usłyszałam tuż obok swojego ucha. 

Podniosłam głowę, rozglądając się. Siedziałam z Magconem oraz dziewczynami. Każdy ze sobą rozmawiał. Lox nie była już obrażona, z resztą dokonała swojej zemsty. Obok mnie siedział Shawn i pisał coś na kartkach. Z drugiej strony pochylał się nade mną Johnson.

- O przeszłości - odparłam wymijająco.

- Nie daje ci spokoju, co? - zadał kolejne pytanie.

- I chyba nigdy mi nie da - jęknęłam.

- Bo to przeszłość. Będzie się ciągnęła za tobą aż do śmierci. Niczym twój Krzyż. Jedyne, co możesz zrobić to zapomnieć o niej i żyć z nią. Nie pozwól, żeby do ciebie wróciła - powiedział.

- Nie wiedziałam, że jesteś taki mądry - zaśmiałam się.

- Jeszcze nie znasz Jacka Edwarda Johnsona! - krzyknął blondyn, a ja wybuchnęłam śmiechem. Czułam na sobie czyjeś spojrzenie, więc ukrycie rozejrzałam się.

- Nie wiem, czy to dobrze, czy to źle - stwierdziłam, a chłopak zrobił urażoną minę.

- Oczywiście, że źle. Musimy to zmienić. Może pójdziemy dzisiaj na kręgle? - zaproponował.

- Umówiłam się z Lox. Innym razem - odpowiedziałam z uśmiechem. 

Kiedy spojrzałam na prawo, spotkałam się ze zezłoszczonym wzrokiem brata. Ponieważ znałam go od lat, widziałam, jak prawie niezauważalnie wskazywał drzwi.

- Zaraz wrócę. Muszę coś załatwić - rzuciłam i pośpiesznie wyszłam z pomieszczenie. Christopher szedł przede mną. Nie wiedziałam, o co mu chodzi. Weszliśmy do małego pomieszczenia, jak się okazało do piwnicy. Było tam mnóstwo starych rupieci oraz pajęczyn. Stanęłam z lekko pochyloną głową, a chłopak naprzeciwko mnie. Najwyraźniej nie przeszkadzały mu te małe zwierzątka.

- Co chcesz? - zapytałam - Przecież się nie znamy w szkole.

- Przestań! - wrzasnął, a ja momentalnie się przestraszyłam.

- A co ja robię? - zadałam kolejne pytanie, a chłopak przybliżył się do mnie.

- Przestań się z nimi zadawać - nakazał groźnie.

- Są moimi przyjaciółmi - szepnęłam.

- Oni nie są tacy, jak myślisz. Okłamują cię od samego początku - powiedział do mojego ucha i zniknął. Tymczasem ja stałam zdębiała, oparta o ścianę i nie wierzyłam w to, co się dzieje.

***

I jak? Shawnowi się nie udało, Jackowi też nie. Kto będzie następny? I kto podbije serce Lili? Ten, kto odgadnie, dostanie dedykację w rozdziale o pewnej dwójce :)

~~Zmierzchu :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro