Rozdział 84
Obudziłam się z promiennym uśmiechem na twarzy, co zdarzało się rzadko. Przeciągnęłam się na łóżku i zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Pokazał godzinę 8.20. Po chwili odnalazłam powód mojego dobrego humoru. Była niedziela, 14 lutego. Walentynki, czyli jedno z moich ulubionych świąt. Dostałam już smsa od Jacka z życzeniami. Odpisałam szybko i zwlokłam się z łóżka. Johnson powiedział wczoraj, żebym była gotowa na 7.00. Nie miałam pojęcia, gdzie zamierzał mnie zabrać. Madison doradziła mi tylko w kwestii stroju. Nic więcej nie powiedziała. Zarzuciłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół. W salonie włączony był telewizor, jednak nie ujrzałam nikogo na kanapie. Dopiero w kuchni zobaczyłam mojego brata. Ubrany był w białą bokserkę z napisami oraz czarne szorty. Smarował bułkę masłem orzechowym.
- Cześć, bracie - mruknęłam i nastawiłam wodę na kawę.
- Cześć, siostra. Chcesz trochę? - spytał, wskazując nożem na swoje kanapki.
- Przecież wiesz, że nie lubię masła orzechowego - odpowiedziałam, mimowolnie przewracając oczami.
Wyjęłam z półki płatki kukurydziane, wsypałam je do miski i zalałam zimnym mlekiem. Christopher podśpiewywał sobie tekst piosenki o miłości, jednocześnie szukając czegoś w lodówce. W końcu wyjął polewę czekoladową, którą rozsmarował na kanapkach.
- Co? - rzucił, kiedy zobaczył, że uważnie go obserwuję.
- Nie rozumiem, jak możesz to jeść - odparłam i nalałam wody do kubka - Co ty masz dzisiaj taki dobry nastrój? Udzieliły ci się Walentynki? - dodałam. Brat zarumienił się lekko, a na jego twarzy pojawił się nieśmiały uśmiech. Otworzyłam szerzej oczy.
- Ym... No... Wiesz... - zająknął się, nie wiedząc, co powiedzieć w takiej sytuacji.
- Mój braciszek się umówił na randkę! - pisnęłam szczęśliwa i przytuliłam chłopaka - Kto to jest? Jak ma na imię? Mów! - zaczęłam wypytywać.
- Ma na imię Pola i jest latynoską - oznajmił Christopher.
- Bracie! Ja chcę znać więcej szczegółów! Jak się poznaliście? - drążyłam temat.
- Jej mama pracuje w zakładzie prac karnych, więc ją tam spotkałem. Zna całą moją przeszłość. Niedługo ją tu przyprowadzę, żebyście się poznały - zawiadomił mnie.
- To coś poważnego? - zadałam ostatnie pytanie i włożyłam miseczkę do zlewu.
- Mam nadzieję, że tak - odpowiedział po chwili namysłu - A ty? Wychodzisz gdzieś?
- Umówiłam się z Jackiem, ale nie wiem gdzie. To niespodzianka - rzuciłam, wzięłam moją kawę i opuściłam kuchnię.
Weszłam do pokoju, by znowu położyć się na łóżku. Włączyłam nowy odcinek mojego ulubionego serialu i zaczęłam oglądać, chociaż moje myśli popłynęły w inną stronę. Cieszyłam się niezmiernie, że brat znalazł sobie jakąś dziewczynę. Która, w dodatku, znała jego przeszłość. Wiedziała, co zrobił i nadal chciała z nim być. Miałam głęboką nadzieję, że ta cała Pola sprowadzi go na ziemię. Że... Dzięki niej Chris się uspokoi, zacznie myśleć o przyszłości, skupi się na nauce. Mimo że wyrządził mi wiele krzywd, chciałam, by mu się w życiu dobrze ułożyło. Po godzinie zadzwoniłam do Madison i zaczęłyśmy rozmawiać na wideo rozmowie o dzisiejszych niespodziankach, które chłopcy dla nas wymyślili. Oczywiście, ja wiedziałam, że Gilinsky zabiera Mads do kina na maraton trylogii jakiegoś romansu, który dziewczyna uwielbiała i chciała iść, jednak bilety zostały wykupione. Beer natomiast wiedziała, że Jack zabiera mnie w jakieś miejsce, w którym luźny strój byłby odpowiedni. To mnie troszkę zdziwiło. Dodała też, że J bał się o moją ranę na szyi, która naprawdę bardzo szybko się goiła dzięki specjalnym lekom. Po dwóch godzinach zakończyłam rozmowę z przyjaciółką i zaczęłam odrabiać lekcje. W międzyczasie zadzwonił Dallas, który spisał ode mnie zadania na chemię oraz historię. Potem zaczęłam dokładnie studiować piosenki, które dostałam dzień wcześniej od Ashtona. Nim się obejrzałam, minęło 5.30. Jak oparzona zerwałam się z fotela i pobiegłam do łazienki. Tam, wzięłam długi prysznic, a potem posmarowałam sobie ranę maścią. Nie nakładałam żadnych plastrów, nie czułam takiej potrzeby. W garderobie założyłam czarne legginsy oraz luźną, długą bluzkę z logo Jacków oraz fragmentem ich piosenki, którą lubiłam najbardziej. Do kieszeni spodni schowałam telefon. Zaczęłam sobie robić lekki makijaż, a szyję, mimo zakazów lekarza, przypudrowałam, by aż tak nie rzucała się w oczy. Jack już dostał swój prezent, zaraz po przebudzeniu się. Wszystko dzięki pomocy Madison, która podrzuciła nieduże pudełko z nowymi, dobrymi słuchawkami do jego sypialni. Zbiegłam na dół. Na komodzie w przedpokoju zobaczyłam lakoniczną wiadomość od Chrisa. Założyłam biało-czarne adidasy i usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam mojego chłopaka. W jednej dłoni trzymał bukiet białych róż, które uwielbiałam, a w drugiej widniało małe pudełeczko. Na twarzy blondyna widniał szeroki uśmiech, jego oczy błyszczały.
- Cześć, kochanie - przywitał się i pocałował mnie czule w usta.
- Hej - rzuciłam, biorąc kwiaty, które mi podał. Szybko wstawiłam je do wazonu, a nieduży prezent zostawiłam na komodzie.
- Gotowa? - zapytał, kiedy zamknęłam drzwi.
- Tak. Powiesz mi, gdzie idziemy? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Dziękuję za najlepszy prezent na świecie - powiedział, obejmując mnie w pasie - To specjalne słuchawki do nagrywania. Zawsze o takich marzyłem.
- Wiem, dlatego ci je kupiłam - uśmiechnęłam się, całując chłopaka w żuchwę - To... Powiesz mi, gdzie idziemy? - ponowiłam pytanie.
- Na wrotkową imprezę. Nie licz na więcej informacji - oznajmił tajemniczo, a ja zachichotałam.
****************
Wrotkowa impreza okazała się wrotkową imprezą. Jack zabrał mnie na wrotki. Bawiłam się świetnie i ani razu nie spotkałam się z podłogą, w porównaniu do Johnsona, który chyba bardzo ją polubił. Śmialiśmy się do rozpuku. Oczywiście, nie obyło się również bez specjalnych pocałunków. Obecnie szliśmy po parku, w stronę domu Jacka. Namówił mnie na nocowanie u niego. Chłopak obejmował mnie ramieniem, jednocześnie łącząc nasze dłonie. Było już ciemno, kilkanaście minut przed północą, dlatego nie widzieliśmy żywej duszy.
- To były moje najlepsze Walentynki w życiu, dziękuję - oznajmiłam nagle, przerywając spokojną ciszę.
- Alex nie zorganizował ci takich? - spytał blondyn, a ja posłałam mu kuksańca w bok.
- Przestań już. Ja ci nie wypominam twoich byłych dziewczyn - odpowiedziałam.
- Bo ich nie było - parsknął śmiechem J.
- A Tris? A Macy? - podniosłam brwi do góry.
- Oj, misiaczku. To było co innego - powiedział, po czym pocałował mnie w czoło. Uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Cieszę się, że cię mam, Jack. Naprawdę - rzekłam - Bez ciebie... Nie miałabym tak wspaniałych przyjaciół, nie rozpoczęłabym kariery, dzięki której odkryłam, czego pragnę. Moje życie nie byłoby takie idealne.
- A ja dziękuję Bogu, że cię zesłali na tę drugą ławkę podczas chemii, kiedy Cameron i Matt się do ciebie odwrócili. Że cię poznałem i zakochałem się w tobie do szaleństwa. Jestem cholernym szczęściarzem, bo na tym świecie nie ma drugiej takiej osoby, jak ty. Jesteś bardzo inteligentna, zawsze znajdujesz wyjście z każdej sytuacji, potrafisz postawić na swoim, nie brak ci odwagi, a jednocześnie jesteś nieśmiała, cicha, kreatywna. Żyjesz w swoim świecie, do którego ja trafiłem całkowicie przez przypadek. I wiesz co? Nie chcę go opuszczać.
- Kocham cię, Jack - szepnęłam, stając.
- Ja też cię kocham, Lili - odparł równie cicho chłopak.
Popatrzył w moje oczy, a po kilku sekundach nasze usta odnalazły się.
****************
Wow. Po prostu wow. Myślałam, że go nie napiszę, ale mi się udało. Taki romantyczny rozdział. Mam nadzieję, że nie nudny :)
~~ Banshee :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro