Rozdział 76
- Jack, to już zaczyna mnie denerwować - jęknęłam, trzymając ręce na szyi ukochanego.
- Wiem, mnie też. Ale ja naprawdę nie mam teraz czasu. Codziennie jeździmy do studia, pracujemy nad nową płytą. Do tego dochodzą małe koncerty w Los Angeles i okolicach. Nie wspomnę już o Magcon Tour. Poza tym, jest jeszcze nauka - westchnął, głaszcząc mnie po plecach.
- Ale to nie jest normalne, że siedzimy w damskiej toalecie, zamiast na lekcji, bo ty potem nie masz czasu! - krzyknęłam zirytowana.
- Skarbie, w przyszłym tygodniu to się skończy. Obiecuję - oznajmił, patrząc mi w oczy. Przekrzywiłam lekko głowę.
- Ostatnio też to mówiłeś - wypomniałam mu - Dobrze, że mam jeszcze Liama - dodałam.
- Wiesz, że go nie lubię. Musisz mi to robić? - zapytał spięty.
- Ty nie masz dla mnie czasu, a ja potrzebuję towarzystwa - odparłam.
- Weź sobie Camerona. Albo Matta. Albo Shawna. A nie tego debila! - zdenerwował się.
- Przypominam ci, że to mój przyjaciel. Ja nie obrażam twoich przyjaciół - powiedziałam.
- Moim zdaniem powinnaś przestać się z nim przyjaźnić. On jest dziwny, nie zauważyłaś tego? - spytał.
- Proszę, dajmy już sobie z nim spokój. Nie znasz go, to jest problem - stwierdziłam.
- I nie zamierzam poznać - mruknął. Spojrzałam na niego spod byka. - Jak było w wesołym miasteczku? - zmienił temat.
- Całkiem fajnie. Miło ze strony Shawna, że znalazł dla nas czas - oznajmiłam z lekkim, cynicznym uśmiechem.
- Skarbie, przepraszam. Wiem, że cię zaniedbuję. Wynagrodzę ci to - odpowiedział, a mnie złapały wyrzuty sumienia. Nie musiałam mu tego wypominać cały czas.
- Mi jest po prostu przykro - szepnęłam, po czym złączyłam nasze usta w długim, pełnym emocji pocałunku.
Po chwili usłyszeliśmy dzwonek na długą przerwę. Wiedziałam, że zaraz wpadną tutaj laleczki, pokroju Mahogany, które będą chciały poprawić swój idealny makijaż. Oderwałam się od blondyna, złapałam go za rękę i wyszliśmy z łazienki. Akurat zobaczyłam Lox. Popatrzyłam na nią nienawistnym, drwiącym spojrzeniem, a ona odwzajemniła to. Prychnęłam cicho i skierowałam się w stronę stołówki.
- Nie będę w to wnikał - oznajmił Johnson, kręcąc głową, a ja zachichotałam.
- Dobry wybór - uśmiechnęłam się, wchodząc do przestronnego pomieszczenia.
Było wypełnione uczniami, którzy siedzieli przy stołach, rozmawiając oraz jedząc. Zobaczyłam naszych przyjaciół. Podeszliśmy do nich szybkim krokiem. Usiadłam obok Shawna. Siedział pochylony nad jakimiś kartkami i zawzięcie po nich pisał.
- Cześć - rzucił Jack.
- Cześć. Słuchajcie! W piątek jest maraton horrorów - zaczął Carter, patrząc na mnie znacząco - Pomyślałem, że moglibyśmy się na niego wybrać. Kto jest za?
- Świetny pomysł. Będzie jak ostatnio - przytaknął Cameron, uśmiechając się szeroko.
- O, nie! Ja nie zamierzam znowu oglądać jakiś japońskich, bezsensownych horrorów, w których każdy odrąbuje sobie siekierą głowę! - zaprzeczyłam od razu.
- Daj spokój, Lili. To będą horrory pełnej klasy. Nie te wybrane przez Aarona - rzucił Reynolds, a ja parsknęłam śmiechem.
- W takim razie jestem za. Jack, może też pójdziesz? - zaproponowałam, odwracając się w stronę mojego chłopaka.
- W piątek mamy koncert - oznajmił.
- Ach, no tak. Koncert - mruknęłam, wolno kiwając głową.
- Ja też się na to piszę. Raz się żyje! - krzyknęła Madison, przez co kilka osób z sąsiedniego stolika spojrzało na nią jak na wariatkę. Czy to się kiedyś skończy? Odkąd wróciłam od ciotki Grace, coś się zmieniło.
Jack cały czas był zajęty, co było dla mnie podejrzane. Prawda, mówił, że za mną cholernie tęsknił, że przez cały czas myślał tylko i wyłącznie o mnie, że mnie kocha najbardziej na świecie. Ale wtedy... Znalazłby dla mnie, chociaż chwilę czasu, prawda? Całe dnie były zajęte. W poniedziałek nie, we wtorek nie, w środę nie, w czwartek nie, w piątek nie, w sobotę nie, w niedzielę też nie. To kiedy, do cholery?! Odkąd wróciłam, my nie... Nie spaliśmy ze sobą. Wiedziałam, że to dosyć dziwnie brzmiało, lecz taka prawda. Minęły dwa tygodnie. Ale... Jack to tylko siedemnastoletni chłopak. W dodatku napalony. Przecież w tym wieku hormony buzują. Dałam mu kilka okazji do tego. Nic. Kompletnie nic. Zawsze zręcznie zmieniał temat. Może... On mnie zdradzał? Nie było mnie trzy tygodnie, to dosyć długo. To by było możliwe. Ale przecież nie mogłam go o to zapytać. Musiałam znaleźć jakieś dowody. Może któryś z chłopaków z Magconu coś wiedział? Cameron odpada, on by mi od razu powiedział. Albo dawał jakieś wskazówki. Matt też nie, Shawn? Nie. Carter raczej też nie, Taylor nie. Od razu by się wygadał. Może Gilinsky? Byli najlepszymi przyjaciółmi od piaskownicy, a ja nigdy nie byłam z nim bardzo blisko. Fakt, lubiliśmy się, ale to wszystko. Powinnam to zmienić. Głupio, że dopiero teraz do tego doszłam.
- Lili, słuchasz mnie? - spytał Dallas, patrząc na mnie wyczekująco. Odłożyłam moje myśli na bok i zajęłam się rzeczywistością.
- Przepraszam, zamyśliłam się. O czym mówiłeś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, całkowicie zdezorientowana. A może J naprawdę mnie zdradzał? Musiałam go uważnie obserwować, w końcu noga mu się podwinie.
- Gramy dzisiaj w kosza. Może wpadniesz? - zaproponował.
- Tak, jasne - powiedziałam mechaniczne. Nagle wstałam do stołu. - Muszę pogadać z Chrisem, zaraz wrócę - rzuciłam do zdziwionych przyjaciół i szybko opuściłam stołówkę.
Musiałam ochłonąć i na trzeźwo pomyśleć. Przeszłam obok innych uczniów i skręciłam w korytarz. Znajdowała się tutaj sala gimnastyczna oraz szatnie, a na samym końcu tylne wyjście tylko dla personelu. Kto by ich się słuchał? Popchnęłam ciężkie drzwi i poczułam na ciele chłodny wiatr. Usiadłam na małej, drewnianej ławeczce. Oparłam się o ścianę i zrobiłam kilka głębokich wdechów oraz wydechów. Teraz wszystko składało się w logiczną całość, czemu wcześniej o tym nie pomyślałam? Mój kolor włosów często utrudniał mi życie. Nie było mnie przez całe trzy tygodnie, a potem Jack zaczął mnie unikać po szkole. Nie miał dla mnie czasu. Liam miał... Wychodziło na jedno. Jack nie chciał mnie, zdradzał. Tylko dlaczego mi o tym nie powiedział?!
- Nie wolno kłamać. - Usłyszałam nagle. Podskoczyłam na ławce. Shawn usiadł obok mnie, patrząc troskliwie.
- Nie słyszałam, kiedy przyszedłeś - mruknęłam.
- Chodzi o Jacka, tak? - zapytał, a ja nie udzieliłam odpowiedzi. Patrzyłam w dal.
- On mnie unika - szepnęłam w końcu ledwo słyszalnie.
- Nie wiem, co się z nim dzieje. Naprawdę nie wiem. Zdążyłem zauważyć, że on odsuwa się od ciebie, z niewiadomej przyczyny. Zresztą... Nie tylko ja to zauważyłem. Gadałem wczoraj z Cameronem - oznajmił.
- Który uważa tak samo - odezwał się Dallas, idąc w naszą stronę. Przysiadł się z drugiej strony, tuż obok mnie.
- Czy on... Mnie zdradza? - spytałam, a słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
- Nie chcemy cię martwić, ale istnieje taka możliwość - westchnął Mendes, a ja oparłam się o ramię Cama. Łzy napłynęły mi do oczu.
- Ale może chodzić o coś innego - dodał Cameron.
- Tak czy siak, musimy się tego dowiedzieć - postanowiłam.
- Zostaniemy tajnymi szpiegami! - krzyknął brunet z blond pasemkami, a ja zachichotałam przez łzy.
- I dowiemy się całej prawdy - przytaknął Shawn.
********
BUM! Piątek!
~~ Banshee :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro