Rozdział 72
Obudziły mnie promienie słoneczne, które leniwie wpadały przez okno. Otworzyłam powoli powieki, a na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech.
- Wyspałaś się? - Usłyszałam obok siebie. Spojrzałam w tamtą stronę. Jack leżał i spoglądał na mnie uśmiechnięty.
- Tak - odpowiedziałam, rozglądając się po pokoju. Po moim pokoju. Nic się nie zmieniło. Na biurku nadal stał czarny laptop, tuż nad nią wisiała tablica korkowa. Widniały na niej zdjęcia moje oraz moich przyjaciół. Zniknęły tylko karteczki z datami sprawdzianów oraz kartkówek. Drzwi do garderoby były lekko uchylone. W sypialni panował porządek, zapewne Caroline wszystko ogarnęła, zanim wyjechała. Johnson przytulił mnie do siebie.
- Tęskniłem za tobą - wymruczał do mojego ucha.
- Ja za tobą też. Bardzo - odpowiedziałam.
- Chris zrobił dla ciebie śniadanie - oznajmił, wskazując głową na szafkę nocną. Zauważyłam tam dużą, srebrną tacę.
- Jestem cholernie głodna - powiedziałam i położyłam paterę na kolanach. Zachłannie zaczęłam jeść rogalika z czekoladą. Rozpłynęłam się nad owym smakiem.
- Spokojnie, niczego ci nie zabiorę. Już jadłem - zaśmiał się Jack.
- Przez trzy tygodnie jadłam tylko i wyłącznie chleb z masłem i batoniki odżywcze. Dwa razy udało mi się ukraść rzodkiewki - powiedziałam cicho.
- Wyglądasz okropnie - stwierdził blondyn - Kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz, w tej dziwnej szkole, przez chwilę cię nie poznałem. Blada twarz, podkrążone oczy, wychudzona, zmęczona. Zrobili z ciebie coś okropnego. Jak opowiadałaś mi o tym wszystkim, cała zapłakana, serce mi pękało. Najgorsze jest to, że nie mogłem nic zrobić. Powinnaś złożyć jakąś skargę.
- Skarbie, to nie przyniesie żadnego skutku. Kiedy jestem pod opieką ciotki, ona może ze mną zrobić, co jej się żywnie podoba. W maju kończę osiemnaście lat, więc jakoś wytrzymam te cztery miesiące. Teraz nawet nie chcę pamiętać o tym - rzuciłam i włożyłam do ust bułkę z dżemem.
- Pewnie masz rację - przytaknął - Reszta chce się z tobą dzisiaj spotkać. Tęsknili za tobą.
- Ja za nimi też - odpowiedziałam od razu - Ale nie dzisiaj. Jutro jest poniedziałek, więc trzeba iść do szkoły. Wtedy się z nimi spotkam. Dzisiaj zamierzam siedzieć cały dzień w łóżku, oglądać Nastoletniego Wilkołaka i jeść wszystko. Razem z tobą - dodałam, a J parsknął śmiechem.
- Rozprawa Chrisa była w czwartek po południu, a wy pojawiliście się dopiero wczoraj. Co was zatrzymało? - zapytałam po kilku minutach. Dopiłam sok jabłkowy i odłożyłam tacę na jej poprzednie miejsce. Przesunęłam się trochę, by usiąść blondynowi na kolanach. Zaczęłam robić mu warkoczyki z włosów.
- Mieliśmy samolot w czwartek, ale został odwołany. Podobno w Mankatto była niezła burza. A następny samolot był w piątek w nocy. Lot też trochę trwa. A dojazd na tę farmę? - pokręcił głową blondyn - Totalna masakra. Powiesz mi, co robiłaś w sobotę w szkole?
- Szyłam - mruknęłam zirytowana i wywróciłam oczami - To nie była normalna szkoła, mówiłam ci.
- Ale teraz wrócisz do normalnej - powiedział i pocałował mnie czule w usta.
Od razu odwzajemniłam pocałunek. Tęskniłam. Tak cholernie tęskniłam.
- Już nigdy nigdzie nie pojadę bez ciebie - uśmiechnęłam się lekko.
- Mam taką nadzieję. Nie chcę psuć tej pięknej atmosfery, ale musisz pogadać z Chrisem. Czeka na ciebie w salonie już od godziny - oznajmił, zerkając na zegarek, który wskazywał 9.00 rano.
- Aż dziwne, że cię wpuścił do domu - rzuciłam, po czym wstałam. Skierowałam się do łazienki.
- Zrobił to tylko i wyłącznie ze względu na ciebie - odpowiedział głośniej - Mnie dalej nienawidzi!
- Cały Chris - westchnęłam.
Szybko wyszorowałam zęby dużą ilością pasty, przecież już nie musiałam oszczędzać. Dokładnie uczesałam moje puszyste włosy, które z powrotem nabrały blasku. Przemyłam twarz tonikiem. W garderobie ubrałam się w luźne spodnie oraz lekko rozciągnięty sweter. Założyłam grube skarpetki na stopy, które schowałam w kapcie. Narzuciłam na siebie bluzę. Ciągle czułam zimno z tej cholernej farmy. Usiadłam przed toaletką i zaczęłam robić sobie lekki makijaż. Przez ten czas Jack ubrał się i w miarę ogarnął. Teraz siedział obok mnie i bawił się kosmykiem włosów.
- Wróciły do siebie - mruknął.
- To było najgorsze - odparłam - Że wyglądałam strasznie. Mandy zabrała mi firmowy szampon do włosów, a nikt nie dał mi innego. Zresztą, w tej szkole wszyscy tak chodzili. Kiedy przyszłam tam pierwszego dnia w tych spodniach z dziurami na kolanach, to się ze mnie śmiali. Oni naprawdę nie wiedzą, czym jest moda - uśmiechnęłam się ironicznie, zakręcając tusz do eyelinera.
Wstałam i, trzymając mojego chłopaka za rękę, zeszłam na dół. Jack miał rację. Chris siedział na kanapie i oglądał telewizję. Widziałam jego zdenerwowanie na twarzy, miał napiętą twarz, a ręce zacisnął w pięści, aż mu kłykcie pobielały. Kiedy nas zobaczył, momentalnie wstał i przytulił mnie mocno.
- Siostra - szepnął z ulgą. Rzuciłam Jackowi zdziwione spojrzenie. On jedynie wzruszył ramionami i rozsiadł się wygodnie na fotelu.
- Tak, Chris, to ja. Naprawdę. Musimy porozmawiać. Poważnie - powiedziałam, odrywając się od niego lekko. Usiadłam na kanapie, a chłopak postąpił podobnie.
- Możemy bez niego? - spytał cicho, wskazując na blondyna.
- Chyba oszalałeś - prychnęłam - Jack jest moim chłopakiem i zostaje. Powinieneś mu na kolanach dziękować, że załatwił ci tak dobrego prawnika, który wydostał cię z tego gówna.
- Wiem, nawaliłem - mruknął i przeczesał dłonią czarne włosy. On chodził do fryzjera częściej niż ja.
- Nawaliłeś? - powtórzyłam - To za mało, Chris. Ty poleciałeś na całej linii. Mówiłeś, że już nie bierzesz! - podniosłam głos - Okłamałeś mnie! Skąd ci w ogóle taki pomysł przyszedł do głowy? Okraść jubilera?! Czy ty naprawdę jesteś taki durny, że myślałeś, iż nikt się nie skapnie?!
- Byłam pijany i naćpany. Chłopaki mnie namówili, a ja nie kontrolowałem siebie - wyjaśnił.
- Po jaką cholerę sięgałeś po narkotyki? Nie brałeś przez długi czas, wszystko było okej. Czemu w ogóle do tego wróciłeś? - zadałam kolejne pytanie, a Chris spuścił głowę. Zmrużyłam lekko oczy.
- To... - zaczął z westchnięciem, a ja już wiedziałam - Nie tak, że nie brałem. Obiecałem ci to, ale... Wiesz, jak ciężko jest przestać? To jak przestać jeść!
- Ja przez trzy tygodnie prawie nic nie jadłam, a ciągle żyję. Liczą się chęci i starania. Próbowałeś chociaż? - zapytałam.
- No... Nie - mruknął, a ja westchnęłam ze śmiechem - Ale dostałem tylko zawiasy i pracę społeczną. No i specjalny odwyk. To nic takiego - oznajmił z uśmiechem.
- Nic takiego - przytaknęłam z sarkazmem - To nie jest nic takiego, Chris. Złamałeś wszelkie zasady. Przekreśliłeś wszystko. I wiesz co? - zapytałam, wstając.
- Co takiego?
- Nie licz, że będzie jak dawniej - oznajmiłam i pobiegłam do swojego pokoju, czując łzy napływające do moich oczu.
********
Jestem, jestem! Spokojnie! ;) No i co?
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro