Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7


Przewróciłam się na drugi bok, lecz promienie słoneczne skutecznie odwracały moją uwagę od snu. Westchnęłam, po czym przetarłam oczy. Zerknęłam na zegarek. Wskazywał 8.00 rano. Postawiłam dłużej nie spać. Zrzuciłam kołdrę na podłogę i podreptałam do łazienki. Włosy związałam w niedbałego koka. Włączyłam piosenki Shawna Mendesa. Nie obyło się bez śpiewania oraz śmiechu. Wykonałam staranny, lekki makijaż. Włosy dokładnie uczesałam i związałam w kucyka. Założyłam zdarte jeansy oraz bluzkę na krótki rękawek.  Nagle usłyszałam dźwięk moje dzwonka telefonu. Ściszyłam nieco muzykę, po czym zerknęłam na wyświetlacz. Shawn. Mimowolnie się uśmiechnęłam i przyłożyłam telefon do ucha.

- Hej, Lili - przywitał się młody chłopak.

- Hej. Co tam u ciebie? - zapytałam, tańcząc do piosenki bruneta.

- Tak się dziwnie złożyło, że odwołali mi próbę, więc mam wolny wieczór. Może gdzieś wyjdziemy? - zaproponował.

- Wieczorem? Cholera, chyba nie będę mogła - rzekłam ze smutkiem, przypominając sobie o egzystencji mojego starszego, głupszego brata.

- Szkoda. Czekaj... Czy ty słuchasz mojej piosenki? - zapytał ze śmiechem.

- Ja?! - pisnęłam - Nie, oczywiście, że nie!

- Przecież potrafię rozpoznać swój własny głos - parsknął śmiechem Shawn.

- Dobra, dobra. Przyznaję się bez bicia, że zakochałam się w twoich piosenkach - oznajmiłam.

- Wiedziałem! Którą lubisz najbardziej?

- Wszystkie - odparłam natychmiast - Ale najbardziej I Know What You Did Last Summer i Stitches. I Something Big.

- Może nagrasz ze mną I Know What You Did Last Summer? - zadał kolejne pytanie.

- A wiesz, co zrobiłam zeszłego lata? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

- Może... To co?

- Nie mam dobrego głosu - westchnęłam.

- W bliskiej przyszłości to sprawdzę - powiedział i umilkł - Wiesz, ja muszę kończyć... Mama wzywa.

- Jasne, jasne - uśmiechnęłam się - Do zobaczenia.

- Cześć - rzucił. 

Włożyłam telefon do kieszeni. Wyłączyłam muzykę, po czym zeszłam na dół. Była dopiero 9.00 rano, więc Chris jeszcze spał. Zaczęłam robić tosty, a w międzyczasie włączyłam ekspres do kawy. Kiedy położyłam talerze ze śniadaniem na stole, usłyszałam kroki.

- Witaj, siostro - przywitał się Christopher.

- Cześć, bracie - odparłam - Co tak wcześnie?

- Zwabił mnie zapach pysznego śniadania - oznajmił, po czym włożył kawałek tosta do ust.

- Ma się ten talent kulinarny - zaśmiałam się i również zaczęłam jeść.

- Więc... Jak było wczoraj? - zapytał, a ja zesztywniałam. Przełknęłam ślinę.

- Świetnie - powiedziałam - Fajnie jest mieć przyjaciółki, z którymi można pogadać, zrobić projekt i urządzić bitwę na poduszki - zachichotałam. Nawet nie wiedziałam, że aż tak dobrze kłamię.

- Pamiętaj tylko, że u nas w domu nie jest jak w każdej rodzinie - przypomniał chłopak, a ja przygryzłam lekko wargę ze zdenerwowania - Musisz dbać o dom, gotować, sprzątać, uczyć się. Nie powinnaś się spotykać z nikim poza szkołą.

- Gdybyś mi pomógł, nie miałabym tyle roboty - rzuciłam, po czym wstałam. 

Odłożyłam pusty talerz do zlewu, a kubek z gorącą cieczą podniosłam. Szybko skierowałam się na górę. Słyszałam, jak Christopher coś mówił, lecz nie chciałam go słuchać. Weszłam do pokoju i trzasnęłam drzwiami. Odłożyłam kubek na półkę, po czym rzuciłam się na łóżko. Ponownie przygryzłam wargę, żeby się nie rozpłakać. Przewróciłam się na bok i zobaczyłam ramkę ze zdjęciem. Usiadłam na łóżku. Wzięłam ją do ręki. Na fotografii widniała szczęśliwa rodzina, która już nie istniała. 15- letnia dziewczyna przytulona do starszej kobiety o jasnych włosach. Jej starszy brat, który przewracał mięso na grillu razem z 50- letnim mężczyzną. Każdy się śmiał. Poczułam mokre krople płynące po mojej twarzy, lecz nie przejmowałam się tym. Dotknęłam zdjęcia opuszkami palców.

- Dlaczego, mamo? - zapytałam cicho - Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiliście?!

Nie doczekałam się żadnej odpowiedzi. Z resztą to nie było możliwe. Martwa osoba nie powstanie zza grobu. Nagle poczułam silną potrzebę opowiedzenia rodzicom, o tym, co się działo od kilku miesięcy. Rozpłakałam się jeszcze bardziej. Rzuciłam zdjęcie na podłogę. Przytuliłam się do poduszki. Życie bez mamy oraz taty okazało się bardzo trudne. Starałam się o tym zapomnieć, ale jak?

Poczułam wibrację w kieszeni. Wyjęłam telefon i uśmiechnęłam się przez łzy. Matt.

Hej, śliczna :) Spotkamy się dzisiaj? Mam czas o 3.00. Pasuje?

Może być.

Po twojej odpowiedzi wnioskuję, że coś się stało? Mylę się?

Nie.

Opowiesz mi o tym?

Jak się spotkamy.

Gdy skończyłam pisać ostatnią wiadomość, usłyszałam głos należący do mojego brata. Wołał mnie. Wytarłam łzy wierzchem dłoni i otworzyłam drzwi.

Już nie mogę się doczekać. A co teraz porabiasz?

Brat mnie woła. Wrócę za 10 minut, ok?

Odliczam minuty.

- Nareszcie jesteś! - krzyknął Christopher, gdy zjawiłam się w kuchni. Ciągle trzymałam telefon w dłoni.

- Coś się stało? - zapytałam.

- Tak! Coś się stało! - wrzasnął, a ja spojrzałam dokładniej na jego twarz. Źrenice były dużej wielkości, policzki czerwone. To nie wróżyło niczego dobrego.

- Na razie sprzątam w swoim pokoju. Ale nie martw się. Za dwie godziny cały dom będzie lśnił - powiedziałam lekko drżącym głosem. Prawie niezauważalnie cofnęłam się, lecz spotkałam blat. Przeklęłam w myślach.

- Ty wredna kłamczucho! Wcale nie spotkałaś się wczoraj z przyjaciółkami! - krzyknął, a ja przymknęłam powieki. Byłam przerażona, a Chris wściekły. Wiedział o wszystkim. Tylko skąd?!

- Chris, ja... - zaczęłam.

- Zamknij się! - wrzasnął, po czym uderzył mnie w rękę. Telefon rozpadł się na drobne części, a ja poczułam pieczenie w palcach z powodu adrenaliny. - Będziesz tutaj siedzieć, aż umrzesz! Tak jak rodzice!

Bolało. Bolało jak cholera. W ciągu jednej sekundy gwałtownie nabrałam powietrze, a z oczu zaczęły spływać łzy. Oddychałam szybciej. Położyłam dłoń na ustach. Nie spodziewałam się czegoś takiego. Christopher popatrzył na mnie z zaskoczeniem, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami. Kiedy tylko to usłyszałam, osunęłam się na podłogę i zaczęłam gorzko płakać. Wspomnienia do mnie wróciły. Te dobre i te złe. Te sprzed śmierci rodziców i te po. Jak mi obiecywał, że się mną zaopiekuje, jak obiecywał, że mnie nigdy nie skrzywdzi. To było jedno, wielkie, podłe kłamstwo. Przeczołgałam się na kolanach i zaczęłam zbierać resztki telefonu, ciągle płacząc. Gdy w kocu udało mi się to zrobić, urządzenie nie włączyło się. Powoli wstałam i skierowałam się do swojego pokoju. Zmyłam makijaż, włosy związałam byle jak. Założyłam bluzę, wzięłam portfel. Na nos założyłam okulary przeciwsłoneczne, mimo że już nie było słońca na niebie. Na nogi ubrałam długie trampki, a na głowę narzuciłam kaptur. Łzy ciągle płynęły z moich oczu. Skierowałam się na przystanek autobusowy, a tam wsiadłam w odpowiedni środek transportu. Czułam ulgę, jadąc tam. Powinnam zrobić to już dawno temu...

Gdzie jedzie Lili? A co z Shawnem?!! I Mattem?

~~Zmierzchu :*



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro