Rozdział 61
Wyszłam z sali i odetchnęłam z ulgą. Johnson stał naprzeciwko mnie.
- Zaliczyłam! - krzyknęłam i zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Przecież to było do przewidzenia - zaśmiał się, obejmując mnie mocniej.
- To cud, że udało mi się poprawić matmę - stwierdziłam.
- Mi została biologia. Ta głupia baba jeszcze nie oddała testów, więc nic nie wiem - westchnął.
- Dowiemy się tego niedługo. Chodźmy do reszty - rzuciłam i złapałam chłopaka za rękę. Przeciskaliśmy się przez innych uczniów. - Muszę jechać do mojej starej szkoły i odebrać jakieś papiery - dodałam po chwili.
- Pojadę z tobą - oznajmił.
- Nie musisz - stwierdziłam.
- Ale chcę - upierał się.
- Kocham cię, wiesz? - zapytałam szczęśliwa.
- Wiem. Ja ciebie też - odparł.
- Hej, Lili! - Usłyszałam nagle. Podniosłam wyżej głowę i ujrzałam Liama.
- Hej, Liam - odparłam z lekkim uśmiechem.
- Wiesz może, gdzie jest sala matematyczna? - zapytał.
- Prosto i po lewo - odparłam, wskazując odpowiedni kierunek.
- Dzięki. Masz dzisiaj czas? - zadał kolejne pytanie. Poczułam mocniejszy uścisk na ręce.
- Jeśli nie będę musiała się uczyć, to raczej tak - zaśmiałam się.
- Może spotkamy się po szkole? - zaproponował, jakby zupełnie nie widział Johnsona. Mówiłam mu, że zerwałam z chłopakiem, więc pewnie się nie zorientował.
- Nie wiem - odparłam, czując na sobie wkurzone spojrzenie Jacka - Pogadamy później, muszę lecieć - rzuciłam.
- Jasne - mruknął Liam i odszedł.
- Kto to był? - zapytał Jack.
- Zazdrosny? - uśmiechnęłam się, patrząc na niego.
- Jasne, że tak! Dopiero cię odzyskałem, nie mogę cię znowu stracić - oznajmił.
- Nie stracisz - zapewniłam i przyciągnęłam do siebie blondyna. Nasze usta spotkały się w pocałunku. Współgrały ze sobą idealnie. Położyłam dłoń na policzku chłopaka i pogłębiłam pocałunek. - Chyba że znowu odwalisz coś głupiego - zaśmiałam się, odrywając od Jacka.
- Nigdy. Przysięgam - odpowiedział, kładąc dłoń na sercu. Parsknęłam śmiechem. Weszliśmy na stołówkę. Była pora na lunch, więc znajdowało się tutaj wiele osób. Trzymając się za ręce, podeszliśmy do naszego stałego stolika, gdzie siedziała reszta przyjaciół.
- Wiedziałem! - wrzasnął nagle Cameron, wstając z ławki. Spojrzał na nas szczęśliwy, a za nim podążyli inni - Wiedziałem! Tylko nie byłem pewien!
- To... Wy... Wróciliście do siebie? - zapytała Madison, a na jej twarzy zawitał niepewny uśmiech.
- Jakoś tak wyszło - odparłam, wzruszając ramionami i usiadłam obok Dallasa. Jack postąpił podobnie.
- Stary, czemu nic nie mówiłeś? - spytał Gilinsky.
- Mieliście się dowiedzieć wszyscy w tym samym czasie - oznajmił.
- Wiedziałem - powtórzył Cam.
- Niby skąd? - zapytałam, podnosząc brew do góry.
- Dzisiaj promieniowałaś energią, kiedy wsiadłaś do samochodu. Od razu ogarnąłem, że coś jest nie tak, ale zwaliłaś to na tego nowego sąsiada, więc postanowiłem nie wnikać - oznajmił Dallas - Ale to się nawet dobrze składa. Będziesz miała z kimś się całować na teledysku.
- Jakim teledysku? - zaciekawił się Jack.
- Do naszej piosenki - odpowiedziałam - Właśnie... Chcecie wziąć udział w naszym teledysku?
- Coś mi się przypomniało! - krzyknął Shawn, a my spojrzeliśmy na niego wyczekująco - Lili, dzwoniłem do ciebie tydzień temu, jak byłem w studiu, ale mnie odrzuciłaś. A potem zapomniałem.
- Nie dzwoniłeś do mnie - odparłam zdziwiona. Natknęłam się na znaczące spojrzenie Cartera, przez co uświadomiłam sobie, co zrobiłam.
- Owszem, dzwoniłem - powiedział - W sobotę, tydzień temu, jak byłem w studiu. Wieczorem. Do Camerona też dzwoniłem, ale miał wyłączony telefon, a podobno byliście razem.
- Coś ci się pomyliło, Shawn - mruknął Dallas.
- Po koncercie Sartoriusa byliście razem - mówił zawzięcie Mendes.
- Shawn, słoneczko, zmień dilera - stwierdziłam.
- Ale czekajcie... Shawn, przecież ty chyba dzwoniłeś do Aarona w sobotę. - Zabrał głos Jack, a ja westchnęłam.
- Co? Nie - zdziwił się brunet. Kopnęłam pod stołem Dallasa.
- Chodźmy na lekcje - zaproponował.
- Przecież byłem u Aarona wtedy. Cameron i Carter też tam byli. I zadzwonił telefon Aarona. To byłeś ty - odparł Johnson.
- Nie, ja dzwoniłem do Lili, ale mnie odrzuciła - pokiwał przecząco głową Shawn. Wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco.
- No co? - zapytałam, wzruszając ramionami. Popatrzyłam na chłopaków, a oni pokiwali twierdząco głowami. Westchnęłam. - Dobra. Zrobiliśmy sobie maraton horrorów.
- Horrorów?! Beze mnie?! - krzyknął Matthew.
- Ale przyszedł Johnson - dodał Cam.
- Więc uznaliśmy, że nie możemy doprowadzić do ich bezpośredniego spotkania - przytaknął Carter.
- To byłoby niebezpieczne - stwierdził Aaron.
- Jesteście nienormalni - westchnął Johnson.
- W sumie... - zamyślił się Gilinsky - Mieli rację. Mogłoby ci coś odwalić...
- Ale nic ciekawego się nie działo - powiedziałam szybko.
- Oprócz tego, że Lili spadła z kanapy, dostała pilotem w głowę i bała się wrócić do domu, to nie - wybuchnął śmiechem Dallas, a ja spojrzałam na niego morderczym wzrokiem.
- Oprócz tego, że Cameron krzyczał jak mała dziewczynka, to nie - dodałam ze śmiechem.
- Ale to Aaron nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa! - krzyknął Reynolds.
- Nigdy więcej maratonów horrorów, chodźmy na lekcję - oznajmiłam, gdy zadzwonił dzwonek.
- Nie powiedziałaś mi o tym - powiedział Jack.
- Bo byłbyś zazdrosny - odparłam i pocałowałam chłopaka w żuchwę. Od razu poprawił mu się nastrój. Weszliśmy do klasy i usiedliśmy na swoich miejscach. Po chwili zjawił się również Carter.
- Obym zdał, obym zdał, obym zdał - szeptali chłopcy. Zachichotałam cicho.
- Ściągnęliście ode mnie wszystkie odpowiedzi. Nie ma innej opcji - stwierdziłam.
- Dzień dobry, klaso! - krzyknęła starsza nauczycielka, wchodząc do klasy. Odpowiedzieliśmy chórkiem.
- Chwila prawdy - mruknął Jack.
- Zdałeś, czuję tu - odparłam.
- Sprawdziłam wasze testy - zaczęła kobieta - Jestem załamana z powodu waszych ogromnych braków w wiedzy. Wasza klasa wypadła najgorzej spośród innych.
- Świetnie - powiedział Carter.
W tym samym czasie poczułam rękę Johnsona na moim udzie. Nauczycielka zaczęła rozdawać sprawdziany. Widziałam zdenerwowanie mojego chłopaka. W końcu kobieta podeszła do nas i położyła na ławce pliki kartek.
- Brawo - rzuciła, po czym podeszła do biurka. Zaczęła tłumaczyć coś, ale nie słuchałam jej. Spojrzałam na mój test. Sto punktów. Maksymalna ilość.
- Dziewięćdziesiąt - powiedział z niedowierzaniem - Udało mi się!
- Przecież ci o tym mówiłam od dawna - odparłam.
- Zdałem! - krzyknął Reynolds na całą klasę - Nie wierzę!
- Ja też w to nie wierzę, panie Reynolds - oznajmiła nauczycielka - Panie Johnson?
- Tak, pani profesor? - mruknął zadowolony blondyn.
- Przestań molestować pannę McCourtney, dobrze? - zapytała z lekkim uśmiechem. Inni wybuchnęli śmiechem.
- Pani profesor, oni to robią od dłuższego czasu! - powiedział Carter, a ja walnęłam go w krzesło.
- Wiem - odpowiedziała kobieta - Ale przez jakiś czas był spokój i się do tego przyzwyczaiłam, a teraz wrócili do siebie.
- Niech pani profesor nie liczy, że przestaną - zaśmiał się chłopak przed nami. Pokiwałam głową, ale zaśmiałam się cicho.
- Skoro już przy tym jesteśmy, to... Chcę oznajmić, że w piątek odbędą się zajęcia z seksuologiem dla dziewczyn - oznajmił kobieta.
- Boże... - mruknęłam - Jack, w piątek jedziemy do Malibu.
- Dla ciebie wszystko, księżniczko - odparł ze śmiechem.
- To prędzej dla chłopaków - stwierdziła jedna z dziewczyn. W ten o to sposób narodziła się zażarta dyskusja. Po jaką cholerę potrzebny nam seksuolog?
*******
Nudny, wiem, wiem... Dałam tu kilka wątków, które są potrzebne. Wyszła mi jakaś masakra!
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro