Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 57

- Ale to było straszne! - krzyknął kolejny raz Chris.

- Tak, braciszku, rozumiem - przytaknęłam zirytowana. 

Chłopak chodził za mną od samego rana i nie dawał mi spokoju. Cały czas nawijał o swoim nieudanym pobycie u ciotki.

- Ale ty sobie tego nie wyobrażasz! - dodał.

- Masz rację, nie wyobrażam. A załatwiłeś tę ciążę? - zapytałam. Otworzyłam szafę, by poszukać odpowiednich butów na odpowiednią okazję.

- Ym... - zamyślił się brat - Tak, ciotka powiedziała, że wycofa oskarżenia. Dzisiaj jadę do prawnika. Znowu. Ale czy ty to sobie wyobrażasz?! Ciotka nie chciała mnie wypuścić! Musiałem uciekać przez okno w nocy! W dodatku pokój był na piętrze i wpadłem w krzaki!

- Tak, Chris. To straszne - przytaknęłam. 

Znalazłam czarne, skórzane szpilki z ćwiekami. Założyłam je i powoli wstałam. Oparłam się o brata.

- Mogę wiedzieć, co ty robisz? - zapytał, kierując się do wyjścia.

- Nigdy nie chodziłam na tych szpilkach - przyznałam.

- Nie wnikam. Ale chodź już, bo się spóźnimy - westchnął, a ja pokierowałam się w stronę samochodu Christophera. U

siadłam na miękkim fotelu i otworzyłam lusterko, by się przejrzeć.

- Jak wyglądam? - spytałam, gdy chłopak wsiadł do samochodu.

- Jakoś... Inaczej - stwierdził.

- Uznam to za komplement - odparłam. 

Nagle usłyszałam dzwonek telefonu. Wyjęłam go i zobaczyłam nazwę kontaktu. Uśmiechnęłam się mimowolnie.

- Lili? - Usłyszałam.

- We własnej osobie i na żywo - odparłam. Mój dobry humor sięgnął zenitu.

- Przepraszam, że wczoraj nie zadzwoniłem. Miałem dużo roboty - powiedział Will.

- Nic się nie stało - odpowiedziałam, machając lekceważąco ręką. Zganiłam się w myśli. Przecież chłopak tego nie widział.

- Mam te zdjęcia, o które prosiłaś - oznajmił, a ja pisnęłam szczęśliwa. Przykryłam słuchawkę ręką.

- Zatrzymaj się - nakazałam bratu.

- Po co? - spytał podejrzliwie, ale zaparkował przy chodniku.

- Dowiesz się potem. Dzięki, kocham cię! - rzuciłam, szybko wychodząc z samochodu. Brat odjechał, a ja rozejrzałam się wokół.

- Jesteś jeszcze, Lili? - Usłyszałam głos.

- Tak, tak. Przepraszam. Co z tymi zdjęciami? - zadałam pytanie. Wybrałam odpowiedni kierunek świata i ruszyłam na przygodę życia.

- Zrobiłem je. I... Właśnie wysłałem na twojego maila. Obserwowałem Mahogany cały dzień. Niby kontrolowałem. Wybrałem kilka najlepszych zdjęć. One... Powalają na kolana. Twoja przyjaciółka kompletnie nie radzi sobie ze sprzątaniem odchodów koni - zaśmiał się Will - Raz wylądowała twarzą w nich.

- Serio?! - krzyknęłam i wybuchnęłam śmiechem.

- Tak! - przytaknął ze śmiechem - Wydaje mi się, że to nie jest twoja przyjaciółka.

- To była moja przyjaciółka - przyznałam, poważniejąc - Ale przyjaźniła się ze mną, bo podobał jej się przyjaciel mojego chłopaka, który już miał dziewczynę i... To skomplikowane.

- Bardzo - dodał - A te niebieskie włosy to też twoja sprawka?

- Tak - zachichotałam - Moja i moich przyjaciół, którzy też chcieli się zemścić.

- To brawo. Masz zamiar opublikować gdzieś te zdjęcia? - zadał kolejne pytanie.

- Lepiej. Mam przygotowaną dla niej specjalną bombę - odpowiedziałam mściwie, wchodząc do drukarni. Rozłączyłam się bez słowa.

Zginiesz marnie, Mahogany Gordy Lox.

*************

Uczniowie patrzyli na mnie i szeptali. Zapewne o mojej ciąży, o tym, że zdradziła Johnsona. Nie interesowało mnie to jednak w tamtej chwili. Wolnym krokiem, z dumnie uniesioną głową podeszłam do naszego stałego stolika. Siedzieli tam już wszyscy, oprócz Camerona.

- Moim zdaniem, między nimi coś jest - stwierdziła Madison.

- Przecież ona od zawsze kochała Johnsona. Tak szybko by jej przeszło? - zapytał Matthew, patrząc w stronę blondyna. Siedział ze spuszczoną głową, ale przysłuchiwał się rozmowie.

- W "Teenie" zawsze jest ziarnko prawdy. Kłamstwa to tylko dodatek - oznajmił Gilinsky.

- Coś jest między nimi - powtórzyła Beer.

- Co jest i między kim? - zapytałam, podchodząc.

- O, Lili! - krzyknęła czarnowłosa - Ymm... Między... Trenerką, a matematykiem - dodała po chwili, wskazując dwóch nauczyciel. 

Spojrzałam w ich stronę. Stali kilka metrów od siebie, ignorowali się. Zmarszczyłam brwi. Madison kłamała.

- Lili, a gdzie ty się tak wystroiłaś? - spytał szybko Espinosa, zmieniając temat. Zerknęłam na swój ubiór. Czarne szpilki, miętowa, plisowana spódniczka oraz biała koszulka z dekoltem. Mocny makijaż. To nie było podobne do mnie.

- Dzisiaj trzeba dokończyć plan zemsty - uśmiechnęłam się - Widzieliście gdzieś Camerona?

- Tak. - Usłyszałam za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam owego chłopaka.

- Nareszcie jesteś. Załatwiłeś wszystko? - zapytałam.

- Biją się, biją się! - wrzeszczał jakiś młody chłopak, wbiegając na stołówkę. Nauczyciele wysłali sobie znaczące spojrzenia, po czym pobiegli.

- Brawo - rzuciłam i pocałowałam chłopaka w policzek. Z  jego pomocą, weszłam na stół. Dallas mi towarzyszył. Zagwizdał głośno, by zwrócić uwagę innych.

- Ej, słuchajcie! - krzyknął. W pomieszczeniu nastała cisza.

- Muszę wyjaśnić kilka spraw - oznajmiłam donośnym głosem - Nie jestem w żadnej ciąży! Ani z Johnsonem, ani z Cameronem! Mój głupi, obecny tutaj brat, Christopher, powiedział tak jednej osobie, by uciec od problemów! - krzyknęłam, wskazując ręką na brata.

- Siostra, mogłabyś to sobie darować - rzekł markotnie, ale głośno, patrząc w moją stronę.

- Wyszły z tego jeszcze większe problemy - mówiłam, nie zwracając uwagi na Chrisa - Opowiedział o nich Nicholasowi, który spotykał się w tym czasie z Rose. Z powodu zdjęcia, które zrobiłam, zerwali. Nick chciał się zemścić, więc rozpowiedział to po szkole! - dodałam, a po sali rozniosły się szepty oraz zdziwione komentarze. Ignorowałam je.

- Ej, spokój! To jeszcze nie koniec! - wrzasnął Dallas, a wszyscy spojrzeli na nas, milknąc. Mieliśmy mało czasu, nauczyciele mogli pojawić się w każdej chwili, a to nie skończyłoby się dla nas najlepiej.

- Mam też inne informacje! - krzyknęłam - Nasza kochana niebieskowłosa Mahogany zaczęła pracować! - oznajmiłam i pokazałam na dziewczynę. Wiedziała, do czego zmierzam. W jej głowie wszystkie elementy układanki połączyły się ze sobą. Spojrzała na mnie zdziwiona i wściekła. - W sieci pojawiły się obraźliwe plotki na jej temat, które ktoś rozsyłał. Madison, to była świetna robota - powiedziałam, parząc na Beer. Zachichotała cicho.

- Ma się ten talent - oznajmiła wyniośle, rzucając w stronę Lox prowokujące spojrzenie.

- Mahogany była zdesperowana - oznajmiłam smutnym tonem - Nie chciała takiej reputacji, którą sama stworzyła dla Madison jakiś czas temu. Postanowiłam pomóc mojej przyjaciółce, która mnie również wykorzystywała. Wysłałam ją do schroniska dla zwierząt, zgodziła się od razu. Chcecie dowiedzieć się, jak jej poszło? - zapytałam ze śmiechem.

- Zamknij się! - wrzasnęła w końcu, wstając ze swojego miejsca.

- Dobrze - przytaknęłam, a wszyscy spojrzeli na mnie zdezorientowani. Sięgnęłam do torby. Wyjęłam z niej kilkadziesiąt kopert. - Ja wam to pokażę! - krzyknęłam, a na stołówce rozległy się zadowolone krzyki. Dałam połowę kopert Dallasowi i zaczęliśmy rzucać je w stronę uczniów. Po kilku minutach dało się słyszeć sarkastyczne uwagi na temat Lox oraz śmiechy. Wszyscy zobaczyli zdjęcia, na których niebieskowłosa sprząta odchody zwierząt, a w niektóre wpada. Warto było się tak poświęcić. Zeszłam ze stołu, gdy zadzwonił dzwonek.

- Brawo, Lili! - krzyknęli chórkiem chłopaki wraz z Madison. Uśmiechnęłam się do nich. Inni spoglądali na mnie z uznaniem, gratulowali. Machnęłam w ich stronę ręką i skierowałam się w stronę sali historyczną. Weszłam jako ostatnia. Skierowałam się do mojej ławki, na której leżały moje ulubione kwiaty, białe róże. Zdziwiona wzięłam je do ręki. Poczułam ich piękny zapach. Obok widniała nieduża karteczka z moim imieniem. Nie musiałam do niej zaglądać. Wiedziałam, od kogo są.

*******

Jestem głodna! Zjadłam galaretkę i nic :(

~~ Zmierzchu :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro