Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 54


Przyszła pora na lunch. Pora, której chciałam uniknąć. Niechętnie powlokłam się za Cameronem, który dotrzymywał mi towarzystwa od zerwania z Jackiem. Blondyn pisał do mnie, dzwonił, próbował nawiązać jakikolwiek kontakt, ale nie odpowiadałam.

- W sobotę zabieram cię - oznajmił nagle Dallas, przerywając swoją zabawną opowieść. Zapewne ogarnął, że go w ogóle nie słuchałam.

- Mnie? Gdzie? - spytałam zdziwiona, ale i zaciekawiona.

- To niespodzianka. Musisz się trochę wyluzować. Spędzimy razem świetny dzień - powiedział, a ja jedynie wzruszyłam ramionami.

- Lili, czy to prawda, że jesteś w ciąży z Johnsonem? - zapytała mnie jakaś dziewczyna, która stanęła przede mną z niecierpliwością wymalowaną na twarzy. Zszokowana zmarszczyłam brwi.

- Odwal się - mruknęłam i przepchnęłam się obok.

- To się nie stało naprawdę, prawda? - zadał mi pytanie zdezorientowany Cameron. Westchnęłam. Oczywiście chłopak wiedział o całej sytuacji z tą nieistniejącą ciążą.

- Niestety tak. Myślisz, że Jack coś powiedział?

- Serio tak myślisz? - Spojrzał na mnie z góry, a ja pokręciłam przecząco głową.

- Lili! - Usłyszałam nagle czyjś zdesperowany głos. Towarzyszyły mu liczne śmiechy. Odwróciłam się i ujrzałam Mahogany. Otworzyłam szerzej oczy, a Dallas wybuchnął śmiechem.

- Nie wytrzymam - mruknął i wszedł na stołówkę.

- Lox! Co się stało? - zapytałam, udając przerażoną. 

Z całych moich sił powstrzymywałam śmiech. Szło mi całkiem nieźle. Dziewczyna stanęła przede mną, a ja ujrzałam ją w pełnej krasie. Miała rozbiegany wzrok oraz lekko rozmazany makijaż. Na jej twarzy widniało zdenerwowanie, a także przerażenie. Włosy dziewczyny... Przypominały mi burzę na morzu. Były bardzo zakręcone i... Niebieskie. Gilinsky i Caniff ostro zadziałali.

- Nie wiem! - krzyknęła. 

Zgromiła wzrokiem dziewczyny, które przeszły obok, naśmiewając się z rudej. To znaczy niebieskowłosej.

- Musisz iść do fryzjera - stwierdziłam.

- Już byłam - jęknęła - Ale nie da się nanieść żadnego koloru. Chodź, musimy pogadać - powiedziała, po czym złapała mnie za ramię. 

Poprowadziła mnie w stronę sali informatycznej na drugim piętrze, gdzie było zazwyczaj pusto o tej porze. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi, a ja rozsiadłam się na fotelu profesora.

- Całkiem wygodny - stwierdziłam, opierając głowę.

- Opowiadaj. O co chodzi z tą ciążą? - zapytała mnie. 

Usiadła na biurku naprzeciwko i patrzyła na mnie zaciekawionymi oczami. Zauważyłam, że co chwila pocierała palcami o włosy, jakby próbowała zetrzeć farbę. Rozśmieszyło mnie to.

- Nie wiem, jakieś plotki... - Machnęłam ręką. - A... Co z tym zdjęciem, które ci wczoraj wysłałam?

- Wysłałam je do Rose. Podobno zerwała z Nickiem, a on jest mega wkurzony - oznajmiła, a ja pokiwałam głową. Świetnie. - Słuchaj... Olivia mnie ignoruje, a Rose jest zbyt zdołowana po zerwaniu, by zawracać mną głowę. Mam problem. Od jakiegoś czasu... Krążą o mnie plotki w Internecie. Złe plotki. Okropne kłamstwa, które ktoś wymyśla. Nie wiem, co z tym zrobić, fani mnie hejtują - westchnęła.

- Wiesz, kto puszcza te plotki? - spytałam, a moje serce zabiło szybciej.

- Nie mam pojęcia, ale ta osoba naprawdę mnie nienawidzi - odparła, a ja niewidocznie odetchnęłam z ulgą. Mahogany nie domyślała się niczego, ale miała rację. Madison nienawidziła jej z całego serca.

- Chyba wiem... Co możesz zrobić, żeby odzyskać uwielbienie fanów - zamyśliłam się, a w mojej głowie powstał szatański plan, dopełnienie całej zemsty.

- Co takiego? - zapytała zaciekawiona. Uśmiechnęłam się jedynie i napisałam smsa do Chrisa.

- Wszystkiego się dowiesz w swoim czasie. A teraz muszę lecieć - rzuciłam. 

Opuściłam salę, a po chwili usłyszałam dzwonek. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Ruszyłam korytarzem w stronę sali gimnastycznej. Uczniowie spoglądali na mnie i szeptali. Chichotali cicho i śmiali się głośno. Wytężyłam słuch.

- Słyszałyście? Podobno Lili jest w ciąży z Johnsonem... - powiedziała jakaś dziewczyna do swoich przyjaciółek, patrząc na mnie. 

Zmarszczyłam brwi. Nie tylko Mahogany była w centrum zainteresowania. Ale... Kto nie dotrzymał tajemnicy? Przecież ja nie byłam w ciąży! Westchnęłam. Sala gimnastyczna znajdowała się na parterze, więc ruszyłam biegiem po schodach. Nie chciałam, by ten głupi nauczyciel znowu się do mnie przyczepił. Nagle poczułam mocne uderzenie. Wszystkie moje książki oraz kartki, które się w nich znajdowały, poleciały na podłogę. Zdenerwowana spojrzałam w górę i zobaczyłam Samuela Wilkinsona. Westchnęłam. Schyliłam się, żeby pozbierać wszystkie moje rzeczy, a chłopak zaczął mi pomagać.

- Hej, szukałem cię - powiedział.

- Hej. Co tu robisz? Czemu mnie szukasz? - zapytałam podejrzliwie.

- Żeby się pożegnać. Wyjeżdżam. I... Chciałem z tobą pogadać - oznajmił - Masz teraz czas?

- Chyba nic się nie stanie, jeśli opuszczę dwie godziny durnego wychowania fizycznego - stwierdziłam, a Sammy parsknął śmiechem. Złapał mnie za rękę i pokierował w stronę wyjścia. Wybiegliśmy szybko, aby nikt nas nie widział. Poszliśmy do parku. O tej porze kręciły się tam tylko starsze osoby.

- Przepraszam - wyznał nagle Wilk - To moja wina, że zerwałaś z Jackiem.

- To nie jest twoja wina - zaprzeczyłam od razu. Usiadłam na ławce. - Po prostu... Chciałam, żeby tam był. Umówiłam się z nim. A on... Zostawił mnie dla ciebie - zaśmiałam się, chociaż nie było mi do śmiechu.

- J nie rozumie tego. Nie rozumie, czemu z nim zerwałaś z powodu głupiego konkursu. I, szczerze mówiąc, ja też to tak pojmuję - powiedział.

- Hm... - zamyśliłam się - Wyobraź sobie taką sytuację... Masz dziewczynę i... Zostajesz nominowany na jakąś Galę. Możesz wygrać statuetkę. To twoja szansa na wielką sławę, cholernie ci na tym zależy. Chcesz, żeby ta dziewczyna z tobą poszła. Ona się zgadza, wszystko jest okej. I przychodzi ten dzień. Jesteś podekscytowany i w ogóle... Umawiasz się z tą dziewczyna na miejscu, bo masz jechać z bratem. Ta dziewczyna jednak nie odzywała się przez cały dzień, w szkole też się nie pojawiła. Okazuje się, że twój brat nie może się tam pojawić. No trudno. Musisz jechać tam metrem, w którym przeżywasz masakrę. W końcu jesteś na Gali. Nie ma twojej dziewczyny. Jesteś sam. Nagle pojawia się twój przyjaciel. Nie wygrywasz. Jedziesz do tej dziewczyny, jest ci przykro, ale coś mogło się stać i chcesz to sprawdzić. Pojawiasz się tam, a dziewczyna mówi ci, że była zajęta, nagrywała, szef jej nie chciał puścić. Akurat przyjaciółki z daleka do niej przyjechały. Jedna z nich żałuje, że nie było cię na imprezie, która akurat się skończyła. Współczuje ci, bo twoja dziewczyna powiedziała, że się uczysz i nie mogłeś przyjechać. Twoja dziewczyna okłamała ciebie i jej przyjaciółkę. Mówi ci, że chciała spędzić czas z przyjaciółkami i z tego powodu nie pojawiła się na bardzo ważnej dla ciebie Gali. Jak wyglądałaby twoja reakcja? Co byś zrobił? - zapytałam.

- Wow... - skomentował Sam - Teraz cię rozumiem.

- No właśnie - przytaknęłam.

- Czy... Johnson ma jakieś szanse? - zapytał, podnosząc brew do góry.

- Szansa zawsze jest. Musiałby się jednak naprawdę postarać - stwierdziłam.

- On cię bardzo kocha. Wiesz o tym, prawda?

- Ja też go kocham. Najbardziej na świecie, ale... - westchnęłam - To, co zrobił... Bolało. Naprawdę bolało.

- Chciałbym zostać na dłużej, ale muszę się jeszcze spakować - oznajmił Wilkinson.

- Nie wyjeżdżaj - poprosiłam - Nie z tego powodu.

- Skate też tak mówi. Ale nie wiem. Tak czy siak, muszę już lecieć. Spotkamy się niedługo - powiedział, wstając. Przytulił mnie mocno, a ja wdychałam jego zapach perfum.

- Mam taką nadzieję - uśmiechnęłam się smutno. Sammy pocałował mnie w policzek i odszedł. Usiadłam z powrotem na ławce. 

Mamo, dlaczego to wszystko jest dla mnie tak cholernie trudne?

*******

Nie wiem, co napisać... Idę kręcić vine'y.

~~Zmierzchu :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro