Rozdział 51
- Nash, błagam, pospiesz się - jęknęłam kolejny już raz.
Siedziałam w tym samochodzie już dwie godziny. Bałam się, że nie wytrzymam dłużej. Tym bardziej, iż Jack Edward Johnson, mój chłopak, który całował się z inną dziewczyną, siedział obok mnie. Byłam na niego cięta, on na mnie z resztą też. Był zazdrosny o to, iż spędziłam z Nashem świetne chwile. Oczywiście do niczego nie doszło, po porostu polepszyliśmy więzi.
- Lili, skarbie, powiesz to szósty raz, a nie ręczę za siebie - odpowiedział Grier przez zaciśnięte zęby.
- Nudzi mi się - westchnęłam, po czym opadłam na fotel.
- Idź spać. Mówiłaś, że się nie wyspałaś - zaproponował Shawn.
- Jak się nie spało przez całą noc, to co się dziwić? - zapytał retorycznie Jack. Spojrzałam na niego spod byka i szukałam w głowie riposty.
- To nie ja całowałam się z jakąś rudą zdzirą - warknęłam.
- To nie ja zabawiałem się z Nashem - odpowiedział Johnson.
- Ale to nie ja zdradziłem swoją dziewczyną po pijaku, która na dodatek to widziała - włączył się kierowca.
- Ja przynajmniej nie siedziałem w więzieniu - oznajmił Jack.
- To nie były udane wakacje - westchnął Shawn.
- Zgodzę się z tobą - przytaknęłam od razu.
- Nie podobała ci się ostatnia noc? - spytał blondyn.
- Ta, podczas której mnie zdradziłeś? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie - Nie.
- Niemożliwe - zaśmiał się chłopak, przybliżając swoją twarz do mojej - Czyżby Nash nie był taki dobry?
- Przynajmniej on mnie nie zdradzi - powiedziałam.
- A ruda, której na imię Liv, przynajmniej nie będzie spała w jednym łóżku z moim kumplem! - krzyknął chłopak.
- Teraz już wiem, czemu Matt chciał się zamienić miejscami, a Taylor uciekł - powiedział cicho Mendes.
- Przechytrzyli cię - stwierdził Nash.
- Ciekawe, ile minie, zanim zdradzisz tę całą Liv! - Wywróciłam zezłoszczona oczami.
- Ciekawe, kiedy Nash zastanie cię w łóżku z Dallasem albo... Shawnem - odpowiedział Jack.
- Spanie z przyjacielem jest lepsze, niż zdradzanie dziewczyny - stwierdziłam.
- Jesteś pewna, że tylko spanie? - OPodniósł brwi chłopak, przybliżając się jeszcze bardziej.
- Ja nie całuję się ze wszystkimi na prawo i lewo - oznajmiłam, a Jack mnie pocałował.
Nasze usta współgrały ze sobą idealnie, jakby były dla siebie stworzone. Całowaliśmy się tęsknie, ale powoli.
- Czemu jest tak cicho? - spytał nagle Grier - Okej...
- Co? - zapytał Shawn - Aaa... - dodał ciszej. Uśmiechnęłam się przez pocałunek.
- Byłem pijany - szepnął Jack, oddalając się na kilka centymetrów i spoglądając w moje oczy.
- A ja wkurzona. Ale między mną a Nashem do niczego nie doszło - odpowiedziałam cicho.
- Zdaję sobie z tego sprawę, przepraszam - powiedział, a nasze usta zetknęły się ponownie w szybszym, zachłannym pocałunku. Zarzuciłam ręce na szyję blondyna, a on złapał mnie w pasie i przybliżył do siebie.
- Wolałem, jak sobie dogryzali. - Usłyszałam głos Nasha.
- Czemu? Lepiej, że są pogodzeni. I jest cicho - odparł lekko zdziwiony brunet.
- Ale wcześniej było zabawnie - zaśmiał się Grier. Nagle skręcił w jakąś uliczkę, przez co straciłam równowagę i upadłam na siedzenie, a wraz ze mną Jack.
- Nash! Prawie nas zabiłeś! - wrzasnął Mendes, który przytulał się do drzwi samochodu.
- Ej! Żadnego seksu w moim samochodzie! - krzyknął Nash, patrząc na nas.
- Prawie nas zabiłeś! - powtórzył chłopak - Wypadłbym przez drzwi!
- Wyluzuj, nic się nie stało - rzekł chłopak.
- A ja myślałam, że to Caniff nie umie prowadzić - oznajmiłam.
Johnson pociągnął mnie lekko i siedzieliśmy na fotelach. Po chwili usłyszałam dzwonek telefonu. Grier włączył głośnomówiący.
- Nash, gdzie wy jedziecie? - usłyszałam zdezorientowany głos Madison.
- Na skróty. Tak wskazuje GPS. Jedźcie za nami - odpowiedział chłopak.
- A co z... Lili i Jackiem? - spytała Beer.
- Ten zakręt ich... Zbliżył do siebie - powiedział Nash, a czarnowłosa zachichotała.
- I prawie mnie zabił - dodał Shawn.
- Przynajmniej mogłeś się trochę poprzytulać do drzwi - zaśmiałam się.
- Te drzwi nie chciały tego, więc nie waż się powtarzać - zagroził kierowca.
- To ty uprzedzaj mnie przed zakrętami - odparł Mendes.
- Nas też - dodałam.
- Wam to się akurat podobało - stwierdził piosenkarz - Ale ja już nie chcę się całować z szybą. Była taka... Zimna i nieczuła - dodał.
- Kłóćcie się, ale beze mnie. Do zobaczenia w domu! - rzuciła Mads i rozłączyła się szybko.
Po chwili napiętej ciszy usłyszałam mój dzwonek telefonu. Wyjęłam go z torby i ujrzałam zdjęcie mojego brata. Zdziwiona przesunęłam palcem po ekranie.
- Co tam, bracie? - przywitałam się.
- Hej, siostrzyczko! Chciałem się tylko zapytać, kiedy będziesz w domu - powiedział miłym tonem.
- Mówiłam ci przecież, że w nocy i, żebyś na mnie nie czekał. Czemu się jeszcze pytasz? - zadałam kolejne pytanie zaintrygowana dziwną postawą brata. Upił się?
- Wiesz... Chodzi o to, że... - zaczął, a ja od razu poznałam ton jego głosu.
- Co się stało, Chris? I nie owijaj w bawełnę - ostrzegłam.
- Mamy gości - oznajmił, a ja zmarszczyłam lekko brwi.
- I co w związku z tym? Kto to w ogóle jest? - spytałam.
- Ciocia Grace bardzo się martwiła o ciebie i twoją nogę, więc postanowiła nas odwiedzić - powiedział, a ja otworzyłam szerzej oczy oraz usta.
Zastygłam w bezruchu, a w mojej głowie trwała burza. Cholerna ciotka Grace, której nie znosiłam! Siostra mamy, matka Sandy. Uważała się za lepszą od innych, zawsze krytykowała mnie oraz moje zachowanie.
- Lili? Wszystko okej? - zapytał Jack, przyglądając mi się. Wróciłam do świata żywych.
- Dobra, a co jej powiedziałeś? - przemówiłam do słuchawki.
- Że zdejmują ci gips. Okazało się, że kość szybciej ci się zrosła - odparł, a ja odetchnęłam z ulgą - Ale... - dodał.
- Chris? Co znowu?
- Powiedziałem to dwie godziny temu. Ciotka ogarnęła, że to nie trwa tak długo i... - zaczął mówić piskliwym głosem.
- Boże, coś ty znowu zrobił? - zapytałam rozpaczliwie, szykując się na kolejną porcję informacji.
- Powiedziałem, że pojechałaś jeszcze do jakiegoś lekarza ze swoim chłopakiem. Wiesz, że nie znam się na lekarzach, a ciotka zaczęła wypytywać - mówił, a ja starałam się oddychać głęboko, żeby się uspokoić - I zapytała się, czy pojechałaś do ginekologa, a ja przytaknąłem...
- Jezu... - mruknęłam.
- I ona się zapytała, czy jesteś w ciąży, a ja przytaknąłem - dodał, a ja zakrztusiłam się śliną.
- Ty debilu! - wrzasnęłam - Czy ty jesteś normalny?! Do reszty cię popieprzyło?! - dodałam wściekła, a chłopaki patrzyli na mnie przerażeni.
- Musiałem coś powiedzieć... - zaczął.
- Zabiję cię - warknęłam - Po prostu cię zabiję. Jak tylko wrócę do domu... Nie, nie wrócę do domu, bo cię naprawdę zabiję. Nocuję u Jacka, a jak cię spotkam, to nie wiem, co ci zrobię. Radź sobie sam, przecież ja się nie mogę denerwować! - krzyknęłam i rzuciłam słuchawkę na fotel. Zrobiłam kilka wdechów, żeby się uspokoić. Czy tylko ja miałam popieprzonego brata?!
- Co się stało, kochanie? - zapytał Johnson.
- Jestem w ciąży - uśmiechnęłam się wkurzona, a Nash zatrzymał samochód z piskiem opon.
************
Te podróże w samochodzie xdd
~~ Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro