Rozdział 46
- Moim skromnym zdaniem... To już przesada - mruknęłam, jednak i tak większość mnie usłyszała.
- Lili, nie myśl, że teraz się wycofasz. Siedzimy w tym razem - odparła Madison.
- Nie o to chodzi! - Machnęłam ręką. - Nie uważacie, że to już przesada?
- Nie! - krzyknęli wszyscy.
- Poza tym... - zaczął Shawn, splątując ze sobą palce - Każdy z nas ma osobne zadanie. Ty tylko udajesz jej przyjaciółkę i dodajesz farbę. Gilinsky ją podrywa, Beer puszcza plotki...
- Każdy z nas mści się za siebie - przerwał chłopakowi Taylor.
- Udało się! Zaliczyłem! - wrzasnął jakiś znajomy głos. Zdziwieni odwróciliśmy się od stolika. Ujrzeliśmy biegnącego Matta. To było do przewidzenia.
- Co mu znowu odwala? - zapytał Nash.
- Lili, kocham cię! - krzyknął chłopak, po czym pocałował mnie w policzek - Ściągnąłem wszystko i zaliczyłem chemię!
- Ty naprawdę nie jesteś normalny - stwierdziłam, kręcąc głową ze śmiechem.
- O czym gadamy? - zapytał ciemny blondyn, siadając naprzeciwko mnie.
- O zemście - odpowiedział Johnson i wręczył mu kartkę z planem.
- Wiecie, czego się dowiedziałem?! - krzyknął Carter, przybiegając do nas.
- Kolejny - mruknął Nash, a ja zachichotałam.
- Czego? - zapytała Mads.
- Słuchajcie mnie uważnie - zaczął Reynolds i usiadł obok mnie - W czwartek jest Dzień Kombatantów*. Podsłuchałem rozmowę dyra i dowiedziałem się, że piątek jest wolny - oznajmił.
- Moglibyśmy gdzieś wyjechać - stwierdził Johnson.
- To jest świetny pomysł, stary! - krzyknął Gilinsky.
- Tylko gdzie? - zamyślił się Tay.
- Byłem kiedyś nad takim fajnym jeziorem... Tylko nie pamiętam, jak się nazywa - oznajmił Shawn - To chyba było w... Hrabstwie San Diego. To mi się kojarzyło z moim imieniem...
- Henshaw? - zapytałam, a chłopak pokiwał energicznie głową.
- To nie jest daleko - stwierdził mój chłopak.
- No to załatwcie hotel i po sprawie - westchnął Nash. Wszyscy popatrzyli na mnie wyczekującym wzrokiem.
- No co? - zapytałam, a chłopaki wraz z Beer dalej patrzyli - Dobra, dobra, już - dodałam, po czym wyciągnęłam telefon z torby. Kątem oka zobaczyłam trzy dziewczyny, które kierowały się w stronę jednego ze stolików.
- Rudy czy czerwony? - zapytał Nash, patrząc się w tę samą stronę, co ja.
- Wiesz co, Jack?! - krzyknęła Madison, by inni spojrzeli na nią. Skutecznie. Wstała i patrzyła wyzywająco na swojego chłopaka.
- Pora zacząć przedstawienie - szepnęłam, wystukując w telefon odpowiednią nazwę.
- Mam cię już dosyć! - oznajmiła głośno czarnowłosa.
- Ale Mads... - jęknął Gilinsky, próbując ją objąć.
- Nie! - krzyknęła. Wszyscy patrzyli się z zaciekawieniem na tę scenę.
- Proszę cię, kochanie...
- Żadnego kochanie! - powiedziała - Teraz masz już drogę wolną! To koniec z nami! - oznajmiła, po czym spoliczkowała Jacka.
- Tego nie było w planie - szepnęłam zaskoczona.
Madison wybiegła ze stołówki, a chłopak złapał się za bolący policzek. Dyskretnie spojrzałam na Mahogany. Patrzyła się zdziwiona na tę scenę, a jej ręka zatrzymała się w połowie drogi do ust.
- To było... - powiedział Matt - Mega.
- Nie wyszło źle - stwierdził Johnson.
- Nie wiedziałem, że to będzie tak bolało - jęknął Gilinsky, kiedy usiadł obok nas.
- Dzisiaj macie wolną chatę, to się pogodzicie - zaśmiał się cicho Taylor.
- Właśnie... Lili, co dałaś Johnsonowi z okazji waszej miesięcznicy? - zapytał Espinosa, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
- Dam mu ściągnąć na teście z biologii - oznajmiłam, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Nie licząc Gilinskiego, który nie mógł pozbierać się po zerwaniu. Po chwili zadzwonił dzwonek, więc rozdzieliliśmy się. Weszliśmy do klasy i usiedliśmy, jak się wcześniej umówiliśmy. Nauczycielka rozdała testy.
- To ma aż cztery strony - jęknął Carter.
- Dasz radę, Reynolds. Oczywiście, jeżeli się uczyłeś - oznajmiła starsza kobieta z uśmiechem, a chłopak przeklął pod nosem.
Zaczęłam rozwiązywać trudne zadania. Kątem oka widziałam, jak Jack trudził się przy pierwszym ćwiczeniu. Mimowolnie przewróciłam oczami i uśmiechnęłam się. Kopnęłam nogą krzesło Cartera. Chłopak odsunął się lekko, tak jak wcześniej to ustalaliśmy. Spojrzałam na nauczycielkę, ale ona była zbyt zajęta malowaniem paznokci. Położyłam rękę na udzie blondyna, po czym paznokciem narysowałam mu dobrą odpowiedź. Następnie chłopak uderzył lekko w krzesło bruneta. Tak wyglądał nasz sposób na ściąganie. Wszystkie zadanie były zamknięte, więc łatwo poszło. Z uśmiechem oddałam kartkę.
- Ładne paznokcie - rzuciłam cicho oraz sarkastycznie do nauczycielki. Barwa jej lakieru była zgniłozielona, co kompletnie nie pasowało do obecnej pogody.
- Dziękuję, Liliano - uśmiechnęła się, ukazując swoje żółte zęby. Szybkim krokiem wróciłam do ławki. Po chwili zadzwonił dzwonek, więc razem wyszliśmy.
- To było świetnie! - krzyknął ucieszony Carter.
- Ta... - mruknęłam zamyślona, w oddali widząc rude loki - Spotkamy się potem, ok? Wolę czerwony niż rudy.
- Przyjadę po ciebie o 6.00 - szepnął mi na ucho Jack.
- Już nie mogę się doczekać - odpowiedziałam z uśmiechem i musnęłam wargami usta blondyna. Oddaliłam się od chłopaków. Po kilkudziesięciu sekundach dogoniłam Mahogany. Nie była sama.
- Hej, Lili - przywitała się Lox.
- Hej - odparłam trochę nieśmiało. Olivia uśmiechnęła się do mnie, a Rose mierzyła mnie wzrokiem.
- Co tam u ciebie? - zapytała, łapiąc mnie za ramię.
- Wszystko świetnie - odpowiedziałam.
- Widziałaś tę akcję na stołówce? Mads zerwała z Jackiem - powiedziała.
- Najwyższa pora. Już miałam jej dosyć! - Przewróciłam oczami. - Tylko trochę mi szkoda Gilinskiego. Ja i Johnson staramy się znaleźć mu nową dziewczynę.
- Myślę, że Lox by się nadała - oznajmiła Olivia.
- To nie jest głupi pomysł. Patrz, tam idzie - szepnęłam jej na ucho. Jack pojawił się obok nas, a ja mrugnęłam do niego porozumiewawczo.
- Muszę pogadać z Andrew - rzuciła Olivia.
- A ja z Mattem - powiedziałam cicho i oddaliłam się. Wysłałam smsa do Madison, po czym weszłam do łazienki. Dziewczyna już tam była i poprawiała swój makijaż.
- I co? - zapytała podekscytowana, kiedy mnie zobaczyła.
- Nie miałaś z nim zrywać - fuknęłam.
- Wiem, wiem - machnęła ręką - Ale się strasznie w to wczułam.
- Jesteś żądna zemsty jeszcze bardziej niż ja - zaśmiałam się, po czym pomalowałam lekko rzęsy tuszem.
- Co teraz robimy? - zapytała.
- Gilinsky już wziął się do roboty, ja niedługo też - oznajmiłam.
- To będzie najlepsza zemsta na świecie - powiedziała szczęśliwa.
- Każdy to mówi - zachichotałam.
* Święto w USA
****
BOOM!
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro