Rozdział 41
- Śniadanie do łóżka dla mojej siostrzyczki! - wrzasnął Chris, wchodząc do mojego pokoju.
- Chris, głowa mi pęka, więc z łaski swojej nie drzyj się tak - jęknęłam, odkładając telefon.
- Ja się tak męczę dla mojej chorej siostrzyczki, a ty mi się tak odwdzięczasz - mruknął, kręcąc głową. Podniosłam się lekko na poduszkach, a chłopak postawił przede mną tacę. Była na niej gorąca herbata oraz gofry z owocami i bitą śmietaną.
- Dziękuję, braciszku! - zagruchotałam.
- Ja lecę do szkoły, trzymaj się i dzwoń, jakby coś się działo - powiedział, a ja przytaknęłam.
Christopher wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami, podczas gdy ja zaczęłam jeść posiłek. Czułam się o wiele lepiej. Głowa jeszcze trochę mnie bolała, jednak nie było w tym nic dziwnego. Niedługo miała odbyć się miesięcznica moja i Johnsona. Zastanawiałam się, co powinnam mu kupić. Nie miałam żadnego pomysłu. Blondyn już zapowiadał, że zabierze mnie w fantastyczne miejsce. Nie mogłam się doczekać. Jutro miała odbyć się kolacja z rodzicami Jacka. Blondyn chciał to przełożyć ze względu na mój stan fizyczny, ale nie zgodziłam się. Wszyscy wyolbrzymiali, a ja czułam się naprawdę dobrze. Położyłam tacę na szafkę i wzięłam laptopa. Włączyłam najnowszy odcinek Pretty Little Liars, w którym Ezra oświadczył się Arii. To było takie romantyczne! Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Zdziwiona wyjrzałam przez okno, jednak nie zauważyłam żadnego samochodu. Szybko założyłam dresy oraz luźną koszulkę, po czym zbiegłam na dół. W międzyczasie związałam włosy w kucyka. Otworzyłam drzwi.
- Co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona.
- Doszły mnie słucha, że moja przyjaciółka wylądowała w szpitalu! - krzyknęła Caroline i przytuliła mnie mocno. Poczułam jej duży brzuch na swoim i uśmiechnęłam się mimowolnie.
- Wejdź - powiedziałam, otwierając drzwi szerzej. Brunetka weszła do środka i zaczęła się rozglądać.
- Przytulnie tu - oznajmiła, oglądając zdjęcia na ścianie - Ale brakuje mi tu kogoś.
- Kogo? - zapytałam zdziwiona, po czym weszłam do kuchni. Wstawiłam wodę na herbatę, a na niedużym talerzyku położyłam ciasteczka.
- Twojego ukochanego - uśmiechnęła się, a ja wraz z nią.
- Jack jest w moim pokoju - zachichotałam.
- Chris mówił, że jakaś laska rzuciła się na ciebie w szkole i wylądowałaś w szpitalu. Co się stało? - zapytała. Westchnęłam mimowolnie.
- Długa historia - dodałam. Caroline wzięła napoje i poszła do salonu. Usiadłyśmy na kanapie.
- Mam cały dzisiejszy dzień - oznajmiła.
- Boję się, że to za mało - odpowiedziałam. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam opowiadać o Mahogany Lox, Cameronie Dallasie, Madison Beer oraz Jacku Johnsonie.
******
Dzwonek mojego telefonu przerwał rozmowę. Kątem oka zerknęłam na ekran.
- To twój książę na białym koniu? - uśmiechnęła się Caroline.
- Nie, to Shawn. Mój przyjaciel - odpowiedziałam lekko zdziwiona.
- Odbierz, a ja i tak muszę się już zbierać - westchnęła, a ja zrobiłam smutną minkę. Przesunęłam palcem po wyświetlaczu.
- Hej, Shawn. Co tam? - zapytałam.
- Gadałem z Johnsonem. Powiedział, że spóźni się do Cartera, więc postanowiłem po ciebie przyjść. Co ty na to? - odpowiedział.
- Do Cartera? - powtórzyłam - Cholera, zapomniałam!
- Wyrobisz się w piętnaście minut? - zadał pytanie.
- A mam inne wyjście? - zapytałam, mimowolnie przewracając oczami.
- Chyba nie. Do zobaczenia - zaśmiał się Mendes, a ja wcisnęłam czerwoną słuchawkę.
- Wychodzę na imprezę - zakomunikowałam.
- Zwariowałaś? W tym stanie? - zapiszczała brunetka.
- Okej, to nie będzie impreza. Po prostu spotykam się z paczką znajomych - dopowiedziałam.
- I tak nie powinnaś iść. A co jeśli zasłabniesz? - zapytał Chris, pijąc piwo.
- Nie przesadzaj, alkoholiku. Tam będzie jej paczka. Ale masz na siebie uważać - zagroziła mi palcem Caroline.
- Jasne - zaśmiałam się.
- To ja się zbieram. Wpadnijcie niedługo - oznajmiła smutnym tonem.
Przytuliłam dziewczynę lekko, by nie uszkodzić jej brzucha. Brat odprowadził ciężarną do drzwi, a ja pobiegłam na górę. Przebrałam się w dżinsy oraz bluzę, a włosy zostawiłam rozpuszczone. Podkreśliłam oczy, do kieszeni schowałam telefon i skierowałam się na dół. Wzięłam odpowiednie leki, a w tym samym czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam chłopaka.
- Hej, Shawn - przywitałam się.
- Hej. Gotowa? - zapytał.
- Tak, chodźmy - przytaknęłam, wiążąc buty. Złapałam bruneta za ramię i ruszyliśmy chodnikiem.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Dobrze. Jeśli jeszcze raz ktoś mnie o to zapyta, to go uderzę w twarz - oznajmiłam zirytowana.
- Mogę ci pomóc - parsknął śmiechem Shawn.
- Dobrze jest mieć przyjaciela... - mruknęłam.
- Który nigdy cię nie pocałuje - dokończył brunet - Magcon podzielił się.
- Jak to: podzielił? - zapytałam zaskoczona.
- Nikt nie chce rozmawiać z Cameronem. Oprócz Arona, który trzyma jego stronę. A wszystko z powodu...
- Jednego, durnego pocałunku - powiedziałam, a chłopak przytaknął. Westchnęłam mimowolnie - Jest aż tak źle?
- Dla Camerona tak. Gadałem z nim. Jest... Zmartwiony, jeśli nie załamany. A Johnson... Cieszy się z tego - powiedział.
- Co? - zapytałam.
- Jackowi o to chodzi. Chce, żeby Dallas trochę wycierpiał - oznajmił.
- Dupek z niego - powiedziałam.
- Ale on to robi z twojego powodu. Poza tym... Chłopaki są za tym pomysłem. Cameron w swoim życiu zrobił kilka błędów, więc nic się nie stanie, jeśli trochę wycierpi - odparł Mendes.
- Błędów? Jakich błędów? Czy to ma coś wspólnego z Madison?
- Skąd o tym wiesz? - odpowiedział pytaniem na pytanie zdziwiony.
- Słyszałam rozmowę Camerona i Jacka. Mówili coś o Madison - powiedziałam.
- Kiedyś... Dallas zakochał się w Madison. Pisał o tym publicznie na Twitterze. Ale ona była z Gilinskym. Cam nie chciał odpuścić, a G się wkurzył. Wybuchła wielka afera, ale dla dobra Magconu udało nam się ich pogodzić. Potem... Cameron i Nash się pożarli. Dallas myśli tylko i wyłącznie o sobie to jest jego wada. Gdyby nie to, byłby idealnym gościem - oznajmił.
- Ale... - zaczęłam.
- Lili, uwierz mi, że tak będzie lepiej. Powinien dostać nauczkę - dodał.
- Niech będzie. Daleko jeszcze? - zapytałam.
- Właściwie, to tutaj - odpowiedział, przepuszczając mnie w furtce. Weszliśmy do środka, a Shawn poprowadził mnie w stronę ogrodu. Płonęło już tam ogromne ognisko, a wokół siedzieli chłopcy. Rozmawiali i śmiali się.
- Patrzcie, kogo przyprowadziłem! - krzyknął Mendes, zwracając na nas ich uwagę.
- Nasza ofiara! - rzucił Matt i przytulił mnie mocno - Żyjesz?
- Żyję i nie zamierzam umierać - zaśmiałam się.
Po wszystkich przywitaniach oraz pytaniach o moje samopoczucie udało mi się usiąść obok chłopaków.
- Hej, skarbie. Jak się czujesz? - zapytał Johnson, całując mnie w policzek.
- Lili, powiedziałaś, że przywalisz osobie, która cię o to zapyta. Śmiało - powiedział ze śmiechem Mendes.
- Shawn mówił, że się spóźnisz - oznajmiłam i zmarszczyłam brwi.
- Co? Shawn mówił, że przyjdziesz z nim, bo chcesz kupić prezent dla mnie i potrzebujesz jego pomocy - odparł blondyn.
- Shawn! - krzyknęliśmy w tym samym czasie.
- Napijmy się! - zakomenderował brunet, a my wybuchnęliśmy śmiechem. Mendes puścił do mnie oczko, a ja kiwnęłam lekko głową. Johnson zapewne by mi o tym nie powiedział.
- Co mnie ominęło w szkole? - zapytałam ciekawa. Rozejrzałam się. Nie zdziwił mnie fakt, iż brakowało dwóch osób w naszym towarzystwie. Aarona oraz Camerona.
- Lox została zawieszona - oznajmił Carter.
- Od ciebie zależy, czy dyrektor ją wyrzuci - dodał Taylor.
- Chyba trzeba pozbyć się problemu, prawda Lili? - zapytał Nash.
- Ale Mahogany musi zostać - powiedziałam.
- Co? - zapytali wszyscy chórkiem.
- Przecież trzeba się zemścić - uśmiechnęłam się złowieszczo, a chłopaki wraz z Madison przytaknęli.
******
Ym... No, mam nadzieję, że się podoba! Dziękuję za 3K wyświetleń!
~~Zmierzchu :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro